Ostrożnie stawiam kolejny krok. Echo pękającego odłamka szkła bezlitośnie odbija się po murach ogromnej hali. Jest gnuśno i chłodno, a wypuszczane z ust powietrze szybko zamienia się w mgiełkę. Mam pod butami sypki, śliski materiał, prawdopodobnie sorbent. Czy ktoś umieścił go tutaj celowo, aby wypił rozlany olej lub inne substancje chemiczne? A może worki z sorbentem wpadły w ręce wandali, którzy porozrzucali go chaotycznie, żeby ktoś się poślizgnął? Ponownie zapada cisza.

Chyba jesteśmy tutaj sami, choć słyszeliśmy, że w pobliskim budynku administracyjnym często znajdują schronienie osoby w kryzysie bezdomności. Stary wentylator wciąż niemo kręci się pod samym sufitem, napędzany przeciągiem, jakby nie chciał pogodzić się z upadkiem kiedyś potężnych zakładów przemysłowych. Jest marzec 2021 roku, a my zwiedzamy teren dawnego przedsiębiorstwa włókienniczego „Frotex” w Prudniku.
Hale i biura „Frotexu”, a raczej to, co z nich zostało, miałam okazję zwiedzić dwukrotnie: w 2020 oraz w 2021 roku. Trudno ich nie zauważyć, kierując się do śródmieścia – kompleks znajduje się po dwóch stronach dużej drogi, w pobliżu często uczęszczanej stacji paliw. Zresztą, jeśli wjeżdżacie do Prudnika od ronda z trasą 41, to najpierw zobaczycie opuszczoną „tanksztelę”.
Po tej samej stronie drogi znajduje się dawna elektrociepłownia zakładowa, jeszcze przed pandemią Covid-19 niemal w pełni wyposażona, a następnie w ciągu kilkunastu miesięcy całkowicie wypatroszona z maszyn. Prywatny właściciel w krótkim czasie pozbył się absolutnie każdej części nadającej się do zezłomowania, a w całym procesie naruszono nawet konstrukcję budynku. Właściwy kompleks hal produkcyjnych, które przez 165 lat wypuszczały w świat tkaniny, znajduje się zaś po przeciwnej stronie drogi. A jeśli już mówimy ogólnie o atrakcjach Prudnika, to gdy ochłoniecie po zwiedzaniu dawnej fabryki, warto zajrzeć na ulice Dworcową i Kolejową. Na okolicznych kamienicach znajdziecie kilka ciekawych zachowanych napisów w języku niemieckim.
Prudnik „Małym Manchesterem”, czyli zapomniane tradycje włókiennicze
Dzisiejsze ruiny potężnych hal, częściowo strawione przez potężny pożar, to świadectwo dziesiątek lat tradycji włókienniczej Prudnika. Jak czytamy w artykule Anny Dureckiej pod tytułem „In der Stadt der Weber und Schuhmacher” („W mieście tkaczy i szewców”), Prudnik nazywano niegdyś „małym Manchesterem”, ponieważ już od XVII wieku rozwijało się tu intensywnie tkactwo. W XIX wieku miejscowe zakłady włókiennicze uchodziły za jedne z najważniejszych na Śląsku, produkując głównie sukno i korty. Początkowo opierały się na tradycyjnych metodach, ale z czasem unowocześniły procesy wytwarzania i zaczęły masowo eksportować swoje towary. Szczególne znaczenie miał rok 1823, gdy w mieście powstała fabryka wełny Samuela Fränkla, która z biegiem lat przekształciła się w potężne przedsiębiorstwo.
W drugiej połowie XIX wieku głównym konkurentem firmy Fränkla był zakład rodziny Thillów. Oba przedsiębiorstwa rywalizowały ze sobą o rynki zbytu, ale też wyznaczały nowe standardy jakości. Zakłady Fränkla wytwarzały między innymi tkaniny typu frotté (od 1903 roku), eksportowane do Niemiec, Anglii, Francji, a nawet do Szwecji i Szwajcarii. W ofercie znajdowały się także ręczniki, serwety czy koce, które trafiały do wielu krajów Europy. Produkty z Prudnika znalazły zastosowanie w najbardziej prestiżowych miejscach – zdobiły wnętrza hoteli i statków, w tym słynnego „Titanica”. W zakładach realizowano także projekty zastaw stołowych renomowanych projektantów, na przykład Petera Behrensa. Filie fabryk Fränkla znajdowały się m.in. w Augsburgu, Berlinie, Kietrzu i Głuchołazach.
Firma zatrudniała tysiące pracowników i w okresie świetności, około 1912 roku, była jednym z największych zakładów włókienniczych w Europie, zatrudniającym około 4000 osób. Po śmierci Samuela Fränkla interes przejęli jego spadkobiercy – m.in. syn Joseph oraz zięć Auguste Fränkl. Joseph Fränkl zasłynął również jako kolekcjoner sztuki i bibliofil, a rodzina wspierała życie kulturalne Śląska. Właściciele konsekwentnie dbali również o zaplecze zakładowe. Stopniowo powstawała infrastruktura sanitarna i grzewcza, jadalnie z prysznicami dla pracowników, jak i… wytwórnia wody gazowanej. Zakłady dysponowały ponadto własnym oddziałem straży pożarnej. Od 1928 działała także przyzakładowa szkoła.
Wojna kładzie kres postępowi. Rozkwit zepchnięty w mrok
Pierwsza wojna światowa spowolniła tempo rozwoju przedsiębiorstwa, lecz prawdziwy kryzys nastąpił dopiero wraz z wprowadzeniem ustaw norymberskich, które poważnie zagroziły rodzinie Fränkla. W 1938 roku spadkobiercy właścicieli zostali zmuszeni do opuszczenia Niemiec. W tym samym czasie zakład otrzymał nową nazwę – Schlesische Feinweberei AG Neustadt O.S.. Rok później naziści rozpoczęli demontaż maszyn włókienniczych, by zwolnić miejsce pod produkcję zbrojeniową. Urządzenia nie zostały jednak zniszczone – przewieziono je do okolicznych miejscowości i tam przechowywano.
Od 26 września 1944 roku na terenie fabryki funkcjonował podobóz KL Auschwitz. Kierowali nim SS-Oberscharführer Paul Heinrich Theodor Müller oraz Bernhard Becker, a w jego obsadzie znajdowało się dwudziestu esesmanów. Jeszcze przed oficjalnym powołaniem podobozu na pierwszym piętrze głównego gmachu więziono grupę polskich Żydówek oraz jeńców brytyjskich. Ostatecznie obóz liczył około 400 kobiet, w większości Żydówek deportowanych z Węgier. Zatrudniano je przy szyciu pokrowców do spadochronów. Częstym gościem fabryki był Max Krause, szef miejscowego Gestapo, który przeprowadzał niezapowiedziane kontrole, połączone z brutalnym traktowaniem więźniarek. Kobiety zmuszano do pracy sześć dni w tygodniu, od godziny 6:00 do 18:00, zaledwie z półgodzinną przerwą obiadową. W obozie zginęło 39 więźniarek, pochowanych na pobliskim cmentarzu żydowskim. Ocalałe kobiety w styczniu 1945 roku ewakuowano w tzw. „marszu śmierci” do obozu Gross-Rosen. Niestety, podczas mojego spaceru po ruinach kompleksu nie znalazłam żadnej formy upamiętnienia istnienia obozu.
Nacjonalizacja i nowy rozdział w życiu „Frotexu”
Po wkroczeniu Armii Czerwonej część urządzeń zakładów została wywieziona. Kiedy wojna dobiegła końca, rozpoczęto odbudowę zniszczonej fabryki. W 1949 roku przedsiębiorstwo zaczęło ponownie odzyskiwać swoją pozycję, a przyzakładowa szkoła kontynuowała działalność. Już do samego końca działalności zakład funkcjonował pod nazwą Zjednoczenie Przemysłu Bawełnianego „Frotex”.
W archiwalnej prasie znaleźć można cały ogrom ciekawostek. Przykładowo, „Frotex” kontynuował przedwojenną tradycję wspierania edukacji. W czasopiśmie „Głos Włókniarza” nr 540 z 1985 roku, w artykule „Dużo dobrej zabawy” znajdujemy informację, że fabryka sprawowała opiekę nad Zespołem Szkół Zawodowych Nr 1 i Szkołą Podstawową Nr 1 w Prudniku. Rok później, w numerze 538 opublikowanym w Święto Pracy, znajdujemy z kolei artykuł zatytułowany „Krok do przodu”. Artykuł ukazuje, jak w latach osiemdziesiątych oceniano działalność prudnickiego „Frotexu” z perspektywy władz partyjnych i samorządu pracowniczego. Podkreślano w nim wzrost produkcji, poprawę warunków zatrudnienia oraz powstawanie nowych wydziałów, jednocześnie akcentując potrzebę większej mobilizacji załogi i wzmocnienia dyscypliny pracy.
Sporo miejsca poświęcono działalności społeczno-politycznej w zakładzie: roli komitetu PZPR, frekwencji na zebraniach, a także angażowaniu młodszych pracowników. Wspomniano też o funkcjonowaniu samorządu robotniczego i związku zawodowego, które – zgodnie z ówczesnym przekazem – miały odgrywać istotną rolę w kształtowaniu postaw pracowników. Całość utrzymana była w typowej dla tamtych lat retoryce – „Frotex” przedstawiano jako ważny zakład włókienniczy regionu, który dzięki zaangażowaniu ludzi i współpracy z partią miał szansę na dalszy rozwój i umacnianie pozycji na rynku. Już za niespełna trzydzieści lat tętniące życiem hale staną się wydmuszkami, chętnie odwiedzanymi przez... Fotografów i miłośników opuszczonych miejsc.
Nic nie trwa wiecznie, a przemiany niosą ryzyko
Nie ma tutaj mowy o nagłym upadku, o czym świadczy dalsza analiza artykułów prasowych. Współczesna reorganizacja zakładów rozpoczęła się w 1992 roku. W numerze „Tygodnika Prudnickiego” z 7 sierpnia 1994 roku znajdujemy niezwykle interesujące informacje dotyczące kondycji „Frotexu”. Artykuł „Inwestycje potrzebne jak powietrze” przedstawia trudną sytuację prudnickich zakładów w latach 90. Po wejściu Polski na rynek europejski firma, pozbawiona środków na modernizację, szybko zaczęła tracić konkurencyjność. Produkcja spadała, a zakład borykał się z przestarzałym parkiem maszynowym i wysokimi kosztami utrzymania. Autor zwraca uwagę, że bez dużych nakładów na inwestycje i unowocześnienie technologii „Frotex” nie miał szans przetrwania w zderzeniu z tańszymi i bardziej dynamicznymi konkurentami z Zachodu. Opisywano dramat codzienności – brak pieniędzy na spłatę kredytów, problemy z zakupem surowców, niskie pensje pracowników i ogromne zadłużenie.
Z kolei artykuł „Finanse, czyli zaglądanie do frotexowskiej kieszeni” analizuje kondycję finansową zakładu w pierwszym półroczu 1994 roku. Wyniki produkcyjne były lepsze niż rok wcześniej – sprzedaż wzrosła, poprawiła się rentowność, a produkcja tkanin i wyrobów włókienniczych osiągnęła wysoki poziom. Jednak przy korzystniejszych wskaźnikach ogólnych pojawiały się też problemy: ceny energii, bawełny, barwników i chemikaliów rosły szybciej niż możliwości finansowe firmy.
„Frotex” musiał mierzyć się z presją konkurencji na Zachodzie, gdzie ceny wyrobów spadały, a oczekiwania jakościowe rosły. W artykule wskazano, że największym wyzwaniem były eksport i handel zagraniczny – trudności ze sprzedażą w Niemczech czy Holandii wymagały poszukiwania nowych rynków. Równocześnie fabryka ponosiła wysokie koszty kredytów i inwestycji, które ograniczały możliwości rozwojowe. Mimo tych barier autor podkreślał, że zakład nadal odgrywał ważną rolę na rynku włókienniczym i pozostawał jednym z największych producentów w regionie. Podtrzymywano nadzieję, że przy odpowiednim wsparciu i restrukturyzacji „Frotex” zdoła utrzymać swoją pozycję i sprostać rosnącym wymaganiom wolnego rynku.
Próby ratowania dawnego giganta, czyli jak nie zagłodzić żywicielki
W tej samej gazecie, tego samego roku, w numerze z 4 września, możemy znaleźć dodatek „Życie Frotexu”, a w nim – szereg pomysłów na zwiększenie atrakcyjności firmy na rynku. Udział w targach krajowych i zagranicznych miał budować rozpoznawalność marki i otwierać drogę do współpracy – przede wszystkim z rynkami niemieckim, austriackim i francuskim. Kluczowe znaczenie miały inwestycje, nowoczesne technologie oraz rozwój eksportu. Głównym produktem pozostawały ręczniki frotté, ale firma próbowała także szukać dodatkowych źródeł dochodów, m.in. w usługach technicznych, transportowych czy wynajmie powierzchni.
Duży nacisk kładziono również na organizację pracy. Wprowadzono system rejestracji czasu za pomocą zegarów, aby lepiej kontrolować obecność i wydajność. Zwracano uwagę na dyscyplinę, planowanie oraz racjonalizację kosztów. Wszystko to miało zapewnić większą efektywność i uporządkowanie w trudnym okresie transformacji gospodarczej.
Lokalna prasa żyła perypetiami „Frotexu” aż do końca
Przeskakujemy dwa lata później, do 7 września 1997 roku. „Życie Frotexu” ilustruje nam kolejne problemy zakładu. Tego samego roku okolica bardzo ucierpiała z uwagi na powódź, która przeszła do historii jako „powódź tysiąclecia”. Najważniejszym tematem w prasie były poszukiwania inwestora i zmiany personalne w Radzie Nadzorczej. Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy podjęło uchwałę o emisji nowych akcji, które miały wzmocnić sytuację finansową spółki. Całość numeru pokazywała zakład w trudnym momencie – z jednej strony zmagający się z wysokimi kosztami i presją ekonomiczną, a z drugiej nadal aktywny społecznie, obecny na rynku i poszukujący nowych rozwiązań.
Ciekawe informacje odnajdujemy w artykule „Randka w sądzie”, gdzie czytamy o sporze między „Frotexem” a firmą „Prosynchem” dotyczącym budowy stacji oczyszczania ścieków. Inwestycja, rozpoczęta jeszcze na początku lat 90., przeciągała się z powodu problemów finansowych i organizacyjnych, a obie strony zaczęły wzajemnie obarczać się winą za opóźnienia. „Frotex” twierdził, że wykonawca nie wywiązał się z umowy i nie zakończył prac w ustalonym terminie, co groziło utratą środków z funduszy ekologicznych. „Prosynchem” odpowiadał, że przeszkodą były m.in. decyzje administracyjne i brak odpowiednich warunków technicznych po stronie zakładu. Sprawa trafiła do sądu, gdzie rozważano wysokość strat poniesionych przez „Frotex” oraz odpowiedzialność kontrahenta. Podkreślano, że konflikt opóźniał uruchomienie nowoczesnej oczyszczalni, kluczowej zarówno dla zakładu, jak i dla ochrony środowiska.
Upadek zakładów rozpoczął się w 2009 roku, a w marcu 2010 roku prezes Andrzej Dudziński złożył w sądzie wniosek o upadłość firmy. Proces likwidacji zakończył się 5 lipca 2014. Choć ciężko w to uwierzyć, niegdyś największy polski producent ręczników frotowych, którego wyroby eksportowano na cały świat, całkowicie przeszedł do historii. Rzeczywistość rysuje się jednak przed moimi oczami – jestem tu i wchodzę do kolejnej hali. Na betonowym postumencie, na którym zapewne dawniej stała jakaś nowoczesna maszyna, teraz stoi stare krzesło. Kapiąca z sufitu woda mozolnie odmierza czas, którego już nikt nie liczy tutaj w sekundach czy minutach. Nie ma to już sensu. Ciecz pomału spływa po betonie, tworząc wdzięczny do sfotografowania kadr. I tylko ten stary wentylator w lufciku pod sufitem niestrudzenie zatacza kolejne okręgi, jakby miał nadzieję, że hala jeszcze powróci do życia – tak jak wszyscy jego pobratymcy na terenie nieczynnych zakładów. To raczej jednak płonna nadzieja.
Bibliografia:
DURECKA, Anna. In der Stadt der Weber und Schuhmacher. Wochenblatt.pl [online]. 2020, nr 22 (1469). Zespół Producencki „Pro-Futura” sp. z o.o. [dostęp: 1 października 2025]. Dostępny w Internecie: http://sbc.org.pl/Content/442047/PDF/Wochenblat_2020_R000_022_(1469).pdf
ŚWIERKOSZ, K. Żydzi w obozach hitlerowskich na Śląsku Opolskim podczas II wojny światowej, [w:] 45. rocznica powstania w getcie warszawskim (1943-1988), materiały z sesji popularnonaukowej, Opole 1988.
Niemiecki nazistowski obóz pracy w Prudniku [online]. Sztetl.org.pl. [dostęp: 2 października 2025]. Dostępny w Internecie: https://sztetl.org.pl/de/node/87/116-orte-der-martyrologie/49711-niemiecki-nazistowski-oboz-pracy-w-prudniku
Głos Włókniarza: dwutygodnik załogi ZPB „Frotex” im. Powstańców Śląskich. 1985, R. 26, nr 540 [542]. Red. nacz. Antoni Weigt. Samorząd Robotniczego PZPB [online]. 1985 [dostęp: 2 października 2025]. Dostępny w Internecie: http://sbc.org.pl/Content/208277/PDF/208277.pdf
Głos Włókniarza: dwutygodnik załogi ZPB „Frotex” im. Powstańców Śląskich. 1985, R. 26, nr 538 [540]. Red. nacz. Antoni Weigt. Samorząd Robotniczego PZPB [online]. 1985 [dostęp: 2 października 2025]. Dostępny w Internecie: http://sbc.org.pl/Content/208274/PDF/208274.pdf
Tygodnik Prudnicki: Prudnik, Korfantów, Głogówek, Lubrza, Biała. 1994, R. 5, nr 31 (194) [195]. Red. nacz. Antoni Weigt. Spółka Wydawnicza „Aneks” [online]. 1994 [dostęp: 2 października 2025]. Dostępny w Internecie: http://sbc.org.pl/Content/224726/PDF/224726.pdf
Tygodnik Prudnicki: Prudnik, Korfantów, Głogówek, Lubrza, Biała. 1994, R. 5, nr 35 (198) [199]. Red. nacz. Antoni Weigt. Spółka Wydawnicza „Aneks” [online]. 1994 [dostęp: 2 października 2025]. Dostępny w Internecie: http://sbc.org.pl/Content/224734/PDF/224734.pdf
Tygodnik Prudnicki: Prudnik, Biała, Korfantów, Głogówek, Lubrza. 1997, R. 8, nr 36 (355) [354]. Red. nacz. Antoni Weigt. Spółka Wydawnicza „Aneks” [online]. 1997 [dostęp: 2 października 2025]. Dostępny w Internecie: http://sbc.org.pl/Content/230959/PDF/230959.pdf
Materiały własne