Prof. dr hab. Zbigniew Białas w ostatnim swoim artykule „Muzeum dla Zagłębia” (opublikowanym na portalu Ślązag), rozważa kwestię korekty nazewnictwa funkcjonującego na terenie Zagłębia Dąbrowskiego oraz perspektywy stworzenia tytułowego Muzeum Zagłębia.
[TUTAJ przeczytacie artykuł prof. Zbigniewa Białasa]
Zacznę od tego, i nie jest to pusty zwrot, iż cenię sobie przywołanego tu profesora. To człowiek zarówno wysokiej kultury osobistej jak i profesjonalista w swoim fachu, który pomimo upływu lat pielęgnuje w sobie pasję, co jest nad Brynicą towarem nader deficytowym. Profesor Białas jest także autorem poczytnych książek, których akcja rozgrywa się w jego i mojej małej ojczyźnie, w tym słynnego „Korzeńca”, w którym znajdziemy najsłynniejszy zagłębiowski detal, czyli płytkę z napisem: A. KORZENIEC SOSNOWICE.
Ale ad rem. To prawda, że w Zagłębiu Dąbrowskim panuje nazewniczy galimatias, który – biorąc pod uwagę zarówno obowiązujące prawo jak i zdrowy rozsądek – warto uporządkować. Powinno się zacząć od merytorycznej i uczciwej rozmowy z drugą stroną. Nawet jeśli skończy się na pozostaniu przy swoich stanowiskach i niedopitej kawie. Nie stawiajmy tylko i wyłącznie postulatów, ale spróbujmy stworzyć razem poprzez wspólną strategię pozytywną zmianę.
Przywracając Zagłębiu jego nazewniczą rangę i porządkując kilkudziesięcioletni bałagan, stańmy się wraz ze Ślązakami i Ślązaczkami ambasadorami śląskiej mowy. Bądźmy wśród tych, którzy są za tym, aby zyskała ona w końcu status języka regionalnego, który mógłby być nauczany po obu stronach Brynicy. I konsekwentnie, razem ze śląskimi miastami, przeciwstawiajmy się projektowi o nazwie: Wielkie Katowice.
Dialog, dialog i jeszcze raz dialog. I bez mieszania w to zjawiska „zadośćuczynienia”. Obecna sytuacja językowa w naszej małej ojczyźnie to wynik wieloletnich zaniedbań jej mieszkańców. Ten bałagan urządziliśmy sobie sami. Ślązacy i Ślązaczki szli swoją drogą. Nie mieli ani czasu ani ochoty na podbój Zagłębia i stworzenia z niego Nowego Śląska bis. Nie jest ich winą, że Zagłębie Dąbrowskie nie powołało swojego uniwersytetu ani nie stworzyło własnego lotniska. Bierność i prowincjonalność tego regionu zaowocowała przejęciem inicjatywy przez Górny Śląsk. Nie wszystko można zrzucić na odgórne, polityczne decyzje.
Nadal wielu Zagłebiaków i Zagłebianek nie czuje tożsamości swojej małej ojczyzny, co przekładałoby się na pozytywną narrację o niej. Wielu mieszkańców i mieszkanek małopolskiego brzegu Brynicy nie identyfikuje się z pięknym herbem regionu, który powinien stanowić najważniejszy symbol Zagłębia. Herb nadal przegrywa z logiem drużyny piłkarskiej, z powodu której zapasy melisy w lokalnych aptekach znikają tuż przed pierwszym gwizdkiem kolejnego, ligowego meczu. Odnoszę wrażenie (być może mylne), że część Zagłębiaków i Zagłębianek odnosi ów herb nie do regionu, ale do Sosnowca, gdzie się pojawia i nie traktuje go też jako swojego. I znowu stykamy się ze zjawiskiem: moja chata skraja.
Czy przy herbach wszystkich zagłębiowskich miejscowości, przy magistratach, podczas lokalnych imprez, na oficjalnych materiałach promocyjnych i informacyjnych oraz na wjeździe oraz wyjeździe z miast nie może znajdować się herb Zagłębia Dąbrowskiego opracowany niegdyś przez Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego? Do ciężkiej cholery, przestańmy choćby w tej kwestii skakać sobie do gardeł, toczyć jałowych dyskusji i wstydzić się własnych symboli.
To też pokazuje, że zagłębiowskie miasta ze sobą nie współpracują. Robią to w sporadycznych przypadkach, a to przekłada się na brak współpracy na szerszą skalę. Do tego dochodzi mizerny poziom edukacji regionalnej. Brakuje jej u nas. Nadal nie powstają rzetelne publikacje dotyczące tego tematu i mogące być wsparciem dla nauczycieli. Nie ma też wartościowych aplikacji, które można byłoby pobrać sobie za darmo ze sklepu internetowego i móc bezpłatnie rozwijać swoją wiedzę o Zagłębiu, dowiadywać się o ciekawych wydarzeniach kulturalnych i podróżować po regionie korzystając z cyfrowego asystenta, przewodników, map wskazujących dogodne drogi, kawiarnie, hotele, zabytki wraz z linkami do nich. W tym względzie, wspólna zagłębiowska polityka to fikcja. Ale czego wymagać od regionu, który nawet nie potrafi przez całe swoje terytorium poprowadzić ścieżki rowerowej? Nadal kuleje promocja regionu poza jego granicami. Zarówno w Polsce jak i w innych częściach Europy. Tak jakbyśmy liczyli, że reklama i budowa pozytywnego wizerunku robi się sama, i że nie potrzebujemy mówić o sobie na zewnątrz. Sami sobie odbieramy głos i zamykamy się w swoich czterech ścianach. Mówią za nas inni. W swoich profilach i kanałach internetowych, postach, publikacjach, filmach. W taki sposób nie będziemy dla nikogo równorzędnym partnerem. Jedynie podwykonawcą, którego można w razie potrzeby zastąpić.
Tak być nie musi. Mamy być z czego i kogo dumni. Zarówno ze swojego wielokulturowego oraz industrialnego dziedzictwa, jak również z ludzi, którzy tworzyli to miejsce oraz z osób, które zasłużyły się dla własnego kraju. Mam tu na myśli takie osoby jak Maria Ciechanowska, Irena Półtorak, Jadwiga Migowa, prof. Alicja Dorabialska, Wanda Telakowska czy Jadwiga Kobendzina i wiele innych. Obecnie najbardziej znaną Zagłębianką jest ceniona pisarka – Anna Cieplak. Nic nie ujmując w tej materii innym autorkom, w tym Izabeli Tumas – autorce „Tatki”. Zagłębie nie dba o kobiety. Stawia je nadal na drugim, trzecim planie. Bo zawsze jest jakiś mężczyzna, którego trzeba upamiętnić, wyróżnić, docenić, postawić w pierwszym rzędzie, choć bez kobiet nic by nie znaczyli. Ale oni mają krótką i wybiorczą pamięć. A może urodził ich Duch Święty?
Niezależnie czy to Będzin czy Sosnowiec, nad małopolskim brzegiem Brynicy, wszystkie miejscowości są niestety zakładniczkami mentalności małych miasteczek, które nigdy nie miały ambicji by stać się wielkimi miastami i być równorzędnymi partnerami dla swoich śląskich sąsiadów. I chociaż zmieniły się diametralnie od końca XVIII wieku, to nadal mentalnie tkwią w tym samym miejscu. Raz zdefiniowane, bronią się przed nową rolą. To chyba najbardziej konsekwentne i najdłuższe tchórzostwo w dziejach starego kontynentu. W opisywanej tu materii jest jeszcze dużo pracy do wykonania i odrobienia zaległych lekcji przez Sosnowiec, Dąbrowę Górniczą, Czeladź, Sosnowiec, Siewierz, Wojkowice. Wierzę, że w ciągu kilkudziesięciu lat uda się ją częściowo zrealizować. Głównie dzięki kolejnym pokoleniom.
Mamy na czym budować. Zagłębiowska tożsamość istnieje, ale musi ją wypełniać treść, a jej nośnikiem muszą być ludzie, którzy czują silną więź z tą ziemią i jej dziedzictwem.
Zgadzam się z prof. dr hab. Zbigniewem Białasem, że „Zagłębie nie jest żadnym przypisem do śląskiej historii, kultury czy sztuki”, ale nikt za nas, Zagłębiaków i Zagłebianek, nie stworzy wiarygodnej i spójnej narracji o naszej małej ojczyźnie i nie będzie budować jej tożsamości. Nie możemy też dalej tolerować tradycyjnego, zagłębiowskiego chaosu. Czy jestem zbyt surowy w swoich osądach i diagnozach o własnych krajanach i krajankach? Na tak postawione pytanie odpowiadam niezmiennie: Od głaskania po głowie nie powstała ani nie utrzymała się jeszcze żadna tożsamość.
Przejdźmy teraz do kolejnej kwestii poruszonej przez profesora Zbigniewa Białasa. W swoim artykule pisze, iż: „nie powinno być miejsca na eksponaty dotyczące bogatej historii Zagłębia Dąbrowskiego w Muzeum Śląskim”. Powołuje się tu także na sugestię Jerzego Gorzelika.
Nie zgadzam się z obydwoma Panami. I bynajmniej nie robię tego, aby mieć koncept na kolejne linijki tego tekstu. Taka propozycja, może być w dłuższej perspektywie wyjątkowo szkodliwa dla śląsko – zagłębiowskiego sąsiedztwa, poznawania siebie nawzajem i budowania wspólnych relacji. To może prowadzić do niebezpiecznego zjawiska, które można podsumować słowami: na Śląsku tylko o Śląsku, w Zagłębiu tylko o Zagłębiu.
Współczesne tożsamości to nie samotne wyspy na bezkresnym oceanie. Owa tożsamość bez sąsiada jest kaleka, ułomna. Elementem zagłębiowskiej tożsamości jest sąsiedztwo m.in. z Górnym Śląskiem. Zarówno w sferze gospodarczej, politycznej jak i międzyludzkiej. Od samego początku. Na Śląsku zaś, kiedy w XIX w. kształtowało się Zagłębie, nie wybudowano ceglanego muru oddzielającego go od małopolskiej części Brynicy i nie zakazano tam przebywać i mówić o nim, a wszelkie publikacje na temat tego regionu nakazano palić na stosach w każdym ze śląskich miast i wsi w obecności włodarza i przedstawiciela cesarza. Te kontakty istniały od czasów średniowiecza. I to na różnych poziomach. A jednym z ich symboli był stary szlak handlowy Praga – Kijów oraz negocjacje toczone kilkaset lat temu w Będzinie i Bytomiu. Dzieje Śląska i Zagłębia mają części wspólne i nie ma w tym nic wstydliwego. Wręcz przeciwnie. To nadal niedoceniany potencjał.
Dlatego jestem za tym, aby Muzeum Śląskie chwaliło się także eksponatami dotyczącymi Zagłębia. I niech one tam pozostaną. Tak jak eksponaty dotyczące Górnego Śląska w naszych zbiorach. Opowiadajmy razem naszą wspólną historię, zamiast wzmacniać niewidzialny mur, który kiedyś nas oddzielał od siebie. Współpracujmy ze sobą, nawet jeśli dzielą nas pewne kwestie. To nadal takie trudne?
A co z projektem o nazwie „Muzeum Zagłębia”? Układ urbanistyczny centrów zagłębiowskich miast mocno ogranicza pole manewru dla dużych projektów muzealniczych. Nie mamy w tej kwestii takiego komfortu jak Katowice, gdzie w pobliżu jego „serca” znajdują się dawne zabudowania kopalniane, które obecnie stanowią jedno z najciekawszych miejsc w województwie czyli Muzeum Śląskie. W jego pobliżu funkcjonuje, również zasługująca na uwagę, siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Dobrze zagospodarowany obszar w obu lokalizacjach, przestrzeń gdzie każdy znajdzie miejsce dla siebie, ciekawa oferta dla gości, poczucie bezpieczeństwa i sensowne skomunikowanie ich z resztą miasta powoduje, że Katowice mają kulturalny atut i to dużego kalibru. Problemem jest katowicki rynek, który wciąż szuka pomysłu na siebie. I odbija się od betonu. Sądzę, że w przyszłości czeka go radykalna przebudowa.
O ile Zagłębie może coś zrobić m.in. w kwestii poprawy bezpieczeństwa, poziomu gastronomii, bazy noclegowej i komunikacji (a jest co robić w tej materii) to na kilku innych poziomach jest problem. I to poważny.
Po pierwsze zagłębiowskie muzea (z całym szacunkiem dla nich i ich kadry) są zlokalizowane poza centrami miast, na uboczu. Przykładem jest Sosnowieckie Centrum Sztuki – Zamek Sielecki, do którego warto zajrzeć, bo jego pracownicy potrafią stworzyć ciekawe wystawy, dające do myślenia i inicjujące dyskusje na ich temat. Przykładem była wystawa "Byli sąsiadami: ludzkie wybory i zachowania w obliczu Zagłady" zorganizowana tam w 2023 roku. Niestety obiekt ten ma pecha do lokalizacji i jest więźniem współczesnej zabudowy.
Drugim mankamentem jest mocno ograniczona powierzchnia budynków, gdzie tworzone są wystawy. To zmusza ich pomysłodawców nie tylko do zwiększenia obrotów swojego kreatywnego myślenia, ale także do „skrojenia” swoich artystycznych wizji i projektów pod kubaturę kilku, niewielkich pomieszczeń i możliwości finansowe instytucji. To z pewnością bolesne kompromisy.
Trzecia sprawa to zasygnalizowane przed chwilą fundusze zagłębiowskich muzeów. Ich poziom wpływa na możliwość zakupów nowych zbiorów (słyszeliście Państwo, aby jakieś zagłębiowskie muzeum chwaliło się w ostatnich latach interesującym artefaktem nabytym dzięki własnym funduszom?), remonty budynków (oraz naprawy, które nie będą planowane, a staną się konieczne po uchwaleniu budżetu takiej instytucji), etaty, promocję, skalę realizowanych przedsięwzięć, np. wydawanych publikacji bądź imprez plenerowych oraz prac wykopaliskowych. Odnoszę wrażenie, że ta „finansowa kołdra” jest wyjątkowo krótka. Być może z tego też powodu w Zagłębiu archeologia (poza Dąbrową Górniczą) ogranicza się nierzadko do muzealnych gablot i towarzyszących im plansz.
Nie widzę też regularnej współpracy pomiędzy zagłębiowskimi muzeami. Może coś przeoczyłem. Choć należy tu docenić wspólne uczestnictwo będzińskiego, sosnowieckiego i dąbrowskiego muzeum podczas tegorocznej Nocy Muzeów. A może tak wykonać kolejny krok i stworzyć razem atlas ukazujący mapy Zagłębia i poszczególnych miast od XVI do XX w.? Drodzy Muzealnicy i Muzealniczki oraz włodarze miast, jesteście w stanie to zrobić?
I coś jeszcze. Trasa między centrum miasta a muzeum powinna zachęcać do jej pokonania, a nie być przygnębiającą mozaiką zaniedbanych kamienic i chodników oraz mnożących się jak grzyby po deszczu fastfoodów. Negatywnym przykładem jest tu Sosnowiec. Miasto, które powoli traci status stolicy Zagłębia na rzecz Dąbrowy Górniczej. Aczkolwiek jest tam świetna Miejska Biblioteka Publiczna, którą warto odwiedzić. Niestety, droga od dworca kolejowego do wspomnianej biblioteki zamiast ciekawej podróży pokonywanej pieszo, stanowi smutny cykl obrazów, ukazujących miasto, które się poddało i zostawiło przestrzeń przypadkowi. Pewne iskierki nadziei widać na ul. Modrzejowskiej, ale nie czuć tam wyjątkowego klimatu i różnorodności, jak kilkadziesiąt lat temu. Ale dajmy szanse owym „iskierkom”. Oby nie zgasły tak jak w przypadku ul. Małachowskiego i jej okolic w Będzinie.
Z wymienionych powyżej powodów jestem przeciwny także powstaniu nowego muzeum w Pałacu Schoena przy ul. 1 Maja. To zły pomysł, generujący koszta. Jednocześnie jestem za tym, aby uratować ten piękny obiekt architektoniczny.
Profesor Białas pisze, iż „Muzeum Zagłębia powinno zostać zbudowane w kilku miastach, w różnych gmachach, oczywiście pod warunkiem ścisłej współpracy, a nie niezdrowej rywalizacji”. Wspomina też, między wierszami, o specjalizacji poszczególnych filii tejże instytucji. I to jest niezwykle ciekawy pomysł. Abstrahując od problemów finansowych zagłębiowskich miast i ich alergii na współpracę. Wymaga on jednak uzupełnienia.
Należałoby powołać do życia instytucję o nazwie Muzeum Zagłębia Dąbrowskiego. W jej skład wchodziłby placówki muzealne z Będzina, Czeladzi, Sosnowca i Dąbrowy Górniczej. Na czele nowego tworu stała by rada złożona z ich dyrektorów i wicedyrektorów. Przewodnictwo radzie byłoby rotacyjne. Co roku kolejny dyrektor, z innego muzeum, obejmowałby wspomnianą funkcję. Głosowanie nad omawianymi sprawami miałoby charakter większościowy. Funkcję sekretarza i skarbnika pełniłyby osoby wyznaczone przez radę na okres pięciu lat. Na budżet nowej instytucji powinny złożyć się wspomniane powyżej miasta oraz urząd marszałkowski Województwa Śląskiego.
Każde z muzeów, zgodnie z sugestią profesora Białasa miałoby swoją specjalizację. To byłaby tematyka główna. Aczkolwiek taka placówka musiałaby wygospodarować miejsce dla różnych wątków i zabytków związanych z historią swojego miasta. Przykładowo (również idąc za sugestią profesora) Będzin mógłby specjalizować się w historii Żydów w Zagłębiu. Od najdawniejszych czasów do wieku XX. Czeladź skupiłaby się na przemyśle, Sosnowiec na wielokulturowości, a Dąbrowa Górnicza na archeologii.
Na terenie każdej z placówek muzealnych, obok jej siedziby powstałby nowoczesny budynek o dużej przestrzeni. Tej na powierzchni brakuje, więc warto również rozważyć konstrukcję części podziemnej. Można byłoby także pomyśleć o obiektach, które pomieściłyby dotychczasowe siedziby muzeum pod swoim dachem, np. będziński pałac Mieroszewskich znalazłby się w wielkim przeszklonym obiekcie architektonicznym i byłby elementem większej opowieści eksponowanej na pozostałej przestrzeni.
Wszystkie obiekty muzealne miałyby zapewnioną i dedykowaną tylko im linię autobusową oraz przystanki. Odpowiednio zagospodarowana byłaby również przestrzeń wokół zmodernizowanych muzeów oraz tereny przy głównych szlakach komunikacyjnych (uwzględniających ścieżki rowerowe i ich dostępność dla osób niepełnosprawnych), które byłyby całodobowo monitorowane oraz patrolowane przez policję i straż miejską. To jednak w obecnych realiach fantastyka. Bez szans na realizację.
Ale jednak coś się dzieje nad naszym brzegiem Brynicy i warto to docenić. Czeladź, dokonuje konsekwentnej rewitalizacji swojej industrialnej tkanki, jaką są zabudowania dawnej Kopalni Węgla Kamiennego „Saturn”. Obecnie na ukończeniu są prace, które wkrótce zaowocują powstaniem tam Postindustrialnego Centrum Dziedzictwa Górnictwa Węglowego w Zagłębiu. Problemem nie do przeskoczenia dla Czeladzi i jej przemysłowego dziedzictwa jest jego prowincjonalne położenie. Zarówno, jeśli chodzi o dawną kopalnię jak i o Osiedle Robotnicze „Piaski”. Ale to miasto, choć na straconej pozycji, walczy o siebie. I jest to zachowanie godne docenienia i stawiania za wzór. Podobnie jak dzieje się to Wojkowicach w powiecie będzińskim. Miejscowość skazana na śmierć lub w najlepszym przypadku koszmarną wegetację, od kilku lat zyskuje drugie życie. Na jak długo? Próba odpowiedzi na tak postawione pytanie to jak wróżenie z fusów.
Dąbrowa Górnicza może poszczycić się największymi w regionie odkryciami archeologicznymi, o których mowa jest również daleko poza jej granicami. Mowa tu o Łośniu oraz Bukowej Górze i wykonanej tam pracy przez dr hab. Dariusza Rozmusa i jego zespół. O szczegółach wykopalisk możemy dowiedzieć się na stronie Muzeum Miejskiego ,,Sztygarka” znajdującego się we wspomnianym mieście.
Obecnie sztandarowym projektem miasta jest Fabryka Pełna życia, w ramach którego ma miejsce rewitalizacja zabudowań dawnej fabryki obrabiarek „Defum”. O tej sprawie pisał Robert Lechowski na portalu Ślązag. Jak informuje nas inne medium – „Dziennik Zachodni”, w niedalekiej przyszłości miasto czeka ważna rozbudowa infrastruktury kolejowej, która obecnie obejmuje odcinek na linii Będzin – Sosnowiec – Katowice.
Sosnowiec, jak donosił w tym roku wspomniany Robert Lechowski, zdobył ponad 70 milionów zł. dofinansowania na rewitalizację byłej Kopalni Węgla Kamiennego „Kazimierz-Juliusz”. Lepiej późno niż wcale. Jak podaje ów dziennikarz, również w tym roku, wydano pozwolenie na rozbudowę mającego ponad stuletnią tradycję Teatru Zagłębia. Efektem, jak pisze Lechowski, będzie „powstanie nowego budynku z otwartą sceną, a stary zostanie przebudowany”. Ale to nie koniec. Jak podaje „Gazeta Wyborcza” miasto wraz ze Stowarzyszeniem Architektów Polskich przymierza się do dużej przebudowy serca Sosnowca. Trzymam kciuki za tę inicjatywę, bo obecne centrum miasta mogło być atrakcją w latach 90. XX w. Dzisiaj jest niewykorzystanym potencjałem. Dlaczego nie wspomniałem o pięknym stadionie Zagłębia Sosnowiec? A po co tracić wirtualny tusz na drużynę, która na nowoczesnym obiekcie zapomniała jak się wygrywa?
W Będzinie trwa remont średniowiecznego zamku, który w XIX i XX wieku zaliczył dwie odbudowy. Jak czytamy w lipcowych „Aktualnościach Będzińskich”: „Wykonany zostanie remont murów zewnętrznych i wewnętrznych baszty wraz z przebudową instalacji elektrycznej, a także remont muru kurtynowego z osuniętą i częściowo rozebraną warstwą licową od strony wschodniej na zamku”. Dzięki dotacji z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego uda się uratować jeden z najbardziej znanych zamków w Polsce. A do tego z ciekawą przeszłością.
Otwartą i niezbędną kwestią, którą należałoby się zająć, jest rewitalizacja zamku dolnego. Warto uwzględnić, o ile będzie to możliwe, postawienie tam metalowej makiety średniowiecznego Będzina wraz z krótkim opisem (w języku polskim i angielskim oraz wersją dla niewidomych). Należy też rozważyć przeprowadzenie prac wykopaliskowych (np. na Placu Kazimierza Wielkiego, czyli na dawnym rynku) oraz lepsze skomunikowanie wzgórza zamkowego z centrum miasta, tj. ulicami Małachowskiego i 11 listopada, a także z pałacem Mieroszewskich. Mam tu na myśli pieszych: mieszkańców, wycieczki szkolne, turystów. Być może ciekawie zaprojektowane pod względem estetycznym i praktycznym kładki rozwiązałyby ten problem, kończąc przecinanie się ciągów pieszych z trasami komunikacji samochodowej oraz tramwajowej. Światła i pasy to w tej sytuacji jedynie proteza, nie spełniająca współczesnych potrzeb.
Niemniej trzeba docenić remont ronda - tzw. nerki (któremu można byłoby nadać patrona w osobach Kobiet Zagłębia Dąbrowskiego), pobliskich dróg oraz torowiska tramwajowego, które znajdują się w ważnej części miasta. Gdzieś w zawieszeniu pozostał temat centrum przesiadkowego. Przy okazji takich remontów warto byłoby porozumieć się z PKP i nakłonić ją do montażu większej liczby siedzisk na peronach będzińskiego dworca oraz tablic elektronicznych z informacjami o przyjazdach i odjazdach pociągów. To powinien być standard w takich miejscach. Przykładem jest Dąbrowa Górnicza. Warto byłoby też stworzyć przy skrzyżowaniu ulicy Kopernika i Sienkiewicza, po obu stronach drogi przystanki autobusowe, dzięki czemu młodzież z pobliskiego liceum mogłaby łatwo dotrzeć do szkoły, a następnie do swoich domów. Oczywiście przejście pomiędzy przystankami musiałoby być bezpieczne dla pieszych, stąd warto byłoby przemyśleć zaplanowanie tam pasów oraz sygnalizacji świetlnej.
Władze Będzina należy pochwalić za pozyskanie funduszy na ratowanie grodzieckiej cementowni, która jest jednym z najważniejszych zabytków industrialnych nie tylko Zagłębia Dąbrowskiego, ale także województwa śląskiego. Czy uda się ocalić dawną, monumentalną fabrykę cementu portlandzkiego i udostępnić ją mieszkańcom oraz przyjezdnym? Czas pokaże. Nadzieję daje zrewitalizowana jakiś czas temu tamtejsza, ponad stuletnia, nitowana wieża ciśnień. Swoją drogą warto byłoby włączyć ten obiekt w trasę corocznej imprezy pod nazwą: Święto Szlaku Zabytków Techniki INDUSTRIADA. Czeladź, Sosnowiec i Dąbrowa Górnicza uczestniczą w tym przedsięwzięciu.
Warto także pamiętać, iż Będzin szuka pomysłu na swoje centrum. Czy uda mu się ożywić ul. Małachowskiego, Piłsudskiego i plac 3 Maja (niegdyś Nowy Rynek)? Nie wspominając o najstarszej części miasta, czyli wspomnianym Placu Kazimierza Wielkiego, ulicach: Rybnej, Podwale, Czeladzkiej, Berka Joselewicza. To bardzo duże wyzwanie naznaczone licznymi przeszkodami i poprzecinane politycznymi zasiekami, gdzie od dziesięcioleci trwa wojna polsko – polska. Mięsa armatniego jest tam wciąż pod dostatkiem.
Ale trzymam kciuki za Będzin i jego mieszkańców. Z jednej strony to bezkresna studnia pełna zła, egoizmów, hipokryzji, bólu i pielęgnowanych od niepamiętnych czasów kompleksów. Z drugiej to miejsce, gdzie czuć historię, gdzie dzieje się magia przeszłości i gdzie nadal można znaleźć wyjątkowych ludzi z pasją i wielkim sercem, którzy współtworzą to miasto. Trzeba ich jednak uważnie szukać. Niczym starodawnych detali w lokalnej przestrzeni.
Sprawa przyszłości zagłębiowskiego muzealnictwa to niezwykle trudnych orzech do zgryzienia. Rozbija się ona o przywiązanie do archaicznego podejścia do tego sektora, brak współpracy poszczególnych miast, skromne fundusze jakimi dysponują magistraty na potrzeby placówek muzealnych oraz lokalne rozgrywki polityczne.
A mieszkańcy Zagłębia? Nadal uczą się być społeczeństwem obywatelskim. Idzie to niestety opornie i siermiężnie. Zagłębie pod pewnymi względami nadal mentalnie pozostaje w latach 90. I to w negatywnym aspekcie rozumienia tego zjawiska. Najgorsze jest to, że wielu mieszkańcom dobrze się żyje w takich realiach. Odnajdują się w nich. W ich stęchłych zapachach, sypiących się tynkach, wulgarnym estetycznie graffiti, tandecie, kakofonii wyblakłych reklam i ogłoszeń. Oni znają ten świat, urządzili się w nim i w nim chcą pozostać do końca życia. Nie obchodzą ich następne pokolenia. Niech się wynoszą z Zagłębia, niech sobie szukają innego miejsca. Po tej stronie Brynicy egoizm wciąż zastępuje większość procesów myślowych.
Ale pomimo tego, co opisałem, rzeczywistości utkanej z rozczarowań, straconych nadziei i porzuconych marzeń, wierzę w moją małą ojczyznę. I nie jest to wiara naiwna. Wierzę w młodych ludzi i pokolenia, które przyjdą po nich. Oni zmienią Zagłębie. Nie będzie ono idealne i nie będzie skrojone pod dyktando ich rodziców. Nigdy nie będzie też rajem na ziemi. Ale stworzą tu miejsce z nową duszą, do którego ludzie będą chcieli wracać i nie pomylą go z jakimkolwiek innym miejscem w Europie. Zagłębie Dąbrowskie w najbliższych stu latach czekają poważne zmiany. A ja jestem niezmiennie dumny z tego, że jestem Zagłębiakiem. A także z tego, że moimi sąsiadami po drugiej stronie Brynicy są wspaniali ludzie – Ślązacy i Ślązaczki.

Może Cię zainteresować:
Dariusz Majchrzak: Tożsamość zagłębiowska. Jaka jest? Nieśląska i niemałopolska

Może Cię zainteresować: