Biskup paulina hlawiczka trotman 10

Biskup Paulina. Pierwsza Polka na tak wysokim stanowisku w Kościele luterańskim to Paulina Hławiczka-Trotman ze Śląska Cieszyńskiego

Jej życie to gotowy scenariusz na film, choć ma tylko nieco ponad 40 lat. Dziewczyna ze Śląska Cieszyńskiego, która jest też zawodową śpiewaczką i absolwentką teologii, wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, gdzie zostaje ordynowana na księdza Kościoła luterańskiego. Młoda kobieta, w dodatku emigrantka, po zaledwie 10 latach służby w Kościele, zostaje wybrana i konsekrowana na biskupa Kościoła luterańskiego w Wielkiej Brytanii. W rozmowie ze ŚLĄZAGIEM biskup Paulina Hławiczka-Trotman mówi, jak przeżycie momentu powołania zmieniło jej - już zaplanowane - artystyczne życie, dlaczego nie porzuciła śpiewu, na czym polega jej praca w Kościele i jak w codziennym życiu, też prywatnym, wdraża zasady ekumenizmu.

Rozmowa z Pauliną Hławiczką-Trotman, pierwszą w historii Polką wybraną i konsekrowaną na biskupa Kościoła Luterańskiego w Wielkiej Brytanii

Jak mam się do pani zwracać: biskupie, biskupko, pani biskup?
Nomenklatura się dopiero tworzy, bo nie ma w Polsce kobiet biskupów, więc język potrzebuje trochę czasu, żeby sobie to wypracować. Ludzie na razie próbują używać słów „biskup”, „biskupka”, „biskupa”, ale ogólnie mówią do mnie „biskup Paulino”, niektórzy „ekscelencjo” – to te stare formy. Jak najbardziej może być: „biskup Paulino” czy nawet „pani Paulino”.

Gdy napisaliśmy w ŚLĄZAGU tekst o konsekracji pani na biskupa Luterańskiego Kościoła w Wielkiej Brytanii, informując, że pochodzi pani z Ustronia, poprosiła pani o poprawkę, że „ze Śląska Cieszyńskiego”.
Urodziłam się w Cieszynie, na Śląsku Cieszyńskim. Przez pierwsze 12 lat życia mieszkałam w Skoczowie, a później 6 lat w Ustroniu. Skoczów i Ustroń są miastami moich rodziców, Skoczów - mojej mamy, Ustroń to ojcowizna mojego taty. Te szczęśliwe miejsca kształtowały moje dzieciństwo i młodość, a także moją duchową i muzyczną drogę.

Pani rodzina jest religijna?
Tak, w drzewie genealogicznym Hławiczków od czasów Reformacji po czeskiej i polskiej stronie jest wielu luterańskich księży i wielu muzyków. Ja także podążam tą drogą. Moi rodzice byli solistami chórów kościelnych. Ja byłam ich pierwszym dzieckiem i poprzez muzykę poznałam ten Kościół, siedząc z nimi na próbach. Od dziecka razem z nimi śpiewałam, choć moje pierwsze dźwięki były marne i fałszywe. Byliśmy bardzo zżyci z tą formą sprawowania obowiązku kościelnego, uczestniczyliśmy w zjazdach, koncertach i konkursach muzycznych. To wszystko działo się w Kościele, przez Kościół, dla Kościoła i dzięki Kościołowi, a dawało nam wszystkim wielką radość.

Kim są pani rodzice?
Mój ojciec niestety zmarł w 2009 roku, w wieku 48 lat. Był mistrzem produkcji w skoczowskim GT Poland, dawnym Fiacie. Moja mama była przez wiele lat pracownikiem biurowym, następnie spełniała się jako pracownik socjalny z dziećmi niepełnosprawnymi w domu opieki, aż nieoczekiwanie zmieniła swój zawodowy kurs i od ponad 20 lat pracuje w kulturze, w Dziale Folkloru Ustronia.

Gdzie pani chodziła do szkoły średniej?
Do Cieszyna, do liceum imienia Antoniego Osuchowskiego, gdzie po godzinach uczyłam się śpiewu w żeńskim zespole Helizant i gry aktorskiej w Cieszyńskim Studiu Teatralnym.

Po maturze zdecydowała się pani wyjechać do Warszawy na studia teologiczne na Wydziale Teologii i Etyki Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Dlaczego wybrała pani właśnie takie studia?
Powiem pani szczerze, że ta droga była dla mnie już wybrana. Ja sama osobiście planowałam studia artystyczne, śpiew i teatr. Przygotowywałam się do zdawania na Akademię Teatralną. To były moje marzenia i moja droga od wielu, wielu lat. Jednak podczas przejścia w pełnoletniość przeżyłam moment powołania, w którym dowiedziałam się, że jest ode mnie oczekiwane, aby studiować teologię i służyć w Kościele.

To, jak się domyślam, zburzyło pani osobiste plany.
Tak, zaburzyło moje marzenia. Najpierw bardzo mnie to rozczarowało i towarzyszył mi lęk, bo przecież wiedziałam od wielu lat, co chcę robić w życiu, a tu taka zmiana i poczucie obowiązku poddania się tej zmianie. Po drugim roku studiów teologicznych postanowiłam jednak zdawać na śpiew operowy w Warszawie.

Jednak! Czyli artystyczna dusza nie dała się stłamsić.
Wiele osób na uczelni sprzeciwiało się temu. Moi duszpasterze czy wykładowcy nie chcieli, żebym się rozdrabniała. Ja uważałam, że jeżeli Bóg pozwoli mi studiować, to dam radę. Jeżeli nie będzie tego chciał, to mi po prostu nie pozwoli się do tej szkoły dostać. Selekcja kandydatów jest tam bardzo duża, łatwiej się nie dostać niż dostać.

I co? Dostała się pani i rzeczywiście skończyła studia, oprócz teologii, też ze śpiewu operowego?
Tak, dostałam się do szkoły na śpiew operowy, do wspaniałej nauczycielki Eweliny Chrobak-Hańskiej, skończyłam edukację muzyczno-artystyczną i do dzisiaj śpiewam!

Jak to? Jest pani biskupem i jeszcze pracuje jako śpiewaczka?
W naszym układzie kościelnym księża muszą być dwuzawodowi, ponieważ Kościół nie jest w stanie nas utrzymać. Nie śpiewam oczywiście co tydzień, nie ma takiej możliwości, ale mam rocznie kilka większych koncertów, recitali lub funkcji wokalnych. Staram się to utrzymać ze względów zarobkowych, ale również dla samej siebie, bo kocham śpiewanie i jestem wdzięczna Bogu, że pozwolił mi studiować śpiew. Wykorzystuję dużo muzyki kościelnej i religijnej w moim repertuarze. Moje śpiewanie jest też potrzebne w kościele, gdzie przecież musimy służyć głosem. Te dwa aspekty mojego życia – religia i śpiew łączą się bezsprzecznie. Ogranicza mnie tylko napięcie czasowe, pośpiech, to jest niestety trudna rzecz, ale jest we mnie dużo wdzięczności, że mogę tymi dwiema drogami podążać.

Jakim jest pani głosem?
Sopranem lirycznym, dziś ze skłonnościami do mezzosopranu, ponieważ nie robię tego na co dzień i głos czuje się wygodniej w niższych partiach.

Czy po studiach od razu przeprowadziła się pani do Wielkiej Brytanii?
Nie. W Warszawie mieszkałam prawie 10 lat, więc jeszcze po studiach. Kocham to miasto, nie planowałam wyjeżdżać. Podczas kiedy wielu wyjeżdżało, ja zawsze chciałam zostać w Polsce. Byłam bardzo zżyta z rodziną, z przyjaciółmi, z Kościołem i z moim światem artystycznym w Warszawie. Zagranica dopiero zaczęła się dla mnie otwierać, kiedy skończyłam pracę w wojsku. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)

Pracowała pani w wojsku?
Tak, jako asystent biskupa wojskowego w Ewangelickim Duszpasterstwie Wojskowym w strukturach Ministerstwa Obrony Narodowej (2007-2011). Niestety, gdy w 2010 r. wydarzyła się katastrofa smoleńska, jako pracownik biurowy musiałam dołączyć do sztabu kryzysowego i przez 10 miesięcy organizować sprawy związane z prawie setką pogrzebów, a także być łącznikiem między rządem a rodzinami osób, które zginęły pod Smoleńskiem. To był okrutny czas. O tym się mało mówi w kontekście katastrofy prezydenckiego samolotu. Ludzie, którzy musieli zajmować się organizacją pogrzebów, godnym pożegnaniem ofiar (wiele osób, które zginęły znaliśmy przecież osobiście) mieli trudne i bardzo obciążające psychicznie zadanie. Po tym okresie wielu z nas dostało polecenie, aby wyjechać, odpocząć, podleczyć się.

Pani gdzieś wyjechała?
Tak, do Niemiec, do rodziny i miałam nawet plany, by tam zostać, ale po 6 miesiącach dostałam wezwanie do Polski, aby podjąć współpracę z Polską Radą Ekumeniczną. Akurat była prezydencja Polski w Unii Europejskiej i poproszono mnie do projektu współpracy z rządem. Wróciłam, bo tęskniłam za Polską. Projekt kończył się konferencjami w Anglii, w Rumunii, w których musiałam uczestniczyć. I zostałam później w Anglii na jakiś czas. Nie miałam kolejnej pracy stałej, więc postanowiłam zrealizować kilka projektów muzycznych, ale Kościół brytyjski mnie znalazł i zostałam na dłużej.

Jak to Kościół panią znalazł? W jakim sensie?
Dostałam zaproszenie, aby przyjść i wygłosić kazanie podczas nieobecności lokalnego księdza.

Czyli na zastępstwo?
Tak. To było dla mnie dużym zaskoczeniem, bo nie ogłaszałam nigdzie swojej obecności. Do dzisiaj nie wiem, jak to się stało.

Palec boski.
Z pewnością. I tak to się zaczęło. Poznałam też mojego przyszłego męża i to też zaważyło na tej sytuacji. Migracja nabrała innego wymiaru przez to, że Kościół się do mnie zwrócił, przez to, że poznałam kogoś, kto stał się ważny dla mnie, ale też przede wszystkim przez to, że tutaj ordynowano kobiety na księży już od czasów II wojny światowej.

Czyli to nie jest nic dziwnego, ani żadna sensacja, że kobiety są księżmi.
Kobiety i mężczyźni pracują i są powoływani do Kościołów na porządku dziennym i od lat. Skoro Kościół już do mnie przyszedł, zaprosił mnie, wciągnął mnie na listę tzw. powołań, to stało się to wyznacznikiem mojej dalszej drogi.

Wspomniała pani wcześniej o momencie, gdy poczuła pani powołanie do pracy w Kościele, bycia osobą duchowną. W Polsce jednak to powołanie nie miało w tamtym czasie prawa się spełnić, bo w polskim Kościele luterańskim kobiety nie mogły być księżmi.
Wtedy moje powołanie realizowało się poprzez naukę, czekanie, zbieranie doświadczeń, wyjeżdżanie na zastępstwa z kazaniami do wielu pięknych miejsc w Polsce, gdzie nigdy nie miałam okazji być, a w międzyczasie brałam czynny udział w kampanii kobiet, w której walczyłyśmy o ordynację kobiet na księży w Polsce. Ta kampania w sumie trwała 70 lat. Zakończyła się sukcesem dopiero w 2022 roku.

Czyli wtedy, gdy pani była już księdzem w Wielkiej Brytanii. W Polsce pani tego sukcesu nie doczekała.
Nie doczekałam. Jednak w tych kampaniach polskich brałam udział do końca i nigdy, nigdy tej polskiej drużyny nie opuściłam. Teraz, gdy byłam konsekrowana na biskupa, wielu księży Polaków i Polek przyjechało, by mnie wspierać w czasie tej uroczystości.

Wróćmy jednak jeszcze do czasów, gdy zdecydowała się pani pozostać w Wielkiej Brytanii. Kiedy ordynowano panią na księdza Kościoła luterańskiego?
Jestem księdzem od 10 lat. Obecnie pracuję w dwóch parafiach anglojęzycznych – w Nottingham i Corby i w jednej polskojęzycznej, w Londynie.

Na czym polega pani praca?
Przede wszystkim na prowadzeniu nabożeństw w tych miejscach i udzielaniu sakramentów – chrztu i komunii. Prowadzę też śluby i pogrzeby oraz lekcje do pierwszej komunii (czyli u nas – konfirmacji), rozmowy duszpasterskie z wiernymi, odwiedzam osoby chore w domu czy w szpitalu. Jestem też kapelanką na Uniwersytecie w Nottingham. Rezyduję w biurze z innymi kapelanami różnych wyznań. Pomagamy studentom i wykładowcom w trudnych momentach życiowych. Robimy też wspólnie projekty ekumeniczne czy międzyreligijne, a także społeczne, jak na przykład praca i kampanie antyrasistowskie. Ról i tematów w działalności księdza jest wiele. Ona nie zamyka się tylko i wyłącznie na posługiwaniu w kościele.

To mi wygląda na bardzo dużo pracy, i to w trzech miastach przecież nie położonych tak blisko siebie, bo Londyn od Nottingham dzielą 2,5 godziny podróży samochodem.
Dużo jest podróży. Nie pomaga strajk na kolei, który trwa od wielu miesięcy, co jest bardzo uciążliwe i męczące. Jak się wraca z jednego miejsca, to człowiek potrzebuje co najmniej jednego dnia, żeby odpocząć.

Jak to się stało, że wzięto panią pod uwagę jako kandydatkę na biskupa? Została pani wybrana przez synod Kościoła we wrześniu 2023 roku, gdy miała pani zaledwie 40 lat.
Jestem liderką Kościoła, jedynym księdzem, który ma trzy parafie, więc mój „zasięg” jest spory. Po drugie, jestem współprowadzącą grupy do spraw związanych z rasizmem i jeżdżę po kraju organizując treningi w tej kwestii. Po trzecie, od lat jestem radczynią konsystorza, czyli najwyższej władzy Kościoła. Chociaż słowo „władza” nie jest tu właściwe, bo wg myśli reformowanej to właśnie liderowanie i management. Niemniej, miałam bardzo szeroką platformę aby dać się poznać Kościołowi i zapracować na zaufanie.

Czym zajmuje się konsystorz?
To kilkoro delegatów z całego kraju piastujących honorowo to stanowisko. Rzeczy, nad którymi pracujemy, są przekazywane do synodu, czyli zgromadzenia reprezentantów wszystkich parafii i księży z całego kraju. Synod debatuje raz do roku, głosując za lub przeciw naszym propozycjom. Konsystorz, w którym jestem radczynią, zbiera się 4-5 razy do roku i wykonuje tzw. „brudną robotę”. To dbanie o księży, pracowników i wolontariuszy, a także spisywanie, planowanie, wykonywanie wszystkiego według prawa instytucji charytatywnych, każdy Kościół ma swój numer charytatywnej organizacji. Jest specjalne prawo, które nas obowiązuje. Musimy pilnować, żeby wykonywać wszystko legalnie. Byłam najmłodszą radczynią konsystorza, co było ewenementem. Moje projekty były wysłuchiwane, moje opinie były spisywane, a moje propozycje wzięte pod uwagę w dyskusjach. Chcę przez to powiedzieć, że daje się tutaj szanse osobom młodym i nieopierzonym, co przyśpiesza nie tylko ich rozwój, ale także rozwój samego Kościoła. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)

Czy to pani sama zgłosiła swoją kandydaturę na biskupkę?
Nie, byłam zaproszona do wystartowania w konkursie i byłam kandydatką ustępującego biskupa, a także poprzedniego, który mnie 10 lat wcześniej ordynował. To są mężczyźni, którzy mają prawie 80 lat, więc nie było to takie oczywiste.

Wybrał panią Synod Generalny, czyli – jak mówiłyśmy wcześniej – zgromadzenie przedstawicieli wszystkich parafii Kościoła luterańskiego z Wielkiej Brytanii. Ile w nim zasiada kobiet, a ile mężczyzn?
Synod jest bardzo zbalansowany. Jest nas po połowie.

Czym różni się praca biskupa od pracy zwykłego księdza? Jakie nowe obowiązki pani przybyły?
Obowiązki się rozszerzają. Te, które mam dotychczas, nie wszystkie odejdą, bo nie dostanę wystarczającej pomocy, żeby je oddać. Mamy niedobór ludzi i warunki są słabsze niż w Polsce i tamtejszych kościołach, a także muszę utrzymać dotychczasowy zarobek, bo honorarium biskupie jest bardzo skromne. Dalej, chcę się opiekować wszystkimi księżmi i stwarzać możliwość do pracy nad dobrostanem każdego z nich. Kolejne zmiany to dodatkowa liczba różnych funkcji ekumenicznych, międzyreligijnych, reprezentacyjnych, ale też wspólne organizowanie społecznych projektów dla obywateli.

Czyli dojdzie pani funkcja reprezentowania swojego Kościoła na zewnątrz. Gdy uczestniczy pani w projektach ekumenicznych z księżmi katolickimi, czy traktują panią jako równorzędnego partnera, czy widać jakąś rezerwę?
Tutaj w Wielkiej Brytanii Kościół katolicki jest mniejszościowym Kościołem i jest zżyty ekumenicznie z innymi Kościołami. Nie ma języka krytyki czy wytykania różnic. Dowód na to był chociażby na uroczystości mojej konsekracji na biskupa. Uczestniczył w niej biskup rzymskokatolicki diecezji Nottingham i prowadził modlitwę podczas liturgii.

To piękny ekumenizm.
Była też tutejsza Polska Misja Katolicka, ale i księża z Polski, tak luteranie jak i katolicy. Mam w Polsce sporo zaprzyjaźnionych księży katolików, mnichów, czy wykładowców ponieważ praktykuję ekumenizm od dawna. Polska też jest ekumeniczna. Być może nie było to widoczne w mediach w ostatnich latach, ale niebawem więcej się o tym dowiemy. Moją pracę magisterską pisałam o nadziei na powszechne zbawienie w literaturze prof. Wacława Hryniewicza, pod kierunkiem prof. Marka Jerzego Uglorza. Prof. Hryniewicz był katolickim mnichem, oblatem i wiele się od niego nauczyłam właśnie z ekumenizmu. Myślę, że wielu młodych ludzi oczekuje, że różne kościoły będą bardziej razem pracować, razem działać dla dobra drugiego człowieka, świata i stworzenia!

Biskup Paulina Hławiczka-Trotman na uroczystości konsekracji. Od prawej: bp Tor B Jørgensen (Norwegia), ustępujący; bp Jāna Jēruma-Grīnberga (Łotwa/Anglia); bp Dr Martin Lind (Szwecja).

Mam osobiste pytanie. Pani mąż też jest księdzem, prawda?
Tak.

W Kościele luterańskim?
Nie. W Kościele metodystycznym.

O! Więc ekumenizm ma pani też w praktycznym wydaniu w rodzinie! Co mąż myśli o pani karierze w Kościele? W końcu ma żonę, która jest biskupem. To niecodzienna sytuacja.
Mój mąż, jeszcze zanim się poznaliśmy, wspierał rozwój pracy kobiet w kościołach w Brytanii. Uczestniczył w różnych kampaniach, więc jest osobą, dla której to ma znaczenie. Mówi, że jest bardzo dumny ze mnie i szczęśliwy. Wspiera i docenia mnie, i drogę, którą idę. Z drugiej strony jest przerażony, bo martwi się, że już i tak mam dużo pracy, a dokładam sobie dodatkowe obowiązki. Cieszę się, że jesteśmy blisko zawodowo, mimo że pochodzimy z innych Kościołów i każdy ma swoją działkę, możemy pracować też wspólnie, co jest super. Ale równocześnie też się cieszę, że sprowadza mnie na ziemię w momentach, kiedy tego potrzeba i jest osobą bardzo realnie patrzącą na rzeczywistość.

Jak wyglądał wasz ślub? Jeśli mogę zadać kolejne osobiste pytanie…
Braliśmy ślub w Londynie, w kościele metodystów. To była mała prywatna uroczystość, w której wzięło udział kilka osób. Była to intymna, mała uroczystość. Marzyliśmy o takiej. Nie chcieliśmy mieć wielkiego wesela. Jak się organizuje i udziela ślubów na co dzień, to ma się trochę inne oczekiwania co do własnego.

Jak pani polska rodzina zareagowała na to, że pani została księdzem, a teraz biskupem?
Moja rodzina bardzo to przeżywa i zawsze uczestniczy wspierająco w tym wszystkim. Ja na przykład nie wiedziałam, że moja mama marzyła o tym, żebym poszła na studia teologiczne.

Tak?
Miała takie marzenia, ale nigdy ich nie wypowiedziała, bo nie chciała mieszać w moich planach artystycznych. To było jej ciche marzenie, ale pozwalała mi iść drogą, którą sobie wybrałam. Więc gdy poszłam na studia teologiczne, to mama przeżyła potężny szok, że jej niewypowiedziane słowa, modlitwy się spełniają. Mam dużo wsparcia w rodzinie w Polsce i za granicą, a także w przyjaciołach. Bardzo to cenię, bo bez ich wsparcia wykonywanie takiego nietypowego zawodu byłoby o wiele trudniejsze...

Czym dla pani osobiście jest wykonywanie posługi księdza? Czy pani czuje się jakby opiekunką wiernych?
Opieka duszpasterska, rozmowy i terapie żałobne są dla mnie bardzo ważne, ale także i kaznodziejstwo. Bardzo spełniam się w pisaniu i głoszeniu kazań, przemyśleń, refleksji, medytacji. Piszę, wydaję publikacje itd. Pobudzanie do refleksji, do myślenia, do tego, żeby człowiek odnajdywał sens, nadzieję, wiarę i siebie w tym trudnym świecie, poprzez relacje z siłą wyższą. Myślę, że to w dzisiejszym świecie jest bardzo trudne.

Wierni z pani parafii tak mówią?
Bywa, że ludzie ubolewają, chcieliby mieć silniejszą wiarę. Gdzie ta wiara, gdzie jej szukać, jak jej szukać, skąd ją wziąć. Myślę, że motywowanie, przybliżanie, opisywanie różnych historii biblijnych, wyciąganie z tych historii biblijnych aplikacji do dnia dzisiejszego, gdzie my jesteśmy, co my potrzebujemy, z jakim bólem, z jakim cierpieniem my się zmagamy, to jest moje zdanie. Także słowo „opiekunka”, którym mnie pani określiła, może coś w sobie ma. Ktoś powiedział, że jestem też taką matką kościelną, że ludzie czują, że się nimi opiekuję. Różne przemyślenia, które można usłyszeć od księdza podczas rozmowy duszpasterskiej nie są tylko i wyłącznie związane z historią biblijną, z teologią i nauczaniem, ale muszą zawierać całą paletę wsparcia, zrozumienia, opieki i prowadzą do modlitwy w trosce i miłości.

Paulina Hławiczka-Trotman

Może Cię zainteresować:

Pierwsza Polka wybrana na biskupkę. To pochodząca ze Śląska Cieszyńskiego Paulina Hławiczka-Trotman

Autor: Patryk Osadnik

25/09/2023

Ustroń: od hutniczych pieców do zjawiskowych piramid

Może Cię zainteresować:

Ustroń: od hutniczych pieców i wody ogrzewanej żużlem do głębinowych solanek i kapitalnej architektury

Autor: Tomasz Borówka

30/05/2024

Żabi Kraj

Może Cię zainteresować:

Żabi Kraj, czyli czego jeszcze nie wiecie o krajobrazie Górnego Śląska. Kumacie?

Autor: Marcin Nowak

07/07/2024