Miałem wtedy dziesięć lat. I miałem też „okazję”, której nie życzę żadnemu dziecku: doświadczyć pacyfikacji kopalni „Wujek” osobiście, namacalnie – wręcz fizycznie.
Grudzień 1981 – początek
Historia, jak u wielu, zaczyna się od słynnego przemówienia generała Wojciecha Jaruzelskiego – dla niektórych „krwawego Wojtka”. Stan wojenny ogłoszono, gdy przebywałem u dziadków na Kokocińcu, w dzielnicy przylegającej do Starej Ligoty i Załęskiej Hałdy, tuż obok kopalni „Wujek”.
To tam po raz pierwszy doświadczyłem braku kultowego „Teleranka”, który dla całego młodego pokolenia stał się symbolem stanu wojennego. Telewizja miała wówczas tylko dwa programy. TVP1 latem nadawała blok dla dzieci od 9 do 12, potem była przerwa i „audycja dla rolników” z kultowym Hit the Road Jack Raya Charlesa. Świat był prostszy. Nie mieliśmy internetu, telefonów komórkowych ani komputerów. Mieliśmy za to Adama Słodowego – oraz dziadków i sąsiadów, którzy byli naszym Google’em, Facebookiem, TikTokiem i YouTubem w jednym. To oni uczyli nas tradycji, historii i codziennej mądrości – tego, co dziś nazywa się „contentem”.
Między sąsiednimi domami biegaliśmy bez strachu. Każdy znał każdego. U każdego można było dostać coś słodkiego, miskę zupy albo sznitę z fetem. W jednej przestrzeni mieszkali robotnicy, inteligenci, rzemieślnicy, Ślązacy i Gorole. Prawdziwa wspólnota.
16 grudnia 1981
Tego dnia, z powodu braku programów dla dzieci, wyszedłem – jak to się u nas godało – na plac (nie: na pole!). Mycka na łeb, szalik na szyja, ciepły mantel, rękawiczki i niezniszczalne Relaxy. Wziąłem sanki – największą zimową atrakcję.
Gdy tylko wyszedłem, usłyszałem wybuchy dochodzące z kierunku gruby. W tle dudnił dźwięk wirnika helikoptera. Niebo było nienaturalnie ciemne – nie od smogu, do którego byliśmy przyzwyczajeni, ale od dymu gazów bojowych unoszących się nad kopalnią, gdzie górnicy walczyli z komunistyczną władzą.
Najbardziej pamiętam wiatr. Szczypał oczy tak mocno, jakby ktoś sypał piaskiem z pieprzem. To nie był zwykły wiatr – to były gazy drażniące niesione na osiedla. Paradoksalnie wiatr pomagał górnikom, odwracając kierunek gazów rzucanych przez ZOMO.
Gdy po latach wszedłem do Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności, to samo szczypanie w oczach wróciło momentalnie. Jakby czas zamknął się w pętli.
Nie mogłem zjeżdżać na sankach przy nastawni kolejowej. Gaz tak piekł, że trzeba było naciągać czapkę na oczy. Sąsiad Genek – mąż Lucy Dziura – poszedł sprawdzić, co dzieje się bliżej kopalni. Gdy wrócił, kazał mi natychmiast wracać do domu. Dzięki niemu uniknąłem widoku, którego żadne dziecko nie powinno zobaczyć.
To doświadczenie zostało ze mną na całe życie.
Powrót – po latach
Przyznaję: długo wahałem się, zanim wszedłem do Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności. Mamy tendencję do omijania własnej, bolesnej historii. Ale naprawdę warto tam wejść. Wystawa pokazuje, jak wyglądał świat mojego pokolenia – świat, którego nasze dzieci i wnuki już nie znają i może nie zrozumieją, jeśli im tego nie opowiemy.
Żyliśmy w systemie totalitarnym, ale i wtedy miały miejsce drobne okruchy normalności, które pozwalały marzyć.
Sceneria wystawy
Widzimy przedmioty, których młodsze pokolenia mogą nie rozpoznać:
- szklanki do podsłuchu
- kartki na mięso, cukier i wędliny,
kolejki do Domu Towarowego „Społem” – pamiętam, jak po lekcjach „rezerwowałem kolejkę”, bo pojawił się ser,
powielacz – dzisiejszy odpowiednik kserokopiarki,
dalekopis podający depesze niczym analogowy SMS.
Na ścianach: animacje strajków, logotyp PZPR, zdjęcia z epoki. Lech Wałęsa, papież Jan Paweł II, Jaruzelski. Telewizory, telefon na dwuzłotówki jak w Domu Towarowym „Skarbek”.
Potem przechodzimy do przestrzeni przypominającej chodnik kopalniany. Stoi tam czołg – taki sam, jak te, które brały udział w pacyfikacji kopalni. To jedno z najbardziej wstrząsających miejsc. To tutaj upamiętnia się dziewięciu górników poległych 16 grudnia 1981 roku.
Z rampy widzimy rekonstrukcję działań oddziałów ZOMO i wojska. Obok sala szpitalna z oryginalnymi eksponatami – w tym rentgenem ze śladami po kulach. Dalej: łaźnia łańcuszkowa, kask z przestrzelinami, mapa kopalni z minutową rekonstrukcją pacyfikacji – również tego miejsca, z którego wypuszczono gaz bojowy. Ten sam, który niósł wiatr, gdy jako dziecko bawiłem się na placu.
Są też przedmioty, którymi górnicy się bronili i którymi byli atakowani. Muzeum żyje – wchodzi się w nie jak w pamięć zbiorową, czy krwioobieg historii odbudowy demokracji i wolności.
Setki akt SB, ławka z peronu lub poczekalni na ikonicznym dworcu w Katowicach, zdjęcia ofiar. A obok – ściany nadziei: papież na Muchowcu w 1983 roku, gigantyczny tłum ludzi, Pierestrojka Gorbaczowa, pierwsze jaskółki zmian.
Spotkanie z historią
Podczas zwiedzania można spotkać Stanisława Płatka, jednego z przywódców strajku. To rozmowa z człowiekiem, który był w samym sercu wydarzeń. To jak dotknąć historii, która wciąż oddycha.
Na zakończenie – apel
W końcowej części wystawy znajduje się skrócona historia kopalni „Wujek”. W rozmowie z panem Sylwestrem Strzałkowskim dowiedziałem się, że muzeum nadal zbiera eksponaty – rzeczy, które jeszcze niedawno lądowały na śmietnikach, a dziś mają ogromną wartość.
Dlatego w imieniu Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności proszę:
Jeśli posiadacie pamiątki z kopalń – zwłaszcza z „Wujka” – przynieście je do muzeum lub skontaktujcie się z nim. To nasze wspólne dziedzictwo. Ocalmy je.
„Gruba” to część europejskiego dziedzictwa kulturowego. Zadbajmy o nią.
Jeśli posiadasz pamiątki i chciałbyś, aby były pielęgnowane i traktowane jak skarb – zwłaszcza gdy wiesz, że młodsze pokolenie może jeszcze nie dojrzało, by je właściwie chronić – skontaktuj się z:
dr Dariuszem
Węgrzynem
dariusz.wegrzyn@scwis.pl
tel. 32 438 79 68
Każda ocalona rzecz
jest kolejnym świadkiem tamtych dni.
Może Cię zainteresować:
„Zatrzymać Miasto”, czyli uniwersalny wymiar ciszy. 16 grudnia Katowice uczczą ofiary „Wujka”
Może Cię zainteresować:
44. rocznica masakry kopalni „Wujek”. Obchody w Katowicach
Może Cię zainteresować: