Zanim powstał Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku – Zielone Płuca Śląska, miejsce spacerów, koncertów, wystaw i rodzinnych niedziel – istniał jego cichy, niemal dziś zapomniany zalążek: Dolina Szwajcarska. Ustronny zakątek nad stawem, z gospodą w której odbywały się potańcówki, gdzie wesoło biesiadowano (doskonała kuchnia oraz dobre zaopatrzenie w piwo, likiery i wina, w rozsądnych cenach – zapewniały reklamy). Można też było było zażywać słonecznych i wodnych kąpieli, czy też odbyć romantyczną przejażdżkę łodzią po stawie. A przecież założycielem tego miejsca był człowiek, którego biografia przypomina scenariusz szpiegowskiego filmu. Francuz. Żołnierz. Powstaniec śląski. Ojciec, a możliwe że i kochanek. I być może również rezydent wywiadu. Oto on: Henri Jean Pautex, restaurator.
Z Alp Francuskich na Śląsk
Henri Jean Pautex pochodził z Haute-Savoie – alpejskiego departamentu Francji. Może to właśnie dlatego służył podczas pierwszej wojny światowej w formacji Chasseurs Alpins, elitarnych Strzelców Alpejskich. Jego rodzinne Machilly leży na samej francusko-szwajcarskiej granicy, marne kilka kilometrów od jeziora Leman. To właśnie tam, wśród podgórskich dolin, mógł narodzić się sentyment do krajobrazów, który później zaowocował nazwą „Dolina Szwajcarska”. Ale zanim osiadł w Królewskiej Hucie – dzisiejszym Chorzowie – był żołnierzem.
W 1920 roku przybył na Górny Śląsk w szeregach francuskich wojsk, będących zbrojnym ramieniem Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej. Oficjalnie miał obserwować i zapobiegać konfliktom między zwaśnionymi stronami. Nieoficjalnie – wspierać Polaków, a konkretnie konspiracyjną Polską Organizację Wojskową, przygotowującą kolejne (po I i II powstaniu śląskim) zbrojne wystąpienie. Gdy wybuchło III powstanie śląskie, „zgłosił się na ochotnika” do sił powstańczych. Szkolił powstańców, doradzał, organizował, dostarczał broń i amunicję, uczestniczył w walkach. Ale czy rzeczywiście był ochotnikiem?
Francuski cień
W świetle francuskiej polityki wobec Śląska – jawnie sprzyjającej stronie polskiej – nie można wykluczyć, że Pautex został skierowany przez francuskie służby specjalne do działań operacyjnych. Jego rola instruktora, doświadczenie wojskowe, a późniejsza praca w strukturach gospodarczych – wszystko to układa się w obraz człowieka, który mógł działać pod przykrywką. „Zielonego ludzika” tamtych czasów.
W 1922 roku nie wrócił z wojskiem do Francji. Został. Może z miłości – w grudniu poślubił Ślązaczkę. A może jako rezydent. Pracował w Skarbofermie, polsko-francuskiej spółce z ogromnym kapitałem i wpływami. W jej radzie nadzorczej zasiadał gen. Henri Le Rond – ten sam, który dowodził Komisją Plebiscytową. Pautex zajmował się statystyką gruntów i lasów. Miał dostęp do map, danych, struktur własnościowych. Idealne stanowisko dla obserwatora.
Narodziny Doliny
W latach 1926–1929 Pautex zarządzał folwarkiem w gminie Chorzów. To właśnie tam, pracując wśród pól i stawów, zwrócił uwagę na zielony zakątek w dolinie. Postanowił przekształcić go w teren rekreacyjny dla mieszkańców Królewskiej Huty i okolicznych miejscowości. Tak narodziła się Gospoda Parkowa – centrum gastronomiczno-imprezowe, z werandami dla gości, muzyką, piwem, a od czasu do czasu nawet świniobiciem. Ale czy była tylko tym?
W kontekście przeszłości Pautexa, gospoda mogła pełnić drugą, tajną rolę. Jako punkt tajnych spotkań, kontaktów, dyskretnej obserwacji. Dolina Szwajcarska była znana z obecności przemytników – zapewne nie tylko tych ekonomicznych. Bliskość granicy, ustronność, mobilność właściciela – wszystko to sprzyjało działalności wywiadowczej.
Tajemnicza panna Gertrud
W 1937 roku w mieszkaniu Henri Pautexa w Chorzowie III doszło do dramatycznego zajścia. Podczas gwałtownej sprzeczki rodzinnej padł strzał z rewolweru. Kula trafiła młodą kobietę – Gertrud, lat 20 – w nogę. Ciężko ranna dziewczyna została przewieziona do szpitala. Zatrzymany przez policję Pautex tłumaczył, że chciał oddać jedynie strzał ostrzegawczy. Broń skonfiskowano. W notce prasowej Gertrud została określona jako jego córka. Ale czy rzeczywiście nią była? Musiałaby przecież przyjść na świat nie tylko na kilka lat przed jego ślubem w 1922 roku, ale nawet zanim w ogóle przybył na Śląsk!
W innych źródłach dotyczących życia Henri Pautexa pojawiają się co najwyżej dwaj synowie. O Gertrud nie ma wzmianki w dokumentach czy innych relacjach. To rodzi pytania. Czy Gertrud była jego biologiczną córką z wcześniejszego związku, jeszcze z czasów francuskich? Pasierbicą, traktowaną jak córka? A może kimś zupełnie innym – nielegalną lokatorką, kochanką, agentką, osobą ukrywającą się przed prawem, której tożsamość Pautex chciał chronić?
W sytuacji kryzysowej, w obliczu interwencji policji i konieczności hospitalizacji, Pautex mógł użyć określenia „córka” jako społecznie bezpiecznego wyjaśnienia. To pozwalało uniknąć skandalu, chronić prywatność, a może nawet zataić prawdziwy charakter relacji. W kontekście jego możliwej działalności wywiadowczej, nie można przecież wykluczyć, że Gertrud była agentką operacyjną i że wcale niekoniecznie to Pautex ją ranił. A nazwanie jej córką miało służyć jako zasłona dymna.
Tak czy inaczej, panna Gertrud pozostaje jedną z najbardziej zagadkowych postaci w biografii Henri Pautexa. Jej obecność – dramatyczna, krótka, bolesna – odsłania fragment cieni prywatnego życia człowieka, który przez lata funkcjonował na pograniczu jawności i tajemnicy.
Śmierć w KL Auschwitz
Z innych prasowych doniesień, już z roku 1939 wynika, że Pautex był człowiekiem nad wyraz mobilnym. Posiadał motorower – w tamtych czasach rzadkość, atrybut niezależności i życiowego dynamizmu. Podczas jednej z eskapad na jednośladzie otarł się jednak o śmierć. Wskutek zderzenia z furmanką w Piaśnikach doznał obrażeń głowy, rąk i nóg. Jednak nie ta bolesna przygoda okazała się najgroźniejszym, co przyniósł mu rok 939.
Kilka miesięcy po wypadku, we wrześniu roku pamiętnego, gdy wielu przyjezdnych Polaków i większość mieszkających tam Francuzów (z dyplomatami na czele) ewakuowało się ze Śląska, Pautex został. I aresztowało go gestapo. Trafił do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie zginął w 1941 roku. Nie wiemy, czy Niemcy represjonowali go jako byłego instruktora powstańczego, czy jako podejrzanego o działalność wywiadowczą. Ale stracił życie jako człowiek związany z polskim Śląskiem.
Miejsce, od którego wszystko się zaczęło
Gospody Parkowej już nie ma. Ale miejsce, w którym stała, wciąż istnieje. W samym sercu Parku Śląskiego, nad dzisiejszym Dużym Stawem, zaraz naprzeciwko Dużego Kręgu Tanecznego. Od stworzenia Terenów Festynowych, tego „parku w miniaturze”, w który architekt Władysław Niemirski ze swoim zespołem przemienił zmodernizowaną i rozbudowaną Dolinę Szwajcarską, zaczęła się historia Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku. A zatem to Francuz Pautex, cokolwiek nim kierowało, założył zalążek WPKiW.
Henri Pautex pozostaje postacią pełną tajemnic. Żołnierz, restaurator, może tajny agent. Ale na pewno człowiek, który silnie zaangażował się w walkę o polski Śląsk. Może więc warto, by w miejscu, które stworzył, pojawiła się choć jakaś tabliczka, kamień czy inny znak pamięci? A może by chociaż nazwać jego imieniem którąś z tak jeszcze licznych, bezimiennych alejek w Parku Śląskim? Zasłużył na to. Nawet jeżeli był zielonym ludzikiem.

Może Cię zainteresować: