Myślę, że nie zaliczam się stricte do grona „mikoli”, jak potocznie określa się miłośników kolei. Zbudzona w środku nocy nie wyrecytuję chronologicznie, jakie maszyny produkował Fablok czy też jaki rozstaw szyn obowiązuje w różnych miejscach na świecie. Oczywiście, znam klasyczne modele reprezentantów taboru kolejowego, jak i sposób działania różnych maszyn i urządzeń. Jednak to, co mnie kręci, to teren! Trasy kolejowe, zwłaszcza te nieczynne, które pamiętam jednak z wczesnego dzieciństwa. Dla każdej zlikwidowanej stacji czy też trasy poszukuję odpowiedzi na uniwersalne pytanie: dlaczego?
Kolej plus ogromne emocje i zacieranie rąk
W ostatnich miesiącach elektryzuje mnie nie tylko temat ogromnej inwestycji, jaką jest przebudowa katowickiego węzła kolejowego, ale cały program Kolej Plus. Jak podaje PKP PLK na stronie internetowej plk-inwestycje.pl, w ramach tego wieloletniego programu nastąpi nie tylko modernizacja i poprawa bezpieczeństwa istniejącej infrastruktury kolejowej, ale i rekonstrukcja zlikwidowanych tras oraz stworzenie nowych. Oznacza to, że pociągi wracają, na przykład, do Karpacza, Głubczyc, Racławic Śląskich, do mojego ukochanego Orzegowa w Rudzie Śląskiej... i wielu, wielu innych miejscowości! To nie tylko podjęcie działań przeciwko wykluczeniu komunikacyjnemu, ale i szerszy dostęp do najbardziej ekologicznego środka transportu zbiorowego dla około 1,5 mln ludzi!
Dzisiaj zabieram Was do czterech miejsc, w których czas pozostaje zamrożony – dla każdego z nich w nieco innym sensie. Przez Kały, szczęśliwie, wciąż kursują połączenia pasażerskie. Nie zmienia to jednak faktu, że w przeszłości gmach dworca tętnił życiem. Budynek dawnego dworca w Zimnej Wódce wykorzystywany jest na cele mieszkalne i gospodarcze. W Pilszczu i Nasiedlu, choć są to bardzo zadbane miejscowości, ruiny zabudowań kolejowych stoją cichutko na uboczu, licząc nieśmiało na lepszy czas... Ale przecież on może nadejść, prawda? Przecież nadszedł dla Rudy Śląskiej – Chebzia, które stało się Stacją Biblioteka, dla dworca w Goczałkowicach-Zdroju, który otrzymał tytuł „Dworca Roku 2020”...
Twin Pilszcze, bo tajemnice są tu gęste
Do Pilszcza trafiłam w kwietniu 2024 roku, w deszczowe przedpołudnie. Sama miejscowość zachwyciła mnie bezgranicznie, ujmując spokojem, czystością i sielankową atmosferą. Czy właśnie tutaj, w tak cudownym miejscu, gdzieś w zaroślach mogą dogorywać szczątki infrastruktury kolejowej? Cóż... Odpowiedź jest twierdząca.
Czeskie nazwy Pilszcza to Pilšť albo Plšť. W języku niemieckim miejscowość nazywa się Piltsch. Uniwersalnie zaś mówiąc, jest to miejsce o wyjątkowej i przejmującej historii. Obecnie wieś w powiecie głubczyckim składa się z właściwej wsi oraz z oddalonego o około dwa kilometry osiedla pod nazwą Pilszcz-Osiedle PGR. Najbliższym miastem jest Opawa, usytuowana już po czeskiej stronie granicy. Przypominam, że niezależnie od granicy państwowej, cały czas pozostajemy na Górnym Śląsku. Wieś położona jest w tak zwanej Bramie Morawskiej, czyli zapadlisku między Sudetami i Karpatami. Sporą część jej powierzchni zajmują grunty rolne.
Niemieckojęzyczni założyciele wsi nadali jej nazwę Piltsch od słowa „der Pilz”, czyli grzyb, od obficie występujących tu grzybów – choć przecież znajdujemy się na terenie bezleśnym! Jej mieszkańcami byli głównie Morawcy, czyli zanikająca śląska grupa etnograficzna z okolic Owsiszcza i Kietrza. Dawniej ludność ta identyfikowała się narodowościowo jako Morawianie lub Niemcy. Dzisiaj Morawcy przedstawiają tożsamość śląską, niemiecką lub polską. Wioska została niemal całkowicie zniszczona przez Armię Czerwoną zimą i wiosną 1945 roku, a rdzennych mieszkańców Pilszcza wysiedlono przymusowo do Niemiec na mocy traktatu jałtańskiego. Z tego powodu aktualnie większość mieszkańców stanowi ludność napływowa z obszaru dzisiejszej Ukrainy.
Wykluczenie komunikacyjne owocem zmiany granic
Budynek stacji kolejowej w Pilszczu powstał w 1906 roku. W 1992 został wyłączony z użytkowania i początkowo nadano mu inne funkcje, jednak z czasem popadł w ruinę. Linia kolejowa została zlikwidowana w 1991 dla ruchu pasażerskiego, a w 1992 dla ruchu towarowego. Na stronie kolejpodsudecka.pl czytamy, że 2 sierpnia 2009 roku upłynęło sto lat istnienia linii kolejowej z Baborowa, gdzie w 2016 wznowiono ruch towarowy, do Opawy. Nadmieńmy, że stacja Bauerwitz (Baborów) powstała w 1855 jako element linii kolejowej z Głubczyc do Raciborza (wskrzeszana aktualnie linia kolejowa 177). Linię do Pilszcza, jak wspomniałam, ostatecznie zamknięto w 1992 roku.
Tutaj powracamy do uniwersalnego pytania, o którym wspomniałam na samym początku artykułu. Co doprowadziło do upadku linii kolejowej, na której znajdowała się stacja Pilszcz? Odpowiedź znajdziemy również na stronie kolejpodsudecka.pl.
Po drugiej wojnie światowej, na mocy porozumień z 11 lipca i 15 sierpnia 1945 roku, Polskie Koleje Państwowe przejęły od radzieckiej administracji wojskowej pieczę nad siecią linii kolejowych w całym kraju, także na pozyskanych ziemiach zachodnich. Nowa granica między Polską a Czechosłowacją spowodowała zakłócenie przebiegu wielu dotychczasowych szlaków kolejowych. Na szlakach tranzytowych powstały przejścia graniczne dla ruchu pasażerskiego i towarowego, z których wiele funkcjonuje do dziś. Niestety, poszkodowane zostały linie lokalne. Tory za ostatnią stacją przed granicą były najczęściej likwidowane, przez co stacja Pilszcz także stała się tą końcową... Odcinając tym samym komunikację kolejową z najbliższym miastem, czyli Opawą.
Warto wspomnieć o dwóch ostatnich pociągach, które kiedykolwiek wjechały do Pilszcza. Pierwszym był skład specjalny relacji Katowice-Pilszcz-Katowice, szynobus SN81-002. Przejazd zorganizowało w dniu 20 maja 1995 roku Stowarzyszenie Miłośników Kolei z Katowic. Tym zupełnie ostatnim był pociąg specjalny relacji Kędzierzyn-Koźle-Pilszcz-Kędzierzyn-Koźle, 3 czerwca 1996 roku. Wagony ciągnęła lokomotywa parowa Ty42-107. Jej przejazd definitywnie zakończył ruch kolejowy w Pilszczu.
Kiedyś dworzec, potem składowisko buraków cukrowych
Pozostańmy jeszcze przez chwilę na niezwykłej ziemi głubczyckiej, gdzie historia miesza się z teraźniejszością, choć tak często jest jeszcze niezrozumiana. Przysłowiowy rzut beretem od Pilszcza znajduje się senna miejscowość Nasiedle, w przeszłości zwana Nassiedel i Násilé. Leży ona w obrębie tak zwanych „polskich Moraw”. Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą z 1253 roku, z czasów Margrabstwa Moraw, czyli marchii Świętego Cesarstwa Rzymskiego w ramach Królestwa Czech. Później ziemie te należały do księstwa opawskiego, uważanego za część Górnego Śląska przynajmniej od końca piętnastego wieku. Właścicielami Nasiedla były, między innymi, rody Siedlnicki oraz Oppersdorff. Po wojnach śląskich Nasiedle znalazło się pod władaniem Prus i zostało wcielone do powiatu głubczyckiego (Kreis Leobschütz).
Należy tutaj podkreślić strukturę etniczną okolic Nasiedla. Tak jak w Pilszczu, najliczniejszą grupę mieszkańców stanowili bowiem Morawcy, zanikająca obecnie grupa etnograficzna. Jeszcze w 1910 roku aż 60% mieszkańców posługiwało się gwarami laskimi, czyli gwarami zachodniosłowiańskimi występującymi w północno-wschodnich Czechach. Po drugiej wojnie światowej, w czasie fali prześladowań etnicznych na Śląsku, Morawcom pozwolono pozostać na swoich ziemiach, gdyż uznano ich za ludność polską. W połowie lat 50. rozpoczęła się jednak emigracja do Niemiec na dużą skalę.
W Nasiedlu znajdziemy imponujący barokowy pałac wzniesiony w 1730 roku przez właściciela miejscowości, Antoniego Józefa Siedlnickiego. Obiekt jest obecnie w rękach prywatnych, a właściciele dwoją się i troją, aby lśnił blaskiem jak najmocniej. Niedaleko znajduje się zapomniany, zarośnięty, opuszczony budynek dworca...
Stacja Nasiedle znajdowała się na wspomnianej już linii 325, z Baborowa do Pilszcza (a dawniej do Opawy). Budynek dworca, otwarty w 1906 roku, musiał kiedyś być piękny. Udaje mi się wejść do środka przez wybite okno, jednak zastaję tam tylko kompletną ruinę. Przypuszczam, że przez jakiś czas mógł on służyć do celów gospodarczych, może nawet mieszkalnych. Pewne jest tylko to, co podaje Ogólnopolska Baza Kolejowa – jeszcze do niedawna budynek pełnił funkcję... Tymczasowego składowiska buraków cukrowych.
Ruch pasażerski istnieje, budynek dworca umiera
Przenosimy się teraz z okolic Głubczyc na ziemię opolską. Przypominam – nie „Śląsk Opolski”, bo Opolszczyzna to po prostu zachodnie rubieże Górnego Śląska. Nadal podróżujemy jednak przez urokliwe, niewielkie miejscowości. Tak trafiamy do wsi Kały, przez którą przebiega czynna linia 293 Jełowa – Kluczbork. Jeśli chodzi o przystanek, to znajdziemy tu jeden peron z jedną krawędzią peronową. Wciąż istnieje także budynek dworca z 1910 roku, dawniej częściowo zamieszkały, dziś zdewastowany. Ogólnopolska Baza Kolejowa informuje także, że na przystanku nigdy nie istniało zadaszenie torów, nie ma i nie było także budynków obsługi taboru, wieży wodnej, czy też semaforów. Kasa biletowa została zlikwidowana w 1982 roku, a dodatkowe tory zostały już dawno rozebrane.
Z pewnością nie tylko mnie zaintrygowała nazwa wsi, która etymologicznie może nawiązywać do pobliskich terenów leśnych i bagiennych. Bardzo blisko, w okolicach Jełowej, na terenie leśnym znajdziemy także... Wydmy. Może współczesna nazwa jest w jakiś sposób związana z warunkami przyrodniczymi okolicy? Oryginalna nazwa miejscowości brzmiała Podewils; po wkroczeniu Armii Czerwonej zmieniono ją na Podwilcze, a ostatecznie, od 9 września 1947 roku wieś funkcjonuje pod nazwą Kały. Gdy otwierano zatem stację, w 1899 roku, nosiła ona miano Podewils.
Zupełnie nowe światło na dawną stację, a dziś przystanek Kały, rzuciła opowieść jednego z moich stałych Czytelników. Dawniej Kały były bowiem stacją handlową z posterunkiem odstępowym, zamkniętym 30 stycznia 1947 roku. Przez długie lata, być może nawet do połowy lat 80., przy stacji wciąż stały nieużywane semafory. Długoletnim zarządcą stacji Kały był pan Alojzy Witek, który zamieszkiwał z żoną w domku obok stacji. Jego żona pracowała jako kasjerka. Likwidacja stacji handlowej oraz zamknięcie kasy było konsekwencją przejścia na emeryturę tego małżeństwa oraz braku innych osób chętnych do podjęcia pracy w Kałach. Ponieważ dworzec dysponował jedynie pojedynczym pomieszczeniem dla pracowników oraz przedsionkiem, nadawanie i odbieranie bagażu odbywało się w stojącym u Witków wagonie towarowym z drugiej połowy XIX wieku, znacznie starszym niż kolej w tym regionie. Po zlikwidowaniu obsługi handlowej wagon został przekształcony w ich magazyn, a obecnie, po śmierci państwa Witek, stoi zapomniany w chaszczach na ich dawnym podwórku.
Chwila relaksu w Zimnej Wódce, z gorącą herbatą w termosie
Nasz ostatni dzisiejszy przystanek – choć nie dosłownie, gdyż tory nie istnieją w tym miejscu od lat – to śliczna wieś Zimna Wódka w gminie Ujazd na Opolszczyźnie. Miejscowość, podobnie jak Kały, odwiedziłam w kwietniu 2025 roku. Ujęła mnie czystością, porządkiem i spokojem – zupełnie tak, jak rok wcześniej Pilszcze i Nasiedle. Jeśli chodzi o dawny budynek dworca, to od razu rzuca mi się w oczy jego gabaryt, świadczący niewątpliwie o dawnym zapotrzebowaniu na transport kolejowy. Dziś w jego wnętrzach mieszkają ludzie, a sam budynek jest należycie zadbany.
Gmach oddano do użytku w 1936 roku. Ze stacji Kaltwasser, bo tak nazywała się dawniej Zimna Wódka, można było dojechać do Kłodnicy lub do Kluczborka. Według współczesnej numeracji, stacja znajdowała się na linii numer 175. Obecnie zlikwidowano całe odgałęzienie linii, na jakim w przeszłości mieściła się stacja w Zimnej Wódce. Dawne perony nie były nigdy zadaszone, nie istniały tu przejścia podziemne ani kładki, podobnie jak budynki obsługi taboru czy też – najprawdopodobniej – wieża wodna. Kasa biletowa działała do 1994 roku. Życie kolejowe istniało tutaj w latach 1936-2000, do czasu gdy zawieszono ruch pasażerski. Później nastała dziwna cisza, spotęgowana całkowitą likwidacją w 2015 roku.
Według informacji znalezionych na stronie internetowej „Atlas kolejowy”, przystanek dwukrotnie zmieniał nazwę. W latach 1936-1945 funkcjonował pod nazwą „Kaltwasser”, między 1945 a 1946 jako „Zimnawódka”, a od 1946 roku do samego końca w lutym 2015 – jako „Zimna Wódka”. Na tej samej stronie znajdziemy także bardzo ciekawe informacje dotyczące istniejących przy przystanku bocznic.
Wielka tajemnica małej bocznicy kolejowej
Schematyczny plan stacji Zimna Wódka z datą 1951 obrazuje istnienie bocznicy, która jest wpisana w tabelkę jako tor stacyjny nr 4, a odchodzi od toru głównego zasadniczego już poza północną głowicą stacji i idzie równolegle w pewnej odległości od niego, w kierunku Strzelec Opolskich. Tor ten kończy się na wysokości km 20.797, czyli w miejscu budowy wtedy niedokończonej autostrady. Można bez obaw przyjąć, że była to bocznica obsługująca budowę tej drogi. Inwestycję przerwał koniec drugiej wojny światowej, a została ona dokończona dopiero po ponad 50 latach. Na zdjęciach satelitarnych widać wyraźnie ślad tej bocznicy.
Zagadką stacji Zimna Wódka pozostanie jednak inna bocznica, o której niestety nic nie wiemy. Jej istnienie prezentuje plan stacji z roku 1946. Bocznica odchodziła w prawo patrząc w kierunku Strzelec Opolskich. Niestety, na planie nie oznaczono nic więcej poza rozjazdem i kawałkiem toru wraz z wykolejnicą. Mogła to też być bocznica służąca do celów budowy autostrady. W terenie nie ma po niej nawet najmniejszego śladu.
Archeologia kolejowa i górnicza pochłaniają mnie bez reszty. Przedstawione w artykule stare dworce to nie jedyne miejsca, które odwiedziłam w ostatnim czasie. Ale... Nie można przecież zdradzić wszystkich tajemnic naraz, prawda?

Może Cię zainteresować: