Karolina Jakoweńko

Karolina Jakoweńko. „Pani z cmentarza” pielęgnuje pamięć o żydowskim świecie na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. „Dotykamy tego, bo się wydarzył Holokaust”

Rozmowa z Karoliną Jakoweńko, założycielką (z mężem Piotrem) Fundacji Brama Cukermana w Będzinie, kierowniczką Domu Pamięci Żydów Górnośląskich, oddziału Muzeum w Gliwicach, współautorką (też z mężem) książki „Pamięć pogranicza. Opowieści o żydowskim życiu i Zagładzie na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim”, wydanej przez Wydawnictwo Biblioteki Śląskiej. Fundacja Brama Cukermana niedawno dostała Nagrodę Specjalną Muzeum Historii Żydów Polskich Polin 2022 za „wieloletnią działalność na rzecz przywracania i ochrony pamięci Żydów polskich w Zagłębiu Dąbrowskim i na Górnym Śląsku”.

„Pamięć pogranicza” to krótkie historie przeplatane zdjęciami, o zapomnianych żydowskich miejscach na Śląsku i w Zagłębiu. „Wszystkie te kawałki drewna, ślepe ściany wyburzanych kamienic, klatki schodowe i martwe podwórka przemawiały do nas wielowiekową i piękną historią, jednocześnie stawiając nam przed oczami kataklizm, który zniszczył bezpowrotnie ten świat” – piszecie w tej książce. Czy to rodzaj waszego subiektywnego przewodnika po dawnym pograniczu, śladem zapomnianego żydowskiego świata?
Nie mieliśmy pomysłu stworzenia przewodnika. To nawet nie miała być książka! Te historie są do czytania w fotelu. Nie trzeba być na miejscu. My nie zawsze, odnosząc się do miejsca, piszemy stricte o nim. Czasami piszemy o fotografii związanej z tym miejscem albo jakimiś wspomnieniami. Myślę, że ludzie z Warszawy, Krakowa, Tel Avivu też spokojnie mogą to sobie czytać w fotelu, ale może ich to również zachęcić do wybrania się w trasę po dawnym pograniczu.

Wspomniałaś, że to nie miała być książka? Dlaczego więc przybrała taką formę?
W 2018 roku odbyliśmy fantastyczną podróż z naszym znajomym z Nowego Jorku Henrim Lustigerem-Thalerem. Jego matka pochodziła z Będzina, ojciec z Tarnowa. Chcieliśmy go wprowadzić w to, czym się zajmujemy. Pracuję w Gliwicach, w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich, gdzie zajmuję się historią Żydów niemieckich. W Będzinie, gdzie jest nasza fundacja Brama Cukermana, zajmujemy się historią Żydów polskich. Zaczęliśmy jeździć z Henrim po okolicy, pojechaliśmy z nim do Wielowsi, do Pyskowic, do Mysłowic, do Koźla. Pokazaliśmy mu Górny Śląsk. Pojechaliśmy też do Sosnowca. On stwierdził, że mamy szczęście, że tu żyjemy, bo oni w Stanach czy w Kanadzie „tego” nie mają. Mówił, że nie wszyscy mają to – wątpliwe moim zdaniem – szczęście.

Dlaczego wątpliwe?
Bo przecież dotykamy tego, bo się wydarzył Holokaust. Henri powiedział wtedy, że mamy najpiękniejszą pracę na świecie. Ja na to: Co ty opowiadasz? Ja bym wszystko dała, żeby Holokaust nie miał miejsca i wtedy mogłabym zajmować się czymś innym. Odpowiedział: Mówisz jak Żydówka. Ale ja tak czuję. Wtedy powiedział: „Zróbmy z tych naszych podróży jakiś projekt, ja wam wydam książkę naukową”. A z nas przecież żadni naukowcy. Jednak zaczęliśmy, pod jego namową, działać . Na początku w ogóle jakoś nie czułam tego projektu... Zrobiliśmy fotografie, pogawędziliśmy nad nimi i , miejscami które odwiedziliśmy, potem i złożyliśmy wnioski w 2021 roku do Stowarzyszenia Żydowskiego Instytutu Historycznego i do Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego. Jedni i drudzy dali nam pieniądze na projekt „Pamięć pogranicza”, który miał polegać na sfotografowaniu 20 miejsc, które były naszym autorskim wyborem, i dopisaniu do nich cytatów, krótkich notatek historycznych - co to za obiekt - plus opowieści świadków historii, którzy widzieli np. jak płonęła synagoga oraz wypowiedzi aktualnych mieszkańców tych okolic.

Nie w formie książki?
To miał być prosty projekt. Jednak, gdy przysiadłam nad nim, to okazało się, że do każdego miejsca miałam milion myśli, przypominały mi się anegdoty, przyjazdy Żydów i ich hisotrie. Więc stało się tak, że do każdego miejsca uwiecznionego na fotografii powstały już nie notatki, a opowiadania, takie mini-eseje, wzbogacone o cytaty, relacje, fakty historyczne, ale wciąż takie nasze bardzo osobiste, prywatne. Niektóre historie rodziły się w trakcie pracy nad tym projektem. Np. opowieść o Naftalim i Cheskielu Besserze z Katowic i domach modlitwy na Tylnej Mariackiej. Żydzi polscy nie modlili się po 1922 roku w katowickiej synagodze, bo przecież wybudowali ją Niemcy. To są opowiadania złożone z myśli, anegdot, historyjek, ale też przywołujemy źródła, jak np. Księgi Pamięci.

Czyli śmierć też się tu pojawia?
Na początku naszej pracy myślałam, że będziemy skupiać na życiu, ale to, co stało się w czasie II wojny światowej ze światem żydowskim, z cywilizacją europejskich Żydów - od tego się nie da odciąć. Na końcu jest zawsze się to pojawi.

Impulsem do powstania Fundacji Brama Cukermana była potrzeba uratowania historycznego żydowskiego domu modlitwy, znajdującego się w tzw. Bramie Cukermana w Będzinie.

Zaczynacie w książce od Będzina i od Bramy Cukermana. To było zamierzone, czy tak wyszło, bo Będzin jest na literę „B”?
Tak, ułożyliśmy te miejscowości, o których piszemy, alfabetycznie. Kończymy na Wielowsi.

W sumie dobrze się złożyło, bo przecież wasza historia fascynacji światem żydowskim zaczęła się właśnie od Będzina.
Wszystko zaczęło się od Bramy Cukermana. Żartuję, że to jest nasze pierwsze dziecko. Brama jest takim fajnym punktem wyjścia do wszystkiego. Ona otwiera wszystko, co dalej jest w tej książce.

I dla was otworzyła świat kultury żydowskiej.
Nieznany nam wcześniej.

No właśnie. Dlaczego zainteresowaliście się światem Żydów, którzy zamieszkiwali kiedyś na terenach pogranicza? Macie żydowskie korzenie?
Z tego, co wiem, to nie mamy, choć oczywiście, znając polską historię, nie można tego wykluczyć. Rodzina mojego męża Piotra jest z Kresów, z Lwowa. Moja – od pokoleń z Będzina. Ja wychowałam się w Będzinie, Piotrek – w Bytomiu. Przez 19 lat mieszkałam w Będzinie, a potem wyjechałam na studia. Nigdy nie chciałam wrócić do tego smutnego miasta. Nie chodzi o ludzi, tylko o to, że tam się nic nie dzieje. W liceum było dla mnie katastrofą, że nie mieliśmy co ze sobą zrobić, musieliśmy jeździć do Sosnowca albo Katowic, żeby zażyć jakiejś rozrywki. Jak się jest młodym, to myśli się o innych rzeczach niż o historii i nie widzi się tego, co jest wokół. Tego piękna też.

Piękna Będzina?
Oczywiście to miasto zostało przeorane przez historię i nawet nie w czasie II wojny światowej, ale w latach 70., kiedy rozwalono średniowieczny układ urbanistyczny miasta. To było piękne miasto, co widać na pocztówkach sprzed wojny. Dziś serce pęka na myśl, jak Będzin został potraktowany.

Ale koniec końców wróciłaś do Będzina?
Zarzekałam się, że nie wrócę do Będzina, ale życie pokazało, że się myliłam. W 2006 r. ściągnęłam Piotra z Bytomia do Będzina. Nie pożałowaliśmy tej decyzji, ze względu na Bramę. W tym czasie byliśmy świeżo po studiach, Polska weszła do Unii Europejskiej, dla młodych ludzi było multum możliwości, tak nam się wydawało. Ja skończyłam kulturoznawstwo, chciałam się zajmować sztuką współczesną. Pomyślałam, że zrobimy w Będzinie jakiś festiwal. Okazało się, że historyczny dom modlitwy w tzw. Bramie Cukermana jest do wynajęcia. Wtedy jeszcze nic nie wiedzieliśmy o Żydach z Będzina. Nic. 26 lat żyłam w kompletnej niewiedzy. Dla mnie odkrycie żydowskiej przeszłości Będzina było wielkim szokiem. To się zaczęło wszystko do wynajęcia domu modlitwy przed wojną należącego do rodziny Cukermanów. Zachłysnęliśmy się tą historią, zmieniło to tory naszego życia. Poświęciliśmy się temu miejscu, tej historii. I tak się poświęcamy od 14 lat z mniejszymi lub większymi sukcesami, płacząc czasami bardzo, żałując i rzucając tym wszystkim. Mamy jednak poczucie misji. Wielką pasję.

I ta pasja stała się finalnie twoją pracą tu, w Gliwicach.
Tak, praca w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich, który jest najmłodszym oddziałem Muzeum w Gliwicach, jest ukoronowaniem mojej pasji.

Brama Cukermana w Będzinie funkcjonuje jako fundacja, i to od wielu lat. Dlaczego nie przekształciła się w coś stałego, np. jakąś instytucję, tak jak w Gliwicach?
Nie mamy partnera do współpracy. Nikt nie chce z nami wejść w dialog. Myślę tutaj o urzędzie miasta. Nie traktują nas jako jakiejś wartości. Poza tym jest wiele innych czynników, ale nie ma co narzekać.

Czego oczekiwalibyście od urzędu miasta w Będzinie?
Ja nie chcę od nikogo pieniędzy, tylko chęci dialogu. Zróbmy coś razem, bądźmy partnerami np. z muzeum. Po prostu współpracujmy. To bym nam wiele ułatwiło w prognozowaniu na przyszłość, być może stworzeniu instytucji. O czym myślę nieustannie, bo mamy wizję. Tu, w Gliwicach, dostałam wszystko, o czym marzyłam w Będzinie, tzn. wspaniałą instytucję, wspaniałą widownię i pieniądze, dzięki którym można robić to, co się wymyśli.

Noc krysztalowa mini

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Bez litości dla uchodźców, czyli co na Śląsku zrobiono dla uciekających Żydów?

Autor: Dariusz Zalega

14/10/2022

W jakim budynku znajduje się Dom Pamięci Żydów Górnośląskich, gdzie teraz jesteśmy?
To jest żydowski dom przedpogrzebowy z 1903 roku, położony przy drugim żydowskim cmentarzu w Gliwicach. Tu odbywały się pogrzeby. W tym miejscu, w którym siedzimy, była kostnica. Przygotowywano tu ciała do pochówku.

Oj…
Tak, wiem. Mówią o mnie „pani z cmentarza”. Ja się już do tego przyzwyczaiłam. Dom Pamięci Żydów Górnośląskich opowiada historie o Żydach z Górnego Śląska, czyli Żydach niemieckich do 1943 roku i polskich Żydów, którzy tu przyjechali po wojnie m.in. z Kresów. Co jest unikatowe w skali świata, bo nikt tymi Żydami się nie zajmuje ani w Berlinie, ani w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. To nie zarzut, wręcz przeciwnie, to wyzwanie oraz czynnik który pozwala nam być unikatową instytucją. My jesteśmy instytucją, która mówi, jak wielki wkład w rozwój regionu mieli Żydzi. A mieli olbrzymi, mimo tego, że gminy żydowskie nie były duże. Żydzi niemieccy byli zamożnymi i wykształconymi ludźmi

Co Żydzi przynieśli ze sobą na Górny Śląsk?
Oni tu przyjechali głownie w XIX wieku. W 1812 roku dostali tzw. edykt emancypacyjny. Nadano im nazwiska i spisano jako obywateli niemieckich. Tu przyjechali za sprawą przemysłu. Mogli inwestować, rozwijać się i rozkręcać biznesy. Byli wielkimi fabrykantami, przedsiębiorcami, lekarzami i prawnikami. W samych Gliwicach było około 2 tysięcy, w najlepszym momencie. W porównaniu do miast z Zagłębia - bardzo mało. Katowice są zbudowane przez Żydów. Na cmentarzu przy Kozielskiej leżą budowniczy Katowic. W Bytomiu na Rynku 99 proc. domów należało do Żydów.

Dlaczego pamięć o tych ludziach ciągle nie jest u nas powszechna?
Mało pamiętamy o polskich Żydach, a co dopiero o niemieckich… Niemieckich nikt nigdy w dyskurs, choćby w szkołach, nie wziął, bo to niemiecka historia. My się też, że źle uczymy polskiej historii - do dziś wielu np. bytomian myśli, że ich miasto było pod zaborami. Do muzeum zapraszamy szkoły, które dowiadują się, że kiedyś przebiegała niedaleko granica i żyli tu Niemcy, Polacy, Ślązacy i Żydzi. Ja nie twierdzę, że teraz każdy powinien interesować się Żydami. To zawsze będzie jakiś margines. Warto jednak mieć wiedzę, bo to historia naszego kraju, w którym dziś żyjemy.

Co ciebie, osobiście, najbardziej zafascynowało w tym świecie?
Brama Cukermana. A potem już podążałam za nią, za zapachem polichromii i historii, którą odkrywaliśmy. My tę historię traktujemy od początku jako naszą wspólną, Polaków, moją jako będzinianki. Nie spadła nam z księżyca. Żydzi mieszkali obok moich babć i w paskudny sposób ktoś się z tym rozprawił. I rozprawiano się przez kolejne 50 lat. To PRL przyczynił się do tego, że historię Żydów traktowano jako tabu, zamiecioną pod dywan. W Izraelu Holokaustem zajmowało się pierwsze i drugie pokolenie po wojnie, u nas my, czyli trzecie pokolenie. Żydzi też ginęli w walce o niepodległą Polskę, bo czuli się Polakami. Jesteśmy im winni szacunek i pamięć. Nie da się bez znajomości historii budować normalnej przyszłości, ludzi otwartych.

Kadr z filmu

Może Cię zainteresować:

Film z czasów Holokaustu. Żydzi z gett w Będzinie i Dąbrowie Górniczej nim zginęli w niemieckim obozie zagłady w Oświęcimiu

Autor: Redakcja

16/03/2022

Jako Fundacja Cukermana dostaliście pod koniec listopada Nagrodę Specjalną Muzeum Historii Żydów Polskich Polin 2022 za „wieloletnią działalność na rzecz przywracania i ochrony pamięci Żydów polskich w Zagłębiu Dąbrowskim i na Górnym Śląsku”.
Taki Oscar. To nagroda przyznawana niekoniecznie co roku, przyznawana nietuzinkowym organizacjom i ludziom. Wśród wyróżnionych wcześniej było m.in. Stowarzyszenie Dzieci Holokaustu, Centrum Żydowskie z Oświęcimia, czy świętej pamięci Jan Jagielski. Bardzo się z niej cieszymy. Czujemy się docenieni. W Będzinie zauważyli to mieszkańcy i ci, którzy odwiedzają Bramę.

Doceniło was największe muzeum w Polsce zajmujące się tematyką żydowską.
Tak, docenili nas wielcy ludzie, badacze. To jest oczywiście nisza, ale my jesteśmy najbardziej rozpoznawalną organizacją z Będzina i z Zagłębia w pewnym kontekście i to nawet na świecie. Jesteśmy ambasadorami naszego miasta. Wiele grup, obcokrajowców przyjeżdża do Będzina specjalnie do nas.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon