Dla arka

Kto wychowa nowe pokolenie Górnoślązaków? Kacper Lemiesz: "Nasze współżycie jest oparte na wyzysku. A teraz, w ostatnich latach, to już impreza na Titanicu"

Jak wychować młodzież w dobie późnego kapitalizmu i kryzysu klimatycznego? Czy edukacja prowadząca młodych do sukcesu zawodowego, oparta na gonitwie za najlepszymi ocenami wystarcza? Czy da się znaleźć miejsce na empatię i poczucie wspólnoty? Rozmawiamy o tym z Kacprem Lemieszem, edukatorem pochodzącym z dolnośląskich Polkowic, który w Katowicach założył z Dominiką Hofman Liceum Sowizdrzała - społeczną szkołę, w której młodzi, zamiast kuć do testów, ćwiczą się w tym, żeby ich inteligencja była żywa, przejęta i zaangażowana. Nowym projektem Kacpra jest Młody Hajmat czyli miejsce, gdzie młodzi dorośli mogą ćwiczyć swoje społeczne zaangażowanie.

Rozmowa z Kacprem Lemieszem, Dyrektorem ds. Wagarów w Liceum Sowizdrzała

Arek: Powiem ci, jaka była moja pierwsza myśl. „O mój Boże, to jest kolejne miejsce dla dzieci bogatych rodziców, gdzie przytulają drzewa i uczą się, że są wyjątkowe i nie muszą w ogóle patrzeć na innych…”
Kacper: I odkrywają siebie (śmiech)… Ale też nie przesadzajmy, że znowu “kolejne” takie miejsce. Szkoły dla bogatych na Śląsku ociekają prestiżem innego typu. Gonią za indywidualnym, zazwyczaj rynkowym lub naukowym sukcesem a nie za przytulaniem drzew. Duża część naszej elity mówi hasłem: Nauka to nowy przemysł Śląska. Dalej chcemy zdobywać, penetrować, ścigać się… tylko innymi narzędziami niż 100, 200 lat temu. Dalej dzierżymy koronę stworzenia.

Jeszcze z 10 lat temu modne było podejście „rozwijaj swój potencjał, nie patrz na nikogo, bo ty jesteś najważniejszy”. Taki trochę indywidualizm.
Myślę, że to jest jeszcze bardziej modne teraz niż wtedy. Kryzys wspólnotowości zdecydowanie się pogłębił.

A jak wy to robicie, żeby dzieci jednak nie wyrastały na indywidualistycznych cwaniaków?
Trzeba zaryzykować we wspólnotowe, współzależne, międzypokoleniowe, ale też i międzygatunkowe próby. Budowanie różnorodnej społeczności, utożsamianie się z czymś większym, odzyskiwanie szacunku dla moralnych wyzwań i warte przecież poważnej uwagi postulaty “powrotu do natury”, nie są tylko do obśmiana… To bardzo często budzi niepokój w naszych liberalnych i globalistycznych postawach, zbyt nastawionych na świętość jednostki. Solidarność, za którą tak tęsknimy nie wróci łatwo. To wymaga praktyki. Nasze dzieciaki i nastolatki wychowały się już w dużej mierze bez równości i braterstwa. Plakat Liceum Sowizdrzała mówi:

To nie jest szkoła, to jest próba jej odbicia.

To nie jest szkoła, to jest napad na tyranię grzeczności, pewności i apatii.

To nie jest szkoła, to jest zdyscyplinowane śnienie o piękniejszej możliwości.

Serio tak mówicie?
Wracając do Twojej pierwszej obawy o kapitalistyczny narcyzm, po to jest ten plakat, aby “jasno” dawać znać do czego zapraszamy. Nasze miejsce jest ostatnim, do którego pójdzie rodzic, który chce niezdrowego sukcesu dla swojego dziecka, sukcesu kosztem innych. W Młodym Hajmacie i w Liceum Sowizdrzała mówimy, że to nie jest miejsce, żeby wygrać w dzisiejszym świecie, tylko żeby odnaleźć w nim swoją małą rolę. Dojrzałą rolę - czyli nieuchronnie związaną ze służbą, robieniem czegoś dla większej wspólnoty. Form tej roboty znajdziemy oczywiście setki tysięcy i wcale to nie jest śpiewka o rezygnowaniu z indywidualności i unikatowości. Ideologia indywidualizmu to coś innego od skarbu jakim jest różnorodność unikatowości.

Młodzież chętnie uczy się wspólnotowości?
Chcemy odczarowywać idee takie jak „przynależność” czy „zobowiązanie”, które często wrzuca się do konserwatywnego pudełka. A przecież to nie jest przymus, tylko wybór - głęboki, dojrzewający wybór, który mówi: jestem powiązany z innymi i chcę wnosić do mojego hajmatu jakiś ważny skarb. Jestem w tym miejscu i czasie naprawdę po coś. Moją pracą jako nastolatka czy młodego nastolatka jest w dużej mierze szukanie swojej niszy-roli w zakłopotanym świecie, w którym żyję.

Czyli potrzebne jest też zakorzenienie?
Trzeba mierzyć się z dziedzictwem moralnie a nie tylko wiedzieć kiedy była wojna i czy górnicy są fajni czy nie. Dlatego mamy autorskie przedmioty takie jak „żywa lokalność i współczesność”, zamiast tradycyjnie pasywnej i odtwórczej historii czy WOS-u. Rozmawiamy i chodzimy na spacery np. z Tomkiem Słupikiem który zakładał RAŚ, pomagamy sąsiadom, badamy złożoną mozaikę pogranicza.

Temat śląskości nie nudzi młodych?
Często mają do niego dystans, bo nie widzą w tym wartości. Przecież urodzili się w czasie, w którym najwięcej warta jest przyszłość. Jako młodsze pokolenie zostaliśmy w zasadzie przekonani, że historia jest dla frajerów. Wydaje nam się często, że jesteśmy tacy lepsi i zbuntowani, bo skupiamy się na przyszłości. Świadomość, ale i dużo więcej, czyli żywa relacja z tym i dzięki komu się tu znaleźliśmy – historia, tradycja – jest po drugiej stronie współczesnego spektrum wartości.

Tylko skoro pochodzimy z tej samej kultury co nasi starzy i przeżyliśmy w niej każdą minutę naszego życia, to jakie jest prawdopodobieństwo, że wniesiemy do niej teraz inną jakość, a nie po prostu nieświadomie odtworzymy zastane przekonania po lekkim liftingu? Tutaj można zacząć pękać i dojrzalej zmagać się ze współczesnością. Jak to się stało, że żyjemy dziś w świecie pożerającej duszę konsumpcji, rozkręcającego się kryzysu środowiskowego, plagi depresji czy nierówności większych niż kiedykolwiek? Czy pamiętamy, że nie zawsze tak było i że tak być nie musi? Poprzez tak piękne pytania można odzyskiwać wartość tradycji i historii. Ale nie chodzi o uczenie “o” dziedzictwie, tylko praktykowanie dziedzictwa. Życie jako starsi tak, jakby działo się to co się dzieje i jakby młodzi ludzie byli naszymi młodymi, a nie jakimiś tam młodymi akurat obok.

I co robicie ze śląskością dokładniej?
Mamy teraz w Polsce uruchomioną strunę wokół Śląska – to daje piękne szanse, ale też niesie ryzyka. Lokalnie największe wyzwanie widzę w nikłym powiązaniu środowisk śląskotwórczych ze współczesnymi wyzwaniami. Co może nam dzisiaj wnosić śląskość w kontekście kryzysu klimatycznego? Jeśli nie będziemy potrafili połączyć tożsamości z teraźniejszością, to po prostu nie stworzymy młodym ludziom ścieżek przynależności, które dadzą im szansa na twórcze obywatelstwo i tym samym głębokie, trójwymiarowe życie. Bez tego, zapadną się w karierozie albo uciekną w rozpraszacze typu telefon lub e-papieros.

Przeszłość jest ważna, ale jeśli nie stworzymy współzależnej, praktycznej narracji o przynależności, która opowiada też rodzaj pracy do podjęcia, to zostaniemy z pluszowym Bebokiem w ręce, oglądając koniec świata na Netflixie.

A co oznacza „Szkoła na Wagarach”?
To szkoła, która wciąż szuka swojego kształtu, nie ma szybkich rozwiązań ani gotowych wzorców. Jako kultura jesteśmy w czasie pomiędzy, w którym my próbujemy nieśpiesznie eksperymentować.

To przekonuje rodziców? Nie jest tak, że większość nastawiona jest na sukces zawodowy swoich dzieci?
W każdym rodzicu jest taki kawałek, prawda? U niektórych jest on większy, a u innych nawet dominuje. Współpracujemy z rodzicami i staramy się im pokazać, że dbanie o warunki materialne i zbyt tania przynależność nie może być jedyną troską. Większość z nich podejmuje tę próbę wspólnie z nami, ale byli też oczywiście tacy, którzy odeszli po pierwszym roku i szukali innego miejsca.

Bo nie widzieli efektu?
Bo nie chcieliśmy karmić rozumienia szkoły, edukacji, czy dojrzewania, jako budowania pomnika indywidualnego sukcesu. Bo poza maturą, dajemy więcej uwagi sztuce przyjaźni, dobrego konfliktu czy żyznej inteligencji.

Takie bardziej społecznikowskie podejście jest odpowiedzią na współczesne potrzeby?
Tak, bo dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, młodzi potrzebują wspólnoty i poczucia sensu. Nasza szkoła stawia na to, żeby nie tylko uczyć się matematyki i angielskiego w próżni, ale też pomóc szukać swojego miejsca w świecie, umieć naprawić stół, przeżywać żałobę po babci, lepiej zrozumieć wojnę w Ukrainie, zaniedbanie żydowskiego cmentarza czy obecność uchodźców na granicy.

Pochodzisz z zachodniej Polski. Skąd to przywiązanie do śląskości?
Co w tym dziwnego, jeśli tutaj żyję i w dużej mierze jestem tu wciąż gościem? W naszej fundacji staramy się zasłużyć na to, żeby być godnym obywatelami tego miejsca poprzez ciekawość wobec zastanej mozaiki kultur i społeczności. Próbuję kochać Śląsk nie jako coś do podziwiania za szybą muzeum, ale jako żywą jakość czy istotę, z której mądrości mogę czerpać np. w jej języku. Słowo „hajmat” w nazwie naszego projektu to jeden ze skarbów tego miejsca. Przekaz, który mówi: masz żyć gdzieś. To gdzieś ma stać się Twoim małym centrum świata, które widzisz z wieży kościoła: nie tak wielkie jak świat ale też nie tak duszne jak dom. Z tym można wyruszyć w piękną przygodę. Za takimi duchowymi wyprawkami tęsknią plecaki naszych młodych najbardziej. Stąd Młody Hajmat.

Właśnie! Czym jest Młody Hajmat?
Tym wszystkim o czym mówię od początku naszej rozmowy. Młody Hajmat to zależny od miejsca i czasu dom kulturowy. To miejsce, gdzie szukamy twórczej ścieżki w kruszącym się świecie. Mamy na przykład Pracownię Małego Aktywizmu, w której czytamy Joanne Macy i Marcina Króla, piszemy wiersze i listy do urzędników w sprawie ochrony Lasu Panewnickiego, siadamy na parę godzin nad Rawą i zostawiamy jej wydziergane prezenty, kontestujemy komercyjność miejskiej polityki kulturalnej, robimy anarchistyczną partyzantkę ogrodniczą.

Bratki na klombach?
To nie muszą być zawsze wyrafinowane projekty, chodzi o szczere zmaganie się z terytorium naszych czasów i aktywne odpowiedzi, choćby cynicy mówi że to naiwne. Robimy na przykład teraz półkolonie, na której będziemy w ogrodzie Domu Śląskiego tworzyć symboliczną przestrzeń, w której możemy spotykać się wokół najważniejszych ran-portali naszej lokalności.

Na jakie pytania odpowiedzą półkolonie?
Jeden z motywów to relacja między bogatymi a biednymi albo tzw. przegranymi transformacji. Musimy zająć się międzypokoleniową frustracją między dwudziestolatkami czy trzydziestolatkami a elitami starszego pokolenia, które w dużej miele zafundowało nam bardzo nieudaną kulturowo i duchowo transformację. Młodzi odbierają w spadku rozwaloną tkankę łączną, w której nie da się żyć. Jestem tatą dwuletniej dziewczynki i doświadczam z jakim przeciążeniem wiąże się dzisiaj rodzicielstwo. Rozpada się lub już rozpadła się nam społeczna instytucja babci, cioci czy sąsiedztwa i podwórka. I jeśli nie stać nas na opiekunkę, to bycie rodzicem staje się niezwykle trudnym doświadczeniem, w którym ciężko robić coś innego niż pasywną pracę nastawioną na przetrwanie i walkę o ograniczone zasoby. I wbrew opowieści naszego nowego wybawiciela, którym często staje się pop-psychologia.. sam będąc ojcem po terapii i setkach godzin kursów komunikacji, widzę limit tego indywidualistycznego podejścia, które (iluzję) siły widzi w kompetencji jednostki a nie rezyliencji wspólnoty.

Dodatkowo takie kursy i terapie są zazwyczaj nakierowane na indywidualny rozwój…
Tak, ale to ma ogromny limit. Jesteśmy ludźmi, nie półbogami. CV pełne rozwojówek i pseudo duchowych festiwali tego nie zmieni.

Wielu młodych rodziców uważa, że ich dziecko musi być najzdrowsze na świecie, bez cienia jakiejkolwiek traumy. Fajnie, ale kto to zrobi?
Troska, która za tym stoi jest istotna, tylko odpowiedź jest pomylona, bo odtwarza główny błąd. Bez zdrowej kultury, zdrowego środowiska nie da rady.

Staracie się przygotować młodzież na to, że ten świat jest straszny?
To co zrobiliśmy jako ludzie w naszej relacji ze światem jest straszne. Jesteśmy bardzo pogubieni. I ten proces trwa dużo dłużej niż od lat dziewięćdziesiątych, czy nawet od czasów komuny. Nasze współżycie jest oparte na wyzysku. A teraz, w ostatnich latach, to już impreza na Titanicu. Stąd nazwa Ostatnie Pokolenie oddaje dobrze stan ducha tej części młodszego pokolenia, która ma na tyle kapitału kulturowego i finansowego, żeby mierzyć się z tą trudną prawdą o tym, gdzie przyszło im żyć. To daje im szansę na przynależność wartą trudu, z którym wiążą się ich działania. OP jak i my w Katowicach, mierzymy się też z ryzykiem zbudowania naszego mitu zbytnio na wkurzeniu na starszych, ulegając mrocznemu urokowi “końca świata” traktowanego zbyt dosłownie. Ostatnie pokolenie można traktować jako duchowe wyzwanie do wyrafinowanego, elokwentnego buntu. Czy uda nam się być ostatnim pokoleniem, które tworzy tyle cierpienia? Co w nas i od nas jest teraz potrzebne, żeby cokolwiek z tego wszystkiego, czym się staliśmy, było naprawdę inne? Gdzie przebiegają ścieżki przynależności, które uznają nasz realny stan i jednocześnie nie ulegają pokusom rozpaczy, apatii czy obietnicom szybkiego wybawienia?

Więcej o Liceum Sowizdrzała dowiecie się na stronie www.liceumsowizdrzala.pl. O dniach otwartych szkoły dowiecie się więcej TUTAJ

O Młodym Hajmacie więcej przeczytacie TUTAJ, a o organizowanych w ramach niego półkoloniach TUTAJ

Malowniczy teren Kaskady to mistrzowski projekt

Może Cię zainteresować:

Odnaleziona Kaskada. Historia Cichego Zakątka w Parku Śląskim i jego twórców

Autor: Tomasz Borówka

06/06/2025

Estakada most lazienkowski tusk

Może Cię zainteresować:

Daniel Lekszycki: Drogi rządzie, daliście Warszawie kasę na most, to dajcie na estakadę w Chorzowie

Autor: Daniel Lekszycki

05/06/2025