Robert Neumann/From The Sky
Rammstein na Stadionie Śląskim

Marcin Zasada: Czym się różni koncert Beyonce w Wawie od ryku kosiarek? Niczym. Twój ruch, Stadionie Śląski

Marcin Zasada: Czym się różni koncert Beyonce w Wawie od ryku kosiarek? Niczym. Twój ruch, Stadionie Śląski

autor artykułu

Marcin Zasada

Czy się różni koncert Beyonce albo The Weeknd na Stadionie Narodowym w Warszawie od ryku stu kosiarek elektrycznych? Niczym. Jedno i drugie oznacza jazgot, są świadkowie. Warszawska arena ma ostatnio taką serię spartaczonych koncertów największych gwiazd muzyki, że trzeba by mieć wyobraźnię kosiarki elektrycznej, żeby tego nie wykorzystać. Miej wyobraźnię, Stadionie Śląski w Chorzowie.

Wiadomo, nie ma lepszego tematu niż opisywanie wyższości Górnego Śląska nad Warszawą. Ale w kategorii: wielkie koncerty, które brzmią jak g... w wiadrze, Stadion Narodowy to faktycznie wyjątkowe zjawisko. Można nawet powiedzieć, że Warszawa wytworzyła nowy rodzaj przeżywania muzyki na żywo: piknikowo-instagramowo-tiktokowy. Nic nie słyszysz, uszy krwawią, ale wydałeś parę stówek, żeby stać 100 metrów od Beyonce, więc przynajmniej cykasz fotkę i wspominasz, ile razy zmieniała sukienki na scenie. U sporej części publiki pewnie w ogóle ważniejsze to drugie.

Beyonce, Harry Styles, The Weeknd - trzy przykłady z ostatnich tygodni. Odbiór na Narodowym? Totalna porażka, kakofonia, magma dźwiękowa, jazgot, nuty latają i odbijają się po całym stadionie jak duchy po mieście w "Ghost Busters". Bynajmniej nie jest to nowa sytuacja: lista artystów zarżniętych muzycznie w Warszawie to dzieło całej dekady, z pamięci: Madonna, Depeche Mode, Coldplay...

Ktoś powinien wymazać. To miejsce

Wpisujesz w Google koncert na Narodowym w Warszawie i masz satysfakcjonującą (hehe) lekturę na cały dzień. Fragment relacji z Guns N'Roses z ubiegłego roku:

"Co z tego, że Gunsi dali 3,5-godzinny koncert, skoro zdecydowana większość utworów zlewała się w jedną wielką ścianę dźwięku, z której trudno było wyłapać jakiekolwiek niuanse. Bywały momenty, gdzie nie byłem w stanie na początku rozpoznać utworu, bo gitary wyprzedzały bas i perkusję. O ile jeszcze solówki Slasha jako tako dało się usłyszeć, to już gorzej było w chwili, gdy do głosu dochodził drugi gitarzysta, Richard Fortus". Pisze dziennikarz WP.

Ludzie, którzy przychodzą na koncert cokolwiek usłyszeć, po smakowaniu kakofonii w Warszawie dodają: "Ktoś raz na zawsze powinien wymazać to miejsce z koncertowej mapy w Polsce". Teraz kilka faktów i teorii, dlaczego na Stadionie Śląskim takich problemów nie ma.

Rammstein już wie

Po pierwsze, Narodowy w Warszawie nie nadaje się na koncerty. To nie opinia, to fakt. Podczas projektowania i budowania obiektu, kompletnie pominięto temat akustyki - może z pośpiechu (Euro 2012), może decydował rachunek kosztów, a może nikt nie pomyślał. Właściwie nikt nigdy nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Ekspert, z którym rozmawiałem, tłumaczył, że winne jest morze betonu wylane na stadionie plus szkło i loże okalające trybuny, plus parking podziemny - wszystko to tworzy wielkie pudło rezonansowe, którego nie da się nagłośnić.

Paradoksalnie, stara konstrukcja Śląskiego - z wałami ziemnymi, rozłożystymi trybunami i brakiem takich wynalazków jak podziemne przestrzenie parkingowe dają zupełnie inne warunki. Przykład: gdy 5 lat temu w Chorzowie grali Guns N'Roses, ich realizatorzy zapowiadali, że mogą potrzebować kilkunastu godzin na przygotowanie nagłośnienia. Po dwóch wszystko było gotowe. Tego lata Rammstein nieprzypadkowo wystąpił dwukrotnie na Śląsku i nie wstąpił do Warszawy. Nieoficjalnie: po zeszłorocznych przygodach z akustyką Narodowego, niemiecka grupa postanowiła więcej nie próbować. Czy to znaczy, że Stadion Śląski ma szansę odzyskać renomę pierwszej areny koncertowej w Polsce?

Nie. To znaczy nie w 100 procentach. Po pierwsze, stracone lata. Przedłużająca się modernizacja, potem totalne odpuszczenie działki koncertowej przez poprzednie władze stadionu. Lekkoatletyka? Super, ale muzykę kalendarz też wytrzyma. Ostatnio więcej było legend o tym, jakich artystów straciliśmy (Metallica, Eminem, Stonesi...) niż wielkich wydarzeń muzycznych, choć tego lata coś drgnęło. Po drugie, są gwiazdy, zwłaszcza popu, które chcą grać tylko w stolicy, a Chorzów to prowincja (to nie ja mówię, to ONI), ewentualnie melodia przeszłości. Przy okazji, aż się prosi: czy koncert na Stadionie Śląskim w 2-milionowych Katowicach byłby ciekawszą alternatywą?

Po trzecie, w koncertowej Polsce istnieje - że tak powiem - nieformalny podział gatunkowy. Beyonce zawsze wybierze Warszawę, nawet kosztem jakości dźwięku, Depeche Mode (czy np. The Cure) najczęściej występują w Łodzi, bo tam tradycyjnie nowofalowo. Śląsk kojarzy się z metalem i rockiem. Bo Metallica, Pearl Jam czy Rammstein, ale i np. najlepsi Stonesi. Czy to źle? Przeciwnie - rock jest najlepszy, ale trzeba jeszcze z tego robić użytek.

U2 na Śląskim? Jak w 2005?

Pół żartem, pół serio: Stadion Śląski powinien wysyłać szpiega na każdy koncert (zwłaszcza rockowy) do Warszawy, by na rozmowy z wielkimi graczami typu Live Nation przygotował materiał pt. "Jak nie powinien brzmieć na żywo twój topowy artysta". Czy to na pewno argument? Tak, to argument. Dla zespołów inwestujących miliony w nagłośnienie i własnych inżynierów dźwięku zderzenie z akustycznym wiadrem, za jaki uchodzi Narodowy, też nie jest... Jak by to ująć? Też nie jest wymarzonym scenariuszem.

W praktyce: jedynym argumentem stolicy jest jej stołeczność i oczywisty prestiż z tego wynikający. Wpływy z biletów? Na Śląski, dzięki dużo większej płycie (bieżnia!) wchodzi więcej ludzi niż na Narodowy - 140 tys. na dwóch Rammsteinach, prawda? Pozostaje kwestia odbudowy utraconej przed laty renomy i to bez wątpienia w Chorzowie wyzwanie na kolejne sezony. W nich każda Metallica, każdy rockowy koncert, który - mimo fatalnej akustyki i międzynarodowej już famy jej towarzyszącej - wyląduje w Warszawie, będzie porażką organizacyjną Śląskiego. Niech idole popu dalej prowadzą na tiktokowe pikniki na Narodowy. My grajmy metal i rocka, na poziomie. Jeśli nie ma lepszego miejsca, to nie ma powodu, by ktokolwiek wybierał gorsze.

Na szczęście, to bardzo nieoficjalne wieści: życie zaczyna się układać. Już dziś mówi się o przynajmniej trzech przyszłorocznych terminach koncertowych zagranicznych gwiazd, które są sondowane na Śląskim. Najciekawsza plotka jest taka, że w przyszłym roku w trasę po Europie ruszy U2 i - jeśli zagra w Polsce - trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce niż Chorzów. Ktoś pamięta rok 2009? Ten koncert ze zdjęcia?

To przypomnijcie też Bono.

Słynny koncert U2 na Stadionie Śląskim w 2009 roku. Fot. Bartosz Nowicki.
Słynny koncert U2 na Stadionie Śląskim w 2009 roku. Fot. Bartosz Nowicki.
Rammstein

Może Cię zainteresować:

Rammstein zatrząsł ziemią podczas koncertu na Stadionie Śląskim. Zarejestrowały to sejsmometry

Autor: Patryk Osadnik

01/08/2023

Axl Rose

Może Cię zainteresować:

Guns N'Roses w Rybniku, czyli najbardziej kuriozalny koncert w historii Śląska. Czekałeś 2,5 godziny, bo... sauna

Autor: Marcin Zasada

11/07/2023

Stadion Śląski w zwiastunie " Wanna Dance with Somebody"

Może Cię zainteresować:

Whitney Houston, we have... Stadion Śląski! Co robi nasz chorzowski Kocioł Czarownic w zwiastunie filmu o gwieździe pop

Autor: Redakcja

05/11/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon