Narodowe Archiwum Cyfrowe
Adam Didur

„Śpiewajcie dalej, nie przerywajcie...” Opera Śląska działa od 1945 roku. A jak trafiła do Bytomia?

Opera Śląska nieodłącznie kojarzona jest z Bytomiem, gdzie znajduje się jej siedziba. Wydawałoby się – od zawsze. Jednak początki tej instytucji wiążą się z Katowicami. Inauguracyjny występ – wystawienie opery „Halka” Stanisława Moniuszki – odbył się 14 czerwca 1945 roku w murach Teatru im. Wyspiańskiego w Katowicach.

Była to pierwsza operowa premiera w całej powojennej Polsce.

(...) Do realizacji przystąpił zespół, którego w istocie nie było i teatr, który formalnie jeszcze nie istniał: bez siedziby, dyrekcji, administracji, skompletowanych zespołów, pracowni i technicznego zaplecza. Nawet bez ustalonej, wiążącej nazwy, ba – także bez pieczęci, bo i tej w tamtych warunkach absolutnej improwizacji być nie mogło. Toteż na pierwszym oficjalnym dokumencie-projekcie budżetu, widnieje jedynie podpis kreatora tego niezwykłego przedsięwzięcia – Adama Didura... – pisał nieodżałowany Tadeusz Kijonka w artykule na łamach miesięczniku „Śląsk”, poświęconemu początkom Opery Śląskiej.

Jej ojcem był Adam Didur. W 1945 r. już żywa legenda. Debiut w La Scali w wieku 21 lat, dziesiątki lat występów na najsłynniejszych scenach świata, z Metropolitan Opera włącznie. Okupację niemiecką przeżywa w Warszawie. W 1945 r. stolica jest morzem ruin, pożoga Powstania trawi i dobytek Didura, i Teatr Wielki, któremu miał dyrektorować od dnia 1 września roku pamiętnego. 71-letni Didur na krótko przenosi się do Krakowa, potem – przejeżdża do Katowic. Ze wszystkim, co ma, a to można spakować w jednym tobołku. Początkowo osiada w mieszkaniu kompozytora Ludomira Różyckiego na Sobieskiego 14, ale wkrótce przeprowadza się na czwarte piętro modernistycznego budynku przy Mielęckiego 10 (to miejsce również przejdzie do legendy).

Towarzyszą mu utalentowani wychowankowie, jak Wiktoria Calma, Jadwiga Lachetówna i Lesław Finze. Do Katowic ściągają też kolejni wysokiej klasy muzycy – Franciszek Arno, Andrzej Hiolski, Henryk Paciejewski., Adam Dobosz. Didur obejmuje stanowisko dziekana Wydziału Wokalnego w Państwowym Konserwatorium Muzycznym, ale jego główna misja od początku polega na przygotowaniu i wystawieniu w znanych mu już sprzed wojny Katowicach polskiej opery – coś, co już przerosło możliwości powstałego w Katowicach wcześniej, lecz efemerycznego Śląskiego Teatru Muzycznego (Didur odziedziczy po nim i zagospodaruje chór oraz balet). Wybór pada na „Halkę”, ale w sumie był oczywisty ze względów tradycyjnych i politycznych.

„Halka” w Katowicach

Operę Moniuszki wystawiano już na Śląsku przed wojną. W 1920 r. występujących z nią w Bytomiu artystów Opery Warszawskiej zaatakowała niemiecka bojówka, podobna napaść miała miejsce w 1929 r. w Opolu, gdzie pobito artystów Teatru Polskiego z Katowic. I to właśnie „Halka” była pierwszym spektaklem operowym, jaki wystawiano w nim po przyłączeniu Katowic do Polski w 1922 r.

Didur mógł więc liczyć na wsparcie władzy. Później przeważnie pisano (i czasami powtarza się też dziś), że promotorem premiery „Halki”, a następnie tym, który zapewnił muzykom operowym stałą siedzibę na Górnym Śląsku, był wojewoda Aleksander Zawadzki. Nie pierwszy to jednak przypadek, gdy Zawadzkiemu przypisuje się inicjatywy i zasługi jego zastępcy, tym zaś był Jerzy Ziętek. Jak pisze jego biograf, prof. Jan Walczak, muzykalny Ziętek był szczerym wielbicielem talentu Didura.

14 czerwca 1945 w Teatrze Śląskim odbyło się pamiętne, pierwsze po wojnie przedstawienie operowe.

– Premiera „Halki” była niewątpliwie pod wieloma względami wydarzeniem (ze względu na czas, miejsce i okoliczności) – pisze Tadeusz Kijonka. – Na pewno od strony wykonawczej spektakl prezentował wysoki poziom - bo co za kolekcja pięknych głosów! W historycznym przedstawieniu 14 czerwca wystąpili: Wiktoria Calma – Halka, Lesław Finze – Jontek, Olga Szamborowska – Zofia, Adam Kopciuszewski – Janusz, Henryk Paciejeski – Stolnik, Adam Dobosz – Góral, Stefan w nagłym zastępstwie, sam Adam Didur (choć wynikną z czasem spory, czy miało to miejsce w pierwszym czy drugim przedstawieniu).

Na widowni panował nastrój wyjątkowego napięcia: „Wzruszeniu poddała się cala widownia. Słyszałem dookoła tłumiony szloch, widziałem ukradkiem ścierane Izy spływające po policzkach...” – napisał po latach Józef M. Michałowski.

Przedstawienie okazało się więc ogromnym sukcesem, jednak u progu lata 1945 roku muzycy Didura pozostawali bezdomni. Symbioza z Teatrem im. Wyspiańskiego na dłuższą metę nie była możliwa, a Katowice nie dysponowały innym obiektem, w którym mogłaby funkcjonować opera. Jednak gmach taki istniał w Bytomiu.

Tymczasem w Beuthen

Zbudowany w latach 1898-1901 budynek Teatru Miejskiego był chlubą Bytomia i przedmiotem zazdrości pozostałych miast Zagłębia Górnośląskiego, z których żadne nie mogło wówczas pochwalić się posiadaniem tego rodzaju (a co dopiero tej klasy!) obiektu. Katowicki Teatr Miejski powstał dopiero w latach 1905-1907.

Inicjatorem budowy bytomskiego teatru był Franz Landsberger, meloman z zamiłowania zaś finansista z profesji. To ostatnie z pewnością pomogło w pozyskaniu na rzecz inwestycji funduszy górnośląskich spółek przemysłowych. Realizacji idei Landsbergera z pewnością też nie zaszkodziło poparcie ze strony samego Georga Brüninga, legendarnego burmistrza Bytomia. Poparcie miało też wymiar praktyczny – miasto zapewniło grunt pod budowę i przyznało atrakcyjny kredyt hipoteczny. Gmach zaprojektował berliński architekt Alexander Böhm (lub Albert Bohm), zaś w roku 1927 przebudował go dość radykalnie sam słynny Hans Poelzig.

Teatr Miejski nie przetrwał zdobycia Bytomia przez Armię Czerwoną w styczniu roku 1945 bez uszczerbku. Ucierpiał w wyniku grabieży i i dewastacji, jednak na szczęście nie podzielił losu gliwickiego teatru Victoria, spalonego przez sowieckich barbarzyńców. Jednak teatr to nie tylko mury, nie tylko sale i scena. Te przetrwały kataklizm. Jednak teatr tworzą też - a może przede wszystkim – ludzie. Dlatego katastrofalny 1945 rok zakończył historię Teatru Miejskiego. Ale w historii często tak bywa, że koniec jest zarazem początkiem.

W bytomskim teatrze ulokowano więc Operę Śląską. Jeszcze tak się nie nazywała. Wpierw, na wniosek Zawadzkiego (nakłonionego przez Ziętka) doszło do utworzenia stowarzyszenia „Opera Śląska”. Należał do niego sam obrotny i wpływowy Ziętek. To gwarantowało, że Didur, jego zespół i inni pracownicy mieli za co żyć, a ich instytucja działać.

15 września ma miejsce kolejna premiera. Tym razem repertuaru wchodzi „Tosca” Pucciniego. Przy okazji widzowie zauważają na afiszu nową nazwę: Opera Śląska. Ale to na razie nieoficjalne, opera wciąż jest Operą Katowicką.

W dalszych kłopotach finansowo-lokalowych przyszedł z pomocą wojewoda śląsko-dąbrowski, gen. Zawadzki, ofiarując Operze – w listopadzie 1945 r. – gmach teatru w Bytomiu oraz zapewniając jej skromne podstawy bytu. Od tego czasu następuje w operze okres stabilizacji organizacyjnej – czytamy w artykule Adolfa Dygacza „O kulturze muzycznej Śląska w dobie powojennej”.

Także i ten wybitny muzykolog pomija tu rolę Jerzego Ziętka (być może dlatego, że cytowany artykuł powstał w dobie, gdy „Jorg” znajdował się w niełasce u stalinowskich władców Śląska).

Gdy jesienią Opera Śląska obejmie na stalą siedzibę gmach Teatru Miejskiego w Bytomiu a na Śląsk dotrą artyści i pracownicy Opery Lwowskiej (8 wygnańczych wagonów towarowych), w ciągu niewielu miesięcy uformuje się teatr operowy dysponujący już zespołami niemal w pełnych składach, z własną orkiestrą, rozbudowanym chórem i bogatym zapleczem technicznym, w tym kompletem profesjonalnych warsztatów i pracowni z kompletną obsadą lwowską. Stan zatrudnienia osiągnął 200 osób – i już w grudniu 1945 roku można mówić o śpiewaczej kolekcji gwiazd – kontynuuje Kijonka.

29 listopada Opera Katowicka z siedzibą w Bytomiu uroczyście inauguruje pierwszy sezon w swoim nowym mieście. „Halką”. 9 grudnia odbywa się pierwsza bytomska premiera – wystawiono „Rycerskość wieśniaczą” P. Mascagniego (muzycznym laikom a fanom kina przypominamy – to ta właśnie opera, która odgrywa niepoślednią rolę w „Ojcu chrzestnym III” Coppoli) oraz „Pajaców” R. Leoncavalla.

Adam Didur zmarł niespodziewanie zaledwie niespełna miesiąc później. Na atak serca, którego doznał w czasie zajęć w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej, jak we wrześniu 1945 przemianowano Śląskie Konserwatorium Muzyczne, obecną Akademię Muzyczną. Jego ostatnie słowa też przeszły do legendy:

Śpiewajcie dalej... Nie przerywajcie.

Ojca Opery Śląskiej pochowano w Katowicach przy ulicy Francuskiej. Jerzy Ziętek, bywając na tym cmentarzu (na którym sam miał spocząć w roku 1985), za każdym razem odwiedzał też grób Didura.

Opera slaska bytom

Może Cię zainteresować:

Opera Śląska „wraca do gry” po remoncie, który kosztował 63 miliony złotych. W Bytomiu odbędzie się wielka gala

Autor: Grzegorz Lisiecki

08/11/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon