Pomysł na zbiórkę zakrętek w celach dobroczynnych pierwszy raz pojawił się w Polsce prawdopodobnie w 2006 roku, w Krakowie. Studenci chcieli w ten sposób zebrać środki na zakup wózka inwalidzkiego dla potrzebującego dziecka. Inicjatywa szybko się rozprzestrzeniła na cały kraj, choć początkowo chętni zbierali zakrętki do wiaderek i worków, a następnie musieli je dostarczyć do organizatora zbiórek. Kosze dostępne publicznie, najczęściej w kształcie serca, pojawiły się jakiś czas później. Udział w akcji stał się łatwy dla każdego chętnego, gdyż wymagał minimalnego tylko wysiłku – uzbierane zakrętki można było wrzucić po drodze, w dogodnym czasie, w wielu miejscach.

Kosze stawiały różne podmioty:
- oddolne, nieformalne grupy osób (mieszkańcy osiedla, społeczność szkolna, członkowie kościołów, kibice, itp.),
- organizacje pozarządowe (stowarzyszenia, fundacje, związki, kościoły, parafie, szkoły, biblioteki, itp.),
- samorządy (najczęściej gminy).

Obiekty nie wymagały pozwoleń budowlanych ani innych zgód poza tą od samego posiadacza terenów, na których miały być umieszczone. W ciągu kilku lat pojawiły się w bardzo wielu miejscach i stały się stałym elementem krajobrazu.
Ekonomiczny sens – niewielki. Społeczny – całkiem spory!
Nakrętki są lekkie i niewiele warte. Aby uzbierać kilogram surowca, potrzeba kilkuset nakrętek. Aby uzyskać środki na zakup wózka inwalidzkiego za 10 tysięcy złotych, potrzeba między 7 a 12 ton plastiku, w zależności od ceny skupu oferowanej przez jego odbiorcę. Innymi słowy – by kupić taki wózek, trzeba zebrać między 2 a 6 milionów zakrętek. Dużo.
Jednak dzięki masowości inicjatywy udało się pomóc wielu potrzebującym. Sporo osób chętnie włączyło się w zbiórkę i regularnie wrzucało uzbierane zakrętki od napojów, kosmetyków, opakowań po chemii gospodarczej i innych butelek do „serc”. Miało to sporo sensu, gdyż dawało poczucie, że się zrobiło coś, by choć trochę pomóc potrzebującym i jednocześnie nie wymagało dużego wysiłku, gdyż tak naprawdę przekazywało się w ofierze… śmieci.

Ubocznym, ale równie istotnym skutkiem akcji było mniejsze zanieczyszczenie terenu plastikiem. Celowe zbieranie zakrętek sprawiało, że mniej ich trafiało do koszy na śmieci. Z nich często trafiałyby na wysypisko odpadów niesegregowanych, albo co gorsze – byłyby rozrzucone przez ludzi i zwierzęta grzebiące w śmietnikach, a następnie wdeptane w ziemię lub spalone razem z suchymi liśćmi.
„Serca” stały się zatem źródłem aktywizacji społecznej ludzi, promując zarówno idee dobroczynności, jak i świadomość ekologiczną, przede wszystkim fakt, że odpad też ma swoją materialną wartość, którą można częściowo odzyskać.
Nowe prawo o odpadach. Lepsze wrogiem dobrego?
Cios nr 1 – dyrektywa SUP (Single-Use Plastic, czyli o plastiku jednokrotnego użycia); przepisy nakazujące producentom napojów stosowanie zakrętek, które po odkręceniu pozostawały przyczepione do opakowania, zaczęły obowiązywać w Polsce 1 lipca 2024 roku; co prawda każda zakrętka jest łatwa do oderwania, ale zadziałał efekt psychologiczny – duża część konsumentów uznała, że skoro państwo czy też Unia Europejska wprowadziły takie przepisy, to widocznie nie chcą, by nakrętka trafiała gdzie indziej, niż butelka czy inne opakowanie; organizatorzy zbiórek odnotowali gwałtowne zmniejszenie się skali akcji od połowy ubiegłego roku.

Cios nr 2 - wprowadzenie obowiązkowej kaucji na opakowania jednorazowe na napoje o pojemności do 3 litrów; konsument otrzymuje zwrot pieniędzy tylko wtedy, gdy odda opakowanie w całości, a więc butelkę z zakrętką; nowe prawo zaczęło obowiązywać niedawno (1 października 2025), a wraz z upowszechnieniem się systemu kaucyjnego liczba dostępnych „luźnych” nakrętek, przynajmniej od napojów, spadnie z czasem niemal do zera.
Celem obu regulacji było ograniczenie zaśmiecania środowiska małymi elementami, które są trudne do uprzątnięcia. Efektem ubocznym będzie jednak radykalne zmniejszenie akcji zbiórki nakrętek, a docelowo najprawdopodobniej jej zanik, na co już teraz ich organizatorzy często zwracają uwagę.

Serca znikają…
W
Radzionkowie, gdzie stały dwa takie kosze, którymi opiekowało się
stowarzyszenie «Cidry Lotajom», od ubiegłego roku nie ma już
żadnego. Zlikwidowano je wraz z wejściem w życie dyrektywy SUP.
W Rudzie Śląskiej było 10 koszy należących do gminy, a oprócz tego inne pojemniki, którymi opiekowały się podmioty pozarządowe.
„Mieliśmy 10 koszy na nakrętki z logo miasta, które zmieniły swoje pierwotne przeznaczenie. Siedem z nich pełni już funkcję kwietników, zdobiąc m.in. Burloch Arenę im. Grażyny Dziedzic czy stadion lekkoatletyczny przy ul. Czarnoleśnej. Pozostałe trzy również zostaną wiosną przekształcone w kwietniki.” — napisała w odpowiedzi dla redakcji ŚLĄZAGa Agnieszka Piekorz-Hałczyńska – rzecznik prasowy Urzędu Miasta Ruda Śląska.

Trwamy, choć zrobiło się pustawo
„Na naszym terenie mamy pięć takich koszy. Wszystkie ustawione są na terenach należących do gminy. Z ramienia gminy pojemniki z nakrętek opróżniają radni i na bieżąco dbają o ich nieprzepełnienie. W ostatnich latach jest mniej nakrętek niż to miało miejsce przed wprowadzeniem nakrętek łączonych z butelką.” — odpisał ŚLĄZAGowi Wojciech Maćkowski – rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Piekary Śląskie.
„Na terenie Gminy Bytom znajduje się 9 sztuk pojemników przeznaczonych na zbiórkę zakrętek; zarządza nimi Gmina Bytom. Podejmujemy działania mające na celu ich opróżnienie w jak najszybszym terminie, choć odnotowaliśmy spadek liczby zakrętek w pojemnikach.” — odpisała na ŚLĄZAGowe pytania Małgorzata Węgiel-Wnuk – rzecznik prasowy Urzędu Miasta Bytom.

„Nie odnotowujemy zgłoszeń dotyczących przepełniania pojemników ani problemów z ich bieżącym opróżnianiem. Nie obserwujemy także, aby zmiany związane z wprowadzeniem butelek z przytwierdzoną zakrętką czy systemu kaucyjnego miały wpływ na funkcjonowanie tego typu zbiórek.” — odniósł się do ŚLĄZAGowych pytań Mariusz Kopeć – rzecznik prasowy Prezydenta Miasta Gliwice.
Ta ostatnia odpowiedź stoi w kontrze do informacji z urzędów innych gmin. Można jednak przypuszczać, że Gliwice nie mają takich informacji, gdyż żaden z pojemników nie jest obsługiwany przez gminę – zajmują się tym podmioty prywatne, także w przypadku pojemników ustawionych na terenach gminy; trudno przypuszczać, by Gliwiczanie zachowywali się inaczej, niż mieszkańcy pozostałych miejscowości.

Zanim znikną wszystkie serca, będzie brzydko?
Impulsem do zajęcia się tematem były sygnały o przepełnionych pojemnikach w ruchliwych miejscach, takich jak plac przed dworcem kolejowym w Katowicach, gdzie co jakiś czas można zobaczyć serce wypchane „po kokardę”, z przyczepionymi torebkami foliowymi wypełnionymi nakrętkami, które nie zmieściły się do pojemnika. Dopóki oczywiście taki worek nie pęknie, a zawartość nie rozsypie się po placu. Zapewne wielu czytelników było świadkami takich widoków w różnych miejscach, lecz plac Marii i Lecha Kaczyńskich (dawniej Wilhelma Szewczyka) – uczęszczany przez masy ludzi, w tym turystów – jest w pewnym sensie wizytówką Katowic i dla przyjezdnych często miejscem pierwszego zetknięcia się z miastem. Tego władze zdają się nie dostrzegać.
„(…) pojemniki na zakrętki są stawiane na terenie naszego miasta z inicjatywy podmiotów zewnętrznych i opróżniane w ramach ich działalności. Natomiast zgoda na postawienie pojemnika leży w gestii właściciela lub zarządcy danego terenu. W związku z tym nasz urząd nie posiada zbiorczych danych na temat takich pojemników.” — odniósł się do ŚLĄZAGowego zapytania Dariusz Czapla z Urzędu Miasta Katowice.
Oczywiście odpowiedzialność leży po stronie podmiotu, który zarządza takim koszem, więc nie miasta, natomiast może dziwić trochę obojętność jego władz w tym względzie. Zwłaszcza, kiedy na przepełnionym „sercu” jest logo Katowic.

„(…) Urząd Miasta Tychy nie prowadzi ewidencji pojemników na nakrętki i nie zarządzamy żadnym z takich pojemników na terenie naszej gminy. Nie posiadamy również informacji dotyczących podmiotów, które je ustawiają i obsługują, ponieważ zbiórki tego typu mają charakter nieprofesjonalny i nie podlegają obowiązkowi rejestracji ani nadzoru przez gminę.” — czytamy w odpowiedzi na pytania ŚLĄZAGa Małgorzaty Wawak – rzecznika prasowego Urzędu Miasta Tychy.
Widać, że Tychy mają w tym względzie podobne podejście do Katowic. Podobnie jest z Chorzowem i Zabrzem:
„Miasto Chorzów nie rozstawia i nigdy nie rozstawiało pojemników do zbiórki nakrętek. Jeżeli takie pojemniki znajdują się w mieście to jest to prywatna inicjatywa.” — napisała do ŚLĄZAGa Katarzyna Hohuł – rzecznik prasowy Urzędu Miasta Chorzów.
„(…) Wydział Gospodarki Komunalnej nie posiada aktualnej wiedzy na temat liczby i lokalizacji pojemników na nakrętki na terenie gminy. Gmina nigdy nie zarządzała tymi koszami ani nie ingerowała w prowadzone zbiórki, ponieważ miały one charakter nieformalny i były realizowane przez podmioty zewnętrzne.” — odpowiedział ŚLĄZAGowi Rafał Kulig – rzecznik prasowy Urzędu Miasta Zabrze.

W Będzinie zauważono problem i według zapewnień, miasto na niego reaguje, gdyż należą one do gminy:
„Na terenie naszej gminy znajduje się osiem pojemników przeznaczonych do zbierania plastikowych nakrętek. Wszystkimi pojemnikami zarządza gmina, która wydała wcześniej pozwolenie na to, aby te stanęły na jej terenie. W przypadku przepełnienia pojemników gmina podejmuje działania polegające na zgłoszeniu zaistniałego faktu do spółki Interpromex z prośbą o ich opróżnienie i zmagazynowanie nakrętek na jej terenie. Problem z bieżącym opróżnianiem pojemników występuje od czasu wejścia do użytku nowych butelek z przyczepionymi nakrętkami oraz nowych przepisów o kaucji zwrotnej.” — odpowiedział na pytania ŚLĄZAGa Łukasz Dytko – rzecznik prasowy Urzędu Miasta Będzin.
Ewentualne problemy umierają wraz z inicjatywą
Poruszając się po miastach Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, zdecydowanie rzadziej można się natknąć na przepełnione pojemniki na zakrętki, niż dawniej. Inicjatywa raczej umiera, a „serca”, które kiedyś zapełniały się błyskawicznie, teraz całymi tygodniami mogą przyjmować zakrętki i stoją raczej pustawe, pomijając bardzo uczęszczane miejsca, jak te w centrum Katowic.

Problem wygasa na przykład w Świętochłowicach, gdzie ustawienie pojemników to
inicjatywa prywatna i niezależna od samorządu, nawet jeśli
znajdują się na terenie należącym do gminy.
„Działania związane ze zbiórką nakrętek mogą również prowadzić wybrane placówki edukacyjne, jest to jednak ich własna inicjatywa i Urząd Miejski w Świętochłowicach nie koordynuje tych działań. (…) Nie otrzymujemy żadnych sygnałów, że takie pojemniki się przepełniają.” — odpisała naszej redakcji Katarzyna Tomczyk – Kierownik Biura Prezydenta Miasta Świętochłowice.

Problemów nie zgłasza także miasto leżące po obu stronach Brynicy, czyli Czeladź:
„Na terenie naszego miasta znajdują się pojemniki tego typu, jednak zostały one ustawione z inicjatywy prywatnej, dlatego miasto nie sprawuje nad nimi zarządu. (…) nie odnotowaliśmy żadnych zastrzeżeń dotyczących nieregularnego opróżniania tych pojemników, w związku z czym miasto nie podejmowało działań w tym zakresie.” — czytamy w przesłanej ŚLĄZAGOWI odpowiedzi Jakuba Kubasika – rzecznika prasowego Urzędu Miasta Czeladź.
Nie wszystkie urzędy odniosły się do naszego zapytania. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi z większości gmin Zagłębia Dąbrowskiego (Sosnowca, Dąbrowy Górniczej, Wojkowic, Sławkowa), nielicznych śląskich (Bierunia, Tarnowskich Gór i Mysłowic) oraz jedynej pytanej w Zagłębiu Krakowskim (Jaworzno). W części z nich autor niniejszej publikacji bywa często i na przepełnione „serca” nie trafił już przez kilkanaście miesięcy.

Wygląda
na to, że problem przepełnionych „serc” prawie zniknął, a to
w wyniku dwóch ustaw, które sensowność zbiórki zakrętek w
praktyce likwidują. Choć z uznaniem trzeba przyjąć, że niektóre
gminy interesują się tematem mimo tego. Czy los wszystkich koszy
jest przesądzony? Niekoniecznie. Być może kilka z nich, w najbardziej
uczęszczanych miejscach, będą zapełniane nadal.
A czy przepełniony kosz, obwieszony reklamówkami z odpadami, dobrze
świadczy o miejscowościach, których logo wita podróżnych na takim pojemniku? To
już zostawiamy ocenie czytelników.
Materiał dofinansowano ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.

Za treści zawarte w materiale dofinansowanym ze środków WFOŚiGW w Katowicach odpowiedzialność ponosi Redakcja.
Może Cię zainteresować:
Fioletowa rewolucja w Gliwicach. Miasto wprowadza nowy system zbiórki odpadów tekstylnych
Może Cię zainteresować:
