Patryk Osadnik
Konsul honorowy Mali (Mamadou Konate)

"Jestem Afrohanysem i mówię to z dumą". Za co konsul honorowy Mali w Polsce kocha Śląsk?

Konsul honorowy Mali w Polsce Mamadou Konate jest Afrohanysem. Choć obowiązki trzymają go w Warszawie, to każdy weekend spędza na Śląsku. Ma nadzieję, że kiedyś będzie mógł tu zamieszkać. - Dla Malijczyków i Ślązaków gość to świętość. Trzeba go przyjąć z otwartym sercem. W Mali nazywa się to jatigiya (czyt. dziatigija - przyp. red.) i tę samą jatigiyę poczułem na Śląsku - opowiada Mamadou Konate.

Patryk Osadnik: Do Polski przyjechał pan na studia w 1990 roku. Dlaczego akurat tutaj?
Konsul honorowy Mali w Polsce Mamadou Konate:
Wówczas w Mali funkcjonował taki system, że uczniowie z najlepszymi wynikami matury mieli prawo do wyjazdu na studia za granicę i stypendium fundowanego przez rząd oraz UNESCO. Trzech najlepszych uczniów z nauk ścisłych, dwóch z biologicznych i jeden z humanistycznych. Tak się złożyło, że w mojej szkole miałem najlepszy wynik z nauk ścisłych. Szczerze mówiąc, wybrałem Stany Zjednoczone, Kanadę lub Belgię i czekałem na odpowiedź. Mali to bardzo duży kraj, powierzchniowo prawie cztery raz większy od Polski, dlatego wiele komunikatów nadawanych było wtedy radiowo. Tam usłyszałem, że mam się stawić w Bamako (stolicy Mali - przyp. red.), bo zostałem przydzielony do Polski. Byłem przerażony! Z lekcji geografii wiedziałem, gdzie Polska leży, ale nic poza tym. Spędziłem wiele godzin w bibliotece, gdzie pracowała moja ciocia, czytając o tym kraju. W końcu powiedziałem mamie, że nigdzie nie lecę, bo nie znam nawet języka. Ona stwierdziła, że szkoda by było stracić takie stypendium, a poza tym wiele osób już tam poleciało i przeżyło, więc ja też dam radę. W Warszawie wylądowałem 4 września 1990 roku.

Z Warszawy musiał się pan jeszcze dostać do Łodzi.
Pochodzę z Kayes, które dawniej było stolicą Mali, tak jak Kraków był stolicą Polski. Kiedy samolot wylądował, byłem w szoku. Lotnisko, na którym się znalazłem, wyglądało dużo gorzej niż to w moim rodzinnym mieście. W sumie przyleciało nas sześcioro i wszyscy myśleliśmy, że to niemożliwe, że zaraz będziemy przesiadać się do kolejnego samolotu i lecieć dalej. Usiedliśmy, a po jakimś czasie zainteresowała się nami ochrona. Wyjaśniliśmy, że przylecieliśmy na studia i czekamy na samolot do Warszawy, ale okazało się, że to już Warszawa… Ochroniarze byli bardzo pomocni. Zaprowadzili nas na przystanek i czekali tak długo, aż znalazł się student, który mówił po angielsku. Kupił nam nawet bilety i pomógł dojechać do Warszawy Zachodniej, gdzie pojawił się kolejny problem. Dokąd mieliśmy kupić bilet? Łódź Fabryczna, Łódź Kaliska etc. Ostatecznie jakoś dotarliśmy na miejsce, a w pociągu spotkaliśmy profesora z uniwersytetu, który zaprowadził nas na tramwaj i powiedział, gdzie mamy wysiąść. Tak trafiłem na roczne studium językowe. Później ukończyłem studia z ekonomii i informatyki, rozpocząłem doktorat na Uniwersytecie Łódzkim, a w 1998 roku przeprowadziłem się do Warszawy, gdzie dostałem pracę.

Początek lat 90. to był w Polsce czas wielkich przemian. Jak pan się w tym odnajdywał?
Wiele rzeczy mnie tutaj zaskakiwało. Pamiętam, jak ktoś przyszedł i powiedział, że musimy koniecznie zrobić zakupy, bo w weekend wszystkie sklepy będą zamknięte. Zupełnie się tego nie spodziewałem. W Mali można było kupić wszystko o dowolnej porze, bez żadnych ograniczeń. A tutaj, jeśli ktoś zapomniał, to musiał pożyczać chleb od znajomych, żeby móc zjeść śniadanie. W Łodzi było wówczas sporo studentów, ale tamtejsi mieszkańcy nie mieli wcześniej zbyt wielu kontaktów z obcokrajowcami, zwłaszcza czarnymi obcokrajowcami z Afryki. Nie ukrywam, była dyskryminacja. Byliśmy bici, nie mogliśmy wchodzić do wielu lokali, to były naprawdę trudne czasy. Zupełnie inne. Dziś nie czuję się w Polsce obcy, a zwłaszcza na Śląsku.

Anna Nowak w Fabryce Porcelany

Może Cię zainteresować:

Anna i Marcin Nowakowie: Woj. śląskie jest różnorodne i piękne, ale musimy wciąż pracować nad wizerunkiem

Autor: Katarzyna Pachelska

04/02/2023

Łatwo było się nauczyć języka polskiego?
Język polski jest trudny w mowie, ale łatwy w piśmie. Moim zdaniem to język bardzo dokładny i zawsze powtarzam to osobom, które dopiero zaczynają się go uczyć. Trzeba się tylko przyłożyć.

Pamięta pan swoją pierwszą wizytę na Górnym Śląsku?
Tak. Pierwsza dłuższa wizyta była w 2016 roku. Organizatorzy Europejskiego Kongresu Gospodarczego byli zainteresowani zaproszeniem przedstawicieli rządu Mali i zwrócili się w tym celu do mnie. Udało się wówczas przylecieć m.in. doradcy prezydenta i jednemu z ministrów. Przyjechaliśmy z Warszawy do Katowic i wszyscy byliśmy zachwyceni tym, jak bardzo rozwinięty jest ten region. Przede wszystkim zachwyciła nas gościnność i sympatia, z jaką zostaliśmy przyjęci. Były premier i ówczesny przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek zaprosił całą delegację na spotkanie. Doradca prezydenta dostał apartament prezydencki, a kiedy chciał zapłacić, kategorycznie odmówiono. Usłyszał, że jest gościem i płacą organizatorzy. Był w szoku, jak Mali zostało dobrze przyjęte w Katowicach. Wtedy zaproponował mi, żebym został konsulem honorowym w Polsce i zwrócił szczególną uwagę na współpracę ze Śląskiem. Zarówno ekonomiczną, jak i kulturalną.

To była miłość od pierwszego wejrzenia?
Tak, zdecydowanie.

Co pana najbardziej zachwyciło w naszym regionie?
Przede wszystkim ludzie, którzy są niezwykle otwarci. Jestem w Polsce od 1990 roku. Zwiedziłem różne regiony, ale Śląsk jest pod tym względem niesamowity. Gościnność jest tutaj podobna do tej w Mali. Dlatego mówię o sobie, że jestem Afrohanysem. Dla Malijczyków i Ślązaków gość to świętość. Trzeba go przyjąć z otwartym sercem. W Mali nazywa się to jatigiya (czyt. dziatigija - przyp. red.) i tę samą jatigiyę poczułem na Śląsku. Tutaj ważna jest rodzina, a kobiety są niezwykle szanowane. Mężczyzna często nie widzi świata poza własną kobietą. Ona jest centrum domu. Tak jak w Mali. Podobieństw jest oczywiście więcej. Dla Ślązaków bardzo ważna jest ich mała ojczyzna. Pielęgnują tradycje i kulturę. Śląsk ma węgiel, Mali ma złoto, uran, ropę. W naszych głowach najważniejsza jest jednak tradycja i kultura, bo to największe bogactwo każdego kraju. Surowce naturalne się skończą, a tradycja i kultura nie skończy się nigdy. Odkryłem to również na Śląsku, kiedy zacząłem współpracę z Iwoną Wolańską-Stachurą z Trio Silesia, która promuje kulturę regionu w Polsce i za granicą.

Cholonek

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Postawmy w Katowicach pomnik Cholonka. Symbol śląskiego humoru i zagubienia

Autor: Zbigniew Rokita

03/02/2023

Kiedy poczuł się pan Afrohanysem?
Od razu się tak poczułem. Ktoś w Warszawie mówił mi przed przyjazdem na Europejski Kongres Gospodarczy, że ludzie na Śląsku są specyficzni. Dopiero później dowiedziałem się, że nazywa się ich Hanysami i widząc te wszystkie podobieństwa do Mali, sam poczułem się jednym z nich. Jestem Afrohanysem i mówię to z dumą.

Mieszka pan w Warszawie. Dlaczego nie w Katowicach?
Cały czas mam w Warszawie swoje obowiązki. Tam mam firmę, tam mam konsulat. Mam też nadzieję, że kiedyś będę mógł zamieszkać na stałe na Śląsku. To jest moje miejsce. W piątek, jak tylko kończę pracę, jadę tutaj na cały weekend.

Jak zazwyczaj wygląda taki weekend?
Odwiedzam miejsca, która uwielbiam. To Beskid Śląski, Beskid Żywiecki, Śląsk Cieszyński, Tarnowskie Góry, Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu i wszystkie inne miejsca poprzemysłowe. Jestem zafascynowany Industriadą. Ten festiwal to niesamowita okazja, żeby zobaczyć zabytki techniki. Biorę w nim udział co roku i w tym roku też będę.

Jakie jest tradycyjne jedzenie w Mali?
Malijska kuchnia jest bardzo różnorodna. Nasz kraj jest wieloetniczny, wielojęzyczny. Z kolei będąc w Polce długo nie wiedziałem, że jest coś takiego jak język śląski, a przecież różnorodność jest bogactwem każdego kraju. Mamy różne kultury, języki, dania i powinniśmy to kultywować. Najbardziej popularne w Mali, co lubię też przygotowywać w Polsce, jest tzw. tigadegena. To baranina lub wołowina w sosie z masłem orzechowym, różnego rodzaju przyprawami i warzywami, podawana z ryżem. To najbardziej popularne danie w Mali.

Od razu się tak poczułem. Ktoś w Warszawie mówił mi przed przyjazdem na Europejski Kongres Gospodarczy, że ludzie na Śląsku są specyficzni. Dopiero później dowiedziałem się, że nazywa się ich Hanysami i widząc te wszystkie podobieństwa do Mali, sam poczułem się jednym z nich. Jestem Afrohanysem i mówię to z dumą - Mamadou Konate

Jak pan w takim razie ocenia roladę, kluski i modrą kapustę?
Uwielbiam. Najczęściej jem jednak karminadle i żur, czyli zwykłą domową kuchnię.

Nie jest Pan jedynym Malijczykiem, który zakochał się w Górnym Śląsku. Cheick Abdel Kader Traoré nigdy tu nie był, a maluje familoki.
Tak. Cheick nigdy tu nie był, ale jeden z członków delegacji, a jednocześnie mój przedstawiciel biznesowy w Mali, który odwiedził Śląsk podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w 2016 roku, pokazał mu zdjęcia z tego wyjazdu. Pomyśleliśmy, że skoro jest artystą, to może coś zainspiruje go na Śląsku. Był zachwycony. Od razu zaczął szukać w internecie innych miejsc i malować. Pokazałem jego prace Iwonie, która była niezwykle zaskoczona i postanowiła dołączyć go do Trio Silesia, które współpracowało już z artystami z Indii oraz Afryki. Tak zaczęła się miłość Cheicka do tego regionu. Maluje i przysyła nam prace. Wystawialiśmy je już w kilku miejscach, a teraz przygotowujemy się do dużej wystawy w maju.

Co zobaczymy na tej wystawie?
Mali ma bardzo bogatą kulturę. Podczas tego wydarzenia pojawi się malijska muzyka oraz kuchnia. Będą oczywiście obrazy, które przedstawiają Śląsk oczami Malijczyka, ale też obraz, które przedstawią Mali oczami artystów z Trio Silesia. Co ciekawe, Cheick po raz pierwszy opuści Mali i przyleci z tej okazji do Polski.

Adolf hitler platz

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Zanim 90 lat temu Hitler został kanclerzem Niemiec, w Bytomiu szykowano na niego zamach

Autor: Dariusz Zalega

03/02/2023

Widzi Pan obszary, na których Mali może współpracować z Górnym Śląskiem?
Myślę, że ta wystawa to pierwszy krok do szerokiej współpracy. Jest ona organizowana we współpracy z rządem Mali. Przyleci na nią delegacja na czele z ambasadorką Mali w Berlinie - Oumou Sall Seck. Później Trio Silesia ma polecieć z wizytą do Mali, aby wystawić swoje dzieła w Bamako.

A co poza współpracą kulturalną?
Śląska Loża Biznesu zaprosiła mnie na najbliższe spotkanie, żeby poznać możliwości współpracy z Mali. Myślę, że mamy sobie wiele do zaoferowania. Na Śląsku jest wysokorozwinięta technologia górnicza, a w Mali jest złoto, uran i ropa. Oczywiście to nie węgiel, zupełnie inna technika wydobywcza, ale technologię zawsze można wykorzystać. Z kolei Mali może zaoferować prężnie rozwinięte rolnictwo i jego produkty. Dla przykładu w Tychach jest jeden z największych zakładów produkujących soki w Polsce. Na pewno będziemy szukać kolejnych punktów zaczepienia.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon