Zawieszenie akcji ratunkowej na „Pniówku" to nie precedens. Tak było na „Brzeszczach" i w Stonawie

Po serii nocnych wybuchów metanu w kopalni „Pniówek” sztab podjął decyzję o odstąpieniu od akcji ratowniczej i skupieniu się na izolacji zagrożonego rejonu. Powrót po uwięzionych siedmiu górników będzie możliwy dopiero za kilka tygodni lub miesięcy. To druga taka sytuacja w historii polskiego ratownictwa górniczego.

KPRP / Jakub Szymczuk
Kopalnia "Pniówek"

Akcja ratunkowa w kopalni „Pniówek” (JSW) zaczęła się w nocy z wtorku na środę (19/20 kwietnia). Wtedy to na głębokości 1000 metrów pod ziemią doszło w krótkim czasie do dwóch wybuchów metanu. W ich efekcie śmierć poniosło (na miejscu, bądź później wskutek oparzeń) pięciu górników, a kilkunastu innych odniosło obrażenia.

Siedmiu górników nadal jest poszukiwanych. I to właśnie na dotarciu do nich skoncentrowana była akcja ratunkowa. Działania odbywały się w warunkach dużego zagrożenia kolejnymi wybuchami. Ze względu na przekroczenie dopuszczalnych stężeń gazów w rejonie poszukiwań, w środę zastępy ratownicze na pewien czas zostały stamtąd wycofane. Aby móc w miarę bezpiecznie kontynuować akcję ratownicy systematycznie zabudowywali w wyrobisku odcinki lutniociągu umożliwiającego tłoczenie do niego czystego powietrza. W czwartek (21 kwietnia) wieczorem, w trakcie prac przy wydłużaniu lutniociągu doszło do kolejnego wybuchu metanu, w wyniku którego poszkodowanych zostało 10 ratowników. Siedmiu z nich trafiło do szpitali. Stan trzech z nich jest ciężki.

Zawieszona akcja ratunkowa? To drugi taki przypadek w historii

W sumie podczas minionej nocy w feralnym wyrobisku doszło do siedmiu wybuchów metanu. Wskutek takiego obrotu sytuacji przedstawiciele sztabu akcji poinformowali dziś rano o odstąpieniu od akcji ratowniczej celem odizolowania zagrożonego rejonu. Uznano, że priorytetem jest stabilizacja atmosfery w wyrobisku, gdyż bez tego kontynuowanie pracy przez ratowników jest zbyt niebezpieczne.

- To bardzo trudna decyzja – przyznał Tomasz Cudny, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Jak wyjaśnił, teraz akcja ratownicza będzie polegać na odcięciu i zabezpieczeniu niebezpiecznej strefy. Ponowne wejście do niej będzie możliwe prawdopodobnie dopiero za kilka tygodni lub miesięcy.

W całej historii polskiego ratownictwa górniczego tylko raz doszło do sytuacji, gdy akcję poszukiwawczą czasowo zawieszono. Doszło do tego w kwietniu 2003 roku po zapaleniu się metanu w kopalni „Brzeszcze” w zachodniej Małopolsce. Ze strefy zagrożenia udało się wyprowadzić ponad 40 górników, ale jeden został w wyrobisku. Z powodu wysokiej temperatury oraz zagrażającej bezpieczeństwu ludzi atmosfery rejon trzeba było otamować. Ponowne wejście ratowników do wyrobiska i wydobycie ciała zaginionego górnika stało się możliwe dopiero w lutym 2004 roku, po upływie 10 miesięcy od wypadku.

Podobny scenariusz miał miejsce po wybuchu metanu w kopalni ČSM Północ w czeskiej Stonawie. W wypadku, który wydarzył się tam 20 grudnia 2018 r. zginęło 13 górników, w tym 12 pochodzących z Polski. W pierwszych godzinach akcji udało się wydobyć jedno ciało. Dzień po wybuchu, ze względu na warunki zagrażające bezpieczeństwu samych ratowników, podjęto decyzję o odcięciu tamami rejonu zdarzenia i tłoczeniu do wyrobiska azotu, który miał poprawić parametry atmosfery. Dzięki temu udało się wydobyć kolejne trzy ciała, ale na odnalezienie pozostałych 9 trzeba było czekać do przełomu kwietnia i maja (ostatnich zaginionych górników wydobyto 12 górników). Tyle czasu musiało bowiem minąć zanim czeski urząd górniczy wydał zgodę na wznowienie akcji ratowniczej.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon