Jak zapewne domyślasz się z powyższego leadu, Czytelniku, Gwarki mają dwie historie. Jedna to mozolna wypadkowa trudnych do oceny dziejów oraz wielu różnych tradycji – religijnych, pruskich, sanacyjnych, a druga zaś została stworzona na potrzeby samego święta. Paradoks polega na tym, że właśnie ta druga stała się historią żywą, to ona utkwiła w pamięci wielu, podczas gdy ta pierwsza wciąż nie doczekała się pełnego opracowania.
Jednak ta żywa historia nie jest bajką. Znajdziemy w niej sporo prawdy, trochę dopowiedzeń i kilka przekręceń, ale nie można jej nazwać kłamstwem. Wersja, którą znamy, to przede wszystkim efekt polityki lat 50., gdy przestrzeń dla upamiętnienia historii była mocno ograniczona.
Wersja pierwsza
Opisał ją dość dokładnie w Ślązagu redaktor Tomasz Borówka dwa lata temu. W telegraficznym skrócie: w rocznicę przejazdu Jana III Sobieskiego przez miasto w 1683 roku (gdy ruszał na odsiecz Wiednia przez Śląsk) w Tarnowskich Górach obchodzi się święto nawiązujące do XVI-wiecznego przywileju urządzania wrześniowych jarmarków i zabaw.
Gwarki mają też upamiętniać robotniczo-górnicze korzenie miasta i jego dawną obyczajowość: przywracano więc tradycyjne zabawy (na przykład „skok przez skórę”), a podczas pochodu tarnogórzanie przebierali się w stroje rajców miejskich czy dawnych mieszczan, a w narracji lat 50. silnie akcentowano bunt gwarków z 1534 roku jako świadome wystąpienie polskich robotników przeciw niemieckiemu kapitałowi.
I to w dużej mierze prawda – poza wizją buntu, ale to już inna opowieść. Stroje rzeczywiście pasowały, zabawy w miarę też, Tarnowskie Góry faktycznie organizowały jarmarki, a we wrześniu 1683 roku przejeżdżał tędy król Jan III Sobieski. Tyle że była to tylko zręczna selekcja faktów – z jednej strony konieczna ze względu na ówczesne realia, z drugiej ukształtowana przez wrażliwość twórców Gwarków.
Wersja druga
Żeby ją zrozumieć, trzeba zacząć od twórców samego święta. Wśród nich byli między innymi Antoni Gładysz, Alfons Kopia i Józef Machwitz. Za organizację pierwszych „Dni Tarnogórskich Gwarków” w 1957 roku (dopiero później nazwę skrócono do „Gwarków”) odpowiadało prezydium Rady Miejskiej oraz przede wszystkim Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Tarnogórskiej, powołane trzy lata wcześniej. Była to grupa lokalnych działaczy i społeczników, spośród których wielu działało jeszcze przed wojną – i to jest kluczowe dla tej opowieści.
Pomysł na Gwarki nie narodził się nagle w 1957 roku. Był z jednej strony kontynuacją przedwojennych inicjatyw z lat 30., a z drugiej – zręcznym kolażem wielu tradycji, o których w mieście wciąż żywo pamiętano.
Kopalnia Zabytkowa
Tarnogórska Królewska Kopalnia Rud Ołowiu, Srebra i Cynku „Fryderyk” zakończyła swoją 130-letnią działalność w 1911 roku. Złoża srebra się wyczerpały, maszyny parowe zniknęły, a wiele zabudowań górniczych wyburzono. Pozostały jednak podziemia i hałdy. Pierwszym aktem oddania terenów pogórniczych mieszkańcom było przekształcenie ich w park miejski w 1903 roku (dziś wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO). Natomiast o udostępnieniu podziemi myślano już od lat 20. XX wieku.
Pod koniec lat 30. udało się oprowadzić pierwsze grupy wokół stacji wodociągowej „Adolfshacht”, przemianowanej wówczas na szyb „Staszic”. Uzyskano także pozwolenie na budowę kopalni pokazowej „Bolesław Śmiały” i wytyczono dla niej miejsce – dokładnie tam, gdzie dziś funkcjonuje Zabytkowa Kopalnia Srebra. Co istotne, nie poprzestano na samych planach muzeum. W latach 30. opracowano również projekt miejskiego święta, które miało łączyć elementy jarmarku z górniczą paradą. Pomysł nawiązywał do dawnych Bergfestów.
Budowa kopalni pokazowej musiała jednak poczekać aż do lat 70. XX wieku, a jedynym elementem przedwojennego planu, który udało się zrealizować, była górnicza parada, zorganizowana w grudniu 1938 roku.
Zachowana w katowickim archiwum państwowym dokumentacja wskazuje, że część działaczy próbowała kontynuować starania o święto i kopalnię także w okresie nazistowskim, ale i te plany spełzły na niczym. Nie udało się tego dokonać ani sanacyjnej Polsce, ani Niemcom hitlerowskim, a stalinowska Polska zdawała się w ogóle nie być zainteresowana budowaniem kulturalnego święta na Górnym Śląsku. Dopiero odwilż drugiej połowy lat 50. stworzyła warunki do narodzin Gwarków.
Święto jednak, jak już wspomniałem, było kompilacją kilku tradycji.
Bergfest
Bergfest narodził się w pierwszej połowie XIX wieku. Królewska Kopalnia "Fryderyk", założona w 1784 roku, była pierwszą nowoczesną kopalnią rud na Górnym Śląsku i przez pewien czas prowadziła wydobycie na niespotykaną wcześniej skalę. Ta sytuacja jednak szybko się zmieniła. Z powodu płytkich złóż kruszców oraz warunków naturalnych, tarnogórskie górnictwo było oporne na dalszą modernizację, a z kolei górnictwo węglowe wysunęło się naprzód w wyścigu technologicznym.
Mimo to tarnogórska kopalnia pozostawała ważną instytucją – nie tylko państwową, lecz także kulturową. Na jej barkach, a także na barkach urzędu górniczego oraz szkoły górniczej, zrodziła się nowa tożsamość Tarnowskich Gór – Beamtenstadt, czyli miasteczka urzędniczego. Co roku, w lipcu, w rocznicę odkrycia złóż, kopalnia organizowała swoje święto, czyli nasz Bergfest.
W wigilię święta, w sobotę, przez Tarnowskie Góry przechodził pochód braci górniczej. Górnicy, niosąc pochodnie i ubrani zarówno w ówczesne eleganckie stroje, jak i historyczne, obchodzili miasto. W niedzielę odbywały się z kolei nabożeństwa w kościele katolickim i ewangelickim, a następnie wspólne świętowanie w parku na terenie kopalni. Były tańce, piwo i – jak można się domyślać – krupnioki.
Co ciekawe, po likwidacji kopalni w 1911 roku tradycja częściowo przetrwała. W dwudziestoleciu międzywojennym, podczas dożynek w parku, odbywały się festyny, w których uczestniczyli byli górnicy kopalni "Fryderyk". Było to jednak święto o rodowodzie pruskim. Choć latach 50. pamięć o nim była wciąż żywa, nie można się było do niego publicznie odwoływać, przez co miłośnicy święta mieli utrudnione zadanie.
Bractwo Kurkowe
Kolejnym filarem, z którego czerpały Gwarki, były tarnogórskie Zielone Świątki, organizowane przez Bractwo Kurkowe. Ta paramilitarna organizacja stworzyła w XIX-wiecznych Tarnowskich Górach własne cykliczne święto. W Parku Strzeleckim obok domu bractwa odbywały się w poniedziałek Zielonych Świątek liczne zabawy, turnieje, a także pokazowe strzelania z armat i broni czarnoprochowej.
Najważniejszy był jednak festyn, na którym – obok jedzenia i trunków – pojawiały się atrakcje objeżdżające po całych Prusach i Śląsku: drewniane karuzele. Nie były to oczywiście urządzenia mechaniczne, napędzane silnikiem. Tak jak w kreskówkowych Flintstonach, to ludzie własną siłą mięśni wprawiali je w ruch. Na festynie nie mogło zabraknąć muzyki i sceny, na której występowały zarówno lokalne orkiestry dęte, jak i artyści regionalni.
Święto to przetrwało czasy pruskie i było praktykowane także w okresie międzywojennym. Właśnie wtedy, swoją drogą, brał w nim udział mój pradziadek.
Jednak – podobnie jak w przypadku Bergfestu – również do tej tradycji nie można było odwołać się w latach 50. Choć bractwa kurkowe nie były stricte pruskie i działały także w Polsce sanacyjnej, to Polska stalinowska rozwiązała je wszystkie, traktując jako niebezpieczne ze względu na paramilitarny charakter. Zresztą w tym samym okresie władza ludowa rozwiązywała niemal wszystkie stowarzyszenia i bractwa.
Jarmarki i Polska ludowa
Twórcy Gwarków mieli więc niełatwe zadanie. Z jednej strony – sanacyjne plany, tradycje Bractwa Kurkowego i dawny Bergfest były idealnymi fundamentami święta miasta. Z drugiej – należało stworzyć narrację bardziej przystępną i przede wszystkim politycznie neutralną. Padło zatem na dawne jarmarki.
Tarnowskie Góry do 1922 roku nie znały polskiego okresu, powstały bowiem za czasów czeskiego panowania na Górnym Śląsku. Nie było to jednak przeszkodą: odpowiednio przygotowana narracja, pomijająca zarówno kwestię przynależności państwowej, jak i złożoną strukturę ludnościową miasta, dawała neutralny grunt pod Gwarki.
I choć przywilej jarmarków wydał brandenburski margrabia Jerzy Fryderyk Hohenzollern (z tej samej dynastii, która stała na czele zakonu krzyżackiego, a później brała udział w rozbiorach Polski), wystarczyło wspomnieć, że jednym z założycieli miasta był piastowski książę Jan II Dobry (dziś nazywany Hanuszem II – zgodnie z ówczesną pisownią), i po problemie. Dodatkowo jednemu z dawnych mieszkańców dano strój przypominający sienkiewiczowskiego Zagłobę (chociaż Sedlaczek - bo o nim mowa - był wychudzony, mówił sam do siebie i trzymał małpy w mieście) i voilà, Tarnowskie Góry od razu jakieś polskie.
Tak oto z mariażu XIX-wiecznych zwyczajów i dawnych tradycji powstało święto, które z jednej strony było zupełną nowością w Tarnowskich Górach, a z drugiej – oficjalnie odwoływało się do czasów odległych, a co najważniejsze: nie niemieckich.
Pamięć i historia
Dziś w Tarnowskich Górach nikt już nie pamięta dawnych Bergfestów, potańcówek i popijaw w parkach przy kopalni ani festynów Bractwa Kurkowego. Pamiętamy za to Gwarki – a niektórzy, całkiem dobrze, te pierwsze z 1957 roku. Dla starszych pokoleń Gwarki były ewidentnie kontynuacją znanych im świąt, choć dziś mało kto wie, że karuzele w mieście pojawiają się nie od 40, lecz od 140 lat.
Choć współczesne święto miasta, a przede wszystkim pochód, nie odwołuje się już wyłącznie do czasów nie niemieckich i sprawnie celebruje 450 lat istnienia Tarnowskich Gór, tak historia z lat 50. o Gwarkach stała się prawdziwą pamięcią, podczas gdy faktyczna historia zeszła na dalszy plan.
![Jakie nowości w tym roku podczas Gwarków? [PROGRAM] Pochód gwarkowski 2024](https://www.slazag.pl/uploads/2024/_380x285_crop_center-center_82_line/6159650/pochod-gwarkowski-2024-23.jpg)
Może Cię zainteresować:
Tarnowskie Góry szykują się do świętowania. Jakie nowości w tym roku podczas Gwarków? [PROGRAM]

Może Cię zainteresować: