Odnaleziony film z de Gaullem w Zabrzu komentuje Krzysztof Lewandowski. Dziś rocznica pamiętnej wizyty prezydenta Francji

"Marcin Zasada ze Ślązaga poprosił mnie o komentarz do słynnych słów gen. de Gaulle’a o Zabrzu. Okazją jest zaprezentowanie nieznanego w Polsce filmu dokumentalnego o tym wydarzeniu wyprodukowanego przez jedną z niemieckich stacji telewizyjnych. Cóż? Sprawdza się zdanie aktualne od lat: 'Im powiesz coś głupszego, tym większe wzbudza to zainteresowanie'". Krzysztof Lewandowski, wiceprezydent Zabrza i badacz historii Śląska, komentuje odnalezienie przez dziennikarzy Ślązaga archiwalnego filmu dokumentującego legendarną wizytę de Gaulle'a w 1967 roku.

De Gaulle w Zabrzu

Jest oczywiste, że Zabrze nie jest jednym z najbardziej polskich miast, tak jak jest oczywiste, że nie jest jednym z najbardziej śląskich miast. Tym bardziej nie była oczywista zbitka fraz w 1967 roku! Przecież wówczas na ulicach Zabrza cały czas można było spotkać ludzi mówiących po niemiecku, a w krajobrazie królowała typowa architektura germańskich miast. Nawet obok Domu Muzyki i Tańca stoi dawny budynek gestapo, o którym nie można mieć wątpliwości jakiej narodowości architekt go stworzył.

De Gaulle w 1967 roku odwiedził kilka miast i miał przygotowanych kilka wystąpień. Pewnie pracowało nad nimi wielu ekspertów. Cyzelowali każde zdanie i każdy akcent. Wizyta miała doprowadzić do osiągnięcia ważnych celów Francji. Wypowiedź w Zabrzu była najprawdopodobniej nieprzygotowana i spontaniczna. Mało tego, nie miała zostać upubliczniona. Najważniejsze przemówienie miało zostać wygłoszone w Warszawie, w Sejmie. I to ono miało być cytowane przez najważniejsze agencje. Tymczasem…

Jak de Gaulle wpisał się w propagandę

Wizyta na Górnym Śląsku miała mieć wydźwięk wyłącznie symboliczny i sentymentalny. Jako młody oficer prezydent służył w wojskach francuskich mających pilnować prawidłowości przebiegu Plebiscytu po I wojnie światowej. Pewnie spędził tu wiele przemiłych chwil, a złośliwi mówią, że pozostawił i potomków. Nie miał tu przemawiać. Wziął udział w koncercie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Podobno był przekonany, że to występ lokalnego, amatorskiego zespołu folklorystycznego jakich wiele w każdym tutejszym mieście. Miało go to przekonać o ewidentnie propolskiej postawie tutejszego ludu. I pewnie przekonało. Wrażenie w Zabrzu musiało na nim zrobić coś jeszcze. Była tu bardzo duża tzw. emigracja francuska, czyli rodzin górniczych. Przed wojną pracowały one we Francji i Belgii , a następie umożliwiono im przyjazd na Górny Śląsk. Oferowano im tu mieszkania i pracę, które porzucili uciekający lub wygnani Niemcy. W otoczeniu generała w Zabrzu znajdowało się więc bardzo dużo osób mówiących wyśmienicie po francusku, jak zresztą sam ówczesny I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego w Katowicach Edward Gierek. To zawsze stwarza niezwykle miłą atmosferę.

De Gaulle był tym wszystkim oczarowany. Scena w Zabrzu i występ robiły niezwykłe wrażenie. Był to bez wątpienia jeden z najlepszych obiektów tego typu w Europie. Znam teatry paryskie. Zabrze wygląda przy tym dumnie. Wyszedł po koncercie na zewnątrz i do najbliższego otoczenia miał spontanicznie wykrzyknąć słynne słowa. Podobno zupełnie przez przypadek obok znajdował się młodziutki redaktor Polskiego Radia w Katowicach Andrzej Zydorowicz i to nagrał. Wypowiedź idealnie wpisywała się w ówczesną polską propagandą. Zaczęto ją nagłaśniać. Była tak szokująca, że pisały o niej gazety na całym świecie. Nawet przyjazd Łukasza Podolskiego do Zabrza nie był tak szeroko relacjonowany i komentowany w najważniejszych tytułach prasowych Europy i Stanów Zjednoczonych.

Gomułka przestraszył się Francji

Oczywiście wizyty na Górnym Śląsku i Gdańsku miały symbolicznie podkreślić akceptację Francji nowych granic w Europie, ale to nie był główny cel wizyty. De Gaulle chciał pozyskać Polskę do budowy wspólnoty państw, w której bał się dominacji Niemiec, więc szukał partnerów, którzy mogliby ją równoważyć.

W Warszawie, w Sejmie mówił o Europie, która przekroczy kiedyś podział na dwa wrogie bloki, o potrzebie odprężenia, porozumienia i współpracy. Wierzył, że Francja i Polska powinny ze sobą ściśle współdziałać na tym polu. Słyszący to I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka okropnie się wystraszył i od razu odciął, podkreślając nasze przywiązanie do przyjaźni polsko-radzieckiej. Dał jasno do zrozumienia, że nie ma zgody władz w Warszawie na urwanie się z moskiewskiej smyczy. Prezydent Francji pozostał niepocieszony.

W innych miejscach jego wystąpienia miały charakter kurtuazyjny i ogólnikowy. W Gdańsku powiedział, że to miasto jest symbolem zwycięstwa, symbolem wielkości Polski, symbolem jej przyszłości. Bardzo delikatnie i nudno. Co tu cytować?

Głośne było jego przemówienie transmitowane na żywo przez radio i telewizję. Powiedział: „Przybywając do Polski pragnąłem dać Wam dowód przyjaźni, zamierzałem zobaczyć wielkie zmiany, jakich dokonali u siebie Polacy, po przezwyciężeniu, z podziwu godną odwagą, niesłychanych cierpień wojennych. Pragnąłem odbyć rodzaj pielgrzymki do Waszego kraju, w którym służyłem blisko pół wieku temu, w okresie, kiedy po 125 latach rozdarcia i ucisku odzyskiwał niezależność, jedność i wolność”. Miło i sympatycznie, ale bez jakiegoś politycznego ognia. Zakończył po polsku: „Wszystkim Polakom mówię z głębi serca: Dziękuję! Żegnajcie! Niech żyje Polska, nasza droga, szlachetna, waleczna Polska”. Pięknie. Prawda? Ale treści w tym niewiele.

Plakaty z "Krzyżaków" w szatni

To była pierwsza wizyta głowy państwa Europy zachodniej w państwie bloku wschodniego po II wojnie światowej. Bardzo ryzykowana dla komunistycznych władz, gdyż de Gaulle walczył w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku i od czasu do czasu delikatnie o tym wspominał, a to wydarzenie zostało przecież wymazane z oficjalnej, komunistycznej wersji historii. Z drugiej strony uznanie zachodnich granic przez legendarnego prezydenta Francji to było coś.

De Gaulle prawdziwie propagandowo do pieca dołożył dopiero w Zabrzu. Pewnie nieświadomie. Niby budował nowe relacje z rządem w Bonn, a tu takie coś! Uznanie granic było dla Niemców jeszcze jakoś do przełknięcia, ale stwierdzenie, że Zabrze to najbardziej polskie miasto? Pewnie nawet nad Wisłą wszyscy byli zdziwieni. Opowiadali mi piłkarze Górnika, że jak jeździli na mecze do Sosnowca, to szatnie im zdobiono plakatami z „Krzyżaków”. Zresztą nawet dzisiaj nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Niedawno na Pomorzu jeden z polityków powiedział do mnie: „Wie Pan, bo u nas w Polsce…” A my to niby gdzie jesteśmy? - odpowiedziałem.

De Gaullowi Zabrze zawdzięcza wiele. Taka reklama warta jest miliony. O mieście pisały najważniejsze tytuły świata. Wtedy jednak na turystykę się to nie przekładało. Granice były zamknięte, a przecież pewnie wiele osób chciałby zobaczyć to najbardziej polskie, ze wszystkich polskich miast i zrozumieć na czym ta polskość tutaj polega. A dobra passa medialna Zabrza trwała. Po kilku miesiącach Górnik pokonał Manchester United, wtedy zdecydowanie najlepszą drużynę świata, 1:0. O mieście zrobiło się głośno na całym świecie.

KRZYSZTOF LEWANDOWSKI

*Krzysztof Lewandowski jest wiceprezydentem Zabrza i m.in. autorem książek o historii Śląska.

De Gaulle w Zabrzu

Może Cię zainteresować:

De Gaulle, polskie Zabrze, niemiecki Hindenburg. Dziś rocznica pamiętnego wystąpienia prezydenta Francji. Mamy je na filmie

Autor: Tomasz Borówka

09/09/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon