Istną lawinę komentarzy w social mediach wywołała opublikowana kilka dni temu przez nas rozmowa z dr inż. Bogusławem Moleckim, ekspertem transportu publicznego i byłym naczelnikiem przewozów w Kolejach Dolnośląskich. Jak zwykle przy takich okazjach pojawiły się wezwania do budowy metra, bądź wprowadzenia darmowej komunikacji, wspomnienia zlikwidowanych linii tramwajowych i narzekania na prezydentów miast, bądź osobiste żale z gatunku „a mój autobus się spóźnił”. Wiele osób porównywało również funkcjonowanie transportu zbiorowego w miastach Górnego Śląska i Zagłębia z Warszawą i Wrocławiem, bo też nasz rozmówca często porównywał realia GZM ze stolicą Dolnego Śląska. Bilans tego porównania niestety wypadł dla nas kiepsko.
Decyzja samorządów
– W porównaniu z Dolnym Śląskiem jest przynajmniej 10 lat różnicy jeśli idzie o postrzeganie transportu zbiorowego – ocenił dr inż. Molecki stwierdzając, że pasażerowi w GZM proponuje się „ofertę socjalną”, która nie jest w stanie nikogo przekonać do tego, aby świadomie wybrał transport zbiorowy.
Jak zmienić tą sytuację? To wymaga, po pierwsze, decyzji zarządzających miastami, którzy musieliby chcieć realnie postawić na transport zbiorowy jako na usługę, którą można wybrać. To zaś musiałoby się wiązać z większymi nakładami, przy czym dr Molecki zachęca do tego, aby pieniądze te zainwestować w coś, co pozwoli punktowo uzyskać ofertę konkurencyjną wobec samochodu.
– Trzeba je inwestować w takie punkty, które natychmiast dadzą pewne odciążenie i środki na to, żebyśmy mogli poprawiać ofertę gdzie indziej. Pamiętajmy, że największy zysk można osiągnąć na tych połączeniach, którymi już jeździ najwięcej ludzi. Tak zrobiliśmy w Kolejach Dolnośląskich. Plan mieliśmy prosty – na liniach, na których możemy liczyć na bardzo duże natężenie pasażerów, tak poprawiać ofertę, żeby jak najbardziej rozdmuchać wykorzystanie kolei, a za te pieniądze, które uzyskamy z głównych linii, poprawiać następne połączenia – tłumaczył nasz rozmówca.
Transport musi być szybki
Innymi słowy, chodzi o swego rodzaju demonstrację możliwości transportu zbiorowego. Taki efekt „wow”. To o tyle istotne, że badania pokazują, iż na terenie Metropolii ludzie nie widzą żadnego powodu, żeby przenieść się z samochodów do transportu zbiorowego uznając go często za nieadekwatny do swoich potrzeb transportowych. W takiej sytuacji – jak przekonywał dr Molecki – pozostaje tylko marketing szeptany, ale ten potrzebuje jakiejś pożywki. Najlepiej spektakularnego sukcesu. Polem zaś, gdzie taki sukces mógłby zostać osiągnięty jest transport szynowy, który ze względu na swoją przepustowość ma pewne elementy przewagi nad transportem drogowym.
– Tramwaje w Metropolii bardzo często jeżdżą międzymiastowo i z tego powodu mogłyby osiągać największe prędkości w Polsce, bo ze względu na brak zabudowy zatrzymują się rzadziej – wskazywał dr Molecki, choć od razu zaznaczył, że pierwszym krokiem do budowy szybkiego tramwaju jest zrozumienie we władzach miast i w społeczeństwie, że jeśli ma on być szybki, to samochody muszą mu ustępować.
Może Cię zainteresować: