Przestrzeń odtworzonej codzienności w Muzeum Historii PRL-u w Rudzie Śląskiej
Sale ekspozycyjne, gromadzące sprzęty gospodarstwa domowego, plakaty propagandowe, socrealistyczne rzeźby i rekonstrukcje mieszkań z epoki, wypełniły się publicznością. Szczególną uwagę przyciągał dział motoryzacyjny: milicyjna Nysa, syrena Bosto i nowy nabytek muzeum – błyszczący, czerwony wagon tramwajowy przekazany przez Tramwaje Śląskie S.A. Pojazd, ustawiony na placu przed muzeum, symbolicznie poszerzył narrację o historii miejskiego transportu.
Wśród instalacji najdłużej zatrzymywano się przy zainscenizowanym sklepie „1001 drobiazgów” oraz typowej kuchni z lat osiemdziesiątych. Starsi zwiedzający komentowali zapach pasty do podłogi i szmer radia „Amator”, młodsi – zaskoczeni gabarytami lodówki Mińsk – pytali o pochodzenie emaliowanych garnków. Ekspozycja stawała się zatem nie tylko zbiorem przedmiotów, lecz przede wszystkim pretekstem do międzypokoleniowej rozmowy o materialnej stronie życia w PRL-u.
Scena pod chmurką
Dziedziniec muzeum przyjął formę plenerowej estrady. Animatorzy z Domu Kultury In-nI odtworzyli atmosferę osiedlowych festynów, gdy na scenie rozbrzmiewały przeboje. Kilkanaście metrów dalej członkowie Stowarzyszenia TuRuda gromadzili słuchaczy wśród eksponatów muzealnych. Tam snuto opowieści o śląskich strachach: beboku, utopku i zmorach, którym, jak przekonywali organizatorzy, żadna cenzura nie była w stanie zamknąć ust.
Kulminacją części plenerowej stał się występ górniczej orkiestry dętej. Muzycy, w paradnych mundurach z pióropuszami, wzbudzali aplauz zarówno wśród dawnych pracowników kopalń, jak i wśród najmłodszych widzów, obserwujących ich z otwartymi ustami.
Wernisaż „Anioły, koksownie i inne cuda”
Zgromadzonych gości przyciągnęło także otwarcie wystawy fotografii Joanny Helander. Kuratorskiej opiece Bo Perssona towarzyszył minimalistyczny układ sal: czarno-białe kadry, portrety gospodyń przy piecach oraz dziecięce zabawy na familokowym podwórku.
Smak nostalgii
W popołudniowym słońcu, pod namiotem ustawionym tuż przy wejściu do sal ekspozycyjnych odsłonięto tort urodzinowy ufundowany przez Piekarnię Jakubiec. Gigantyczna, prostokątna forma – obłożona jadalnymi kartkami na żywność i ozdobiona logo muzeum – natychmiast przywołała wspomnienie długich kolejek sprzed GS-ów. Gwar, żarty o „deficytowym kremie” i cierpliwość kilkudziesięciu oczekujących osób stworzyły autentyczną scenografię lat osiemdziesiątych, jednocześnie budząc pogodną nostalgię, lecz i skłaniając do refleksji nad codziennością niedawnej przeszłości.
Ruch, który znaczy więcej niż statystyka
Frekwencja potwierdziła, iż hasło „Historia, która żyje” nie jest marketingową figurą. Goście – od seniorów z Uniwersytetu Trzeciego Wieku, przez rodziny, po uczniów rudzkich liceów – korzystali z każdego punktu programu, przemieszczając się płynnie od artefaktów do żywej sceny teatralnej, od zdjęć Helander do górniczej orkiestry, od kolejki po tort do selfie w kabinie milicyjnej Nysy.
Powidok na przyszłość
Drugi dzień jubileuszu udowodnił, że muzeum potrafi jednocześnie archiwizować i ożywiać historię. Przestrzeń zgromadzonego sprzętu i obrazów jest tu nie eksponatem relikwią, lecz medium otwartego doświadczenia – doświadczenia, które staje się istotne dopiero w zbiorowym przeżyciu tłumu. W tę sobotę tłum dopisał, a dźwięk orkiestry, zapach tortu i błysk fleszy tworzyły wspólnotę wokół pamięci.
Drugi dzień jubileuszu Muzeum Historii Polski Ludowej zamienił muzealny dziedziniec w tętniący życiem spektakl, gdzie tramwaj, tort na kartki i fotografie Joanny Helander spotkały się w jednym kadrze zbiorowej pamięci.

Może Cię zainteresować: