Świt Katowic jak Świt Ameryki. Rdzennych mieszkańców wypędzono, a burmistrz uciekł z kasą. Witajcie na śląskim Dzikim Zachodzie

Nie mieli skrupułów, wieś przekształcili w mieścinę, mieścinę w miasto. Ale wpierw rozprawili się z rdzennymi mieszkańcami. Bo się stawiali. Za pierwszym burmistrzem wystawiono list gończy, w końcu dorwali go agenci Pinkertona. Nie, to nie Ameryka - to Śląsk. Świt Ameryki? A skąd, to świt Katowic, a raczej Kattowitz. Zobaczcie, jak Kattowitz przypominało dawny Dziki Zachód, prawie jak z popularnego nowego serialu Netflixa "Świt Ameryki".

Rok 1864. Generałowie wojsk Unii srożą się w sercu Konfederacji. Philip Sheridan ogniem i mieczem pustoszy dolinę Shenandoah, a William Sherman puszcza z dymem Atlantę.

Płonie Atlanta w ogniu oszalałym, podczas gdy w Katowicach płonie w tymże samym roku serce wsi nad Rawą, czyli tutejsza karczma. Smętny już wtedy relikt kilkusetletniej przeszłości osady. Płonie zapewne nie sama z siebie. Oficjalna wersja głosi wprawdzie, że się zawaliła (czyżby grzebiąc pod swymi ruinami oponentów ekipy nuworyszów, szykującej się do przejęcia władzy w mieścinie?). Henryk Waniek wyraża jednak przypuszczenie, że padła ofiarą pożaru. Weźmy tę wersję za dobrą monetę - czerwony kur nad zgliszczami gospody tworzy należytą scenerię świtu nowej ery Katowic.

W roku 1865 generał Robert Lee składa broń pod Appomattox (przez dwa t). A Jego Królewska Wysokość Król Prus Wilhelm I podnosi Katowice - pardon, Kattowitz (przez dwa t) - do rangi miasta. Tak swoją drogą, pruscy sztabowcy nie odnosili się z atencją do amerykańskich wojaków wojny secesyjnej. Słynny Alfred von Schlieffen (ten od Planu Schlieffena) zwykł mawiać, że szanującemu się strategowi bitew i kampanii tego konfliktu analizować nie wypada, gdyż walczyły tam nie armie a uzbrojone tłumy.

Herr Burgemeister znika z kasą

W roku następnym burmistrzem Katowic zostaje Louis Diebel. Za którym już od rodzinnych Krapkowic ciągnie się smrodek jakowychś finansowych defraudacji, by nie rzec afer. Jak miało się okazać - podejrzenia malwersacyjnych skłonności Herr Diebla nie narodziły się za sprawą złych języków. W 1870 r. także w Katowicach wybuchła finansowa afera i to gruba. Z przedsiębiorczym burgemajstrem w niechlubnej roli głównej: pewnego dnia Diebel zdematerializował się wraz z 15 tysiącami talarów z urzędowej kasy. Za złodziejem wystawiono list gończy, przyobiecującym sutą nagrodę za jego... no może nie głowę, ale żywe ciało niewątpliwie i to jeszcze najlepiej wraz ze skradzioną fortuną. Diebel odnalazł się - a raczej wytropili go i aresztowali detektywi sławnej Agencji Pinkertona... w USA (konkretnie w Baltimore, stan Maryland). Rzekomo nie bez udziału amerykańskich masonów, do której o pomoc w ujęciu zbiega zwrócili się ich śląscy pobratymcy. Odzyskanie katowickich pieniędzy powiodło się połowicznie, a ściślej w dwóch trzecich - jedna trzecią Diebel tymczasem już przepuścił.

Do Katowic Diebel powrócił w kajdanach, a osądzony wylądował za kratkami... w chlywiku (szczęściem dlań jego przekręt nie zakończył się pożarciem przez świnie). Heresztu z prawdziwego zdarzenia Kattowitz jeszcze się wtedy nie dorobiło. Podobno więc czym prędzej wzniesiono dzisiejszy sąd i areszt celem należytego uhonorowania tak wyjątkowego obywatela. Dodatkową ironię stanowi fakt, że właśnie Diebel u zmierzchu swej kariery namawiał wizytującego Katowice króla Prus, by wznieść w mieście te przybytki Temidy.

Nasi rodzimi czerwonoskórzy

Na plany przekształcenia Katowic w miasto i ich ewolucję w tym kierunku podejrzliwie patrzyli tutejsi autochtoni, czyli miejscowi chłopi. Dostojeństwem oblicza nierzadko chyba mogący konkurować z czerwonoskórymi, rdzennymi mieszkańcami Ameryki. Sołtys Kazimierz Skiba urodą a i wejrzeniem nie ustępował sławnemu Tecumsehowi, Skaczącej Pumie z plemienia Szaunisów. Czy też Szalonemu Koniowi z Oglalów, jednemu z pogromców generała Custera. Jednak historia Katowic tej epoki nie miała swojego Little Bighorn. Naszych opornych Indian stopniowo acz bezwzględnie wyparto na południe od linii kolejowej. Gdzie jeszcze jakiś czas utrzymali się na skrawkach ziemi niczym w rezerwacie. Z czasem zniknęli i stamtąd. Jednym z tych katowickich Winnetou był Andrzej Warzecha. Pamięć o nim przetrwała w nazwie placu Andrzeja.

Porównanie katowickich rolników do rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej nie jest konceptem autora tego artykułu. Ma on bowiem poprzednika w osobie samego doktora Richarda Holtzego, jednego z ojców miasta Kattowitz i pierwszego przewodniczącego ich Rady Miejskiej. Herr Doktor w swej wydanej w 1871 r. książce "Miasto Katowice. Studium kulturowo-historyczne", wypaliwszy wprzódy z grubej rury, iż Katowice nic owym rolnikom nie zawdzięczają, zganił ich tymi słowy (podkreślenie T.B.):

(...) grożąc Niemcom i Żydom, których napływ i osiedlanie się podbijały cenę wiejskiej własności, nasi rodzimi "czerwonoskórzy" nie tylko nie doceniali swych szans, lecz nieugiętym trwaniem przy starym i upartym oporem przeciwko każdej nowelizacji tracili względy górującego nad nimi mieszczaństwa niemieckiego.

Klika założycieli Kattowitz (nie negując tu niewątpliwych zasług tych na ogół całkiem światłych ludzi) spoglądała na rodzimych Indian z podobnym poczuciem wyższości, co ówcześni WASP na tych amerykańskich.

I tu mała dygresja: już w drugiej połowie XX wieku w Katowicach, na południe od linii kolejowej, bo przy ulicy Jordana, spod pióra Alfreda Szklarskiego wyszła powieść "Tomek na wojennej ścieżce". A następnie "Trylogia indiańska "Złoto Gór Czarnych", napisana przez Szklarskiego wraz z żoną Krystyną. Książki te opowiadają o zmierzchu ery amerykańskich Indian prerii i odebrania im ziemi przez bezwzględnych Amerykanów. O Wielki Duchu, cóż za przypadek, howgh.

Jak miasteczko na prerii

Krajobraz młodego miasta Kattowitz przypominał współczesne mu miasteczka amerykańskiego Zachodu. Takie na skraju prerii czy wręcz w jej pośrodku. Portret - a raczej serię portretów - miasta tamtych czasów wykonuje około 1872 r. fotograf L.A. Lamche. Swoją drogą, ciekawe ma on inicjały. Oczywiście założone w końcu XVIII wieku Los Angeles w czasach Lamchego już istnieje, jednak na razie jeszcze nikomu nawet się nie śni, że będzie kiedyś w USA.

Zdjęcia Lamchego pozwalają wczuć się w klimat tamtej epoki. Na jednej z nich uchwycił jeszcze nawet relikty wiejskiej zabudowy przy dzisiejszej ulicy Starowiejskiej. Jego historyczne fotografie możecie obejrzeć w naszej galerii.

Katowice w roku 1872

Może Cię zainteresować:

Na tych zdjęciach miasto Katowice ma dopiero 7 lat. Budowano je tak: na jednej osi domy, na drugiej przemysł

Autor: Tomasz Borówka

10/07/2024

Katowice 150 lat temu i dziś

Może Cię zainteresować:

Zobaczcie, jak wyglądały Katowice 150 lat temu. Zdjęcia, które zrobił fotograf w XIX wieku porównaliśmy ze współczesnymi

Autor: Tomasz Borówka

07/05/2023

Część rynku w Katowicach, przełom XIX i XX wieku

Może Cię zainteresować:

Świadkowie pierwszych lat Katowic. Jedyny ocalały fragment najstarszej miejskiej zabudowy rynku

Autor: Tomasz Borówka

11/09/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon