Jeśli był jakiś moment w moim życiu, kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem Zagłębiaczką – lub Zagłębianką, jak mówią niektórzy – to go nie pamiętam. Nie wiem, kiedy dokładnie poczułam, że jestem „stąd”. Że nie tylko mieszkam na terenie Zagłębia, ale że to miejsce mnie jakoś ukształtowało.
O tym, że w ogóle jest jakiś podział na Śląsk i Zagłębie i że jest na tej linii jakiś „problem”, dowiedziałam się dopiero tak naprawdę – wiem, że to dziwne – na zajęciach z dialektologii na III roku studiów na śląskiej polonistyce, kiedy to prof. Helena Synowiec utyskiwała, że na 20-osobową grupę wszyscy są z Zagłębia i nikt nie mówi po śląsku.
Wcześniej Sosnowiec był po prostu miastem, w którym przyszło mi żyć, a Zagłębie - jakimś bliżej nieokreślonym tworem, który jest, ale jakby go nie było. Może to więc było właśnie wtedy, gdy pierwszy raz usłyszałam, jak ktoś z Katowic mówi o nas: „ci zza Brynicy” – jakbyśmy byli z innej bajki. A może dopiero wtedy, gdy zrozumiałam, że faktycznie jesteśmy.
To dopiero na studiach związałam się z istniejącą wówczas przy placu Sejmu Śląskiego Międzyinstytutową Pracownią Życia Literackiego na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim, prowadzoną przez prof. Pawła Majerskiego, co skończyło się kilkoma prasowymi publikacjami i książkami dotyczącymi śląskiej, i przede wszystkim, zagłębiowskiej, poezji.
Na mapach mentalnych Polski często jesteśmy dziurą między Katowicami a Krakowem. A przecież jesteśmy sobą – nie przylepką Śląska. Mamy swoją historię, swoje legendy, swoją kulturę, swoje bloki z wielkiej płyty, swoją muzykę i swój gniew. I swoich bohaterów. Pamiętam, jak dziwiły mnie odkrywane cały czas ciekawostki, związki różnych ludzi kultury z tym miejscem, jak bawiło (i dalej bawi) rozplątywanie zawiłych nici historyczno-społeczno-genealogicznych. Moi znajomi śmieją się czasem, że każdemu jestem w stanie znaleźć jakieś powiązanie z Zagłębiem bądź Sosnowcem (przy Sosnowcu zostanę, bo to jednak najbliższe mi zagłębiowskie miasto). Mało kto wie na przykład, że jedyna polska aktorka ze Złotym Globem na koncie urodziła się w Sosnowcu, albo że znajduje się tu unikatowy na skalę światową Cmentarz Czterech Kultur. O największej wannie w Europie nie wspomnę.
Mówi się często, że w naszym regionie istnieją tak naprawdę dwie tożsamości – emocjonalna (najczęściej śląska lub zagłębiowska, chociaż niektórzy twierdzą, że nie ma czegoś takiego jak tożsamość zagłębiowska) i funkcjonalna, związana z życiem i pracą na terenie Metropolii. Wydaje mi się jednak, że sprawa jest nieco bardziej złożona. I indywidualna.
Być może stała mitologizacja Górnego Śląska przyczynia się do większego poczucia wspólnoty wśród jego mieszkańców. W przypadku Zagłębia Dąbrowskiego nie jest to takie oczywiste, choćby dlatego, że sama nazwa Zagłębie jest stosunkowo młoda, powstała ok. 1856 roku za sprawą Józefa Cieszkowskiego. Człon „Dąbrowskie” dodano dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Trzeba także pamiętać, że była tu granica nie tylko państw, ale i dwóch światów, dwóch kultur i dwóch cywilizacji – zachodnio- i wschodnioeuropejskiej. Dzisiaj rezultatem tej transkulturowości jest hybrydowość, pewne współistnienie sprzeczności. I choć dla niektórych granice Zagłębia Dąbrowskiego są rozmyte jak poranna mgła nad Czarną Przemszą, dla jego mieszkańców są one dziś wyraźniejsze niż kiedykolwiek, a owa wewnętrzna sprzeczność im bardziej zagmatwana, tym piękniejsza, i pełniejsza. Zagłębie to region niepokorny. Od zawsze szedł własną drogą, kiedy Śląsk przemawiał niemieckim tonem przemysłowej potęgi, Zagłębie mówiło po polsku, robotniczym zrywem i socjalistycznym buntem. To tutaj wybuchały strajki, to stąd wychodzili ludzie, którzy wierzyli, że można zmieniać świat.
Dla mieszkańców Sosnowca bez wątpienia cezurą w myśleniu o tożsamości zagłębiowskiej był Korzeniec Zbigniewa Białasa, choć wydaje mi się, że bardziej spektakl zrealizowany przez Teatr Zagłębia niż sama powieść. Z jednej strony, Korzeniec był przypomnieniem zapomnianej historii, ale dla wielu i pokazaniem, że Zagłębiacy w ogóle jakąś historię posiadają, że nie jest tak, jak w latach 90. ubiegłego wieku na łamach „Trybuny Śląskiej” utyskiwał Kazimierz Kutz, określając Zagłębie jako ziemię jałową. W końcu nastała pora na redefinicję stereotypów. I ona nastąpiła.
Mieszkam w Sosnowcu ponad 40 lat i od dawna obserwuję, jak to miasto się zmienia, przekształca, ewoluuje, i jednocześnie dojrzewa. Dorasta do swojej roli w regionie, gotowe w końcu tę rolę przyjąć, zaakceptować i kształtować Zagłębie w rzeczywistości XXI wieku. Wraz z miastem i regionem dorastają także i jego mieszkańcy, na nowo odkrywając swoją małą ojczyznę, a dotychczas posługujący się miastem jak językiem potocznym, automatycznie, bez dystansu i bez zastanowienia. Teraz Sosnowiec, czy szerzej Zagłębie, przestaje się sprowadzać do roli tła, scenerii życia i pracy, a jest sposobem ukazania indywidualnych doświadczeń.
Dlatego dzisiaj tożsamość zagłębiowska to coś więcej niż lekceważony przez wielu lokalny patriotyzm. To mieszanka dumy z przemysłowych korzeni, pamięci o rewolucjach i górniczym trudzie, ale też potrzeba bycia zauważonym. Zagłębie nie chce dopisywać rozdziału do cudzej biografii, bo stać go na własną opowieść, chociaż jeszcze nie do końca spisaną. Nikt nam nie powiedział, kim jesteśmy. Sami to poczuliśmy.
Lubię patrzeć na Sosnowiec i na Zagłębie jak na palimpsest, tekst do odczytania i wymazania, zeskrobania i nadpisania. Zdzierając kolejne warstwy, nie tylko odkrywamy ludzkie opowieści i fascynujące historie, ale i dowiadujemy się czegoś nowego o nas samych. Patrząc synchronicznie, widzimy fizyczną niepowtarzalność i wyjątkowość, ale patrząc diachronicznie - odkrywamy jego historyczność i ciągłość. Na nowo doświadczamy otaczającą nas przestrzeń jako nadmiar i brak jednocześnie. Szukamy ciągle nieuchwytnego genius loci tego miejsca, które ma ogromną moc inspirowania. Zagłębie nie prosi więc o uwagę – ono po prostu przypomina, że jest. I że ma prawo do własnej narracji. A Sosnowiec nie jest memem. Nie udaje wielkiego świata. Bo nie musi. Bo ma swój własny.
Jestem
z Sosnowca. Nie z miasta „obok Katowic”, nie z regionu
graniczącego z Górnym Śląskiem. Po prostu z Sosnowca. Z Zagłębia.
I w tym, paradoksalnie, jest wszystko – moja herstoria, moja
opowieść, moje miasto, moje Zagłębie.

Może Cię zainteresować: