Gdzie w Zagłębiu Dąbrowskim znajdowały się „gieweksy” i co można było w nich kupić? O zakupach na książeczki górnicze

W kraju, który przez ponad 40 lat bezustannie dążył do czystego socjalizmu, ustroju proklamującego równość klasy robotniczej, było zaskakująco dużo sklepów dla uprzywilejowanych. Również w Zagłębiu Dąbrowskim.

Fotopolska.eu
Kopalnia Wegla Kamiennego Kazimierz Juliusz Sp z oo 942069 Fotopolska Eu

Towary dostępne w Peweksach, „gieweksach”, Baltonach i Konsumach często pozostawały niedostępne dla zwykłych obywateli.

Na tapet weźmy „gieweksy”, czyli sklepy z asortymentem przeznaczonym dla górników. Gdzie w Zagłębiu Dąbrowskim znajdowały się „gieweksy” i co można było w nich kupić?

„A potem w 1981 roku wprowadzili sklepy górnicze, mówili na to gieweksy. Mieliśmy książeczki G, tam gromadziły się kwoty za godziny przepracowane w weekendy i tylko z taką książeczką można było iść na zakupy. Wie pani, co tam było? Pralki, lodówki, kafelki, firanki. Dla chłopów żadna atrakcja, na co chłopu firanki?” ~ fragment książki „Księżyc z peweksu: o luksusie w PRL” Aleksandry Boćkowskiej.

Przeszukując źródła, w których wspominane są „gieweksy”, natknąłem się na wspomnienia jednego z górników, który twierdził, że Przedsiębiorstwa Zaopatrzenia Górniczego były niczym innym jak formą wywierania na górników presji przez ich żony. Podobnie jak pozostałe przywileje dla osób zatrudnionych w górnictwie: prawo do bezpłatnego węgla, zwolnienie ze służby wojskowej czy przyznawana w Barbórkę trzynasta wypłata, były próbą namówienia górników do możliwie najdłuższej pracy.

„Możliwość zakupu towarów w na książeczkę «G» budziła powszechną zazdrość rodzin spoza branży. W «gieweksach» były nie tylko towary, których brakowało (a jak wiadomo – w latach 80. brakowało niemal wszystkiego), ale także – jakich brakowało. Innymi słowy – towary dla innych deficytowe – dla górników były dostępne. Ponadto były to produkty inne, niż w zwykłych sklepach (o ile w ogóle tam były) i inne, niż w sklepach dewizowych, takich jak Pewex czy Baltona.
PZG oferowało dużo produktów francuskich, których nie było nigdzie indziej. Ale też na przykład egzotyczne dla Polaków wówczas produkty koreańskie – a były to czasy, w których prawie nikt nie znał jakichkolwiek marek z tego kraju, a które dziś zna każdy. No i sporo sprzętu produkcji NRD – gorszych niż z RFN, ale mających lepszą opinię, niż polskie.
Czas pokazał, że te wszystkie rzeczy były pożądane, bo były po prostu inne, niż mieli znajomi czy rodziny, więc można było się wyróżnić, zaszpanować. Ale niekoniecznie były lepsze. Francuski sprzęt AGD był dużo delikatniejszy, niż polski i psuł się nagminnie, a nie było dostępu do części. Niektóre wyroby ze wschodnich Niemiec były niezłe, ale niektóre tandetne, jak zestaw samochodowy, składający się z prostownika do ładowania akumulatorów i kompresora do pompowania opon – każdy kierowca pragnął taki mieć, ale nikt nie był zadowolony, kiedy już zdobył. Zestawy narzędzi wyglądały świetnie w swoich walizeczkach, ale były dużo gorszej jakości, niż toporne, polskie produkty ze sklepu «żelaznego».
Pamiętam za to, że sprzęt sportowy – wędkarski czy narciarski (z Korei, Austrii, Francji) – miał bardzo dobrą opinię. Było można kupić akumulator samochodowy, opony, materac do pływania, radiomagnetofon «Condor», walizki z plastiku, wodery i w ogóle «szwarc, mydło i powidło». Górnicy kupowali, na co był popyt i potem sprzedawali to na czarnym rynku, na jakichś giełdach najczęściej.
Można też było przekupić po prostu górnika, iść z nim i jego książeczką do sklepu. Zawsze to było taniej, niż w Peweksie. A jeszcze wtedy ludzie nie wiedzieli, że taniej oznacza zazwyczaj dużo gorszą jakość. Ale szpan przez jakiś czas był.” — mówi Robert Lechowski, którego dzieciństwo przypadało na lata 80. XX wieku.

Dziś bardzo trudne jest przeliczenie wartości tamtego węgla, biorąc pod uwagę ciągłą presję na zwiększanie dostaw wywieraną przez Związek Radziecki. Ale jak żony górników miały się do tego przyczyniać? W „gieweksach” dostępne były sprzęty domowe, jak lodówki, pralki, czasem nawet mikrofale, a także artykuły wyposażenia wnętrz: kafelki czy firanki. W każdym razie nic, czym miałby zawracać sobie głowę prawdziwy męski mężczyzna.

Za pracę w nadgodzinach i w weekendy (a stawki potrafiły być 100% wyższe), dostawało się pensję w postaci wpisu do specjalnej książeczki, którą następnie można było się posłużyć przy wybieraniu, często wskazanych przez żonę, produktów w „gieweksach”.

„Ciotka mojego kolegi była szefową magazynu sklepów górniczych w Sosnowcu. W przerobionym z hali sportowej pomieszczeniu było podobno wszystko - AGD, meble, ubrania, narty, sprzęt elektroniczny. On tam chodził i brał sobie, co chciał, bo ciotka miała całą szufladę książeczek górniczych. Wymieniali je u niej na kasę górnicy, ale też na przykład sportowcy z klubów, którzy byli zatrudnieni na kopalnianych etatach. Powtarzała zawsze temu mojemu koledze: „Z tego co tu widzisz, do sklepów trafia dziesięć procent, na półki - pięć”. Bo resztę brała partia, władze miejskie, wojewódzkie, potem jeszcze szefowa sklepu musiała obdzielić rodzinę. Czy to prawda? Nikt przecież teraz nie powie.” ~ z książki „Księżyc z peweksu: o luksusie w PRL” Aleksandry Boćkowskiej.

Rozmawiałem z bliskim znajomym rodziny, który w czasach PRL pracował w Hucie Bankowej i w Fabryce Obrabiarek Defum. Sam nie posiadał książeczki G, ponieważ te były przeznaczone wyłącznie dla górników. Korzystali jednak też ci, którzy górników mieli za znajomych: towary zakupione za przepracowane godziny z książeczki były odsprzedawane za prawdziwe pieniądze. Trudno mi ustalić wartość produktów, wiem jednak, że z reguły produkty nabyte w „gieweksach” były zdecydowanie tańsze niż dobra dostępne w Peweksach. Inną istotną różnicą było pochodzenie sprzętu. Choć z „gieweksie” znaleźlibyśmy radia tranzytowe czy telewizory przenośne takich firm jak Sony czy Panasonic, w sklepach zaopatrzenia górniczego znajdowało się znacznie więcej przedmiotów polskiej produkcji niż w Peweksach.

Dzięki uprzejmości redaktora Roberta Lechowskiego udało mi się zlokalizować cztery punkty Przedsiębiorstwa Zaopatrzenia Górniczego:

  • zespół sklepów przy ulicy Wspólnej w Sosnowcu,
  • sklep przy ulicy 30-lecia PRL (obecnie majora Henryka Dobrzańskiego „Hubala” w Klimontowie), naprzeciw krytej pływalni,
  • sklep w pasażu usługowo-handlowym przy ulicy Gospodarczej na Pogoni w Sosnowcu,
  • sklep w Dąbrowie Górniczej, naprzeciwko Parku Centrum (obecnie Park im. gen. Józefa Hallera).

Choć mam swoje przypuszczenia, gdzie „gieweksy” mogłoby się znajdować, choćby w Dąbrowie w budynku ELDOM lub w domu handlowym Centrum (to są to jedynie przypuszczenia).

Dlatego jeśli ktokolwiek z naszych Czytelników pamięta gdzie znajdowały się sklepy z zaopatrzeniem dla górników, co można było w nich kupić lub dysponuje pamiątkami, jak książeczki - zachęcam do wysłania wiadomości poprzez maila. Jest to część historii naszego regionu, o której warto pamiętać, a która do dziś nie jest nigdzie spisana.

Cafe Arizona

Może Cię zainteresować:

Maciej Baranowski: Niezidentyfikowany obiekt pływający. UFO w Dąbrowie Górniczej

Autor: Maciej Baranowski

16/08/2024

Pomnik Czynu Rewolucyjnego

Może Cię zainteresować:

Maciej Baranowski: Rozmach w służbie ideologii. Pomnik Czynu Rewolucyjnego w Sosnowcu

Autor: Maciej Baranowski

18/10/2024

Kopalnia klimontow

Może Cię zainteresować:

„Dawajcie żywność, kiedyście obiecali”. Dlaczego latem 1945 r. robotnicy strajkowali w Zagłębiu Dąbrowskim?

Autor: Maciej Baranowski

07/06/2025

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama