Towary dostępne w Peweksach, „Gieweksach”, Baltonach i Konsumach często pozostawały niedostępne dla zwykłych obywateli.
Na tapet weźmy „Gieweksy”, czyli sklepy z asortymentem przeznaczonym dla górników. Gdzie w Zagłębiu Dąbrowskim znajdowały się „Gieweksy” i co można było w nich kupić?
„A potem w 1981 roku wprowadzili sklepy górnicze, mówili na to gieweksy. Mieliśmy książeczki G, tam gromadziły się kwoty za godziny przepracowane w weekendy i tylko z taką książeczką można było iść na zakupy. Wie pani, co tam było? Pralki, lodówki, kafelki, firanki. Dla chłopów żadna atrakcja, na co chłopu firanki?” ~ fragment książki „Księżyc z peweksu: o luksusie w PRL” Aleksandry Boćkowskiej.
Przeszukując źródła, w których wspominane są „Gieweksy”, natknąłem się na wspomnienia jednego z górników, który twierdził, że Przedsiębiorstwa Zaopatrzenia Górniczego były niczym innym jak formą wywierania na górników presji przez ich żony. Podobnie jak pozostałe przywileje dla osób zatrudnionych w górnictwie: prawo do bezpłatnego węgla, zwolnienie ze służby wojskowej czy przyznawana w Barbórkę trzynasta wypłata, były próbą namówienia górników do możliwie najdłuższej pracy.
Dziś bardzo trudne jest przeliczenie wartości tamtego węgla, biorąc pod uwagę ciągłą presję na zwiększanie dostaw wywieraną przez Związek Radziecki. Ale jak żony górników miały się do tego przyczyniać? W „Gieweksach” dostępne były sprzęty domowe, jak lodówki, pralki, czasem nawet mikrofale, a także artykuły wyposażenia wnętrz: kafelki czy firanki. W każdym razie nic, czym miałby zawracać sobie głowę prawdziwy męski mężczyzna.
Za pracę w nadgodzinach i w weekendy (a stawki potrafiły być 100% wyższe), dostawało się pensję w postaci wpisu do specjalnej książeczki, którą następnie można było się posłużyć przy wybieraniu, często wskazanych przez żonę, produktów w „Gieweksach”.
„Ciotka mojego kolegi była szefową magazynu sklepów górniczych w Sosnowcu. W przerobionym z hali sportowej pomieszczeniu było podobno wszystko - AGD, meble, ubrania, narty, sprzęt elektroniczny. On tam chodził i brał sobie, co chciał, bo ciotka miała całą szufladę książeczek górniczych. Wymieniali je u niej na kasę górnicy, ale też na przykład sportowcy z klubów, którzy byli zatrudnieni na kopalnianych etatach. Powtarzała zawsze temu mojemu koledze: „Z tego co tu widzisz, do sklepów trafia dziesięć procent, na półki - pięć”. Bo resztę brała partia, władze miejskie, wojewódzkie, potem jeszcze szefowa sklepu musiała obdzielić rodzinę. Czy to prawda? Nikt przecież teraz nie powie.” ~ z książki „Księżyc z peweksu: o luksusie w PRL” Aleksandry Boćkowskiej.
Rozmawiałem z bliskim znajomym rodziny, który w czasach PRL pracował w Hucie Bankowej i w Fabryce Obrabiarek Defum. Sam nie posiadał książeczki G, ponieważ te były przeznaczone wyłącznie dla górników. Korzystali jednak też ci, którzy górników mieli za znajomych: towary zakupione za przepracowane godziny z książeczki były odsprzedawane za prawdziwe pieniądze. Trudno mi ustalić wartość produktów, wiem jednak, że z reguły produkty nabyte w „Gieweksach” były zdecydowanie tańsze niż dobra dostępne w Peweksach. Inną istotną różnicą było pochodzenie sprzętu. Choć z „Gieweksie” znaleźlibyśmy radia tranzytowe czy telewizory przenośne takich firm jak Sony czy Panasonic, w sklepach zaopatrzenia górniczego znajdowało się znacznie więcej przedmiotów polskiej produkcji niż w Peweksach.
Dzięki uprzejmości redaktora Roberta Lechowskiego udało mi się zlokalizować trzy punkty Przedsiębiorstwa Zaopatrzenia Górniczego:
- zespół sklepów przy ulicy Wspólnej w Sosnowcu,
- sklep przy ulicy 30-lecia PRL (obecnie majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala” w Klimontowie), naprzeciw krytej pływalni,
- sklep w Dąbrowie Górniczej, naprzeciwko Parku Centrum (obecnie Park im. gen. Józefa Hallera).
Choć mam swoje przypuszczenia, gdzie „Gieweksy” mogłoby się znajdować: w Sosnowcu w dzisiejszym oddziale PZO, w Dąbrowie w budynku ELDOM lub w domu handlowym Centrum, to są to jedynie przypuszczenia.
Dlatego jeśli ktokolwiek z naszych Czytelników pamięta gdzie znajdowały się sklepy z zaopatrzeniem dla górników, co można było w nich kupić lub dysponuje pamiątkami, jak książeczki - zachęcam do wysłania wiadomości poprzez maila. Jest to część historii naszego regionu, o której warto pamiętać, a która do dziś nie jest nigdzie spisana.

Może Cię zainteresować:
Maciej Baranowski: Niezidentyfikowany obiekt pływający. UFO w Dąbrowie Górniczej

Może Cię zainteresować: