Przemyslaw Jendroska/Teatr Śląski
Byk talarczyk teatr slaski

Zbigniew Rokita. Ślązak zwierzęciem bluźnierczym. Ale uznanie śląskiego to test na wiarę nie w siłę śląskości, a polskości

Zbigniew Rokita. Ślązak zwierzęciem bluźnierczym. Ale uznanie śląskiego to test na wiarę nie w siłę śląskości, a polskości

autor artykułu

Zbigniew Rokita

I pyta cicho wielu inteligentów: ile straci kultura śląska na uznaniu śląskiego, skoro żywiła się konfrontacją?; czy jesteśmy gotowi na „sprawdzam”?; czy nie lepiej byłoby pięknie i młodo umrzeć za dwa pokolenia niż dogorywać pod państwową kroplówką pokoleń pięć?

Niedawno w Sejmie odbyły się zwyczajowe nieszpory dotyczące Śląska. Różniły się one jednak od poprzednich: po raz pierwszy odwróciły się proporcje zwolenników i przeciwników „sprawy śląskiej”. Choć podejrzewam, że dziś większość z posłów może nie tyle jest za uznaniem śląskiego, co nie jest temu przeciwna.

Na ten temat najłatwiej byłoby napisać felieton. Byłoby to jednak zbyt łatwe: napisać o pośle, który kasandrycznie wieszczył, że projekt uznania godki to „mały, szowinistyczny, niemiecki projekt” i przeprowadzał analogię z wojną w Jugosławii. Albo o innym, który twierdził, że Ślązacy to Polacy, śląski to polski, a Polska wygrała plebiscyt w 1921 roku. W rzeczywistości go przegrała, ale nawet gdyby wygrała – co miałoby to wspólnego z istnieniem bądź nieistnieniem śląszczyzny? Tak jak nic nie ma wspólnego to, czy posłanka Monika Rosa posługuje się płynną, literacką śląszczyzną z tym, czy godka to język.

Profesor Miodek się pomylił

Obowiązkowo mylono autonomię z separatyzmem, choć ja zawsze przy takich okazjach zastanawiam się – co jest złego w separatyzmie, o ile decyzja o odłączeniu się części kraju przebiega za porozumieniem centrum i peryferium, zgodnie z prawem i wolą większości społeczeństwa? Polski ruch narodowowyzwoleńczy w XIX wieku również był ruchem separatystycznym, podobnie jak litewski, ukraiński, czeski, serbski czy rumuński. Ruchem separatystycznym było dążenie Kosowarów do niepodległości, którą Warszawa uznała w 2008 roku czy referendum w Szkocji w 2014 roku. Jasne, na Śląsku separatystów jest garstka i nie są oni żadną siłą polityczną, pewnie wszystkich mam w znajomych na Facebooku, a połowa z nich nawet nie wie, że ma poglądy separatystyczne. Ale zwraca uwagę polski dualizm standardów. Zwraca też uwagę sprowadzanie śląskości do napięcia między Polską i Niemcami. Kryje się w nim bowiem uparta niechęć do upodmiotowienia Ślązaków i przyznania, że rozepchali się oni już na dobre między dwoma etnosami.

Tradycyjnie powoływano się na wywiad przeprowadzony z profesorem Janem Miodkiem w „Dzienniku Zachodnim”. Po pierwsze jednak, profesor słowa te wygłosił 13 lat temu, a język jest czymś żywym. Profesor Hynryk Jaroszewicz, autor Zasad pisowni języka śląskiego mówił mi ostatnio w rozmowie dla „Tygodnika Powszechnego”: „

Kilkanaście lat temu śląski był czymś więcej niż dialektem, a czymś mniej niż językiem. Był półbytem. W tym czasie wydarzyło się jednak ogromnie dużo i dziś śląski już językiem bez wątpliwości jest”.

Po drugie, profesor Miodek nie jest filologiem śląskim, a polskim – nie wiem, czy w ogóle badał śląszczyznę. I po trzecie, jego słowa są manipulowane. Np. prawicowa Fronda po sejmowej debacie opublikowała artykuł, w którym w leadzie informuje: „Naiwność połączona z fanatyzmem – mówi prof. Jan Miodek, odnosząc się do postulatu uznania śląszczyzny na język regionalny”. Otóż, profesor Miodek nie nazywał fanatyzmem uznania śląskiego. Cały fragment wywiadu brzmiał: „Nie dopną, bo nikt tej kodyfikacji nie wykona. Te dążenia są naiwnością połączoną z fanatyzmem”. Fronda nie mogła przywołać całości cytatu, bo w ten sposób wyszłoby na jaw, że profesor Miodek się pomylił: godka w ogromnej mierze została już skodyfikowana. Nieuczciwym jest także uwspółcześnianie przez media takie jak Fronda starej rozmowy bez podawania informacji o dacie jej odbycia.

Dlaczego mniejszości wciąż pod resortem siłowym?

Oglądając debatę mógłbym z nieufnością zastanowić się, dlaczego po prezentacji projektu ustawy wicemarszałek Włodzimierz Czarzasty powiedział: „Bardzo to fajne słowa były”, dlaczego Franciszek Starczewski zakończył swoje wystąpienie słowami „Hajle Silesia”, dlaczego posłowie mówili o śląskim etnoelekcie, gadce śląskiej czy Teatrze Kortez oraz przypominali co stoi w antryju na byfyju. Można byłoby się też czepiać, że zwolennicy uznania godki jako dowód na jej istnienie przywoływali liczbę deklaracji narodowości śląskiej, co nie ma większego związku. Ale jasne, to była debata polityków, którzy mówili do wyborców, a nie debata językoznawcza. Padło też parę ciekawych myśli – np. dlaczego mniejszości wciąż podlegają pod resort siłowy, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a nie pod Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego? Nie pojawił się natomiast, ku mojego zdziwieniu, wątek mniejszości niemieckiej, która po rebrandingu, czując Zeitgeist, do wyborów samorządowych wyruszyła jako Śląscy Samorządowcy.

Ale nie te kwiatki były najważniejsze. Debata pokazała jak wielką drogę Ślązacy i Ślązaczki przemierzyli na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza. Jeszcze jakiś czas temu nie powiedziano by z mównicy sejmowej ot tak, że „dziadek z Wehrmachtu to część historii tej ziemi” czy o „tak zwanych powstaniach śląskich”. To zasługa wielu, wielu osób. Debata nie dorównała jednak do oczekiwań tych, którzy liczyli, że dzień jej przeprowadzenia, 20 marca 2024 roku, zapisze się w historii Górnego Śląska. Nie zapisał się. Miałem nadzieję, że ktoś z zabierających głos wygłosi mowę, która będzie długo powtarzana. Nic z debaty powtarzane nie będzie, bo wszystko co na debacie padło było powtórzeniem tego, co padało już wielokrotnie.

Bo tego dnia nie o Śląsk się spierano i nie o język śląski. Spór o śląszczyznę jest tak naprawdę sporem o wizję państwa – nacjonalistycznego i słabego lub wielokulturowego i bogatego. Uznanie śląszczyzny jest kwestią bardziej etyczną i humanistyczną niż językoznawczą. To kwestia praw człowieka, gotowości większości do empatycznego roztoczenia opieki nad mniejszością.

To też test na wiarę nie w siłę śląskości, ale polskości. Tylko bowiem osoba, która w polskość nie wierzy, obawiałaby się, że Ślązacy mogą Polakom zagrozić, byłaby przeciwna przyznaniu Ślązakom należnych praw. Pamiętamy stanowisko poprzedniego rządu: „Uznawanie istnienia kolejnych dialektów jako języków regionalnych mogłoby w rezultacie doprowadzić do paradoksalnej sytuacji, w której społeczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej składałoby się wyłącznie z osób posługujących się odrębnymi językami regionalnymi bez istnienia narodowego języka ogólnego”. Przebijał z niego strach, że polskość jest słaba. Bo taka pewnie jest istota nacjonalizmu: nacjonalizm żywi się obawą, że dopuszczenie inności oznacza katastrofę. Szkoda, że dzieje się to w kraju, który w przeszłości nawet będąc monarchią, nazywał się republiką – Rzeczpospolitą.

Ślązak zwierzęciem bluźnierczym

W poprzedniej fali śląskości, w umownych latach 2010-2023, śląskiego ruchu nie udało się zinstytucjonalizować i to było wielkim śląskości problemem. Wiele osób, które dla kultury czy społeczeństwa śląskiego mogłyby zrobić dużo, odchodziło w pewnym momencie do innych prac, bo śląskości brakowało etatów. Teraz może być inaczej – choć nie musi. Cichnięcie haseł o zagrożeniu ze strony Ślązaków może jest naszym sukcesem, a może porażką, tego nie wiem. Może nam zaufano i doceniono, a może uznano, że jesteśmy słabi i bezzębni.

Ciekawsze może jednak są nie te pytania, które w sejmie zadają retorycznie Grzegorz Braun, Arkadiusz Mularczyk czy Janusz Kowalski, ale te które ciszej stawia śląska inteligencja:

  • ile straci kultura śląska na uznaniu śląskiego, skoro jej najwybitniejsze utwory i eseje żywiły się konfrontacją, wydarzały się wbrew, a nie dzięki?;
  • czy jesteśmy gotowi na „sprawdzam” i przejście z wiecowego romantyzmu do pozytywizmu, który dotychczas uprawiało niewielu?;
  • czy nie lepiej byłoby pięknie i młodo umrzeć za dwa pokolenia niż dogorywać pod państwową kroplówką pokoleń pięć?

Padają też pytania o to, co dalej – czy jeśli zostanie uznana godka to czy powinno się zabiegać w Warszawie o uznanie śląskiej mniejszości? Czy zabieganie o to, żeby ktoś przyznał, że istniejemy, nie jest poniżające?

Cieszą mnie te wątpliwości, bo część z nich sam żywię. Cieszą mnie, bo to czego śląskość potrzebuje to brawura, kłótnie i niepokój, a nie poklask, jednomyślność i spokój. Ślązak jest zwierzęciem bluźnierczym, przekraczającym i czym więcej będzie miał dylematów, tym lepiej. Kończy się być może powoli epoka haseł o zakamuflowanej opcji niemieckiej czy dziadku z Wehrmachtu. Zaczyna się epoka nowa. Od nas zależy czy będzie ona miała twarz dumy i zwalistości północy Europy Środkowej i Lecha Wałęsy, czy dystansu i lekkości południa i Václava Havla.

Słoń a sprawa slaska

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Słoń a sprawa śląska. Większość książek, które napisano, jest przecież o Śląsku

Autor: Zbigniew Rokita

06/01/2023

Zbigniew rokita kajs teatr slaski

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Trzy lata "Kajś". Od swoich czytelników dowiedziałem się chyba więcej niż oni ode mnie

Autor: Zbigniew Rokita

07/07/2023

Zbigniew Rokita

Może Cię zainteresować:

Zbigniew Rokita: Śląska historia jest bluźniercza. W przeciwieństwie do Krakowa, drze się na cały głos

Autor: Marcin Zasada

29/04/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon