WPKiW powstał na samych hałdach i nieużytkach? To największy mit Parku Śląskiego. Skrzywdzono też ludzi

Pewno nieraz już czytaliście, że Park Śląski założono na hałdach i nieużytkach. Ale czy wiecie, że to gigantyczne uproszczenie, niezasługujące nawet na to, by nazwać je półprawdą? Tak tylko głosi mit założycielski Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku. Przez całe dekady powielano oficjalną narrację o zdegradowanym krajobrazie, który przekształcono w „Zielone Płuca Śląska”. Tymczasem zapomniane od lat lub niedoceniane źródła mówią coś innego, ukazując historyczną rzeczywistość narodzin WPKiW, której długo nie rozumiano lub celowo ją ignorowano. Czas odsłonić przemilczaną prawdę o historii jednego z najważniejszych miejsc na Górnym Śląsku.

Mityczna wersja historii

Oficjalna narracja dotycząca powstania Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku (WPKiW), znanego dziś jako Park Śląski, głosi, że jego obszar stanowił pierwotnie krajobraz niemal postapokaliptyczny. Na stronie internetowej Parku Śląskiego czytamy:

Teren był ogromny i przerażający. Pokryty w 75 proc. hałdami, pogórniczymi odpadami, biedaszybami, zapadliskami, bagnami i wysypiskami oraz w niewielkim obszarze terenami o charakterze rolniczym.

Brzmi jak idealne miejsce na spektakularną rewitalizację? To właśnie taka narracja była latami powielana przy okazji niezliczonych opisów autentycznie skądinąd tytanicznego wysiłku w budowie zielonego serca Śląska. Dalszych przykładów można by podać multum, tu przytoczmy tylko jeden. Za to ważki, bo klasyczną już biografię wojewody Jerzego Ziętka, twórcy i wieloletniego patrona WPKiW, autorstwa prof. Jana Walczaka:

Ziętek upatrzył sobie olbrzymi, blisko 600-hektarowy obszar wyrobisk i hałd górniczych. Koszmarny „księżycowy” krajobraz urozmaicały jeszcze rozległe głębokie zalane wodą „doły”, źródło niezdrowych wyziewów i gigantyczna wylęgarnia komarów. Kpiarze przezwali ten obszar „Szwajcarią”. I właśnie tutaj miał powstać wielki park dla wypoczynku i zabawy 1300 tysięcy ludzi zamieszkujących centrum GOP.

Problem polega na tym, że taki pejzaż… to nieprawda.

Co mówią (nie-)oficjalne dane

W roku 1950, jeszcze nim narodził się Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, a nawet zanim zapadła decyzja o jego utworzeniu, specjalny zespół architektów pod kierunkiem Kazimierza Wejcherta opracował wstępny projekt. Częścią tego historycznego już dziś dokumentu było drobiazgowe studium terenu, który miał zostać przekształcony w park. Sporządzili je St. Głowiński, F. Major, St. Nowak, J. Lazar, Fr. Ludera i L. Pioskowik. To bezcenne dla nas źródło! Dzięki niemu wiemy, że krajobraz wcale nie był tak zdegradowany, jak przedstawiano go w oficjalnych przekazach:

Teren projektowanego Parku jest nierówny, falisty (najwyższe wzniesienie w trzech punktach na ca. 32 m n. p. m.), pocięty jest szachownicą pól uprawnych (tu i w dalszych cytatach wyróżnienia T.B.), łąk, stawów oraz odkrywek geologicznych, w znacznej części był on zalesiony, obecnie las jest karłowaty, miejscami zdewastowany, w sąsiedztwie stawów, t. zw. Doliny Szwajcarskiej roślinność tworzy laski parkowe, złożone przeważnie z drzew liściastych, duże połacie na wschód od tych terenów na glebach ubogich zajmują wrzosowiska, miejscami kosodrzewina.

W tym opisie zróżnicowanego terenu intrygująca jest zwłaszcza wzmianka o polach uprawnych. A to dopiero początek! Przedstawione następnie twarde, liczbowe dane (w mediach Polski Ludowej przemilczane), czarno na białym i z żelazną precyzją informują, że:

  • Pola zajmowały aż 350 hektarów z 557,7 ha przeznaczonych pod budowę Parku. Czyli prawie dwie trzecie! A nie zaszkodzi też wspomnieć o 39,5 ha łąk czy 19 ha ogródków działkowych.
  • Około 145 ha było własnością prywatnych właścicieli.
  • Własność prywatną stanowiło 420 działek o powierzchni od 5 m kw do 30 ha.

To nie wszystko. Studium informuje także, iż:

Pola uprawne zaliczyć należy do III i IV kategorii gruntów, najwyższe zaś wzniesienie Doliny Szwajcarskiej (pokryte na powierzchni kamienistymi piaskowcami) – do V kategorii.

Co to znaczy? Otóż grunty III kategorii to ziemia o średniej jakości. Jednak nadająca się do upraw pod warunkiem nawożenia czy odpowiedniego nawadniania. Nie jest to gleba najwyższej klasy, ale wciąż można ją uprawiać. Grunty IV kategorii są już bardziej problematyczne. Mogą być piaszczyste, gliniaste lub mieć ograniczoną zdolność zatrzymywania wody i uprawa tutaj jest trudniejsza. Lecz takie tereny nadają się np. na pastwiska lub rekultywację. Miejmy świadomość, że w Polsce gleby klasy III są klasyfikowane jako dobre i średnio dobre, stanowiąc około 18,6% gruntów ornych. Natomiast gleby klasy IV (średniej jakości) zajmują aż 43,7% powierzchni uprawnej w kraju. Łącznie to ponad 62% polskich ziem uprawnych! Krótko mówiąc, większość gruntów rolnych w Polsce to gleby średniej jakości i do takiej przeciętnej kategorii zaliczały się grunty rolne na obszarach przyszłego WPKiW. Znacząca ich część nadawała się więc do prowadzenia działalności rolniczej, co podważa twierdzenia o tym, że teren ten był całkowicie zdegradowany.

A grunty V kategorii? To rzeczywiście ziemia, która jest już bardzo trudna do uprawy: gleby ubogie w składniki odżywcze, często podmokłe, zakwaszone lub o bardzo niekorzystnej strukturze. Uprawianie ich jest jeszcze możliwe, ale wymaga dużego nakładu pracy i specjalnych zabiegów, takich jak intensywne nawożenie czy melioracja. W praktyce takie grunty częściej przeznacza się na łąki, pastwiska lub zalesienie, czasem mogą być też używane jako tereny rekreacyjne. I w przypadku WPKiW tak właśnie się stało – przecież chodziło tu tylko o najwyższe wzniesienie Doliny Szwajcarskiej, czyli dzisiejsze Wzgórze Planetarium. Znany nam bujny las wyrósł po części na specjalnie nawiezionej na kamieniste podłoże warstwie ziemi. Ale też już wcześniej rozciągała się tam łąka nad stawem, chętnie wykorzystywana przez licznych piknikowiczów.

Prawda i manipulacja

Jednak prawdopodobnie to właśnie inne elementy przedparkowego krajobrazu Wzgórza Planetarium, na którym rzeczywiście składowano odpady poprzemysłowe, wpłynęły na narodziny i ukształtowanie się mitu. Tak pisze o tym terenie Wilhelm Szewczyk we wstępie do albumu „Oaza pod rudym obłokiem” z 1972 roku:

I tutaj bowiem, gdzie wyrosły kędzierzawe zwieńczenia Parku, zjawiły się płone pagórki, wysuszone nie ogniem Wulkanowym, lecz pod ciosami kilofów.

Warto podkreślić, że wybitny śląski literat w żadnym innym miejscu swojego (słusznie przecież) opiewającego WPKiW tekstu o budowaniu Parku na hałdach nie wspomina. Tymczasem rozmaici dziennikarze i publicyści, doskonale odnajdujący się w roli propagandystów, nie stronili od manipulacji. Cóż zresztą w tym trudnego, by lokalny przykład rzeczywiście zdegradowanego terenu uogólnić na cały WPKiW? Taki prosty ale skuteczny zabieg zastosował np. Włodzimierz Janiurek we wstępie do drugiego wydania albumu „Śląski Park Kultury” z 1963 roku:

(...) wiem z lat dzieciństwa, jak wyglądało tu przedtem. Były ponure zapadliska, pokryte rzadką i popielistą, usychającą roślinnością. Były wybrzuszenia żużlu i piachu.

Ówczesny redaktor naczelny Trybuny Robotniczej nie kłamał. Jego zapadliska, żużle i piachy naprawdę były. Szkopuł w tym, że... nie wszędzie. Stąd doceńmy umiar Wilhelma Szewczyka. Prawda jest taka, że WPKiW powstał w pewnej mierze na obszarach zdegradowanych, ale nie w stopniu, który uzasadniałby mit o wszechobecnym „księżycowym krajobrazie”.

Faktem jest, że współcześni nam historycy w swoich pracach na temat Parku Śląskiego nie ignorowali problemu. Tereny przyszłego parku stanowiły głównie obszary rolne – zauważała Aneta Borowik w 2020 roku, zaś Łukasz Respondek (2016) wspominał o skonfiskowanej chorzowskim rolnikom ziemi uprawnej. Jednak ci godni szacunku autorzy jakoś nie przebili się z tym do powszechnej świadomości. Być może po prostu... nikt nie przeczytał odnośnych partii ich książek ze zrozumieniem.

I podobnie mało kto chyba zwrócił uwagę na to, co stwierdził jeszcze w listopadzie 1953 roku sam generalny projektant WPKiW, prof. Władysław Niemirski w poświęconym projektowi Parku artykule na łamach miesięcznika Architektura:

Prawie połowę powierzchni terenu parku, 49% zajmują pola uprawne.

Fotografia nie kłamie. Zwłaszcza lotnicza!

Także analizując cenną lotniczą fotografię WPKiW z lat 50., łatwo można dostrzec geometryczną siatkę pól uprawnych, która sugeruje, że teren przed budową parku stanowił w znacznej części użytki rolne.

Wyraźnie widać na niej typowe równoległe działki (nieraz prostokątne), charakterystyczne dla dawnych gospodarstw rolnych czy folwarków. Takie geometryczne układy pól dalekie są od chaotycznego układu zdegradowanych terenów poprzemysłowych, co dodatkowo podważa mit o „księżycowym krajobrazie” przed budową WPKiW. A to nie wszystko – niektóre z linii, które dzielą obszar, wyglądają jak dawne miedze lub drogi polne, które oddzielały własność różnych rolników i gospodarstw. Taki system dróg polnych i granice działek również jednoznacznie świadczy o tym, że ten teren w dużej części był użytkowany rolniczo. Fotografia ta stanowi kapitalny dowód na to, że znaczna część przyszłego parku była ziemią rolną, a nie wyłącznie hałdami i nieużytkami, jak głosiła tradycyjna narracja przez lata.

Na dużej części obszaru Parku nie widzimy też śladów hałd i wyraźnych zapadlisk. Podczas gdy w oficjalnym przekazie mówi się o ogromnych hałdach i zniszczonym krajobrazie, to na zdjęciu nie widać charakterystycznych formacji terenu typowych dla obszarów pogórniczych – np. stożkowatych hałd, dużych wyrw czy chaotycznych usypisk. Na tej fotografii z przejściowego etapu zagospodarowania WPKiW widzimy za to wyraźnie, że ten teren nie był dzikim pustkowiem, jak długo przedstawiano w obowiązującej wersji historii.

Ta fotografia lotnicza doskonale uzupełnia nasze wcześniejsze analizy, stanowiąc niezbity dowód na to, że teren WPKiW był dużo bardziej zróżnicowany, niż głosi mit. I w taki oto sposób znów potwierdza się stare porzekadło, ze jeden obraz to tysiąc słów. To gęsto upakowane informacją zdjęcie ujawnia rzeczywistość, którą praktycznie wymazano z medialnego przekazu. Ten zaś zawładnął naszą wyobraźnią do tego stopnia, że przeżył PRL i ma się dobrze do dziś.

Okiem naocznego świadka

A co mówią słowa osób, które brały udział w budowie WPKiW? Swój ciężar gatunkowy ma tu relacja profesora Jana Żabińskiego. Legendarny polski zoolog, nadzorujący budowę Śląskiego Ogrodu Zoologicznego, opisał różnorodność terenu powstającego Parku w artykule „Piękna wizja śląskiego Zoo”, który 2 listopada 1951 roku opublikował Dziennik Zachodni:

Komitet Budowy Ogrodu Zoologicznego w Woj. Parku Kultury i Wypoczynku zakładanym na przestrzeni 600 ha, pomiędzy Katowicami a Chorzowem, zaprosił mnie celem pokazania mi swych planów i zwiedzenia wybranego terenu. Oglądaliśmy starannie znaki na mapie, warstwice wzniesienia poziomów, rozkład stawów, ponadto rzędy i kolumny cyfr. W terenie pięknie zaorane pola PGR, po których uczniowie szkoły mierniczej chodzili z taśmami, tykami i niwelatorami. Wstępne roboty, pomiary.

Wprawdzie nieco dalej naukowiec opisuje teren jako zróżnicowany, pagórkowaty, nie pozbawiony zadrzewienia a nawet form skalnych, jednak już krótką chwilę później...

Po kilku krokach po zaoranej roli zatrzymałem się machinalnie.

W relacji pojawia się owszem naturalna zapadlina po dawnej starej kopalni i odkrywka rodzimych skał. Jednak Żabiński nie wspomina nic o dominujących hałdach czy całkowitej degradacji. Za to terenów rolniczych w jego opisach nie brakuje:

Rzeczywiście widzę teraz, że tu i tam trzeba byłoby „ogrodzenie” uzupełnić. ale poza tym wybieg niemal gotowy Tylko że na takie stadne pokazy trzeba rozporządzać wielkimi terenami. Tych jednak Rada Wojewódzka nie żałuje. – „50 ha wystarczy?” – zwracają się do fachowców. – „Mówcie, jeśli trzeba więcej, dodamy pod Zoo jeszcze parę poletek, niech tylko będzie tak, jak trzeba”.

W tych słowach, wypowiedzianych najwyraźniej przez kogoś w Wojewódzkiej Radzie Narodowej bardzo wysoko postawionego, ucho uważnego słuchacza dosłyszy głos samego wiceprzewodniczącego jej Prezydium – Jerzego Ziętka.

Lecz wzmianki o rolniczych terenach projektowanego i budowanego WPKiW ukazywały się w prasie niezwykle rzadko. A jeżeli już, to raczej w bagatelizującym tonie, czego przykładem Dziennik Zachodni z 22 lipca 1954 roku:

(...) cały teren był pogorzeliskiem po wypalonym 70-hektarowym lesie kopalnianym. Dodajmy to tego trochę nieużytków po biedaszybach i gliniankach, a do tego wszystkiego nieco skąpych w urodzaj pól uprawnych.

„Cena postępu”: stalinowskie wywłaszczenia i ludzkie krzywdy

Jednak grunty PGR-u, powstałego w wyniku nacjonalizacji folwarku na katowickim Dębie, to nie wszystko. Jedną z najbardziej przemilczanych kwestii jest fakt, że na teren przyszłego Parku Śląskiego gospodarowali wcześniej rolnicy, których wywłaszczono. Wspomnienia ich potomków świadczą o tym, że ludzie ci wciąż żyją w cieniu tamtych wydarzeń. Dla tych akurat rodzin budowa parku nie była aktem cywilizacyjnym ani też ekologicznym i rekreacyjnym fenomenem, ale źródłem wieloletniej traumy. Wszelako stracili ziemię, dorobek pokoleń i sposób życia.

Dlaczego tak łatwo wywłaszczono tych ludzi? Były to czasy stalinowskie, w których interes jednostki nie miał znaczenia wobec „dobra społecznego”. W całej Polsce wywłaszczanych nie pytano o zdanie, zastraszano, odmawiano im zadośćuczynienia. Przypomnieć warto, że tamtym okresie wywłaszczenia nie dotyczyły tylko ziemi pod inwestycje, jak w przypadku WPKiW, ale także masowej nacjonalizacji majątków ziemskich. W latach 50. wywierano presję na rolników, zmuszając ich do wstępowania do spółdzielni produkcyjnych (tak w Polsce formalnie nazwano model gospodarstwa na wzór sowieckiego kołchozu). W praktyce dążyło to do zniszczenia tradycyjnego modelu gospodarstw rodzinnych i podporządkowanie rolnictwa centralnemu planowaniu. A przecież nacjonalizacja nie ograniczała się tylko do ziemi – dotyczyła także przemysłu, handlu, a nawet instytucji finansowych. Państwo przejmowało własność prywatną, eliminując całe grupy społeczne, które nie pasowały do komunistycznej wizji społeczeństwa.

Z dzisiejszej perspektywy jasno widać, że wywłaszczenia rolników pod budowę WPKiW w latach 50. wpisywały się w szerszą politykę komunistycznego państwa, które dążyło do przymusowej kolektywizacji rolnictwa i eliminacji niezależnych gospodarstw. Bogatsi rolnicy, zwani pogardliwie kułakami, byli traktowani jako wrogowie klasowi, a ich ziemia często przechodziła na własność państwa bez rekompensaty. Właściciel owej wymienionej w studium terenu 30-hektarowej działki na terenie przewidzianym dla WPKiW łatwo mógł być za takiego kułaka poczytany. Z wszystkimi tego fatalnymi dlań konsekwencjami.

Wywłaszczenia pod budowę WPKiW w latach 50. były więc częścią brutalnej polityki, która nie liczyła się z jednostką. I chociaż wydaje się, że takie działania to już przeszłość, podobne mechanizmy funkcjonują do dziś. Wywłaszczenia pod inwestycje infrastrukturalne, jak np. Centralny Port Komunikacyjny (CPK) czy budowa tras szybkiego ruchu, takich jak obwodnica Augustowa, nadal wywołują dramaty społeczne. Wiele osób traci dorobek życia i jest zmuszonych do opuszczenia swojej ojcowizny – często bez głosu w tej sprawie.

Prawda i pamięć

Absolutnie i w żadnym razie nie chodzi tu o to, aby stygmatyzować Park Śląski czy demonizować jego przeszłość. Jest on bez wątpienia jednym z najpiękniejszych miejsc w regionie, a jego rola jako pełnego atrakcji centrum wypoczynku wśród bujnej natury jest nieoceniona. Kochamy to miejsce i trudno wyobrazić sobie Śląsk bez jego „Zielonych Płuc”. Ale równocześnie warto poznać prawdę – bo historia Parku Śląskiego to nie tylko gigantyczna transformacja krajobrazu w społecznym interesie, lecz także dramat ludzi, którzy musieli ustąpić miejsca temu projektowi. Czy warto mówić o tej historii? Tak! Nie po to, by rozliczać przeszłość, ale po to, by pamiętać, że wielkie inwestycje mają swoją cenę – i że często płacą ją zwykli ludzie.

Park Śląski na dawnych zdjęciach. Tak było, nim urosły drzewa.

Może Cię zainteresować:

Park Śląski bez drzew? Niewyobrażalne! A przecież tak było, nim urosły drzewa posadzone za Ziętka

Autor: Tomasz Borówka

23/05/2025

Tu powstanie WPKiW

Może Cię zainteresować:

Park Śląski i jego narodziny. Tak wyglądał teren WPKiW na początku lat 50.

Autor: Tomasz Borówka

20/12/2022

Śląski krajobraz XX wieku

Może Cię zainteresować:

Śląski pejzaż księżycowy. Same kopalnie, huty i wspaniałe pustkowie. Buzz Aldrin byłby zachwycony

Autor: Tomasz Borówka

07/09/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama