Partnerem cyklu tekstów o Francji na Śląsku jest Grupa Pietrzak, śląski dealer samochodowy
Górny Śląsk po Wielkiej Wojnie
Po zakończeniu I wojny światowej los Górnego Śląska stał się jednym z najbardziej zapalnych punktów w Europie Środkowej. Region ten, bogaty w przemysł i zasoby naturalne, był zamieszkany zarówno przez ludność ciążącą ku Polsce, jak i identyfikująca się z Niemcami. Na mocy Traktatu Wersalskiego (1919) zdecydowano, że o przynależności Górnego Śląska zadecyduje plebiscyt ludnościowy.
Jednak zanim do niego doszło, region ogarnęła eksplozja przemocy. Niemcy – choć pokonane w I wojnie światowej – wciąż pozostawały potęgą i nie zamierzały łatwo oddać cennej prowincji, którą pragnęły zatrzymać w granicach Republiki Weimarskiej. Z drugiej strony, Polska – na miarę swoich skromnych wówczas możliwości – zaczęła tworzyć na Górnym Śląsku konspirację wojskową i przygotowywać się do siłowego przejęcia regionu polityką faktów dokonanych.
W sierpniu 1919 roku doszło do otwartego konfliktu zbrojnego. Pierwsze powstanie śląskie trwało zaledwie kilka dni i zakończyło się niepowodzeniem. Strona polska okazała się nieprzygotowana i zbyt słaba, by osiągnąć zamierzone cele. Uczestnicy walk oraz osoby zaangażowane w propolską działalność na Śląsku zostali wystawieni na odwet ze strony nie mniej bezkompromisowych rzeczników sprawy niemieckiej – wspieranych przez aparat państwowy, siły policyjne i wojskowe.
W tej atmosferze napięcia i przemocy potrzebna była siła, która zagwarantuje porządek i umożliwi przeprowadzenie głosowania plebiscytowego.
Alianci na Śląsku – Francuzi, Włosi i Brytyjczycy
Dlatego na przełomie stycznia i lutego 1920 roku na Górny Śląsk wkroczyły oddziały wojsk alianckich, powołane przez Międzysojuszniczą Komisję Rządzącą i Plebiscytową. Ich zadaniem było utrzymanie porządku, nadzorowanie plebiscytu i zapobieganie eskalacji przemocy.
Najliczniejszy kontyngent stanowili Francuzi – około 9 375 żołnierzy, głównie strzelców alpejskich, dowodzonych początkowo przez generała Paula Sauvagesa de Brantes, a następnie przez generała Julesa Gratiera. Ich oddziały stacjonowały m.in. . w Katowicach, Bytomiu, Piekarach i Tarnowskich Górach. Włosi, w liczbie około 4 000 żołnierzy, rozlokowani zostali głównie w południowej części regionu – w Koźlu, Raciborzu i Rybniku. Najpóźniej, bo dopiero w marcu 1921 roku, dołączyli Brytyjczycy. Ich kontyngent liczył około 2 000 żołnierzy i stacjonował m.in. . w Gliwicach i Zabrzu.
Choć formalnie neutralni, alianci nie byli postrzegani jednakowo. Francuzi uchodzili za przychylnych Polakom, co budziło niechęć Niemców. Z kolei Brytyjczycy i Włosi częściej sympatyzowali z niemiecką stroną. Te różnice miały wpływ na lokalne napięcia i sposób reagowania na wydarzenia, zwłaszcza podczas III powstania śląskiego.
Armia, która przeszła przez piekło. I wygrała
Gdy francuscy żołnierze pojawili się na śląskich ulicach, nie byli anonimową siłą porządkową. To była armia, która jeszcze niedawno broniła swej ojczyzny przed niemiecką ofensywą. Żołnierze, którzy przetrwali Verdun, zatrzymali Niemców nad Marną i przez cztery lata trzymali linię frontu – mimo strat, buntu i wyczerpania.
Francuska armia wyszła z Wielkiej Wojny nie tylko zwycięska, ale i odmieniona. Z armii jeszcze XIX-wiecznej stała się nowoczesną siłą zmechanizowaną, zdolną do prowadzenia wojny pozycyjnej i manewrowej. Wspierana przez artylerię, lotnictwo i – co szczególnie istotne — przez nowy rodzaj broni: czołgi Renault FT. Te lekkie, zwrotne maszyny z obrotową wieżyczką były szczególnym, bo najwymowniejszym symbolem nowoczesności.
Renault FT, czyli Hi-Tech na gąsienicach
Czołgi Renault FT były maszynami, które zrewolucjonizowały sposób prowadzenia wojny i na trwałe zapisały się w historii broni pancernej.
Zaprojektowany w 1916 roku przez Louisa Renaulta i Rodolphe’a Ernsta-Metzmaiera, FT był pierwszym czołgiem na świecie z pełni obrotową wieżyczką, przedziałem bojowym z przodu i silnikiem z tyłu — czyli w układzie, który do dziś stanowi standard konstrukcji czołgów2. Mimo niewielkich rozmiarów (ok. 5 metrów długości, 6,5 tony masy), był to pojazd niezwykle skuteczny: zwrotny, prosty w obsłudze i zdolny do pokonywania okopów dzięki charakterystycznemu „ogonowi” z tyłu kadłuba.
Renault FT zadebiutował bojowo 31 maja 1918 roku i szybko stał się podstawą francuskich sił pancernych. Wyprodukowano ponad 3 000 egzemplarzy, a jego konstrukcja była kopiowana i rozwijana w wielu krajach – od USA po ZSRR. W czasie wojny czołgi te wspierały piechotę w przełamywaniu linii niemieckich, a ich obecność na froncie miała nie tylko znaczenie taktyczne, ale i psychologiczne.
Na Górnym Śląsku, gdzie pojawiły się w ramach francuskiego kontyngentu stabilizacyjnego, Renaulty FT były czymś więcej niż tylko sprzętem wojskowym. Dla wielu mieszkańców regionu – zwłaszcza tych, którzy nigdy wcześniej nie widzieli czołgu – były symbolem nowoczesności, siły i porządku. Nawet dla obytych z maszynami przemysłowymi Ślązaków stanowiły widok imponujący. Na archiwalnych fotografiach z tamtego okresu widać, jak ogromne wrażenie robiły te maszyny na mieszkańcach Górnego Śląska. Czołgi Renault FT, ustawione na ulicach Katowic czy Bytomia przyciągały tłumy gapiów. W ich spojrzeniach mieszała się fascynacja z respektem wobec tych stalowych bestii, które wyglądały jak przybysze z innego świata. Dla wielu były pierwszym zetknięciem z nowoczesną techniką wojenną – i jednocześnie widocznym znakiem, że na Śląsku pojawiła się siła, z którą trzeba się liczyć.
Choć nie brały udziału w walkach na Śląsku, ich obecność miała charakter demonstracyjny – były pokazem siły i technicznej przewagi, jaką dysponowała armia francuska. W pewnym sensie, Renault FT był nie tylko narzędziem wojny, ale i ambasadorem francuskiej nowoczesności – tej samej, która dziś nosi inne kształty, ale wciąż porusza się po śląskich drogach.
Renault FT wracają na Śląsk – tym razem pod polską flagą
20 czerwca 1922 roku Katowice przywitały Wojsko Polskie – nie jako siłę zewnętrzną, lecz jako gospodarza. Po latach walk, plebiscytu i decyzji Konferencji Ambasadorów, część Górnego Śląska została oficjalnie przyznana Polsce. Wkroczenie polskich oddziałów miało charakter nie tylko administracyjny, ale i symboliczny – było ukoronowaniem wysiłków powstańców, dyplomatów i propolsko nastawionej części społeczności śląskiej.
Wśród maszerujących żołnierzy, orkiestr i sztandarów pojawiły się również czołgi Renault FT – tym razem już z białym orłem na pancerzu. Maszyny tego samego typu co te, które kilka lat wcześniej przybyły na Śląsk z francuskimi oddziałami stabilizacyjnymi, teraz wracały jako część odrodzonego Wojska Polskiego. Ich obecność była nieprzypadkowa – miała przypomnieć o ciągłości walki, o nowoczesności armii mającej silnego sojusznika, który udostępnia jej najnowocześniejszą militarną technologię. I o tym, że Polska nie tylko odzyskała niepodległość, ale potrafiła ją obronić i umocnić.
Na archiwalnych fotografiach z tego dnia widać, jak czołgi toczą się ulicami Katowic, wzbudzając zainteresowanie i respekt tłumów. Dla wielu mieszkańców był to widok znajomy – ale tym razem niósł zupełnie inne znaczenie. Renault FT nie były już symbolem siły światowego mocarstwa, lecz znakiem początku nowej epoki w historii miasta.
Niełatwa misja – Francuzi pod ostrzałem
Misja francuskich żołnierzy na Górnym Śląsku nie była bułką z masłem. W Katowicach, Bytomiu i innych miastach byli oni regularnie atakowani przez niemieckie bojówki i tłumy zwolenników sprawy niemieckiej. Dochodziło do zamieszek, starć ulicznych, a nawet zamachów. W czerwcu 1921 roku w Bytomiu zginął porucznik Pierre Millot, oficer francuskiego kontyngentu. Jego pogrzeb w Katowicach przerodził się w wielką manifestację patriotyczną — trumna, owinięta we francuską flagę, niesiona była przez tłum, w którym dominowały biało-czerwone opaski i sztandary. Dla wielu był to symboliczny moment: Francja nie tylko wspierała Polskę dyplomatycznie, ale i płaciła krwią swoich żołnierzy.
Ten dramatyczny epizod znalazł swoje odbicie także w kulturze. W serialu historycznym „Blisko, coraz bliżej” z lat 80. pojawia się postać francuskiego podoficera Pierre’a Pasternika, potomka śląskiego emigranta, który ginie w podobnych okolicznościach. Jego śmierć staje się w serialu nie tylko osobistą tragedią, ale i metaforą losów Śląska – rozdartego, walczącego, ale wiernego swoim korzeniom i wartościom.
Gen. Henri Le Rond – „niekoronowany król Górnego Śląska”
Wśród francuskich oficerów obecnych na Górnym Śląsku szczególne miejsce zajmuje generał Henri Le Rond – postać, której wpływ na przebieg plebiscytu i losy regionu był nie do przecenienia. Oficjalnie pełnił funkcję przewodniczącego Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej w latach 1920–1922, ale jego rola wykraczała daleko poza protokół dyplomatyczny.
Le Rond był doświadczonym oficerem sztabowym, wcześniej związanym z francuskim wywiadem wojskowym (Deuxième Bureau), a podczas I wojny światowej pełnił funkcje dowódcze i dyplomatyczne, m.in. . jako attaché wojskowy w Japonii i członek francuskiej delegacji na konferencji pokojowej w Paryżu. Na Śląsku był nie tylko administratorem, ale i arbitrem, strategiem i negocjatorem – człowiekiem, który próbował utrzymać kruchą równowagę między Polakami a Niemcami. Choć ewidentnie szedł na rękę tym pierwszym. Działał jednak często zakulisowo, toteż szczegóły jego kontaktów z Wojciechem Korfantym, Polskim Komisarzem Plebiscytowym i czołowym reprezentantem sprawy polskiej, do dziś nie są znane, stanowiąc przedmiot częstych spekulacji.
W opinii większości historyków Le Rond był sympatykiem sprawy polskiej, co budziło niechęć strony niemieckiej. To właśnie on nadzorował działania wojsk alianckich, w tym francuskiego kontyngentu dowodzonego przez gen. Julesa Gratiera. W czasie III powstania śląskiego odegrał istotną rolę w łagodzeniu napięć i przygotowaniu kompromisowego podziału regionu, który ostatecznie przyznał Polsce najbardziej uprzemysłowioną część Górnego Śląska. Co odpowiadało interesom jego ojczystego kraju, jego zwierzchnikom a (jak się miało okazać) także jemu osobistym.
Za swoją działalność został odznaczony m.in. Orderem Orła Białego, Virtuti Militari oraz Orderem Lwa Białego. A po włączeniu części Górnego Śląska do Polski zasiadł w radzie nadzorczej głównej spółki górniczej. W niemieckiej prasie z epoki bywał nazywany „niekoronowanym królem Górnego Śląska” – i choć określenie to miało wydźwięk ironiczny, dobrze oddaje skalę jego wpływu.
Pamiętny francuski epizod
Francuska misja na Górnym Śląsku była epizodem krótkim, ale znaczącym – nie tylko militarnie, lecz także symbolicznie. Przyniosła ze sobą nie tylko porządek i stabilizację, ale i nowoczesność, której znakiem były stalowe sylwetki czołgów Renault FT. Przychylna dla sprawy polskiej obecność Francuzów w Katowicach do dziś jest upamiętniona w topografii miasta. Jej pamiątką są nazwy znaczących ulic - Francuskiej oraz Henri Le Ronda. A i logo Renault, tyle że reprezentujące inny już segment tej klasycznej francuskiej marki – również jest w Katowicach obecne i rozpoznawalne.
A skoro już mowa o Francuzach – warto wspomnieć, że w składzie francuskiej misji wojskowej na Górnym Śląsku znajdował się wówczas młody, przystojny kapitan, który wzbudzał niemałe zainteresowanie śląskich panien. Po latach ten karlus miał powrócić do Polski – już nie jako oficer, lecz jako prezydent Francji. Nazywał się Charles de Gaulle.
Ale o tym już innym razem.