Przyznajmy to od razu: mobilne gry terenowe w aplikacji Parku Śląskiego to pomysł z gatunku tych naprawdę trafionych. Łączą ruch na świeżym powietrzu z edukacją, a przy okazji pozwalają odkrywać park z nieco innej perspektywy – nie tylko przez pryzmat lodów, gofrów, rowerów, seansów w Planetarium i kąpieli na „Fali”. Dwie pierwsze gry, które przeszedłem – „Przez Park Śląski z kulturą i historią” oraz „Mniej i bardziej znane parkowe zakamarki” – były nie tylko przyjemne, ale i sensownie skonstruowane. Nawet jeśli nie dowiedziałem się z nich niemal niczego, co by mnie jako parkowego bywalca zaskoczyło, to z czystym sumieniem mogłem polecić je każdemu, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z naszym śląskim rajskim ogrodem.
Z takim właśnie nastawieniem – pełnym dobrej woli i letniego entuzjazmu – stanąłem na starcie trzeciej gry: „Z przyrodą za pan brat”. I… no cóż. Zdziwiłem się. A potem jeszcze bardziej się zdziwiłem.
Smoleńsk jako ciekawostka przyrodnicza?
Zaczęło się nieźle. Ogród Japoński, Rosarium – przyzwoita dawka wiedzy przyrodniczej, a zagadki nawet, nawet. Ale potem aplikacja prowadzi mnie nad Duży Staw, toteż idę tam przekonany, że podążam ku naprawdę dużej ciekawostce przyrodniczej. Co to będzie? Rzadki gatunek ptaka? Unikalna roślinność wodna? Nie. To głaz upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej.
Kompletnie nic nie mam przeciwko upamiętnianiu Smoleńska w Parku Śląskim. Fakt, że znajduje się tam takie miejsce pamięci, jest mało znany i już choćby tylko w związku z tym wart rozpropagowania. Ale czy naprawdę jest to przyrodnicza ciekawostka? Gdyby chociaż ktoś pokusił się o kreatywne nawiązanie do geologii, do przyrody nieożywionej, do historii głazów narzutowych… Ale nie. Mamy tylko średniej jakości zagadkę z Kasprowiczem, który owszem, pisał o przyrodzie, ale raczej nie o tej konkretnej. Parę jego tatrzańskich liryków dałoby się z Dużym Stawem skomponować, ale ten konkretny – nie bardzo.

Brzoza i... jeszcze raz brzoza
Dalej nie jest lepiej. Wprawdzie na mostku na stawie przy Planetarium wpierw pojawia się zagadka o ważce – i to akurat ma tam sens. Ale zaraz potem… brzoza. Czemu akurat tutaj? Nie wiadomo (tym bardziej, że w zasięgu wzroku zatrzęsienie wodnej roślinności). A potem jeszcze jedna brzoza – tym razem w Ogrodzie Bylinowym, gdzie aż się prosi o pytania o tak tam liczne botaniczne cuda. Ale nie. Brzoza znowu. Wiekowa wprawdzie, niemniej po prostu brzoza. Jakby właśnie brzozy były najważniejszymi roślinami w całym Parku! Brzozy są ok, jak i wszystkie inne drzewa, ale... litości.
Gdzie jesteśmy? Aplikacja się gubi
Kulminacją tej przyrodniczej przygody jest Cichy Zakątek.
A dokładnie... no właśnie, co? Bo aplikacja doprowadzi nas na charakterystyczny mostek, podczas gdy narracja i zagadka niby to na temat miejsca, w którym staniemy, dotyczyć będzie… tarasu widokowego, oddalonego stamtąd o dobre kilkadziesiąt metrów. Szukając na tym mostku głowy lwa, trudzilibyście się na próżno, zaręczam! To już nie tylko pomyłka, to kompromitacja. Jakby ktoś pisał scenariusz, nie wychodząc zza biurka.

Pomysł świetny, wykonanie – do poprawki
Szkoda. Bo pomysł na grę był naprawdę dobry, a Park Śląski aż się prosi o to, by opowiadać o jego przyrodzie w sposób angażujący i nowoczesny. Ale „Z przyrodą za pan brat” wygląda, jakby ktoś w połowie pracy stracił zapał albo pomylił pliki. Zamiast spójnej, edukacyjnej przygody mamy patchwork z przypadkowych zagadek, błędów lokalizacyjnych i niekonsekwencji.
Czy warto zagrać? Może – jeśli potraktujemy to jako spacer z elementem absurdu. Ale jeśli ktoś liczy na solidną porcję wiedzy o Parku Śląskim i dobrze zaprojektowaną grę terenową, to lepiej zacząć od dwóch wcześniejszych propozycji. A potem – z nadzieją – czekać na aktualizację tej trzeciej.

Może Cię zainteresować: