5 miast na Śląsku i w Zagłębiu oceniono pozytywnie jako lokalizacje małych reaktorów jądrowych

O tym, czy jest alternatywa dla energetyki jądrowej, jakie kryteria bierze się pod uwagę przy wyborze lokalizacji dla bloków jądrowych i czy aby na pewno Śląsk i Zagłębie je spełnia rozmawiamy z prof. Łukaszem Bartelą z Wydziału Inżynierii Środowiska i Energetyki Politechniki Śląskiej, kierownikiem projektu „DEsire” koncentrującego się na ścieżce dekarbonizacji bloków węglowych poprzez zastąpienie je źródłami jądrowymi.

mat. pras. Tauron
Elektrownia Jaworzno III

Wygląda na to, że musimy w regionie zacząć oswajać się z myślą, że będziemy mieszkać w sąsiedztwie energetyki jądrowej. Może nie tej „dużej”, ale wiadomo już, że „mały atom” Orlen z Synthosem chcą budować w Dąbrowie Górniczej.
To, że wskazano pewne lokalizacje, nie oznacza jeszcze, że są one całkowicie pewne z punktu widzenia możliwości posadowienia tam reaktorów jądrowych. Jeszcze bardzo daleka droga, żeby Państwowa Agencja Atomistyki dała przyzwolenie dla budowy tam jakichkolwiek źródeł jądrowych, niezależnie od ich skali. Bo pamiętajmy, że dziś nie ma różnicy, czy mówimy o źródle o mocy 10 MW, czy też o mocy 1600 MW – w obu przypadkach dokładnie taka sama ścieżka niezbędna jest do uzyskania pozwolenia. I raczej szybko się to nie zmieni.

Prof. Łukasz Bartela
Prof. Łukasz Bartela (Politechnika Śląska). Mat. pryw.

Co w ogóle wiemy o słynnych już SMR-ach poza tym, że są mniejsze od tradycyjnych reaktorów i że mają je już Chińczycy, a następni w kolejce są Kanadyjczycy, Amerykanie i Polacy?
Temat SMR-ów nie jest nowym tematem. To nie jest żadna zagadkowa technologia. Obecnie proponowane dla Polski rozwiązania opierają się na sprawdzonych technologiach reaktorów wodnych ciśnieniowych (PWR) oraz wodnych wrzących (BWR). Energetyka jądrowa wyrosła na małych reaktorach, a to, że poszliśmy w duża skalę to wynik tylko i wyłącznie rachunku ekonomicznego. Po prostu opłacało się budować źródła w dużej skali. Barierą dla budowy źródeł o jeszcze większych mocach są ograniczone możliwości w produkcji zbiorników o bardzo dużych rozmiarach.

Innymi słowy, SMR-y są droższe?
Z odpowiedzią na to pytanie będziemy musieli poczekać do czasu, kiedy nastąpi pełna komercjalizacja technologii. Nie możemy tutaj brać pod uwagę wielkości kosztów, z jakimi inwestorzy zmierzą się w przypadku pierwszych inwestycji. One pochłaniają zwykle znacznie większe środki, niż inwestycje już organizacyjnie zoptymalizowane. Nawet jeśli finalnie koszty inwestycyjne w przeliczeniu na MW zainstalowanej mocy będą wyższe, to dzięki możliwości większego rozproszenia procesów produkcyjnych na świecie, łatwiejszy stanie się z czasem dostęp do technologii. Modułowość reaktorów sprawi, że będą one mogły być dostarczane na plac budowy jako konstrukcje kompaktowe, podobnie jak ma to miejsce obecnie w przypadku energetycznych turbin gazowych, co też przyczyni się do możliwości skrócenia procesu inwestycyjnego. To sprawi, że bloki jądrowe staną się atrakcyjne także dla tych podmiotów, które na swoje bezemisyjne źródła energii nie chcą czekać 10, czy 15 lat. W ten sposób SMR-y, czyli źródła o mocy do 300 MW, mogą okazać się korzystniejsze z punktu widzenia podmiotów przemysłowych, nie działających w sektorze energetyki zawodowej. To, że zainteresowały się nimi KGHM, czy Synthos, jest jak najbardziej naturalne. SMR-y to źródła, które mogą być sfinansowane przez takie podmioty i mogą mieścić się w ramach prowadzonej przez nie działalności biznesowej. I sądzę, że nawet jeśli nie w tej dekadzie, to w pierwszej połowie przyszłej dekady na pewno mogą być one wdrożone do krajowej gospodarki.

Kieruje pan projektem „DEsire”, którego celem jest „opracowanie planu dekarbonizacji krajowego sektora energetycznego na drodze modernizacji z wykorzystaniem reaktorów jądrowych generacji III/III+ i IV”. Mam rozumieć, że w elektrowniach, gdzie dziś pracują bloki węglowe w przyszłości miałyby zacząć pracować bloki jądrowe?
Dokładnie tak. To jest tzw. ścieżka Coal-To-Nuclear. Bardzo popularna w ostatnim czasie. To jest kierunek, który zakłada dekarbonizację bloków węglowych na drodze wykorzystania reaktorów jądrowych. Czyli, że w tych lokalizacjach, gdzie dzisiaj działają bloki węglowe doszłoby do zastąpienia ich źródłami jądrowymi. To nie oznacza, że każde obecnie działające źródło węglowe należy przekształcić w źródło jądrowe. Są też inne sposoby na ich dekarbonizację. Każdy sposób ma jednak swoje ograniczenia. Jeśli spojrzeć na Program Polskiej Energetyki Jądrowej, to wśród 27 wskazanych tam lokalizacji znajdziemy zaledwie cztery, gdzie dziś jest prowadzona działalność energetyczna na bazie wykorzystania węgla. Tym sposobem nasz projekt stać się może podstawą dla wskazania wielu nowych propozycji lokalizacyjnych, interesujących także z punktu widzenia utrzymania działalności energetycznej w tych aglomeracjach, które w skutek tej działalności wyrosły.

Na przykład?
Jako miejsca potencjalnie bardzo korzystne z punktu widzenia inwestycji jądrowych wskazujemy np. elektrownie Bełchatów, Opole, Kozienice, czy Jaworzno. Moc, która może tam być zainstalowana w atomie odpowiadałaby tej, która jest tam obecnie zainstalowana w węglu.

Kto konkretnie stoi za tymi analizami?
Realizujemy ten projekt wspólnie z czterema innymi podmiotami. Liderem jest Politechnika Śląska, a liderem merytorycznym, czyli tym, który ma wdrażać efekty projektu poprzez wsparcie kształtowania polityki legislacyjnej jest Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Zaangażowane są ponadto Energoprojekt-Katowice, Instytut Chemii i Techniki Jądrowej, a także Instytut Sobieskiego.

Po co nam tyle bloków jądrowych? Mamy już w Polsce dwie lokalizacje dla „dużego atomu”, do końca roku mamy poznać 20 lokalizacji dla „małego” i do tego jeszcze „atomowa transformacja” bloków węglowych?
Po pierwsze musimy oddzielić realne plany od tych, które raczej nie mają szans na powodzenie. Nie będę tu konkretnie wskazywał, ale myślę, że nie wszystkie z pojawiających się w mediach zapowiedzi mają potencjał do tego, by się ziścić. W moim odczuciu medialne prześciganie się we wskazywaniu terminów pierwszych uruchomień źródeł jądrowych, bardzo często opieranych na technologiach, które póki co nie wyszły z ram kolorowych prospektów, jest szkodliwe dla poważnych przedsięwzięć inwestycyjnych, które realnie mogą wspomóc bezpieczeństwo energetyczne kraju. Bardzo mocno trzymam kciuki za działania zmierzające do uruchomienia w Polsce bloków opartych na wykorzystaniu reaktorów BWRX-300 oraz Nuscale. Mocno wierzę, że te dzisiaj odważnie formułowane plany przynajmniej w pewnym stopniu mogą się urealnić. Odpowiadając natomiast na pytanie o celowość budowy bloków jądrowych, to musimy sobie uzmysłowić, że jesteśmy u progu wielkiego kryzysu energetycznego. Każdy, kto potrafi policzyć moce ze źródeł węglowych, które w najbliższych latach zostaną odstawione z użytku i ciągle rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną dojdzie do takiego wniosku. Jeśli nie atom, to co?

No właśnie, co?
Nie ma alternatywy. Myślę, że kwestią czasu jest podwojenie w strategiach rozwoju energetyki obecnie planowanych mocy w źródłach jądrowych. To, że dziś mamy wysyp źródeł odnawialnych w żaden sposób nie stawia nas w sytuacji komfortowej. Powiedziałbym wręcz, że rozmywa zagrożenie. Najbardziej obawiamy się dekady między rokiem 2030, a 2040 kiedy jeszcze nie będzie na tyle źródeł jądrowych, ani też nie będzie w wielkiej skali systemów magazynowania energii.

W kontekście „jądrowej transformacji” bloków węglowych mowa jest o „dużym”, czy „małym” atomie?
Mamy dwie, oddzielne ścieżki – w jednej poddajemy analizie lokalizacje właściwe dla „dużego atomu”, w drugie dla „małego”. Bardzo bym chciał, żeby „mały atom” zadomowił się także w otoczeniu dużych aglomeracji, bo tam gdzie są duże aglomeracje, tam jest i przemysł. A jeśli popatrzymy na naszą Metropolię, to niestety wkrótce staniemy się energetyczną pustynią. A w tym należy upatrywać ryzyka związanego z możliwością utraty komfortu życia dla mieszkańców regionu.

Owa pustynia to efekt nieuchronnego wygaszania źródeł węglowych przy braku uruchamiania źródeł alternatywnych?
Musimy mieć świadomość, że nasza aglomeracja wyrosła na energetyce. To, że jesteśmy największą aglomerację w Polsce wynika z tego, że mieliśmy węgiel i naturalnym było, że przy jego wydobyciu powstały duże, scentralizowane systemy wytwórcze energii elektrycznej. One zresztą powstały też w miejscu, gdzie ta energia była potrzebna. Pojawił się tu przemysł energochłonny i żeby teraz zachować ten przemysł tutaj, a jednocześnie utrzymać dobrobyt dla mieszkańców regionu należy tą energetykę w tym miejscu zachować – najkorzystniej w nowym ekologicznym wydaniu. Dlatego cieszę się, że w Polsce jest przychylność wobec atomu i mam nadzieję, że ten pozytywny klimat pozostanie. Nie ma się czego bać. Energetyka jądrowa jest mocno reprezentowana na całym świecie z liczbą niemalże 450 obecnie pracujących reaktorów. Moc zainstalowana w tych źródłach to ok. 400 GW. Jeśli ktoś postrzega krajowe inwestycje jądrowe jako coś potencjalnie niebezpiecznego, to powinien też mieć świadomość, że nawet w niewielkiej odległości od polskich granic działających reaktorów jądrowych jest całkiem sporo.

Jakie są warunki brzegowe dla tego typu inwestycji? W kontekście SMR-u w Dąbrowie Górniczej można już było usłyszeć, że atutem tej lokalizacji jest odpowiednia ilość wody potrzebnej do chłodzenia instalacji.
To są bardzo ważne wskazania techniczne, ale na pierwszym miejscu są kwestie bezpieczeństwa jądrowego. I z punktu widzenia bezpieczeństwa to nie woda jest elementem krytycznym. Wskazać tutaj należy przede wszystkim zagrożenia sejsmiczne. Jeśli gdzieś pojawia się ryzyko tego typu, to miejsce takie jest naturalnie wykluczane jako takie, które nie może być wykorzystywane dla inwestycji jądrowych.

No to na Śląsku chyba mamy problem…
Owszem, to może stanowić pewien problem w regionie, gdzie przez dekady prowadzona była intensywna działalność wydobywcza, głównie węgla kamiennego. Należy jednak wyraźnie powiedzieć, że o wyborze miejsc pod inwestycje jądrowe nie będą w żadnym wypadku decydować politycy. Tutaj bezwzględnie zaufać należy bardzo rygorystycznym procedurom, nad przebiegiem których czuwa Państwowa Agencja Atomistyki, a więc podmiot powołany dla wykonywania zadań związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa jądrowego. Procedury prowadzone dla wydania zgody na przeprowadzenie inwestycji jądrowej w zaproponowanej lokalizacji to nie są pobieżne analizy, jakie wykonać można w przeciągu kilku tygodni. Trwają one raczej latami. Są zresztą przepisy określające dopuszczalną odległość źródła jądrowego od działalności wydobywczej. Kolejną sprawą są warunki hydrologiczne, czyli potencjalne powodzie. Uwzględnia się też ryzyka związane ze zdarzeniami zewnętrznymi, mogącymi być albo skutkiem działalności człowieka, albo sił przyrody. W tym kontekście bierze się np. pod uwagę bliskie sąsiedztwo obiektów wojskowych, czy lotnisk. Ważnym kryterium oceny jest również gęstość zaludnienia. Nikt nie zdecyduje się na wybudowanie bloku jądrowego w terenie o wysokiej gęstości zaludnienia.

Wygląda więc na to, że alternatywy nie mamy, ale znalezienie lokalizacji będzie u nas niemałym wyzwaniem.
Dla naszego regionu SMRy są bardzo atrakcyjnym rozwiązaniem. Identyfikacja szans i zagrożeń jest elementem, który realizujemy w ramach projektu DEsire. Według naszych wstępnym ocen, potencjał i szanse dotyczą m.in. bloków i elektrowni w Jaworznie, Łagiszy, Łaziskach, Rybniku. Kontynuacja istnienia tych systemów wytwórczych w ramach sprawiedliwej transformacji, na przykład z wykorzystaniem rozwiązań technologii jądrowych, to utrzymanie tysięcy miejsc pracy i szansa dla Metropolii Górnośląsko-Zagłębiowskiej na zachowanie wiodącej roli w gospodarce krajowej.

Janusz Michałek prezes KSSE

Może Cię zainteresować:

Janusz Michałek w ŚlązaQ: Amerykańska firma chce produkować na Śląsku energię w reaktorze jądrowym SMR

Autor: Michał Wroński

24/03/2023

Elektrownia atomowa

Może Cię zainteresować:

Żegnaj czarny Śląsku. W naszych miastach niebawem powstaną reaktory atomowe

Autor: Michał Wroński

21/04/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon