Jozef londzin

Józef Krzyk: Wojciech Kałuża nie był pierwszy. Korfantego zdradził ksiądz, bo Grażyński obiecał mu nowy... dworzec

Józef Krzyk: Wojciech Kałuża nie był pierwszy. Korfantego zdradził ksiądz, bo Grażyński obiecał mu nowy... dworzec

autor artykułu

Józef Krzyk

Pięć i pół roku okrzyków „Kałuża oddaj mandat” i „Kałuża ty c…”, artykuły w gazetach i komentarze w telewizji oraz internecie. A na koniec 27 874 osoby głosują na bohatera najgłośniejszego skandalu politycznego, by ponownie wybrać go do Sejmiku województwa śląskiego. W Żorach, skąd się wywodzi, robi tak aż co piąty. Nic im nie przeszkadzało, że osoba, na którą wskazali, stała się dla wielu synonimem zdrady i korupcji politycznej.

Dla wielu, ale jak pokazały wyniki wyborów nie dla wszystkich. Wojciechowi Kałuży bardzo opłaciło się jego zachowanie: najpierw fotel wicemarszałka województwa, potem parę srebrników w zarządzie Jastrzębskiej Spółki Węglowej, a teraz będzie się mógł śmiać prosto w oczy niektórym z tych, którzy psy na nim wieszali i obwieszczali śmierć cywilną.

Otóż nie! Pogłoski o śmierci Kałuży okazały się mocno przesadzone. Wcale bym się nie zdziwił, jeśli znów z czymś za dłuższą lub krótszą chwilę wyskoczy.

Połączył ich... kardynał

Wcale nie był pierwszy. Prawie sto lat temu podobną woltę wykonał ksiądz Józef Londzin, jedna z najbardziej cenionych postaci w Cieszynie i jego okolicach na początku XX wieku.

Wielu, którzy co nieco o Londzinie słyszeli, przyrównanie go do Wojciecha Kałuży oburzy, więc spieszę z wyjaśnieniami.

Zacząć trzeba od tego, że Londzin, który przez prawie całe życie związany był z Cieszynem, pod wieloma względami przypominał młodszego od niego o jedenaście lat Wojciecha Korfantego. Obaj pochodzili z prostych rodzin – Korfanty był synem górnika, a Londzin nauczyciela w wiejskiej szkółce. Z tego powodu sami musieli pazurami wdrapywać się na szczyt gdy innych, często mniej zdolnych, wnoszono tam lektykami. Po gimnazjum poszedł do seminarium duchownego, czego i swojemu Wojtkowi życzyła matka Korfantego, bo dobrze wiedziała, że to dla niego szansa na to, by się wyrwał z nizin.

Zanim jeszcze założył kapłańskie szaty, Londzin zaczął stawiać pierwsze kroki w dziennikarstwie. To go również do Korfantego upodabnia, który dał o sobie znać jako redaktor „Górnoślązaka”. Kolejną rzeczą, która ich w pewnym stopniu łączyła był konflikt z kardynałem Georgiem Koppem, biskupem wrocławskim. Korfanty tak mocno swoim pisaniem temu purpuratowi zalazł za skórę, że sprawa zaszła na salę sądową, a Londzin naraził się tym, co pisał w „Gwiazdce Cieszyńskiej”. Kopp – Niemiec zarzucał mu podżeganie do waśni narodowych, bo Londzin upominał się o prawa Polaków. Stąpał po bardzo kruchym lodzie, bo jako duchowny zobowiązany był do posłuszeństwa wobec biskupa. Konflikt z Koppem kosztował go karne przenosiny do innej parafii, ale pisać w „Gwiazdce Cieszyńskiej” nie przestał. Żeby nie prowokować Koppa do ostrzejszej reakcji robił to jednak przez pewien czas anonimowo. Kto miał wiedzieć i tak wiedział, jak naprawdę było.

Potem, aż do końca I wojny światowej, Londzin sprawował mandat posła do austriackiego parlamentu. W tym samym czasie Korfanty zasiadał w Reichstagu.

Wolta? Jaka wolta?!

Obaj, gdy do końca tej wojny było jeszcze daleko a jej wynik niepewny, publicznie zażądali odbudowy niepodległej Polski, w dodatku ze Śląskiem w swoich granicach. Kiedy zaś armaty zamilkły, Korfanty z Londzinem wreszcie się spotkali, bo obaj zostali dobrani do składu Sejmu RP. Należeli do dwóch różnych klubów poselskich, bo Londzin przystąpił do endeków, a Korfanty choć w młodości też trzymał z Romanem Dmowskim, właśnie zaczął tworzyć chadecję.

W utworzonym w 1922 roku z pruskiego i austriackiego skrawka nowego, autonomicznego województwa śląskiego Londzin z Korfantym trzymali jednak sztamę. Londzin zlikwidował nawet Związek Śląskich Katolików, czyli organizację, którą od końca XIX wieku kierował w Cieszynie. Zgodził się z Korfantym, że istnienie Związku nie ma większego sensu, skoro ma podobne cele co chadecja.

A potem przyszły zamach majowy, rządy sanacji i polityczny stolik został wywrócony. Zaś 13 czerwca 1927 roku Londzin został wybrany na burmistrza Cieszyna, bo ówczesne prawo dopuszczało, by duchowni mogli rządzić nie tylko z tylnego siedzenia, jak to dziś bywa.

Z Korfantym wciąż grali do tej samej bramki i już się umawiali na wspólny start w zapowiedzianych na marzec wyborach parlamentarnych. Nazajutrz po uroczystych deklaracjach do Cieszyna przyjechał po cichu wojewoda Michał Grażyński i tamte deklaracje okazały się nic nie warte. Korfanty, choć go o wolcie Londzina ostrzegano, w nic nie chciał uwierzyć. Czy to naprawdę nikomu nie przypomina zdarzeń, jakie poprzedziły pierwszą sesję śląskiego sejmiku w 2018 roku?

Nie, za Londzinem oczywiście przemawiało wszystko to, czego dokonał w poprzednich trzech dekadach, więc zrównanie go z Wojciechem Kałużą nie byłoby sprawiedliwe. Sam mechanizm w obu wypadkach był jednak bardzo podobny. I tych podobieństw było więcej, gdy się spojrzy na ciąg dalszy losów Londzina.

Nie było dworca, były Zaleszczyki

Pierwsze podobieństwo polegało na tym, że Cieszyniacy gremialnie stanęli po stronie swojego krajana, w jeszcze większym stopniu jak w stosunku do Kałuży zachowali się wyborcy z Żor. W powiecie cieszyńskim Londzin w wyborach do Senatu dostał aż dwie trzecie wszystkich głosów, a w innych też wypadł całkiem dobrze. Zdobył więc mandat, choć nie nacieszył się nim długo. Zmarł 21 kwietnia 1929 roku, żegnany na cieszyńskim cmentarzu podobno przez dziesiątki tysięcy ludzi.

Wśród tych, którzy szli za trumną był również Wojciech Korfanty. Chyba więc odpuścił Londzinowi zdradę, co się Korfantemu rzadko zdarzało, bo pamiętliwa i silna była z niego bestia.

Londzin podobno w ostatnich chwilach świadomości żałował swojego uczynku, ale tylko dlatego, że nie doczekał się obiecanej zapłaty. Owszem, dostał stanowisko w jakiejś spółce, ale Grażyński obiecał mu rzekomo pieniądze na zbudowanie wodociągów i dworca kolejowego. Kilkanaście kilometrów rur, którymi popłynęła woda sanacja zdążyła wybudować zanim 17 września 1939 roku zwiała przez Zaleszczyki, ale dworca Cieszyn nie ma aż po dzisiaj. Owszem jest ten po czeskiej stronie, ale po polskiej tylko skromna stacyjka w pamiętającym XIX stulecie i dopiero niedawno wyremontowanym budyneczku.

Bo korupcja polityczna czasem opłaca się korumpowanym, ale już niekoniecznie całej reszcie.

Wojciech Korfanty

Może Cię zainteresować:

Józef Krzyk: Korfanty dostał to, co mu się należało i dobrze mu tak. Jego największym wrogiem był... on sam

Autor: Józef Krzyk

20/04/2024

Wojciech korfanty

Może Cię zainteresować:

Józef Krzyk: Dalej bracie, marsz do urny, bo tu idzie o Śląsk Górny. Jak rozczarowały I wybory do Sejmu Śląskiego

Autor: Józef Krzyk

05/04/2024

Wojciech Korfanty

Może Cię zainteresować:

Największy sekret Korfantego. To tajne spotkanie przesądziło o wybuchu III powstania śląskiego

Autor: Tomasz Borówka

02/05/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon