"W Pniówku zginęli ludzie, bo ktoś olał swoją robotę". Jerzy Markowski o tragicznych wydarzeniach w górnictwie

Czy może tak być, że w Pniówku fałszowano odczyty metanomierza? Pierwsi górnicy w Pniówku nie zdążyli nic zrobić, metanomierz nie zdążył zadziałać. Zginęli ratownicy. Jacy ratownicy fałszowaliby coś takiego? Czy wcześniej nie było niepokojących sygnałów? To trzeba zbadać, bo to się przecież zapisuje - jest centrala metanometryczna w każdej kopalni i tam to wszystko jest na piśmie - mówi Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, były ratownik i ekspert górniczy.

Jerzy Markowski
Reklama

„Związkowcy powoływali i wyrzucali kolejnych prezesów JSW”. Mówi związkowiec. Bogusław Ziętek.
Ma rację. W JSW był taki dostatek, że mogli rządzić ci, którzy chcieli. Kadrami rządzili związkowcy z Solidarności i ZZG. Nie twierdzę, że wpływali na to, co robili prezesi. Ale z pewnością szukali uległych wobec siebie, a uległy nie znaczy dobry. Czytałem też pretensje byłego szefa JSW, Jarosława Zagórowskiego – o karuzelę kadrową w spółce, w której uczestniczyli też politycy PiS. Ma sporo racji, choć trzeba zaznaczyć, że w JSW nie było porządnego prezesa od czasu Jana Szlązaka, którego sam zresztą powołałem na to stanowisko w 1996 roku. Zagórowski miał swoje atuty, umiał się postawić, ale to jest inżynier chemik. O górnictwie ma takie pojęcie, jak ja o weterynarii.

Jest związek pomiędzy tą karuzelą kadrową, a wypadkami i ofiarami w górnictwie?
Po pierwsze, z poziomu karuzeli kadrowej nie trzeba było pilnować roboty. Po drugie, za robotę odpowiedzialny był nie prezes, a dyrektor kopalni, najczęściej sparaliżowany decyzjami zarządu spółki. Dyrektorzy w JSW też zmieniali się stale: na Budryku jest chyba szósty, w 4 lata. Po trzecie: w JSW wszyscy oglądają się na zarząd, a ten jest uległy wobec związków. Nie twierdzę, że oznacza to tylko złe decyzje, ale gdy kadry czują się niepewnie, to wie pan… Wystarczy krzywe spojrzenie wodza związkowego, telefon do wicepremiera i gość leci ze stanowiska.

A „wydobycie czy życie”?
Nie. Nie ma presji na wydobycie na JSW. Pamiętajmy o tym. Embargo na rosyjskie surowce dotyczy tylko węgla energetycznego. JSW produkuje węgiel koksowy, to inny rynek, bez związku z Rosją. Większość ofiar w Pniówku i Zofiówce to nie górnicy przy wydobyciu, ale ratownicy, ludzie z robót przygotowawczych.

Reklama

Premier zapowiada zespół, który zbada bezpieczeństwo w górnictwie. Dobrze?
Nie jest to całkiem zły pomysł. Ale kto miałby zasiadać w tym zespole? Profesorowie? Jeśli tak, to będzie ładniej i poważniej, ale nic więcej.

To kto powinien?
Jeśli już, to praktycy, dyrektorzy kopalń, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego, inżynierowie. Tam jest najwyższy poziom kompetencji zawodowych.

Reklama

Po co w takim razie jest Wyższy Urząd Górniczy?
Takie zespoły zapowiada się, żeby wykazać się w momencie kryzysu. Rozumiem intencję, ale nie spodziewam się niczego ponad to, co jest w stanie ustalić Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku. Który zespół będzie w stanie zauważyć, że w radzie nadzorczej i zarządzie JSW nie ma jednego górnika, człowieka od działalności technologicznej. Jest ekipa, która się wymądrza i wie, że może, gdy tona węgla kosztuje 500 dolarów. Prezesem tej spółki była pani prof. Piontek, która na prawo i lewo wydawała zlecenia na jakieś prace badawcze. A czy ktoś zbadał na przykład prognozy metanowości w pokładach?

Wracając do WUG – Janusz Steinhoff mówi o konflikcie interesów, gdy urząd podlega Ministerstwu Aktywów Państwowych, więc właścicielowi kopalń. Fakt, WUG ma kontrolować to, za co od strony właściciela odpowiada MAP. Nazwałbym to raczej niezręcznością. Steinhoff jest z czasów, gdy prezes WUG był ministrem w kancelarii prezesa rady ministrów. Za moich czasów też tak było. Potem ten WUG podporządkowywano ministrowi środowiska i innym. Zgadzam się, że najbardziej niefortunne jest podporządkowanie tego urzędu ministrowi, który odpowiada za górnictwo. Konflikt interesów byłby wtedy, gdyby WUG brał pieniądze ze spółek węglowych.

Reklama

Co będzie dalej w wyjaśnianiu wypadków w Pniówku i Zofiówce?
To potrwa z pół roku. Trzeba zmonitorować wszystkie wskazania metanometryczne, sejsmologiczne w tych kopalniach. Do tego niekończące się wywiady z ludźmi. Żeby dojść do prawdy, trzeba wielu ludzi popytać. Czy może tak być, że w Pniówku fałszowano odczyty metanomierza? Pierwsi górnicy w Pniówku nie zdążyli nic zrobić, metanomierz nie zadziałał. Zginęli ratownicy. Jacy ratownicy fałszowaliby coś takiego? Czy wcześniej nie było niepokojących sygnałów? To trzeba zbadać, bo to się przecież zapisuje - jest centrala metanometryczna w każdej kopalni i tam to wszystko jest na piśmie.

Czy te wypadki coś zmienią w kwestii bezpieczeństwa pracy w górnictwie?
Nic. Ale istotne będą wyniki prac zespołu WUG. Jeśli premier powoła profesorów, będzie to tylko strata czasu. Dla mnie najbardziej dramatyczne jest to, że pewne błędy technologiczne w tych kopalniach popełnili ludzie, których dziś nie widać. Życie stracili ci, którzy naprawiali te błędy, a twarz temu daje prezydent i premier. Świecą oczami, że paru facetów olało swoją robotę.

Reklama

Co pan sugeruje?
Coś się musiało stać. Nie wierzę, że były to tylko siły natury.

Reklama

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama
Reklama