Kiedy byłem małym chłopcem, myślałem, że Barbórka to śląskie święto. Prawie każdy dorosły mężczyzna w rodzinie był górnikiem - łojciec, ujki, niekiere kuzyny. Prawie każdy tata prawie każdego ucznia w podstawówce był górnikiem. Kopalnia robiła prezenty wszystkim uczniom, była akademia... ba! Msza! Śpiewało się "Karliku, Karliku..." i wyklejało czaka z papieru.
W domu zawsze były golonka pieczone w piwie, koniecznie z kapustą, a mnie raz do roku przypadał zaszczytny zaszczyt wyruszenia po najważniejszy składnik - mama dzwoniła do pani sprzedowaczki w lokalnym "Społem" i mówiła, że Aruś przyjdzie kupić piwo do golonek i można mu je sprzedać. Później wracałem w ciepłym świetle halogenowych latarni, obładowany flaszkami. Golonka się piekły, nakrywał się stół i wykładały się kołocze. Licznie przybyli goście zjawiali się, zasiadali do stołu, nalewali sobie kawy z odświętnych kafeserwisów i dyskutowali o fedrowaniu - prawdziwe Święte Święto.
Okazało się, że świętość święta była tylko złudzeniem - górnicy poumierali. Teraz niby też jest golonko - zamówione w restauracji, do tego frytki, jakaś sałatka z rukoli, granatu i sera typu gorgonzola. Najbliższa rodzinka w komplecie. Rozmowy o hipotekach, zajęciach pozaszkolnych najmłodszych i kłótnia o podatek progresywny. Na ulicy straszy zimny LED. Kopalnie się zamkną, cechownie opustoszeją, a Św. Barbara z Kopalni Kleofas będzie sobie smutno wisieć na poziomie -4 Muzeum Śląskiego i przypominać, że coś tam, kiedyś tam, dla kogoś tam znaczyła...
Gdzie są śląskie święta?
Oczywiście trzeba zaznaczyć jedno: Barbórka to nie tylko śląskie święto. Jest świętem górnictwa, a górnictwo nie istnieje tylko na Górnym Śląsku. Jednak fedrowanie mocno nas zdefiniowało i przez dobrych 200 lat wrosło w nasze poczucie tożsamości. Czy powinno rozwijać się dalej i przyczyniać do nieszczenienia planety? Może nie...
Ale czy możemy kolektywnie przyznać, że fedrowanie było dla naszego regionu ważne? Z tym raczej nie powinno być problemu...
Pytanie nasuwa się samo: "Gdzie są hostessy przebrane za świętą Barbarę, rozdające kopalnioki pod Galerią Katowicką?"
Oczywiście są pochody orkiestr górniczych, uroczyste msze na 10.00 rano. Marszałek z wojewodą śpiewają "Karolinkę" na kopalnianych biesiadach. Prezydenci górnośląskich miast też jadają golonka i wrzucają posty ze "Szczęść Boże" na Facebooku.
Ale gdzie duża celebracja... srogi fajer? Gdzie Dorota Wellman i Marcin Prokop zapowiadający, że kamera Dzień Dobry TVN zabierze widzów do Bytomia, Chorzowa, Zabrza, czy chociaż Katowic i pokaże przygotowania do wielkiego pochodu? Tak, jak to wygląda 11 listopada w Poznaniu.
Dlaczego nie wykorzystujemy faktu, że Watykan dał nam wyjątkowe prawo celebrować Świętą, która nawet nie istniała?
Wydaje się, że celebracja górnictwa udała się na Śląsku tylko jednemu miastu - Tarnowskim Górom. Tam jednak Gwarki obchodzi się w pierwszej połowie września i chodzi o wydobywanie srebra. Tak czy inaczej, cały region mógłby brać z tarnogórzan przykład.
Może jednak Świynto Hyjdla?
Jeśli nie górnictwo, to może uroczyste obchody uchwalenia Autonomii Śląskiej, albo wspomnienie patronki naszego regionu - Świętej Jadwigi? Pierwsze przypomniałoby Polakom, że Śląsk miał kiedyś większą podmiotowość. Drugie - że Śląsk ma własną, długą historię. Tu na szczęście nie muszę szukać daleko. Wizję obchodów Święta Autonomii i Dnia Świyntyj Hyjdle zaproponował Marcin Melon w 4. części przygód Komisorza Hanusika:
"Dwa razy kożdego roku bez cyntrum Katowic cisła srogo tulma norodu z fanami poôblykano w ślōnskie kolory. Piyrszy złoto-modry Marsz szoł kożdego lipca, coby upamiyntnić rocznica uchwolynio autonomie. Drugi roz w październiku, coby pokozać zoca, kero Ślōnzoki majōm do swojij patronki, świyntyj Jadwigi. Poranoście tysiyncy ludzi ôsprawiało, śmioło sie, frygało krupnioki i piło piwo. Tulma tako, że ani sztrachecli eli szpyndlika niy wrazisz. Niykiere baby, poprzeblykane za Hyjdle, łaziły po bosoku, a szczewiki miały ôbwieszone na karku, egal im bōło, że to już idzie podzim pomału. Chopy, z przidinksowanymi brodami, udowały ksiyncia Henryka Brodatego, za kerego świynto Hyjdla sie wydała za modyj dziouchy. Te, kere niy udowali ksiyncia i ksiynżnyj, przinojmnij mieli ôbleczone treski z ich facami. Na sztandach, wele piwa, szło sie tyż lajstnōnć „Woda ôd świyntyj Hyjdle” – tak naprowdy bōło to normalne wino ino, że sprzedowali je we flaszkach, na kerych stōło, że to je woda. A wele tych flaszek, choby na nojepniyjszym ôdpuście, krupnioki, makrony, bombony i roztomajte cicidełka. Take juble jak Marsz Autonomie abo Dziyń Świyntyj Hyjdle to bōła do Ślōnzokōw przileżitość, coby sie trefić z kamratami z inkszych tajli Ślōnska, abo i z roztomajtych inkszych tajli świata. Kożdego roku mocka norodu zjeżdżało sam z Rajchu, nale tyż z cōłkij Europy i Hameryki. Co chwila ftoś sie na kogoś ciepōł, dowoł komuś kusiki abo dowoł kogoś pozdrowić. „Jerōna, Pyjter, tyś to je?”, „Zobocz, eli hań wele tego sztandu to bydzie nasza Marika?”, „Wiela to lot bydzie jak my sie ôstatni roz trefili?”
Po co uświęcać Śląsk?
Nie rozmyślam nad tym wszystkim, dlatego że uważam, iż Górnemu Śląskowi brakuje tradycji, obyczajów, pamięci, czy szeroko pojętej tożsamości. To wszystko już mamy - pozostaje tylko kwestia atrakcyjnego pokazania tego reszcie kraju.
Nie rozmyślam nad tym też, dlatego że uważam, iż posiadam wykształcenie, doświadczenie i pozycję potrzebną do takich rozważań. Po prostu małemu bajtlowi we mnie brakuje tej Świętości, którą kiedyś utożsamiał z byciem Ślązakiem.


