Gliwice 1931: lądowanie, które przeszło do historii
To była niedziela, 5 lipca 1931 roku. Na gliwickim lotnisku zebrały się tłumy – według relacji prasowych nawet 200 tysięcy osób. Powód? Lądowanie LZ 127 Graf Zeppelin, niemieckiego sterowca, który w tamtym czasie był symbolem technologicznej potęgi i luksusu.
Graf Zeppelin nie tylko przelatywał nad Śląskiem – jak miało to miejsce rok wcześniej nad Bytomiem i Zabrzem – ale tym razem rzeczywiście dotknął ziemi. Wizyta była częścią większej trasy pokazowej, mającej na celu promocję niemieckiego przemysłu lotniczego i umocnienie prestiżu Rzeszy.
Dla mieszkańców regionu był to spektakl, jakiego wcześniej nie widziano. Gigantyczny statek powietrzny, długi na ponad 230 metrów, majestatycznie zniżał się nad miastem, rzucając cień na dachy i pola. Wydarzenie upamiętniono licznymi pocztówkami, zdjęciami i relacjami prasowymi. Dla wielu był to pierwszy i ostatni raz, gdy widzieli sterowiec z tak bliska.
Sterowce – giganty nieba i ich epoka
Sterowce, zwane też zeppelinami (od nazwiska Ferdinanda grafa von Zeppelina, konstruktora pierwszego sterowca o sztywnej konstrukcji), były jednymi z pierwszych statków powietrznych zdolnych do długodystansowych lotów. Ich historia sięga XIX wieku, ale prawdziwy rozwój nastąpił na początku XX wieku.
W czasie I wojny światowej Zeppeliny okazały się pierwszą w historii bronią strategiczną, zdolną do atakowania setki kilometrów w głąb nieprzyjacielskiego terytorium. Niemcy wykorzystywali sterowce do (terrorystycznych na ogół) bombardowań miast. Przeważnie Londynu i Paryża, ale także Warszawy w 1914 roku.
Wprawdzie potężne zeppeliny były też używane do zwiadu, szczególnie nad Morzem Północnym, jednak przede wszystkim siały postrach wśród ludności cywilnej. I przynajmniej początkowo stanowiły twardy orzech do zgryzienia dla ówczesnych samolotów myśliwskich. Budziły więc niespotykaną nigdy wcześniej grozę. Przecież przez setki lat cywile z dala od stref działań wojennych nie musieli lękać się o swe życie. Teraz mógł je nagle przerwać wybuch zrzuconej z nieba bomby.
Jednak po Wielkiej Wojnie sterowce zaczęły pełnić bardziej sensowną cywilizacyjnie rolę luksusowych środków transportu. Podróż nimi była wygodna, a pasażerowie mogli cieszyć się przestronnymi kabinami, restauracjami i niesamowitymi widokami.
Graf Zeppelin – ambasador przestworzy
LZ 127 Graf Zeppelin był nie tylko technologicznym cudem, ale też narzędziem dyplomacji i propagandy. Widomym świadectwem, ze pokonane w I wojnie światowej Niemcy dźwigają się z kolan i nadal są w technologicznej szpicy świata. Odbył lot dookoła świata, odwiedził Amerykę Południową, Arktykę, a także... Śląsk. Jego obecność nad regionem miała wymiar symboliczny – pokazywała, że niemiecka technologia sięga wszędzie, nawet nad przemysłowe miasta Górnego Śląska. Zapewne też zeppelin miał imponować Polakom po drugiej stronie dzielącej region granicy. Nad tą zaś trwała przecież ponad nią niewypowiedziana zimna wojna, polegająca na wzajemnym licytowaniu się przez Niemcy i Polskę nowoczesną architekturą i techniką.
Ale wizyta w Gliwicach była jednym z ostatnich tak spektakularnych momentów w historii sterowców. Choć jeszcze przez kilka lat dominowały na niebie, ich era nieuchronnie zmierzała ku końcowi.
Epilog: cień Hindenburga
Sześć lat po gliwickim triumfie, inny sterowiec – Hindenburg – spłonął podczas lądowania w USA. Katastrofa ta zakończyła złotą erę zeppelinów. Ale wspomnienie ich majestatu, a zwłaszcza lądowania Grafa Zeppelina w Gliwicach, wciąż unosi się nad śląskim niebem – niczym cień wielkiego statku powietrznego.

Może Cię zainteresować: