Anna Rezulak/Nagroda Literacka Gdynia
Anouk Herman 01

Anouk Herman: Życzę sobie, żeby Śląsk stał się dla młodych ludzi ciekawy w sposób, do jakiego nie przywykli

Jorg z hybrydą na paznokciach? Z Anouk Herman, nagradzaną poetką i autorką książki „Silesian Gothic” rozmawiamy o południowym gotyku, surrealizmie i dziecięcych marzeniach

W listopadzie 2024 roku w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie miała miejsce premierę książka poetycka „Silesian Gothic” autorstwa Anouk Herman. Za śmiałe ilustracje i projekt okładki odpowiada Tyna Tokars, a za równie kreatywny skład - Meg Krajewska. W sierpniu 2025 roku za tę niewielką, różową książeczkę Herman wyróżniono Nagrodą Literacką Gdynia – jedną z najważniejszych nagród literackich w Polsce, a wcześniej nominowano do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius i Nagrody Lublin Miasto Literatury. „Stawką pisania Herman jest nowa estetyka, odnajdująca dla ponuro-poważnego Śląska energię uwolnionych od toksyczności zdarzeń” pisze Anna Kałuża, znana krytyczka literacka związana z Uniwersytetem Śląskim w Katowicach.

Rozmowa z Anouk Herman

"Silesian Gothic" brzmi trochę jak "American Gothic". Tytuł słynnego obrazu Granta Wooda z małżeństwem farmerów z widłami i białym domkiem w tle. Czy to jest dobre skojarzenie?
Tak. Z zastrzeżeniem, że bardziej mnie inspirowała literatura niż malarstwo. Interesowało mnie południe Stanów ze swoimi powieściami, południowy gotyk Williama Faulknera czy Carson McCullers na przykład, i to te narracje poprowadziły mnie ku takiej refleksji, że jest jakaś łączność między południowymi stanami USA a Śląskiem. Może chodzi o widma trudnej przeszłości, które nas nawiedzają, tematy takie jak dziedziczenie traumy i poczucia winy? O wewnętrzne sprzeczności regionu? O nasze silne robotnicze inklinacje? Pomyślałam sobie, że fajnie by było stworzyć taką narrację, która z jednej strony inkorporowałaby motywy południowo-gotyckie, w tym rozkład i duszną atmosferę, do współczesnej wizji Śląska.

Po tytule można by się jednak spodziewać nawiedzonych domów albo duchów, a w środku jest raczej śmiesznie, trochę kiczowato.
Myślę sobie, że południowy gotyk tym różni się od literatury gotyckiej w ogóle, że niepokój i groza z południa nie przejawiają się poprzez duchy czy nawiedzone, nawet metaforycznie, domy i zamczyska. Mówimy o dwudziestowiecznej literaturze, która największych horrorów dopatruje się w działaniach człowieka i osadza je w konkretnej szerokości geograficznej. Mamy zatem niewolnictwo, rasizm, zmagania z biedą, czasem religijny fanatyzm i do tego ekscentrycznych protagonistów, którzy balansują gdzieś na moralnym pograniczu, a ich przewinieniem jest bunt wobec dosyć skostniałych norm rzeczywistości, w której się wychowali. To z takiego gotyku czerpię.

U ciebie trochę te duchy są, bo jest na przykład powracający w różnych wierszach generał Ziętek – w jednym z tekstów robi sobie na paznokciach hybrydę. No i zapewne jest to rodzaj surrealistycznego żartu, ale ciekaw jestem czy on wynika z sympatii czy niechęci do Jorga? Bo generał jest kontrowersyjną postacią, związaną z komunistyczną powojenną władzą, ale dla wielu Ślązaków również wzorem dobrego gospodarza.
Wychodzę od utożsamienia Ziętka jako jak najbardziej pozytywnej postaci, takiej, która dobrze się kojarzyła i kojarzy się nadal pokoleniu moich babć i dziadków, w jakimś sensie również pokoleniu rodziców. Taki Jorg zostaje bohaterem moich surrealistycznych, sennych wizji, w których robi rzeczy, których prawdziwy generał raczej by nie zrobił, ale które zbliżają go trochę do głównych postaci mojej poezji, czyli nastoletnich dziewczyn. Duchy więc się pojawiają, ale traktuję je raczej metaforycznie, bo, tak jak już wspomniałam, to bardziej widma przeszłości, a niekoniecznie osobowe upiory symbolizujące jakiegoś konkretnego człowieka, który umarł i nagle powrócił. W moim przypadku figura Ziętka też nie jest jedynie figurą pewnej historycznej postaci ważnej dla ludu śląskiego, a funkcjonuje bardziej jako symbol czasów, o których próbuję coś powiedzieć, pomimo że nigdy ich nie zaznałam, bo nie żyłam w tej epoce.

Debiutowałaś tomem „right into pod tramwaj” i w tamtej książce również często pojawiały się Katowice i Śląsk. Tytuły niektórych wierszy to „koszuta z anoukiem h.”, „mikołowska”, „paderewa”. W nowym tomie oprócz tytułowego „silesian gothic” pojawiają się wiersze „Jastrzębie Zdrój” czy „powstała w roku 1953 a jadał w niej sam generał Jerzy Ziętek” o restauracji „Przystań”. Czy zgodzisz się, że przewodnim tematem obu tomów, albo tym co je łączy, jest właśnie Śląsk lub może po prostu Katowice?
Jako osoba silnie z Katowicami związana nie potrafię o Katowicach nie pisać, to one stanowią moje główne i najważniejsze źródło inspiracji, a także są właśnie tym miejscem, które jako pierwsze przychodzi mi na myśl, gdy trzeba narracje i literackie pomysły gdzieś osadzić. Nie byłoby więc „Silesian Gothic” bez Katowic, ale też trudno mówić o Śląsku koncentrując się tylko i wyłącznie na Katowicach, dlatego w tomie pojawiają się też inne punkty na mapie metropolii, bo w końcu, jako mieszkańcy regionu, współistniejemy w większej formie aniżeli tylko w ramach jednego dużego miasta. Silną obecnością w tomie cieszy się również Chorzów oraz Park Śląski.

Park Śląski, ale też właśnie Osiedle Paderewskiego i ogólnie betonowe centrum Katowic ze Spodkiem, z Superjednostką. Jest tam tego wszystkiego dużo więcej niż hut, kopalń, familoków. Czy ten zadymiony Śląsk spod znaku Nikiszowca jest dla ciebie mniej wdzięcznym tematem niż ten modernistyczny, brutalistyczny Śląsk?
Nie wiem, czy jest mniej wdzięczny, może jest bardziej znajomy. Tak jak powiedziałam wcześniej, mam wrażenie, że w „Silesian Gothic” estetycznie koncentruję się na PRL-owskim splendorze, czyli m.in. na wspaniałych osiedlach, które wówczas powstawały. Może byłoby inaczej, gdyby nie to, że sama wychowałam się w familoku, w czasach, kiedy huty i kopalnie nie były już najbardziej aktywne, ale też nie całkowicie wygaszone. I to wszystko – na poziomie organicznym wręcz doświadczone i przeżyte – fascynuje mnie trochę mniej, jest zbyt bliskie, zbyt trudne do romantyzowania. Myślę, że zawsze, kiedy chcemy sobie wyobrazić jakieś lepsze, większe, wspanialsze życie, to z konieczności abstrahujemy od własnych doświadczeń. Może stąd wynika ta ucieczka z familoka ku betonowemu centrum miasta. A może to wszystko dlatego, że przyzwyczaiłam się do takich obrazów Śląska, w których dominuje księżycowy krajobraz, hałdy, zwały węgla i kominy na horyzoncie, więc chciałam o tym miejscu napisać inaczej, po swojemu.

Ucieczka z miejsca, gdzie się wychowywałaś?
Eskapizm i to w, mam wrażenie, podwójnym rejestrze, bo z jednej strony eskapizm, który fizycznie polega na przemieszczeniu się z jednego miejsca w inne, a z drugiej oparty na przejściu od realizmu w nadrealizm.

Ten nadrealizm jest bardzo fabularny. Nie są to statyczne obrazki ze Śląska, tam się dużo dzieje. I odnoszę wrażenie, że głównymi bohaterami tych historii są nastoletnie dziewczyny, a wśród nich wódz Ziętek ze swoją świtą, niby demiurg, oraz postacie poboczne, chociaż ważne, jak wybitny inżynier budowlany, Wacław Zalewski, trochę jakby przywołany na marginesie?
Myślę, że nie jest na marginesie, bo ma swój własny wiersz.

Tak, ale nie pojawia się jako postać. Pojawia się jakby we wspomnieniach innej bohaterki, która jest nim może zafascynowana, a przynajmniej zainteresowana tym, czy żuł tabakę i jaką, kim mógł być bardziej prywatnie.
Tak, to takie trochę wtykanie nosa w czyjeś prywatne sprawy, czyli zastanawianie się jak ci wielcy ludzie, których moje pokolenie kojarzy głównie z doniosłych sylwetek na Wikipedii, funkcjonowali, jak żyli, jak to za ich czasów było.

Tak czy inaczej dobór bohaterów jest nietypowy.
To dla mnie połączenie dwóch różnych zazwyczaj nieprzenikających się pól, czyli pola władzy i sprawczości, w tym przypadku zdominowanego przez mężczyzn, a dokładniej przez architektów, konstruktorów i polityków, z kojarzonym z niewinnością i brakiem zdolności oddziaływania na otoczenie polem dzieciństwa, którego hierarchie są zupełnie inne. Była to więc próba zderzenia dwóch światów, które pozornie nie mają pomiędzy sobą żadnych połączeń. Lubię też myśleć, że w wielu dzieciach z dzielni istnieją dwie silne potrzeby. Jedną z nich jest potrzeba cudu, a drugą jest potrzeba władzy. Moja protagonistka dojrzewa, staje się nastolatką i nie chce być słaba, nie chce, by nią pomiatano, marzy zatem o sile, o byciu dygnitarzem, takim trochę Ziętkiem własnego podwórka. Chciałam „Silesian Gotic” rozrysować na dwóch czasowych płaszczyznach, z których jedna jest bardziej współczesna, a druga to właśnie fantazja na temat okresu PRL na Śląsku. Dziewczyny są stąd, z „teraz”, ze świata, który znam, podczas gdy postaci historyczne reprezentują rzeczywistość absolutnie dla mnie obcą. W tomie, oprócz Ziętka czy Zalewskiego, pojawia się też Kana Radević. Zafascynowała mnie jako postać, podobnie jak fascynują mnie nasi katowiccy architekci, na przykład Buszko i Franta. Radević była zresztą szeroko docenianą architektką, wielokrotnie nagradzaną, a jej projekty robiły i robią nadal ogromne wrażenie, żeby wspomnieć tylko o hotelu „Zlatibor”, którego bryła po dziś dzień zachwyca w serbskich Uzicach. Radević nie postawiła stopy w Katowicach, więc to znów przykład elementu, który trochę nie pasuje do układanki, ale ja chciałam, by zaczął pasować.

Żeby doszło do surrealistycznego spotkania, takiej tajnej narady za zamkniętymi drzwiami pokoju, który jest na raz w hotelu „Silesia” i hotelu „Zlatibor”?
Hotele w tym tomie są ważnymi miejscami, bo kojarzącymi się z romantyzowaniem luksusowego stylu życia dygnitarzy, który gdzieś postanowiłam wpleść w fabułę moich wierszy. Ciepłym uczuciem darzę architekturę hotelową, a w Katowicach hotele były liczne i piękne – część z nich zresztą nadal jest, chociaż nic nie zaleczy rany po wyburzeniu hotelu „Silesia”. Podobnie żałuję też brutalistycznego budynku dworca, ale to trochę inna opowieść.

Jak sama zauważyłaś, niektóre elementy tomu, a nawet całe wiersze, wydają się nie pasować do całości. Ktoś bierze narkotyki na wieży kontroli lotów i samolot wbija się w płytę lotniska, ktoś inny twierdzi, że odwiedziła go kosmiczna seks-turystka.
Postanowiłam wpleść w tkankę książki również takie obrazy, w których protagonistki siedzą przed telewizorem i oglądają wiadomości z pogranicza światów: reportaże o bardzo podejrzanych katastrofach lotniczych czy o ludziach zmagających się z dziwnymi dolegliwościami lub twierdzącymi, że są w relacji z kosmitami. Skoro pisze o podróżach w czasie, muszę też wymyślić potencjalnie wynikające z nich zagrożenia, i jednym z takich zagrożeń jest właśnie zaburzenie równowagi między powagą a groteską. Gdyby wehikuł czasu istniał, na eksploatowanych do granic możliwości liniach czasowych niechybnie wytworzyłyby się drgania redukujące sytuacje i scenki do absurdu (śmiech). Chciałam, żeby „Silesian Gothic” się rozjeżdżało, wymykało, żeby było fabularne jedynie do pewnego stopnia i nie stanowiło linearnej narracji prowadzącej czytelników z punktu A do B do C; żeby kręciło, zwodziło. Książka ma więc swoje ciemne zaułki.

Nie obawiasz się, że jakiś typowy miłośnik Śląska, jeśli takowy istnieje, dostanie od „Silesian gothic” przysłowiowych „hercklekotów”?
Nie wiem, czy typowy miłośnik Śląska powinien w ogóle po „SG” sięgać, bo byłoby mi przykro, gdyby moje bajdurzenie wprowadziło go w stan irytacji, a to chyba możliwe. Obawiam się „śląskocentrycznej” recepcji, bo nie jestem historyczką, nie chcę też uchodzić za kronikarkę regionu.

Na pewno jesteś bardzo daleka od typowego przedstawiania naszego regionu w literaturze.
Ja się tu wychowałam, widziałam te Katowice, tę Rudę Śląską i ten Chorzów od tylu różnych stron, że popadanie w stereotypizujące frazesy byłoby dla mnie zwyczajnie przykre. Myślę też, że taka prosta kategoryzacja na zasadzie Śląsk = familok, węgiel i rolada jest bardziej typowa dla ludzi nie stąd, którzy potrzebują nam przyporządkować pewne atrybuty, żeby się nie pogubić i żeby sobie uprościć. W „Silesian Gothic” jest więc maksymalnie subiektywnie i maksymalnie daleko od tych oswojonych symboli, bo miałam zamiar opowiedzieć o tym, jak ja sama odczuwam Śląsk, i stworzyć alternatywną propozycję przeżywania tych miejsc, być może atrakcyjną nieco bardziej dla osób w moim wieku. Wyznaczyć trochę inne ścieżki spacerowe. Życzę sobie, żeby Śląsk stał się dla młodych ludzi ciekawy w sposób, do jakiego nie przywykli.

Na przykład brokatowy sposób?
Brokatowy, różowy, trochę nieprzewidywalny.

Nagroda Literacka GDYNIA 2025

Może Cię zainteresować:

Rozdano Nagrody Literackie GDYNIA 2025. Ślązaczka wróciła z Pomorza z prestiżową nagrodą

Autor: Arkadiusz Szymczak

02/09/2025

Bytom Bobrek

Może Cię zainteresować:

Osiedle Bobrek w Bytomiu - smutny obraz transformacji. Rozdział książki Beaty i Pawła Pomykalskich "Śląsk niezatarty. Krajobrazowy reportaż z miejsc zapomnianych"

Autor: Redakcja

07/09/2025

Szamany

Może Cię zainteresować:

Grzegorz Kulik: Internetowe szamany ślōnskigo jynzyka. „Moja ōma tak niy godała". "Co za gorol to pisoł”

Autor: Grzegorz Kulik

14/09/2025