Tekst Joanny Pauliny Jasińskiej publikujemy w ŚLĄZAGU w ramach współpracy z kolektywem kobiecym "Każda jest ważna"
W 2020 roku na Strajkach Kobiet, również w Katowicach, Gliwicach, Tychach, Mikołowie, Będzinie, Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu i wielu innych miastach, nie szłyśmy same. W pandemicznych strajkach uczestniczyli wszyscy, którzy rozumieli jak ważna jest walka o nasze prawa. Prawa kobiet nie sprowadzają się tylko do praw reprodukcyjnych. Chcemy mieć pewność co do równego traktowania na rynku pracy, czy w zakresie ochrony zdrowia. Potrzebujemy nie tylko prawa do aborcji, ale też dobrego dostępu do żłobków, bo (uwaga!) wiele kobiet określających siebie jako feministki jest lub chce być mamami. Chcemy rodzić dzieci i wychowywać je z mężczyznami, który w obowiązkach domowych i opiece nad dziećmi będą współuczestniczyli, a nie „pomagali”. Potrzebujemy żyć w miastach, które są dla nas i naszych najbliższych przyjazne i dbać o przyrodę, która nas otacza. Chcemy równości na każdym szczeblu, chcemy być szanowane, chcemy być słuchane, chcemy być doceniane za nasze działania na równi z mężczyznami. Mamy czelność oczekiwać, że będziemy miały realny wpływ na rzeczywistość.
Oczekujemy, że będziemy funkcjonowały zarówno w przestrzeni publicznej, jak i prywatnej na równi z mężczyznami. Nie walczymy jednak „przeciw”, ale „o coś”. Wydaje się oczywiste, że w tych działaniach na rzecz równości potrzebujemy sojuszników. To bardzo ważne, żeby mężczyźni uważnie nas słuchali, starali się zrozumieć naszą sytuację oraz reagowali na wszelkie przejawy dyskryminacji. Bardzo potrzebujemy feministów w naszych domach, miejscach pracy, instytucjach publicznych i wśród ludzi władzy.
Równi w miejscach pracy na każdym szczeblu
Branża, w której pracuję, jest bardzo silnie sfeminizowana. Leczeniem zwierząt towarzyszących zajmują się głównie kobiety. Lekarki weterynarii prowadzą z sukcesem mniejsze i większe firmy. Mówiąc szczerze, nigdy nie miałam nad sobą szefa a szefową. Z jakiegoś powodu, pomimo postępującej feminizacji tej grupy zawodowej na czele Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej od zawsze stoi mężczyzna, a zdecydowana większość członków Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej to mężczyźni. Brzmi znajomo? Ile jest takich branż, w których sytuacja wygląda podobnie? Na pocieszenie powiem, że akurat Śląska Izba Lekarsko-Weterynaryjna może pochwalić się prezeską (lek.wet. Sara Meskel) i jest jedną z prężniej funkcjonujących izb na mapie Polski.
Nie chodzi o to, żeby kobiety wyparły mężczyzn na wysokich stanowiskach. Potrzebujemy po prostu różnorodności w sferze zawodowej. Konieczne są zmiany w zarządzaniu firmami, związkami zawodowymi, izbami, stowarzyszeniami.
Do tej pory bardzo popularnym modelem zarządzania był ten „patriarchalny”, gdzie władza jest w ręku jednej osoby i to ona podejmuje decyzje (może to być na przykład dyrektor/ka). Warto pamiętać, że nie jest to jedyny model zarządzania! Można zarządzać zbiorowo, różnorodnie. Można brać zdanie pracowników pod uwagę. Można odejść od patriarchatu w zarządzaniu! Praca oparta na różnorodności to rozwój, to szukanie nowych rozwiązań. Mam nadzieję, że świadomi mężczyźni dostrzegają nie tylko potrzebę współpracy, ale również doceniania swoich współpracowniczek. Niestety, z raportu wykonanego przez Każda Jest Ważna wynika, że kobiety w śląskich instytucjach są obecne, ale tylko do pewnego szczebla. Cały czas brakuje „kobiecej ręki” na najwyższych stanowiskach. W sferze zawodowej jest zatem więcej niż mniej wyzwań przed nami aby to zmienić.
Jak tę zmianę mogą wspierać feminiści?
Wsparcie mężczyzn może być bardzo różnorodne. Pierwsze i podstawowe – dostrzeganie i docenianie często żmudnej i niewidocznej pracy kobiet w różnych miejscach pracy. To ważne, żeby nie wykorzystywać ewentualnego braku asertywności kobiet. Bardzo istotne jest pilnowanie, by na zebraniach kobietom nie przerywano. Istotne jest też to, żeby motywować kobiety do reprezentowania firmy na różnych wydarzeniach publicznych. W kwestii polityki firm – transparentność dotycząca wynagrodzeń, jasne i przestrzegane zakresy obowiązków, klarowne systemy podwyżek, jasne zasady dotyczące awansów oparte na kompetencjach. Czy to wszystko nie jest po prostu opisem dobrze funkcjonującej firmy? Tak, feminizm to przecież działania mające na celu to, żeby ludzie po prosty byli traktowani równo i dobrze bez względu na płeć.
Sfera publiczna i jak feminiści mogą pomagać „niewidocznym kobietom”
Większość wydarzeń organizowanych na Śląsku dotyczących kultury i nauki jest zmaskulinizowana. Mówią o tym wprost liczby. Złośliwi powiedzą, że być może brakuje wystarczająco kompetentnych osób płci żeńskiej do wypełnienia debat. To mocno zastanawiające, biorąc pod uwagę postępującą feminizację uczelni wyższych. Może czas postawić inną tezę? Czy nie jest tak, że brakuje osobom odpowiedzialnym za program wydarzeń wiedzy o kobietach-ekspertkach? Może nie są znane i kojarzone, bo kobiety nie są tymi, z którymi „wódkę się piło”? Nie jesteśmy kolegami od kieliszka, a przecież lepiej zaprosić kogoś znajomego.
To oczywiste w świecie, w którym włodarz miasta wojewódzkiego może otwarcie powiedzieć, że lepiej się czuje przy „męskim stole”, i uchodzi mu to płazem. To nie przypadek, że szklany sufit niedający się przebić to codzienność wielu kompetentnych kobiet, których głos nie wybrzmiewa, zagłuszany przez tych (samych), których słuchamy od lat.
Potrzebujemy feministów (lub po prostu osób troszczących się o równość), aby to sprawnie się zmieniało. Należy zmieniać nawyki, warto mieć „te kobiety” z tyłu głowy przy organizowaniu wydarzeń, zapraszania do projektów, przy podejmowaniu decyzji w instytucjach i firmach. Warto ogłaszać konkursy na stanowiska, zwracając uwagę na feminatywy. W trakcie wystąpień czy zebrań warto też dbać o to, by kobiety miały tyle samo czasu na wypowiedź, co mężczyźni i nie przerywać im! To bardzo ważne, żeby nie tylko mężczyźni „robili miejsce” osobom płci przeciwnej, ale również kobiety pamiętały o tym, że nie muszą ze sobą wzajemnie rywalizować. Ostatnia sprawa? W „męskim” świecie nie powinno być cichego przyzwolenia na dyskredytowanie i złe traktowanie kobiet.
Urobiony po uszy matriarchat zamknięty w czterech ścianach
Doszliśmy na scenę, więc wróćmy do… domu. To już nie te czasy, kiedy chłop robił na grubie, a kobieta ogarniała dom i wychowywała dzieci. Mimo tego wygląda na to, że na Śląsku klasyczny podział ról trzyma się wyjątkowo dobrze. Mężczyźni często nadal wykonują mniej prac domowych niż deklarują, a zarządzanie gospodarstwem domowym pozostaje w rękach kobiet, mimo że utrzymanie gospodarstwa domowego wymaga pracy zarobkowej dwóch osób (potwierdzają to badania CBOS z 2018 r., „Kobiety i mężczyźni w domu”). Warto w tym miejscu podkreślić, że dbanie o dom nie polega na wykonywaniu zadań zaplanowanych przez drugą osobę.
Powyższy akapit wydaje się oczywisty, o bezpłatnej pracy kobiet w domach trąbimy od dawna. Uważam, że jest to przestrzeń warta ciągłego badania. Warto byłoby sprawdzić, jak sprawy się mają w województwie śląskim na tle całego kraju. Czy wyjątkowo silne tradycje tego regionu mają wpływ na dzisiejszą rzeczywistość? Jak to się różni w zależności od regionu? Jak na te same pytanie odpowiadałyby kobiety i mężczyźni? To ważne, by panowie weryfikowali swój wkład w życie domowe. Odchodząc od badań statystycznych, po prostu warto kontrolnie raz na jakiś czas zapytać drugiej osoby, czy obowiązki rozłożone są po równo i w akceptowalny dla drugiej strony sposób.
Istnieje pogląd, że w śląskich domach panował matriarchat. Wielu panów twierdzi, że przecież to kobiety o wszystkim decydowały i „trzymały krótko” swoich mężczyzn. Można usłyszeć, że „na Śląsku kobiety zawsze się szanowało”. Owszem, śląskie kobiety są siłą tego regionu. Należy jednak stanąć, rozejrzeć się i zastanowić, czy aby ich mądrego głosu nie słychać tylko w czterech ścianach własnego domu? Czy nie powinno się zdjąć z ich barków części obowiązków i wypchnąć do świata? Czy „w świecie”, w przestrzeni publicznej nie warto zwrócić uwagę na „słyszalność” kobiecego głosu? Aby te rzeczy się zadziały, potrzeba nie tylko działalności kobiet, ale też aktywnych działań i wrażliwości mężczyzn – feministów. Potrzebujemy wspierających partnerów, kolegów, współpracowników, kolegów po fachu. Nie chcemy się bić ani kłócić, chcemy funkcjonować na tych samych zasadach.
Odejście od patriarchatu z korzyścią dla wszystkich
Sztywne, kulturowo uwarunkowane role „kobiece” i „męskie” są niewygodne dla obu płci. Patriarchat uderza również w chłopców i mężczyzn, zabierając im dostęp do emocji, częściowo uniemożliwiają eksplorowanie swojej bardziej wrażliwej strony. Olbrzymie problemy potrafią napotykać choćby ojcowie w świecie, gdzie tym „ważniejszym” rodzicem wg polskiego sądownictwa jest matka. Tymczasem coraz więcej mężczyzn aktywnie angażuje się w ojcostwo, realnie pomaga w domach, a poza domem kompletnie nie ma problemu z tym, że w pracy słucha poleceń szefowej. Myślę, że mamy wokół siebie już sporo feministów.
Jest w województwie śląskim Fundacja RównoMoc, prowadzona przez Remigiusza Pokrzywę i Marka Twardocha, którzy prowadzą warsztaty dla chłopców i mężczyzn w różnych miejscach oraz aktualnie warsztaty antydyskryminacyjne w katowickich szkołach. Mamy Wojciecha Śmieję, profesora Uniwersytetu Śląskiego, który w ubiegłym roku wydał bardzo ważną książkę „Po męstwie”, traktującą o męskiej tożsamości, a na spotkaniach z czytelnikami wypowiada się w bardzo równościowym tonie. Jest Uniwersytet Latający Śląsk, w ramach którego odbywa się wykład „Babskogodka, abo fyminizm po naszymu” wygłoszony przez prof. Grażynę Kubicę-Heller, gdzie Marcin Musiał podkreśla, że miejsce na feminizm musiało się w programie znaleźć.
Musi być miejsce na dyskusje w domu i poza nim. Jesteśmy w trakcie zmian, tego nie da się zatrzymać. Może warto przy okazji nie wrzucać wszystkich mianujących się feministkami i feministami do jednego worka. Nie na miejscu jest się wzajemnie obrażać.
Jestem przekonana, że równe traktowanie we wszystkich płaszczyznach życia może nam przynieść więcej korzyści niż pożytku. Może być ciekawiej, bardziej różnorodnie. Należy tylko otwierać głowę, wychodzić z udeptanych ścieżek, robić rzeczy inaczej. Odkrywanie nowych ról dla kobiet i mężczyzn z wrażliwością na drugą osobę to droga, w którą warto wyruszyć.