Pixabay
Czarna Madonna z Jasnej Góry

Ks. Siepsiak: Wyobraźmy sobie, że paulini przenoszą obraz Czarnej Madonny do jakiegoś swojego klasztoru, np. na Węgrzech

Ks. Siepsiak: Wyobraźmy sobie, że paulini przenoszą obraz Czarnej Madonny do jakiegoś swojego klasztoru, np. na Węgrzech

autor artykułu

Jacek Siepsiak

Oddać, czy nie oddać? Odpowiedź wcale nie jest taka prosta, gdy czekamy na nią zbyt długo. Im dłużej, tym trudniej dociec, komu oddać, kto ma oddawać, a nawet czy oddać.

Artefakty muzealne przywiezione z dalekich stron bywały nabywane drogą kupna. Często jednak po prostu je wykopywano lub znajdowano i zabierano do rodzinnego kraju podróżnika. Ten je nawet potrafił odsprzedać, choć ich nie kupił lub nabył za bezcen. Czy powinno się je oddać, skoro przez pokolenia się o nie dbało, zabezpieczało przed zniszczeniem, włożyło duże pieniądze w renowację? Komu oddać, bo np. dane plemię już dawno zostało wyparte lub wyniszczone przez inne albo jego tereny są teraz podzielone między różne państwa? Może wypadałoby przynajmniej godziwie zapłacić? To się robi inwestując w lokalne muzealnictwo. Niestety okazuje się nieraz, że pieniądze jakoś znikają.

Powstaje jednak jeszcze jedno bardziej podstawowe pytanie: Czy w ogóle oddawać, skoro dane dobro kultury stało się skarbem ludzkości? Są takie rzeczy, które mają prawnego właściciela, ale jednocześnie są dobrem wspólnym. Powinny być traktowane jak świętości, które należą do wszystkich.

W Gliwicach na osiedlu Kopernik jest w kościele obraz Matki Boskiej Kochawińskiej. To, że księża zdecydowali o jego wywiezieniu z Kochawiny, gdy zmieniono granice, jest jakoś zrozumiałe. Trudniej było zaakceptować przeniesienie obrazu ze św. Bartłomieja do nowej parafii. Bo przecież nie jest on tylko własnością jezuitów. Ale ta zmiana była po stosunkowo niedługim czasie. Wyobraźmy sobie natomiast, że paulini przenoszą obraz Czarnej Madonny do jakiegoś swojego klasztoru, powiedzmy na Węgrzech (bo uznali, że stamtąd został on przywieziony do Polski). Niby mają prawo. Ale czy im wolno? Przecież chodzi o świętość uświęconą przez pokolenia. Zbyt wiele wody upłynęło w Wiśle…

Podobnie dzieje się z wybitnymi dziełami sztuki. Stają się wspólnym dobrem. Tak też jest z zagarniętymi ziemiami. W ciągu czasu mierzonego pokoleniami stają się prastarymi a nie „nowymi marchiami”. Gospodarowanie na nich dla jednych oznacza nieodwracalne zniszczenia i eksploatację, a dla innych wartość dodaną i podniesienie kultury ekonomicznej. Czy da się zatem wycenić reparacje należne po zmianie granic?

Ciekawym przykładem na polu architektury jest Dom Tekstylny Weichmanna w Gliwicach, który pewnie wkrótce zostanie wpisany na listę UNESCO. Po latach staje się dobrem wspólnym (międzynarodowym), choć wcześniej różnie bywało. Początkowo pisano o nim na całym świecie jako o awangardowym (i wzorcowym) zwiastunie modernizmu. Potem, gdy podział regionu nabrzmiewał politycznie i architektura zastała użyta do politycznego dzielenia, w Katowicach zakazano stylu gotyckiego (bo niemiecki), a w Gliwicach faworyzowano ekspresjonizm, bo bliższy niemieckiemu gotykowi. Po wojnie podupadał aż do początku XXI w.

Do kogo należy? Czy komuś powinno się za niego zapłacić, skoro teraz zyskuje na wartości? On właśnie tak zyskuje na wartości, że staje się już nawet formalnie dobrem wspólnym. Jest wpisany na listę świętości. A nimi się nie kupczy!

Takie „uświęcenie” to swoista „nacjonalizacja”. Choć właściwiej byłoby: „internacjonalizacja”. To co mam, już nie jest w pełni moje, bo nie mogę z tym robić, co mi się zechce. Pomagają mi, ale i kontrolują: formalnie (UNESCO) i nieformalnie (pokolenia adoratorów). Tak jest z dziełami sztuki, z małą ojczyzną, z krajobrazem i klimatem, z Ziemią…

Panteon gornoslaski

Może Cię zainteresować:

Ks. Jacek Siepsiak: Im więcej propagandy w naszej pamięci historycznej, tym gorzej

Autor: Jacek Siepsiak

18/07/2022

Katowice

Może Cię zainteresować:

Ks. Siepsiak: Wypoczynek powinien dać odpocząć głowie, czyli zająć ją czymś innym, nowym

Autor: Jacek Siepsiak

14/07/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon