Dramatyczne wieści z miejscowości, gdzie niesiemy pomoc. Dziennikarz Ślązaga pomaga na Ukrainie

Dwa dni po tym, jak opuściliśmy Winnicę - na centrum miasta spadły rakiety. Wiele ofiar i rannych wśród ludności cywilnej. Sytuacja na froncie, gdzie od kilkunastu dni idzie mocna rosyjska ofensywa, jest bardzo nieciekawa... Rakiety spadają na Dniepr, Krzywy Róg, Odessę, Chmielnicki. Spokojne dotąd miasta płoną.

14 lipca. Winnica, godz. 09.45 naszego czasu

Dwa dni po naszym wyjeździe z Winnicy - przyjaciele przysłali nam wstrząsające informacje. Rano na centrum miasta spadły rakiety. Uderzyły w Dom Oficerów, biurowiec i przychodnię lekarską. Co najmniej 25 osób zginęło, ponad 100 zostało rannych. Do spokojnej dotąd Winnicy zawitała wojna.

"Ktoś przyszedł do pracy. Ktoś przyszedł na leczenie. Ktoś przechodził obok. Chwileczkę... Teraz są wszyscy razem. Szkoda, że nie ma ich z nami." - napisała nasza znajoma.
- To kilometr od domu moich rodziców - mówi poruszony dr Dmytro Żaworonkow, członek naszego zespołu. - Swołocz. Rosjanie już nigdy nie będą naszymi przyjaciółmi.

W Ukrainie zawrzało. Społeczeństwo przyzwyczaiło się już do ostrzału miast na linii frontu, ale uderzenie w Winnicę, prawie 500 kilometrów od rejonów objętych walkami, rozjuszyło Ukraińców.

- Krzemieńczuk, Kijów, Mikołajów, Odessa, Lwów, Dniepr. Faszyści bombardują moją ziemię. Moją Ukrainę. Ostrzeliwujecie nasze niewinne miasta z okrętów, samolotów, rakietami. Jesteście zwyrodnialcami. Nie chcecie z nami walczyć. Boicie się, uciekacie. Potraficie walczyć tylko z naszymi dziećmi i naszymi żonami. Ale musicie wiedzieć jedno. Na początku zabijemy was. Potem waszych rodziców. Wasze dzieci. Za każdą kroplę ukraińskiej krwi odpowiecie. Nie wasze dowództwo, ale wy - zwyrodnialcy. Będziecie zniszczeni. Czekajcie. Niedługo. Sława Ukrainie - film z takim przekazem wysłał nam Jurij Bereza, komendant Batalionu Gwardii Narodowej Ukrainy Dnipro-1 i deputowany Rady Najwyższej Ukrainy, tuż po ostrzelaniu Winnicy.

Życie w Winnicy po ataku

Lekarka, Olga Zborowska, kardiolog dziecięcy, którą na początku wojny ewakuowaliśmy do Polski, postanowiła wrócić do Winnicy. By leczyć dzieci. Jeszcze miesiąc temu nikt nie spodziewał się tu ataku. Teraz wszystko się zmieniło.

- Kiedy jest strasznie, kiedy na przykład nadlatuje rakieta, najpierw myślisz, że już niczego nie potrzebujesz, wszystko nie ma sensu. A potem wręcz przeciwnie, chcesz założyć najlepszą sukienkę, ulubione szpilki, cieszyć się każdą chwilą. Bo nie masz pewności, czy jutro będzie taka okazja. Żyjesz cały czas na emocjonalnej huśtawce. To bardzo wyczerpujące - powiedziała mi Olga kilka dni temu, gdy spotkaliśmy się na ślubie Kamila Kociołka, ratownika z naszego zespołu. - Zauważyłam, że dopiero gdy pracuję z dziećmi w szpitalu, dopiero wtedy nie czuję strachu, zapominam. Postanowiłam nawet pojechać na ślub Kamila, bo nie wiem co nas jutro czeka, postanowiłam żyć na co dzień, nie odkładać niczego na jutro...

W szpitalu dla weteranów wojennych w Winnicy, gdzie zawieźliśmy zaawansowane zestawy do opatrywania ran, poznaliśmy rannych żołnierzy. Jeden z nich, specnazowiec, przeszedł skomplikowaną operację ręki po tym, jak odłamek zgruchotał mu kość.

- Już ruszam palcami, jak tylko pozwolą - wracam do swoich, walczyć - mówił z ręką całą w bandażach i wyraźnym bólem.

Jego kolega, felczer, młody chłopak, który niósł pomoc rannym, dostał w nogi. Też palił się już do powrotu na front. Ale była też druga strona medalu. Komendant szpitala prosił, żeby nie podawać ich nazwisk.

- Rejestrujemy ich jako cywili pod fałszywymi nazwiskami. Żeby jak Ruskie przyjdą, nie dostali w ręce akt i nie mścili się na naszych chłopcach - powiedział lekarz.

Strach ma swoje podstawy. W Chersoniu, kiedy zajęli go agresorzy, zaczęła się łapanka.

- Nie chciałem początkowo wyjeżdżać. To moje miasto. Ale kiedy jeden po drugim zaczęli znikać moi koledzy, z którymi kiedyś służyłem w wojsku - uznałem, że muszę ratować rodzinę i siebie - opowiada jeden z uchodźców.

Z wizytą u władz

Podczas naszej ostatniej wizyty w Winnicy zostaliśmy zaproszeni przez byłego premiera Wołodymyra Hrojsmana. Mogliśmy zobaczyć jak wygląda pomoc dla uchodźców ze wschodu Ukrainy. Jak wielkie magazyny są pod Winnicą. I jaka jest naprawdę sytuacja na froncie.

- Ludzie palą się do walki. Winnica wysłała już 5 batalionów i mogłaby zmobilizować jeszcze 15. Ale chłopcy nie mają czym walczyć. Brakuje nawet lekkiej broni - usłyszeliśmy w winnickim magistracie. - A tereny, które straciliśmy? Mało kto wierzy, że jeszcze je odzyskamy. Podobnie jak Krym.

Miasto, przez które przechodzi fala uchodźców, codziennie żywi i daje dach nad głową blisko 20 tysiącom ludzi. A ponad 100 tysięcy skorzystało z pomocy doraźnej.

Wiele krajów pomaga Ukrainie. Ale bez pomocy Polski - już by Ukrainy nie było - podkreślają.

Podziękowania dla naszego zespołu, tym razem z samej "góry" otrzymaliśmy też od deputowanego Rady Najwyższej Ukrainy, Jurija Waleriewicza Korawczenkowa, przyjaciela Prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego, z którym występował razem w kabarecie "Kwartał 95".

- Przesyłam wyrazy szczerej wdzięczności za pomoc placówkom medycznym rejonu Krzywego Rogu, jaką - nie zważając na niebezpieczeństwo i bliskość linii frontu - niesiecie dla wsparcia wolności i pokoju w Ukrainie!

To mobilizuje. Przygotowujemy kolejny transport sprzętu i jedziemy. Ostrzeliwane już Dniepr i Krzywy Róg czekają na pomoc.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon