Wszyscy ludzie Opolczyka. O Ślązakach w ruskim eldorado mówi profesor Jerzy Sperka

O wyjątkowym Piaście z Górnego Śląska i Ślązakach, którzy za jego sprawą porobili zawrotne kariery na Rusi, rozmawiamy z historykiem średniowiecza, prof. dr. hab. Jerzym Sperką, dyrektorem Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego.

Wikipedia
Władysław Opolczyk pieczęć 1379

Jak to właściwie jest z tym pokrewieństwem żółto-niebieskich barw Górnego Śląska i Ukrainy, a właściwie Rusi Czerwonej? Prawda czy legenda?
Legenda. Nie znamy żadnych źródeł, które mówiłyby o uzyskaniu przez Ruś swoich barw za pośrednictwem Górnego Śląska. Ponadto kolory żółty i niebieski na śląskiej i ukraińskiej fladze są zamienione miejscami - górnośląska jest żółto-niebieska, a ukraińska niebiesko-żółta. W średniowieczu zdarzały się wprawdzie w heraldyce manipulacje kolorystyczne czy inne, ale nie miało to miejsca na szczeblu państw, a w herbach rodowych, najczęściej rycerskich czy szlacheckich. Tam zresztą zmiany, np. przy tworzeniu młodszych, odrębnych linii rodu, wprowadzano na ogół nie tyle w herbach, co w klejnotach. Śladów tego typu ewolucji nie widać w przypadku Górnego Śląska i Rusi Czerwonej. Zatem te wspólne barwy to jedynie przypadkowa zbieżność.

A to, że rządził Ukrainą Górnoślązak?
To już prędzej. Przynajmniej w odniesieniu do Rusi Czerwonej, księstwa halicko-włodzimierskiego, o które po śmierci jego ostatniego udzielnego władcy, Bolesława Jerzego Trojdenowicza w 1340 roku, rywalizowali sąsiedzi - Litwini, Tatarzy, Węgry i Polska Kazimierza Wielkiego. Skupmy się na tych dwu ostatnich. Węgrzy scedowali swe prawa na Kazimierza Wielkiego, gdyż mieli zagwarantowany tron polski po Kazimierzu, jeśli nie będzie miał męskiego potomka. W 1366 roku, po 26 latach walk, Kazimierz Wielki przyłączył do swego królestwa ziemię sanocką, przemyską, lwowską, halicką, chełmską i bełską, a do tego zhołdował Podole. Jednak cztery lata później sam zmarł, nie mając męskiego potomka. Tron Polski objął król Węgier Ludwik Andegaweński, na Węgrzech znany jako Wielki, a u nas jako Węgierski. I Ludwik przystąpił wtedy do realizacji myśli, która w głowach jego dynastii tliła się chyba od dawna, to znaczy jak by tu niepostrzeżenie przejąć Ruś. I posłużył się tutaj księciem Władysławem Opolczykiem, wywodzącym się z linii opolskiej, górnośląskiej Piastów.

Dlaczego akurat nim? Gdzie Buda, a gdzie Opole?
Ponieważ Władysław do tej pory dał mu się już poznać z jak najlepszej strony. Był wnukiem i spadkobiercą Bolesława opolskiego, władcy z przełomu XII/XIII wieku. Jednak odziedziczył już tylko część jego dawnego księstwa, rozdrobnionego w wyniku kolejnych podziałów. Jak na księcia, nie miał dużych zasobów finansowych, był wręcz biedny. Podobnie jak jego krewniacy. Jedyne możliwości zrobienia kariery w pierwszej połowie XIV wieku dawały im dwie drogi: Praga albo Buda. Czyli służba dynastiom Luksemburgów albo Andegawenów. Ta pierwsza z racji tego, że Śląsk był lennem Królestwa Czeskiego, któremu książęta śląscy od lat 20. XIV wieku składali hołdy, a księstwa śląskie w 1348 roku zostały inkorporowane do Korony Czeskiej. Część książąt emigrowała więc do Pragi i służyła na tamtejszym dworze. Dzięki wielkim możliwościom Luksemburgów, odgrywających wielką rolę w ówczesnej Europie, robili kariery, zwiedzali świat, obejmowali różne urzędy na dworze praskim, stawali się doradcami i tak dalej. Ale Władysław wybrał drugą opcję.

No ale przecież do Pragi ze Śląska bliżej niż nad Dunaj...
Przyczyną było to, że w Budzie, stolicy potężnego w tym czasie Królestwa Węgier, karierę umożliwiała swoim piastowskim krewniakom jego królowa Elżbieta Łokietkówna. Córka Władysława Łokietka, która została żoną Karola Roberta i niby matka przyciągała swoich powinowatych krewnych, żeby im pomóc w karierze i ustatkowaniu się.

W związku z tym na Węgry emigrowali młodzi książęta kujawscy i śląscy. A Władysław Opolczyk był wnukiem ciotecznym naszego Kazimierza Wielkiego i Elżbiety, czyli bardzo bliskim krewnym obojga. Dla niego był to więc naturalny kierunek szukania lepszego chleba. Tym bardziej, że kierunek przetarli już wcześniej książęta bytomscy. Pierwszą żona Karola Roberta była Maria, córka księcia Kazimierza bytomskiego. Ściągnęła ona na Węgry swoich dwóch braci, Mieszka i Bolesława, którzy objęli wysokie godności w tamtejszym kościele

Opolczyk też szybko zaczął robić karierę na Węgrzech, zawdzięczając to w większym stopniu swoim zdolnościom niż protekcji. Syn Elżbiety, Ludwik, dostrzegł w nim wiele zalet - tak dyplomaty, jak i i dobrego administratora. W związku z tym wysłał go w kilka misji dyplomatycznych. Władysław sprawdził się w tej roli. A także w roli wodza, prowadząc wyprawę wojenną do Bułgarii. W rezultacie w roku 1367 Ludwik mianował go palatynem Węgier. Był to najwyższy urząd w królestwie. Po więcej nie można było już sięgnąć. W dodatku zdobył go nie Węgier, a obcokrajowiec! Władysław był palatynem przez pięć lat, a gdy król Ludwik odwołał go w końcu z tego stanowiska, powierzył mu w zamian namiestnictwo Rusi Czerwonej. Tak książę górnośląski objął rządy na Rusi.

I jak nią zarządzał?
Wręcz wzorowo. Władysław okazał się znakomitym gospodarzem i świetnym organizatorem. To, czego dokonał w ciągu sześciu lat swoich rządów na Rusi, angażując się w rozwój tych ziem, było prawdziwym mistrzostwem świata.

Skąd ta energia księcia?
Ruś posiadała ogromny potencjał gospodarczy, miała niesamowite możliwości wynikające z handlu tranzytowego na przechodzącym przez nią szlaku handlowym, ciągnącym się znad Morza Czarnego w kierunku zachodnim na Kraków, Wrocław, Pragę i dalej. Władysław początkowo wypełniał powierzoną mu misję połączenia tych ziem z Królestwem Węgier, ujednolicał je administracyjnie, katolicyzował i zasiedlał. Ale prawdopodobnie w pewnym momencie stwierdził, że może mu się udać przejąć to, co tam zbuduje, dla siebie. Że obejmie tam rządy jako udzielny władca. Że właśnie na Rusi Czerwonej zbuduje sobie to, na co nie ma szans nigdzie indziej, czyli stworzy sobie udzielne władztwo.

Jak w XVII wieku Hohenzollernowie w Prusach?
Dokładnie. Ambitny był z pewnością - istnieje jego pieczęć, na której wyobrażony jest, siedząc na tronie i trzymając miecz, symbol władzy. Po jednej stronie ma górnośląskiego orła, a po drugiej ruskiego lwa. Sygnował nią wszystkie dokumenty nadań i przywileje. Wymowne.

Zwłaszcza, że tych dokumentów wystawiał chyba sporo. Także Ślązakom.
Wręcz głównie im. Za rządów Władysława dla jego ludzi rzeczywiście otworzyła się możliwość zrobienia wielkiej kariery. Z tego okresu znamy mamy ponad 50 aktów nadań ziemskich rycerstwu, w większości śląskiemu. Owszem, zdarzali się rycerze z Królestwa Polskiego, z Czech, trochę Węgrów, Niemców - ale głównie to byli Górnoślązacy. Ruś stanowiła dla nich eldorado. Górnośląskie rycerstwo nie było zasobne. Jeżeli ktoś miał dwie czy trzy wsie, był już na Śląsku prawie możnowładcą. A Opolczyk potrafił na Rusi nadawać rycerzowi po kilka wsi. I to wielkich, kilkudziesięciołanowych. Niektórzy dostawali duże połacie ziemi. Nawet cały dystrykt. Dla górnośląskiego rycerstwa wytworzyły się więc nieprawdopodobne perspektywy rozwoju. Trzeba tylko było się odważyć. Istniała przecież bariera językowa i wyznaniowa. Ale jeśli miało się odwagę, można było wyjechać ze Śląska na ziemie ruskie, otrzymać tam duże nadania i rozpocząć nowe życie. Emigrowali więc licznie.

Druga fala emigracji rycerstwa na Ruś miała miejsce za panowania Władysława Jagiełły. I to z jego czasów pochodzą akty hołdownicze, złożone królowi przez szlachtę ruską. To ważne źródła, z których wynika, że wśród około 400 wymienionych w nich szlachciców czy rycerzy, aż ponad 30 procent pochodziło ze Śląska, zwłaszcza Górnego. To dużo, nawet bardzo dużo. I mało kto o tym wie.

A zaczęło się za czasów Opolczyka?
Ściągnął na Ruś masę ludzi. Doprowadził do powołania tam administracji kościelnej, wystarał się o arcybiskupstwo w Haliczu i biskupstwa w Przemyślu i Chełmie. Czynił też starania o przeniesienie arcybiskupstwa do Lwowa, gdzie rozpoczął budowę katedry. Duża część miast na Rusi otrzymała od niego prawo miejskie, albo jego potwierdzenie, oparte najczęściej na prawie magdeburskim. Potwierdził Lwowowi prawo miejskie magdeburskie, podobnie Haliczowi i Przemyślowi. Lokował Jarosław, a nawet nowe miasto na przedgórzu Beskidu Niskiego, które nazwano jego imieniem Ladislavia czy Ladislav (Władysław, Władysławów). To dzisiejszy Rymanów-Zdrój. Na zagospodarowywane tereny ściągał mieszczan i chłopów. Ziemi Ruś miała na tyle dużo, że nikt nie wysiedlał miejscowej ludności - wystarczyło zagospodarować, co było do zagospodarowania. Ale mimo tych sukcesów w 1378 roku Ludwik odwołał Opolczyka.

Zaskakujące!
Niekoniecznie. Król orientował się, że namiestnik zbyt śmiało sobie poczyna. Że właśnie dlatego, iż rzeczywiście wyczynia na Rusi imponujące rzeczy, to jest tu coś nie tak. I co zrobił Ludwik Węgierski? Ano odebrał Władysławowi tę Ruś. Książę otrzymał w zamian ziemię dobrzyńską i północne Kujawy. Ziemie gdzieś tam daleko, biedne, mało atrakcyjne, na otarcie łez.

Ambasada w Mongolii?
Coś w tym rodzaju. Ambasada w Mongolii albo innym kraju na K, jak to mówił cieć Anioł z Alternatyw 4. I jeszcze tę ziemię dobrzyńską musiał Władysław wykupić, bo była posagiem pewnej księżnej wdowy, którą trzeba spłacić. Z tych terenów otrzymywał rocznie około 400 grzywien - to były śmieszne pieniądze w porównaniu z Rusią.

A co Ślązacy wobec odejścia szefa i protektora?
A nic. Z tych, który poszli na Ruś z Opolczykiem, rzadko kto wrócił na Śląsk. Właściwie wyłącznie garstka urzędników. Ale większość tych, którzy otrzymali na Rusi ziemie, zostali na niej. W ciągu paru pokoleń się spolonizowali i już tylko genealodzy byli w stanie odtworzyć ich korzenie - że wywodzili się np. spod Raciborza, Bytomia, Opola, Toszka, Kędzierzyna albo nawet z Dolnego Śląska.

Imigranci ze Śląska wywarli jakiś wpływ na tamtejszą gospodarkę?
I owszem! Ci ludzie wprowadzali na Rusi rozwiązania, które funkcjonowały u nich na Śląsku. Przenoszenie osad z miejscowego prawa ruskiego na prawo niemieckie jest u osadników ze Ślaska charakterystyczne. I tu też zasługa Władysława Opolczyka, bo to od władcy zależała zgoda na taką zmianę. A oznaczała ona nowy, wydajny system funkcjonowania. Wieś miała odtąd samorząd i pewne przywileje, których nie posiadały osady miejscowe. A to przekładało się na zagospodarowanie, na wyższe plony, na lepsze traktowanie chłopów, ludzi wolnych. Wyraźnie widać, że te wsie się bogaciły, że często pojawiały się w nich zyskowne inwestycje, jak zagroda koni, młyn, karczma. Wsie zarządzane przez przybyszów ze Śląska lepiej funkcjonują, lepiej się rozwijają oraz dają przykład innym. To ostatnie też jest charakterystyczne - miejscowi widząc korzyści płynące z nowinek, zaczynają je naśladować.

Jednym słowem, Ruś dużo Ślązakom zawdzięcza?
Zrobili tam dużo pozytywnego. Co ciekawe, Ukraińcy - mówię tu o historykach ukraińskich - rządy Władysława Opolczyka oceniają aż do przesady pozytywnie. Uważają go za ostatniego z książąt ruskich na tronie ukraińskim. Oczywiście to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, gdyż był tylko namiestnikiem z ramienia króla Ludwika Andegaweńskiego. To nie był Rurykowicz, nie był rodzimym ruskim księciem. Ale Ukraińcy interpretują to inaczej - że był ostatnim z niezależnych książąt ukraińskich, który dobrze rządził tym obszarem i starał się go rozwijać. Zapomina mu się, że rozwijał głównie kościół katolicki, a nie prawosławny. Natomiast Ukraińcy pamiętają mu, że był dobrym władcą, że lokował i rozwijał miasta, ze Lwowem na czele. Ale zwłaszcza to, ze był tym „niezależnym władcą”. Z czym historiografia polska się nie zgadza, delikatnie mówiąc. Ale cóż, mają do tego prawo.

A na zakończenie pytanie o jeszcze jedną legendę - czy Władysław Opolczyk naprawdę przywiózł z Rusi częstochowską Czarną Madonnę?
Okoliczności, w jakich obraz ten znalazł się na Jasnej Górze, są ustalone ponad wszelką wątpliwość. Tę ruską ikonę przywiózł na Jasną Górę ze zdobytego w 1377 roku zamku w Bełzie Władysław Opolczyk. Opisuje to ze szczegółami najstarsze źródło związane z klasztorem jasnogórskim, tzw. „Translatio Tabulae Beatae Mariae Virginis” („O przeniesieniu obrazu Matki Boskiej”), powstałe w latach 30. XV wieku. Źródło to doskonale wyszczególnia, jak Władysław Opolczyk przywiózł ten obraz, jak go podarował, kto świadczył na dokumencie podarowania tego obrazu, dlaczego Władysław to zrobił i tak dalej. Zatem to akurat z całą pewnością nie jest legenda.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon