Stacja kolejowa Myslowice Myslowice 7834782

Dariusz Zalega: Górnicza orkiestra grała marsz na drogę, a ludzie jechali do Mysłowic. A potem w świat

Dariusz Zalega: Górnicza orkiestra grała marsz na drogę, a ludzie jechali do Mysłowic. A potem w świat

autor artykułu

Dariusz Zalega

Nowy rok kojarzy się z nowymi nadziejami. Może będzie lepiej? Z takim przekonaniem tysiące Ślązaków wyjechało po podziale regionu do Francji, podobnie zresztą jak rzesza Zagłębiaków.

Wszyscy przechodzili przez Mysłowice. Aż dziwne, że przy mysłowickiej Przewiązce nie powstało muzeum emigracji z prawdziwego zdarzenia, gdyż wyjechało stamtąd więcej ludzi niż przez Gdynię, gdzie założono takie muzeum. Już w drugiej połowie XIX wieku trafiały tam dziesiątki tysięcy wychodźców z prowincji Austro-Węgier, czy Rosji. Z Mysłowic kierunek na porty w Bremie, Hamburgu czy Antwerpii. Szacuje się, że od roku 1860 do 1872 z mysłowickiego dworca wyemigrowały za chlebem za ocean setki tysięcy ludzi. Tylko w 1873 roku z Mysłowic wyjechało przez Bremę do Ameryki ponad 63 tysiące emigrantów. Początkowo wychodźcy koczowali na polach wokół dworca, a dopiero 1894 roku miasto otrzymało zgodę na założenie stacji emigracyjnej, co miało „ucywilizować” warunki pobytu oczekujących na lepszą przyszłość. W 1908 roku wybudowano dzisiejszą Przewiązkę - „Auswandererbrücke”, czyli „Most emigrantów”, która połączyła budynek agentury emigracyjnej z halami przy peronie pierwszym. Dopiero pierwsza wojna światowa przerwała ten ludzki potok. Nie na długo...

Gliwice 1918

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Dlaczego Ślązacy uciekali ze Śląska, mimo że region wciąż się rozwijał?

Autor: Dariusz Zalega

12/08/2022

„Eksport najzdrowszych obywateli”

We wrześniu 1919 roku zawarto konwencję polsko-francuską w sprawie emigracji robotników polskich do odbudowującej się ze zniszczeń Francji. Warszawie chodziło o „wyeksportowanie” problemu społecznego: panowało ogromne bezrobocie, „a co za tym idzie dalsze obciążenie skarbu państwa akcją zapomogową i zaognienie stosunków politycznych” – jak notowała strona rządowa. Na terenie Polski ustanowiono francuskie misje werbunkowe.

Od 1924 roku Urzędy Pośrednictwa Pracy kierowały robotników chcących wyjechać do Francji z regionów na południe od Kalisza–Warszawy–Kowla do stacji zbornej właśnie Mysłowicach. Urzędy z miast na północ od tej linii kierowały chętnych do wyjazdu do Wejherowa.

Socjolog Ludwik Krzywicki tak pisał o stacji w Mysłowicach: „Baraki ciemne, nieopalane, brudne. W sypialniach łóżka trzypiętrowe, sienniki rzadko dezynfekowane, brak pościeli”. Poseł Królikowski w interpelacji w 1924 roku mówił: „Obrzydliwie urządzony i ohydnie brudny obóz mysłowicki nie pomoże pomieścić wszystkich wychodźców i zwłaszcza w miesiącach letnich był tak przepełniony, że na jedno miejsce do spania wypadało czterech ludzi”.

Na stacji zbornej emigranci poddawani byli badaniom lekarskim (kobiety także ginekologicznym), dokonywanym przez lekarzy francuskich. „Komisja lekarska – może bardziej stosowna byłaby nazwa jarmark na ludzi; ten handel ludźmi i eksport swych najzdrowszych obywateli to chyba największa hańba ówczesnej Polski” – pisał jeden z emigrantów.

Z Mysłowic kierowano emigrantów w kilkusetosobowych grupach przez Niemcy lub Czechosłowację. W końcu wszystkie transporty spotykały się na stacji zbiorczej we francuskim mieście Toul.

„W końcu ruszył pierwszy transport z obywatelami wolnej Polski”

Tak wspominał wyjazd swej rodziny z Dziedzic w 1921 roku Ludwik Zgraja: „Górnicza orkiestra odegrała na pożegnanie i żałobnego, i wesołego marsza na drogę. Niektórzy płakali, bo o wolną Polskę walczyli, a gdy się jej doczekali, to trzeba ją opuścić, bo nie było dla nich chleba. Inni się radowali nadzieją nowych szans w życiu. Byli i tacy, którzy wychodzili z wagonów i na polach nad Wisłą szli powoli, żegnając się z ziemią – bo tu się rodzili, tu się chowali, tu chcieli się doczekać lepszych czasów. Lokomotywa ciężko sapała, czekając. I w końcu ruszył pierwszy taki transport z obywatelami już wolnej Polski, którzy musieli wyjeżdżać za pracą”.

Granica

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Śląsk polski i Śląsk niemiecki. Jedna ziemia, dwa różne światy

Autor: Dariusz Zalega

28/10/2022

Najwięcej emigrantów wyjeżdżało do Francji z województw lwowskiego i kieleckiego (Zagłębie Dąbrowskie). Mieszkańcy Śląska stanowili tylko 3,2 procent wśród tej grupy, ale śląskie korzenie miało wielu tzw. Westfalków – górników z Nadrenii i Westfalii, którzy także wyjechali po 1918 roku do Francji.

Czasami na wyjazd decydowały się całe rodziny, czasem tylko młodzi mężczyźni. Jan Pilch z Wisły podjął robotę w kopalni koło Karwiny w 1919 roku, lecz już po kilku latach wyjechał do Francji. Tak samo zrobili jego dwaj bracia: Jerzy i Józef.

Rudolf Larysz z Ustronia, z rodziny robotniczej o socjalistycznych tradycjach, brał udział w wojnie o Śląsk Cieszyński w 1919 roku oraz w późniejszych walkach na wschodzie. W Polsce jednak pracy brakowało, więc wpierw ruszył do Czechosłowacji, gdzie został jednak aresztowany za „działalność wywrotową”, a potem wybrał Francję. Takich jak on były tysiące…

Polska emigracja we Francji osiągnęła szczyt liczebności w 1931 roku – 508 tysięcy, po czym zaczął się okres masowych deportacji Polaków podczas kryzysu.

Oczywiście nie zawsze było z górki. Ślązak Wilhelm Otrzonsek jako 14-letni chłopiec wyjechał do Francji z rodziną i zaczął z ojcem pracę w kopalni. Przez dwa lata był pomocnikiem górników, nabawił się początków pylicy, ale zarobki były małe, więc wraz z kolegami zdecydowali się przenieść do kopalni rtęci na południu kraju. „Praca był wprost katorżnicza przy rtęci na rękach”, jak wspominał. Wytrzymał tam dwa lata i wyjechał aż do Oranu we francuskiej wówczas Algierii. Afrykański klimat jednak dodatkowo podkopał jego zdrowie i wrócił do metropolii. Jako monter sieci energetycznych pracował przy elektryfikacji linii kolejowej, ale został zwolniony po strajku. W końcu na dłużej zaczepił się w kopalni w departamencie Gard.

„Słaba odporność wobec prądów radykalnych”

Co ciekawe, mimo niewielkiej liczebności Ślązaków w łonie tej emigracji, to dwaj z nich – Józef Kolorz i Ludwik Zgraja – stali się liderami polskich grup francuskich komunistów, które w połowie lat 30. praktycznie dominowały politycznie wśród emigrantów. Nie dziwi to jednak, skoro już w latach 20. polski ksiądz z Lens skarżył się na wzrost „liberalizmu, laicyzmu i zradykalizowania poglądów politycznych wśród emigrantów polskich pod wpływem francuskiego środowiska robotniczego”. Ówczesna notatka urzędowa ambasady polskiej w Paryżu tak charakteryzowała emigrantów z kraju: „słaba odporność wobec prądów radykalnych, poczucie krzywdy wyniesione z kraju”. Jakub Szumski, badający emigrację górniczą w Belgii, zwrócił uwagę, że „jedyną dostępną metodą buntu wobec trudności społecznych i nierównego traktowania wydawała się Polakom działalność komunistyczna. (…) górniczy emigranci byli dobrymi kandydatami na aktywistów ze względu na to, że jako ludzie w zdecydowanej większości młodzi, nieposiadający rodzin i zobowiązań nie mieli wiele do stracenia. Wyrwani z tradycyjnych, zamkniętych środowisk w Polsce, zwracali się ku komunizmowi jako wolnościowej i radykalnej ideologii, jakże odmiennej od wszystkiego, co znali z kraju pochodzenia”

To poczucie goryczy – bo na inną Polskę liczyli, dobrze oddają słowa jednego z emigrantów we Francji: „Lepij nam tu w piątek, jak w Polsce w niedzielę”. Życzę więc Państwu, aby w nowym roku każdy dzień był jednak jak niedziela :)

Powstania śląskie

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: O co właściwie 100 lat temu walczyli powstańcy śląscy?

Autor: Dariusz Zalega

20/05/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon