Pamiętacie jak firma z Warszawy kupowała "prawa do akcji" spółek górniczych? Tysiąc poszkodowanych, sprawa w sądzie

Przed sądem znajdzie swój finał trwający latami proceder skupowania praw do akcji górniczych spółek. Śledczy nie mają wątpliwości, że w procederze tym szło nie o to, by kupujący faktycznie nabywał te akcje, lecz by obciążyć sprzedające je osoby karami umownymi za niemożność wykonania umowy. Pokrzywdzonych w ten sposób miało zostać blisko 1100 osób.

M. Wroński
Kupno akcji KHW Ogłoszenie

„Górniku. Pracownik, emeryt, rencista. Kupię prawa do akcji PGG, Kompanii Węglowej, Katowickiego Holdingu Węglowego. Umowa notarialnie, gotówka do ręki” – ogłoszenia o takiej i podobnej treści można było przez lata całe zauważyć w śląskich miastach. Od początku budziły wątpliwości, bo żadna z tych trzech spółek nigdy nie weszła na Giełdę Papierów Wartościowych, więc jako żywo o żadnych akcjach nie mogło jeszcze być mowy. No, ale – podkreślmy – przedmiotem transakcji miały być nie same akcje, ale uprawnienia do nich (wraz ze związanymi z tym prawami, czyli np. do ewentualnej dywidendy).

Kilkaset złotych do kieszeni, dziesiątki tysięcy złotych kary do zapłaty

Za zbycie tych hipotetycznych praw płacono po kilkaset złotych od osoby, transakcje odbywały się w obecności notariuszy, pieniądze znikały w kieszeniach byłych lub obecnych pracowników górniczych spółek, po czym – za jakiś czas – sprzedający zaczynali odbierać wezwania do zapłaty gigantycznych kar umownych.

Za co? Ano za to, że upływie określonego w umowie terminu nie doszło do przekazania akcji. Nie doszło, bo nie mogło, gdyż – przypomnijmy raz jeszcze – ani nieistniejące już KHW i KW, ani też PGG na giełdę się nie wybierały, więc nikt ich akcji nie posiadał. No, ale prawa do tych "papierów: sprzedano, umowy nie zrealizowano, a jej zabezpieczeniem był weksel na kwotę równą 30-sto lub lub 50-krotności tego, co otrzymali sprzedający. W praktyce w kierowanych do emerytów i górników wezwaniach często pojawiały się kwoty rzędu 45 tys. zł, bądź 11 tys. zł z zastrzeżeniem, iż żądający może w przyszłości zgłosić po resztę należności. Wśród odbiorców tej korespondencji zapanowała konsternacja – niektórzy zaczęli szukać pomocy u prawników, inni poszli z tym tematem do mediów.

Interweniował Prokurator Generalny, sprawą zajął się Sąd Najwyższy

Prawa do akcji górniczych spółek skupowała warszawska spółka Real Estate Inwestorbp. Ona też zaczęła kierować do sądów pozwy w sprawie uregulowania zapisanych w wekslach kwot, a sędziowie zaczęli wydawać wobec górników i emerytów sądowe nakazy zapłaty.

W sprawę wmieszała się Prokuratura Generalna, która złożyła 69 skarg nadzwyczajnych na decyzje sędziów uznając, że de facto legalizują one lichwę. Prokurator Generalny wytknął, że sąd orzekając zgodnie z przepisami o postępowaniu nakazowym z weksla nie przeprowadzał dowodów i opierał się wyłącznie na twierdzeniach spółki i załączonych dokumentach, a pozwani w procesie nie uczestniczyli i nie wnosili zarzutów od nakazu zapłaty, co powodowało jego uprawomocnienie się. Argumentował ponadto, że pozwani byli konsumentami, a zatem obowiązkiem sądu było rozważenie z urzędu, czy poszczególne postanowienia kontraktowe umowy sprzedaży akcji nie naruszały praw uczestnika obrotu konsumenckiego. Podniósł, że kara umowna była rażąco wygórowana i pozostawała bez związku z wysokością szkody, której spółka miałaby doznać w związku z tym, że nie doszło do wykonania umowy, a fakt, że pozwani się z niej nie wywiązali wynikał z tego, iż „padli ofiarą manipulacji kontrahenta, który zastawił na nią pułapkę prawną”.

Finalnie tematem zajął się Sąd Najwyższy, który w pierwszej z analizowanych spraw uchylił w całości nakaz zapłaty i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania Sądowi Rejonowemu.

O karach umownych nie uprzedzano – zwracają uwagę śledczy

Poczynaniom Real Estate Inwestorbp od dłuższego już czasu przyglądali się też śledczy ze Śląska. Najpierw z Prokuratury Rejonowej w Rybniku, a od 2018 r. z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Prowadzone przez nich śledztwo zakończyło się właśnie skierowaniem aktu oskarżenia przeciwko prezesowi tej spółki oraz czterem jej pracownikom. Wszystkim im zostały postawione zarzuty karne dotyczące doprowadzania do „niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania”, celem osiągnięcia własnej korzyści majątkowej.

Jak informują śledczy z uzyskanych zeznań wynika, że górnicy i emeryci w większości przypadków dopiero od pracowników wspomnianej firmy dowiadywali się o tym, że są uprawnieni do nabycia akcji i że pracownicy ci proponowali im ich kupno. Z kolei zeznania pracowników spółki wskazywały na to, że „kwestię uprawnień do nabycia akcji weryfikowano dopiero po zawarciu umowy, a nie przed jej podpisaniem”. Prokuratura zwraca uwagę, iż transakcje odbywały się w bardzo szybkim tempie, treść umowy omawiano w sposób lakoniczny, bez poinformowania o wysokich karach umownych, jako konsekwencjach niewykonania zobowiązania oraz o faktycznych powodach podpisania weksla in blanco.

- Taki sposób działania bezspornie wskazuje na to, iż pełnomocnicy spółki (…) dążyli do zawarcia umowy pomimo niezapoznania się w sposób szczegółowy przez pokrzywdzonych z jej treścią, gdyż mieli oni pełną świadomość, że została ona sformułowana w sposób, który daje szerokie pole manewru do łatwego pozyskania korzyści majątkowej, w postaci zażądania kary umownej poprzez stwierdzenie niewykonania umowy przez osoby, które przyjęły ofertę spółki – ocenia Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.

Nie chodziło o to, by nabyć akcje, lecz by naliczać kary?

Prowadzący postępowanie śledczy nie mają wątpliwości, że – biorąc pod uwagę liczbę pokrzywdzonych (1068, są wśród nich również osoby, które zawarły umowy dotyczące opcji zakupu akcji obecnej na giełdzie Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do nabycia których jednak nie byli uprawnieni) i okoliczności sprawy - nie chodziło wyłącznie o obrót akcjami spółek węglowych…

- Ale o to, że jedna ze stron umowy ma możliwość dochodzenia nienależnych jej praw, zwłaszcza, że wykonanie zobowiązania ze strony zbywającego akcje było obiektywnie niewykonalne – argumentuje prokuratura.

Prezes warszawskiej spółki nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Utrzymuje, że nie zawierał umów, aby naliczać kary, czy prowadzić egzekucje, lecz po to, aby nabywać akcje. Przyznał, iż pracownicy jego firmy wiedzieli, że akcje nie należą się wszystkim górnikom. Twierdzi jednak, że gdyby kopalnie w pewnym momencie nie zaprzestały telefonicznego udzielania informacji o tym, czy dana osoba jest na liście osób uprawnionych do nabycia akcji, to nie doszłoby do zawarcia umów z osobami, których na liście nie było.

Kolejka po wegiel przy KWK Ruda

Może Cię zainteresować:

Handlarze węgla całymi dniami wyczekują przed kopalnią, by kupić kilka ton

Autor: Michał Wroński

21/07/2022

Krupinski

Może Cię zainteresować:

Były prezes JSW: Zamknięcie kopalni Krupiński to był gospodarczy sabotaż. Zmarnowano 700 mln ton węgla

Autor: Michał Wroński

21/10/2022

Wojciech Kałuża 2

Może Cię zainteresować:

Kandydatów na wiceprezesa JSW było trzech. Jedynym bez doświadczenia w górnictwie był... Wojciech Kałuża

Autor: Marcin Zasada

15/12/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon