Kaszubi język regionalny mają od blisko 20 lat. Rada dla Ślązaków: "Pilnujcie, czy w samorządach pieniądze faktycznie idą na naukę tego języka"

Zawsze wiedzieliśmy, że kaszubski jest językiem i chcieliśmy by objąć nas ochroną prawną, jako mniejszość etniczną, ale skończyło się na języku regionalnym – mówi Artur Jabłoński (Artur Jabłońsczi), kaszubski aktywista i pracownik Centrum Zaangażowanych Badań nad Ciągłością Kulturową na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. W rozmowie ze ŚLĄZAGIEM opowiada o kaszubskich doświadczeniach z językiem regionalnym. Ma także rady dla Ślązaków.

fot. FB/Kaszëbskô Jednota
Kaszuby

Śledził pan dyskusję w Sejmie nad projektem ustawy o uznaniu śląskiego za język regionalny?
Bardziej śledziłem wpisy w mediach społecznościowych po tej dyskusji. Jeżeli chodzi o samą dyskusję, to widziałem jak jedna z posłanek Polski 2050 wspierała język śląski po kurpiowsku oraz posła Kazimierza Plocke z Koalicji Obywatelskiej, który był posłem sprawozdawcą ustawy, dzięki której kaszubski został uznany za język regionalny. Wypowiadali się poztywnie o uzaniu śląskiego za język regionalny.

Jednak, jak można się było spodziewać, było wiele głosów negatywnych – m.in. o zagrożeniu dla jedności państwa polskiego czy o tym, że śląski to jedynie dialekt języka polskiego i na nic więcej nie zasługuje. Podobnie było z językiem kaszubskim?
Niekoniecznie. W tamtym czasie, kiedy głosowano w polskim Sejmie ustawę o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym (ten dopisek o języku regionalnym powstał podczas przygotowywania projektu ustawy do jej pierwszego czytania), to nie słyszałem takich głosów ze strony formacji politycznych.

Nie?
Wówczas rządziła lewica, Platforma Obywatelska tę ustawę wspierała, więc miała ona poparcie w Sejmie, a ugrupowania prawicowe nie miały jeszcze tak silnej pozycji. Choć pamiętam jednego posła z prawicy, to był chyba Jerzy Czerwiński z Opola, który takie przytyki robił. Co ciekawe, w tamtym czasie, między rokiem 2002 a 2004, kiedy ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym została przyjęta, najwięcej wątpliwości mieli przedstawiciele mniejszości narodowych i etnicznych. (Ôddekuj Ślōnsk choby nigdy przodzij! Szrajbnij sie na nasz ślōnski newsletter: https://www.slazag.pl/newsletter-slaski)

Faktycznie ciekawe.
Oni się martwili: co to teraz będzie? Pamiętam jak poseł Henryk Kroll z mniejszości niemieckiej mówił, że teraz do tego tortu, który i tak jest mały, przysiądą się Kaszubi i dla nikogo nie wystarczy.

Bali się konkurencji.
No tak.

Ustawa, na mocy której kaszubski został uznany za język regionalny, weszła w życie w styczniu 2005 r. Długo musieliście się o to starać?
To jest dość długa historia. Zaczęła się zaraz po demokratycznym przełomie w 1989 roku. Wtedy w Sejmie powstała komisja, pod kierownictwem Jacka Kuronia, do stworzenia prawa, które regulowałoby kwestię mniejszości narodowych i etnicznych. Ta komisja spotkała się m.in. z kaszubskimi liderami. Wówczas Kaszubi postulowali o te sama prawa co inne mniejszości, czyli m.in. o dostęp do mediów publicznych, programy we własnym języku, itp. Wtedy to otrzymaliśmy.

Tak?
W 1990 r. dostaliśmy czas antenowy w publicznej telewizji i radiu. W ramach ustawy o języku polskim dopisano jakiś paragraf, który pozwalał na nauczanie języka mniejszości w szkołach. Nie było to finansowane z budżetu państwa, finansowały to samorządy, ale już wtedy takie prawa Kaszubom przyznano. Później, w połowie lat 90., nasi liderzy, m.in. Jan Wyrowiński - wtedy poseł Unii Wolności, a obecnie prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego – przekonywali, że Kaszubi jednak nie chcą się czuć mniejszością etniczną i nie chcą uczestniczyć w dalszych pracach nad ustawą. I do 2002 r. Kaszubi nie brali udziału w dyskusji na temat praw mniejszości w Polsce.

Artur Jabłoński (Artur Jabłońsczi)
Artur Jabłoński (Artur Jabłońsczi), fot. Konrad Kędzior

Co się zmieniło w 2002 roku?
Zbliżał się czas wejścia Polski do Unii Europejskiej i uchwalenia ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, bo trzeba było dostosować polskiego prawo do prawa europejskiego. Wówczas pojechałem do Sejmu na czele delegacji Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, jako jego wiceprezes, żebyśmy wrócili do gry. Przedstawiliśmy wtedy nasze stanowisko, mówiąc o tym, że Kaszubi nie czują się mniejszością, a gospodarzami na swojej ziemi. Dlatego wolelibyśmy, żeby nas nazywać grupą etniczną, ale skoro nie ma takiego prawnego terminu, to chcemy być uznani za mniejszość etniczną. I wtedy zaczął się problem, czy rzeczywiście uznać Kaszubów za mniejszość.

Jak ten problem rozwiązano?
Po wielu konsultacjach uznano, że jakimś wyjściem będzie, że wzorem prawodawstwa niemieckiego czy francuskiego, wystarczy nam, że uznają nas za mniejszość językową. Język kaszubski otrzyma status języka regionalnego, w myśl Europejskiej karty języków regionalnych lub mniejszościowych. Ponieważ na samych Kaszubach wrzało i niektórzy nasi liderzy nie akceptowali tego, że chcemy zostać uznani za mniejszość etniczną, to większość z ulgą przyjęła propozycję uznania kaszubskiego za język regionalny. A kwestię ochrony grupy etnicznej, czy – z mojej perspektywy – narodu kaszubskiego musimy najpierw między sobą przedyskutować i ustalić.

Czy w 2005 roku byliście gotowi do skorzystania z tych możliwości, które daje status języka regionalnego?
Tak, byliśmy chyba w lepszej sytuacji niż teraz są Ślązacy. Dlatego, że już wcześniej nauczano języka kaszubskiego. W 1991 r. powstał pierwsza kaszubska podstawówka i pierwsze kaszubskie liceum. To były szkoły finansowane przez samorządy i pod koniec lat 90. było ich już około 30 i kaszubskiego uczyło się w nich prawie 500 uczniów. To przetarcie w latach 90. dało nam również możliwości wykształcenia nauczycieli. Pierwsza grupa nauczycieli kaszubskiego liczyła 12 osób.

Po wejściu w życie ustawy od razu na szerszą skalę wprowadzono nauczanie języka kaszubskiego w szkołach?
Do 2005 roku udało się wykształcić znacznie większe kadry oraz stworzyć programy nauczania i pierwsze podręczniki. Tych „dwunastu apostołów” dało początek, ale również Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie i Uniwersytet Gdański się w to włączyły. W latach 90. na UG uruchomiono kierunek studiów podyplomowych dla nauczycieli regionalistów, gdzie uczono ich również nauczania języka kaszubskiego.

Co zmieniła ustawa?
Przede wszystkim niosła za sobą wsparcie działań edukacyjnych, nauki języka w szkołach. Do tego czasu było tylko około 30 szkół i 500 dzieci, bo nie wszystkie samorządy było na to stać. W momencie kiedy pojawiły się pieniądze z budżetu państwa, i to niemałe, to się nawet stało opłacalne dla niektórych mniejszych gmin, by w szkołach nauczano języka kaszubskiego. Subwencja oświatowa z tego tytułu znacząco wzrastała.

Nauczycieli nie brakowało?
Z czasem powstała filologia kaszubska na Uniwersytecie Gdańskim, ale już wcześniej proponowano studia podyplomowe dla nauczycieli znających język kaszubski. Tam mogli uzyskać uprawnienia do jego nauczania. Także organizacje kaszubskie zdobyły uprawnienia do przeprowadzania egzaminów i nadawania uprawnień do nauczania języka kaszubskiego. Dzięki temu w dość krótkim czasie pojawiło się kilkuset nauczycieli mających prawo do nauczania języka kaszubskiego.

Język kaszubski to przedmiot nieobowiązkowy. Ilu uczniów uczy się kaszubskiego?
Obecnie kaszubskiego uczy się około 20,5 tys. dzieci i młodzieży. To jest jakieś 7 proc. wszystkich uczniów w województwie pomorskim. Są społeczności w małych miejscowościach, gdzie cała szkoła chodzi na kaszubski. Natomiast w większych, podmiejskich wsiach wygląda to inaczej – np. w Bolszewie koło Wejherowa w szkole, do której uczęszcza 800 dzieci, tylko 14 uczy się kaszubskiego. Najlepsza sytuacja jest w mniejszych miejscowościach, gdzie gminom zależało, by jak najwięcej dzieci chodziło i tam to działa trochę z automatu. Ja od 2017 r. prowadzę prywatną szkołę dwujęzyczną, kaszubsko-polską i u mnie jest warunek, by dzieci chodziły na kaszubski. Rodzice na ten warunek przystają.

Czy teraz są jeszcze jakieś problemy, chociażby z lekturami czy tekstami literackimi w języku kaszubskim?
Teraz już nie. To był problem w latach 90. Wówczas prym wiodła poezja po kaszubsku, a prozę, powieści czy tomiki opowiadań, właściwie do początku lat dwutysięcznych można było policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli chodzi o dramat to było kilkanaście sztuk, zresztą bardzo rzadko wystawianych. Później to się zaczęło zmieniać. Po roku 2005 można już mówić o literaturze na potrzeby szkoły i powstało tych pozycji bardzo dużo. Wydawnictwa wydawały kilkanaście tytułów rocznie. Dziś nie ma więc problemu jeżeli chodzi o literaturę czy lektury. Natomiast jeśli chodzi o podręczniki, to przez te wszystkie lata udało nam się dojść do podręcznika dla klasy siódmej. Jeżeli chodzi o podstawówkę, to od klasy pierwszej do siódmej podręczniki już są. W przygotowaniu jest podręcznik dla klasy ósmej. Są też pomocnicze podręczniki do nauki w szkole średniej.

Nauczanie kaszubskiego w szkołach to jedno, ale co jeszcze daje status języka regionalnego.
Kaszubski jest też językiem pomocniczym w urzędach na poziomie gminy. Na poziomie powiatu i województwa niestety nie. Gminy powinny zatrudniać urzędników znających język kaszubski, a w gminnych urzędach mieszkaniec ma prawo załatwiać swoje sprawy po kaszubsku. W praktyce różnie to funkcjonuje. Kondycja języka kaszubskiego jest niestety na tyle słaba, że rzadko kto z tego prawa korzysta. Poza tym starsze pokolenie w kontaktach z urzędnikami zawsze używało języka polskiego, więc ma problemy z tym, żeby się przełamać. Kolejna sprawa, którą daje język regionalny, to dwujęzyczne nazewnictwo kaszubskich miejscowości.

Kaszubom przez lata wmawiano, że kaszubski to język osób niewykształconych, co powodowało, że wiele osób wstydziło się nim publicznie posługiwać (podobnie było zresztą na Górnym Śląsku). Czy to się zmieniło?
To się zmieniło na początku lat 90. Kiedy język kaszubski pojawił się w publicznej telewizji i publicznym radiu. Później także w prywatnych mediach, np. w Radiu Kaszëbë, które powstało w 2004 roku. W tej pierwszej dekadzie po zmianie ustrojowej wiele się zmieniło, jeżeli chodzi o mentalność Kaszubów. Natomiast problem w tym, że to było już trochę późno. W latach 70. zaczął się proces, w którym przerwany został pokoleniowy przekaz języka. Dlatego, że to właśnie za komuny bardzo mocno dostawaliśmy w kość jako społeczność, jako wspólnota za język kaszubski. Rugowano kaszubski ze szkół, nawet z rozmów dzieci na przerwach. Dzieci były karane, bite za rozmawianie po kaszubsku. To spowodowało, że to pokolenie, które zostało rodzicami w latach 70. świadomie przestało mówić do swoich dzieci po kaszubsku, żeby one nie miały tego samego problemu, który oni mieli.

Kaszubi nie znają więc kaszubskiego?
Dzisiaj dzieci, które przychodzą np. do mojej szkoły nie znają kaszubskiego, choć pochodzą z rodzin kaszubskich. Ich rodzice nie znają kaszubskiego, ich dziadkowie już też rzadko znają kaszubski. Jest to więc sytuacja niezwykle trudna. Trzeba też wziąć pod uwagę, że w szkołach jednak staramy się uczyć jakiegoś standardu i zdarzają się takie sytuacje, że nawet jak dziadek czy babcia mówią po kaszubsku, to twierdzą, że ich wnukowie się uczą jakiegoś innego kaszubskiego.

Bez tej prawnej ochrony język kaszubski by nie przetrwał?
Ta pomoc instytucjonalna, wprowadzona dzięki ustawie, jest niezwykle ważna. Natomiast to nie wystarczy. Musimy sami chcieć, jako użytkownicy tego języka. Zawsze wiedzieliśmy, że kaszubski jest językiem i chcieliśmy by objąć nas ochroną prawną, jako mniejszość etniczną, ale skończyło się na języku regionalnym. Jednak niektóre środowiska nadal dążą do tego, żeby uznać Kaszubów za mniejszość etniczną. Także z tego powodu, że język mniejszości ma większy prestiż niż język regionalny. Żyjemy w społeczeństwie, gdzie wciąż język regionalny kojarzy się z jakąś gwarą czy dialektem.

Jakie ma pan rady dla Ślązaków po waszych doświadczeniach z językiem regionalnym?
Jedna rada jest bardzo praktyczna – pilnować samorządów. Sprawdzać co robią z pieniędzmi na język regionalny. Subwencja oświatowa trafia do samorządu i jest do jego dyspozycji. Samorząd może za te pieniądze wykształcić nauczyciela, czy też dać większą pensję nauczycielowi języka kaszubskiego czy śląskiego. A może też za te pieniądze wyremontować dach w szkole czy zrobić chodnik prowadzący do szkoły. W naszej sytuacji jest tak, że na faktyczną naukę kaszubskiego trafiają okrojone środki. To zostało potwierdzone badaniami, które najpierw przeprowadzone zostały przez organizacje kaszubskie w 2010, a ponowione w 2020 roku. Widać wyraźnie, że bardzo duży odsetek pieniędzy, które budżet państwa daje na naukę kaszubskiego nie idzie stricte na naukę kaszubskiego.

Inne rady?
Żeby jednak nie ustawać się w tym dążeniu do uzyskania pełnych praw. Nie tylko dla swojego języka, ale również dla swojej wspólnoty. Mam nadzieję i tego życzę Ślązakom, żeby w jakieś niedługiej przyszłości państwo uznało ich za mniejszość etniczną.

W tej sprawie w planach są podobno wspólne działania Kaszubów i Ślązaków.
Tak, takie pomysły się pojawiają i takie działania wstępnie są podejmowane. Rozmawialiśmy o tym m.in. ze śląskim europosłem Łukaszem Kohutem. Moje środowisko, w którym działam, jest zdecydowanie za. Przekonuję też inne środowiska kaszubskie, takie jak Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, że podniesienie tego statusu Kaszubów wyjdzie nam tylko na zdrowie.

Jezyk slaski w sejmie

Może Cię zainteresować:

Śląski językiem regionalnym. Pierwsze czytanie projektu ustawy w Sejmie. Wiemy kto za, kto przeciw

Autor: Redakcja

20/03/2024

Sejm

Może Cię zainteresować:

Dysonans poznowczy a ślōnski prziwilej - skiż czego po naszymu godoł ino deputyrowany Konfederacje?

Autor: Arkadiusz Szymczak

20/03/2024

slaska godka

Może Cię zainteresować:

Ślązacy i Kaszubi wspólnie zawalczą o mniejszość etniczną? Co zrobi Donald Tusk?

Autor: Maciej Poloczek

19/03/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon