Janusz Steinhoff o bezpieczeństwie w górnictwie: "Przepisy pisane są krwią górników zatrudnionych w kopalniach"

Prezes WUG ma kompetencje policyjne i kontrolne – może zatrzymać ruch kopalni z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Tymczasem jest podporządkowany ministrowi aktywów państwowych, który pełni funkcje właścicielskie wobec kopalń. Przecież to jakiś totalny absurd - komentuje Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka, były minister gospodarki odpowiedzialny za górnictwo, były szef WUG.

Janusz Steinhoff

Najpierw Pniówek, teraz Zofiówka. Pamięta pan taką czarną serię w śląskim górnictwie?
Nie. Dwa tak ciężkie wypadki, następujące po sobie… Nie pamiętam, by kiedykolwiek zdarzyła się u nas tak tragiczna seria, choć pamiętam Halembę, Śląsk, gdzie też ginęli ludzie. Każda taka katastrofa to tragedia dla Śląska, dla środowiska górniczego, dla górniczych rodzin… A trzeba pamiętać, że większość naszych kopalń jest zagrożona metanem i tąpaniami, warunki górnicze i geologiczne pogarszają się cały czas. Na Zofiówce mieliśmy tąpnięcie i wypływ metanu. Chwała Bogu, że nie było wybuchu.

Premier Morawiecki zapowiedział właśnie utworzenie eksperckiej komisji, która zbada wypadki w Pniówku i Zofiówce, a także poziom bezpieczeństwa w górnictwie. Co pan o tym sądzi?
Słyszałem tę wypowiedź premiera i jestem nią zbulwersowany, bo w takiej chwili nikt nie podpowiedział mu, na czym w istocie polega problem. Od lat apeluję do szefów kolejnych rządów, by przywrócić Wyższy Urząd Górniczy do struktury nadzorowanej właśnie przez premiera. Prezes WUG ma kompetencje policyjne i kontrolne – może zatrzymać ruch kopalni z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Tymczasem jest podporządkowany ministrowi aktywów państwowych, który pełni funkcje właścicielskie wobec kopalń. Przecież to jakiś totalny absurd.

Ma pan na myśli konflikt interesów?
Oczywiście, że jest konflikt interesów. Prezes WUG, występując w obronie życia i zdrowia górników, musi podejmować brzemienne w skutkach decyzje ekonomiczne. Decyzje, które nie będą podobały się właścicielom. A dziś właścicielowi, czyli resortowi aktywów, ten urząd jest podporządkowany. Premier nawet tego nie wie, bo żaden z jego urzędników nie potrafi mu wytłumaczyć, że jest w Polsce centralny organ administracji państwa stworzony tylko po to, by dbać o bezpieczeństwo wszystkich zakładów górniczych w Polsce. Podporządkowanie go de facto ministrowi skarbu, którym jest Jacek Sasin to jest sytuacja, w której prezes spółki ma również uprawnienia urzędu skarbowego. Pośrednio wynika to z totalnej niekompetencji w odniesieniu do górnictwa, dominacji socjotechnik nad organiczną pracą w tej branży. I instrumentalnego traktowania Śląska.

Wracając do wypadków w Pniówku i Zofiówce. Czy obie katastrofy coś łączy, poza bliskością kopalń i koincydencji w czasie?
To trzeba wyjaśnić. W Pniówku były wybuchy metanu. W Zofiówce inicjacji nie było, był wypływ metanu. Są zdarzenia w górnictwie, których nie sposób przewidzieć: z tąpaniami sobie nie radzimy, mimo profilaktyki. Możemy co najwyżej zminimalizować ryzyko, nawet odchodząc od eksploatacji złoża, w którym występuje nadreprezentacja zagrożeń. WUG powstał właśnie po to, by nikt nigdy nie poświęcał bezpieczeństwa na rzecz ekonomii. W takich przypadkach urząd musi wkraczać do akcji, nawet kosztem finansów kopalni.

Komisja WUG w sprawie Pniówka została już powołana.
To standard. Po zebraniu wszystkich materiałów i wyników badań, ta komisja w konkluzji swoich prac przedstawia wnioski prezesowi WUG i ministrowi odpowiedzialnemu za górnictwo. Często to wnioski dotyczące ewolucji niektórych przepisów, nowych rozwiązań. Z tych wniosków zawsze wynika poprawa bezpieczeństwa w kopalniach.

To znaczy, że ono nigdy nie jest na odpowiednim poziomie?
Jeśli giną ludzie, poziom bezpieczeństwa nigdy nie będzie satysfakcjonujący. Prawda jest taka, że przepisy dotyczące bezpiecznego prowadzenia ruchu górniczego pisane są krwią górników zatrudnionych w kopalniach. To zbiór przepisów, które urzędy górnicze muszą egzekwować w sposób bezwzględny. Są procedury, których się nie przekracza, a jeśli ktoś to robi, nie ma dla niego miejsca w górnictwie. Poziom bezpieczeństwa w kopalniach mierzy się, przeliczając liczbę wypadków śmiertelnych na milion ton wydobycia albo tysiąc osób zatrudnionych. Gdy w 1990 zaczynałem kierować Wyższym Urzędem Górniczym, wskaźnik ten wynosił 0,72. Gdy odchodziłem z WUG - spadł do poziomu 0,3, zresztą przy niewielkim spadku wydobycia. Później wskaźnik spadał nawet do 0,15, ale dziś już wiadomo, po ostatnich wypadkach, że w tym roku będzie on wyjątkowo wysoki.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon