
W Załężu, dzielnicy niedawno włączonej do Katowic, w samym sercu przemysłowego przedwojennego Śląska, narodziła się jedna z najbardziej niedocenionych, a zarazem fascynujących historii polskiej motoryzacji. Wśród dymiących kominów hut, śpiewu pras hydraulicznych i stukotu tokarek, inżynier Gustaw Michał Różycki postanowił stworzyć od podstaw motocykl, który miał być całkowicie polski – konstrukcyjnie, technologicznie i duchowo. Tak powstał MOJ 130 – maszyna z duszą Śląska i ambicją sięgającą najlepszych europejskich wzorców.
Gustaw Różycki, urodzony w 1892 roku w Suchej Beskidzkiej, był inżynierem wykształconym w Leoben (Austria), byłym oficerem armii austro-węgierskiej i po wojnie – dynamicznym przedsiębiorcą. W 1933 roku kupił upadającą fabrykę Alfreda Wagnera właśnie w Załężu i przekształcił ją w Fabrykę Maszyn i Odlewnię Żelaza i Metali MOJ – nazwę wziął od swojego dawnego pseudonimu studenckiego. Fabryka zatrudniała setki robotników i produkowała wyposażenie dla przemysłu górniczego, ale Różycki myślał dalej – o polskim motocyklu.
W 1935 roku ruszyły prace projektowe. W 1937 gotowy był prototyp, a jesienią rozpoczęto produkcję. Tak narodził się MOJ 130 – motocykl z 128-centymetrowym dwusuwem, 3-biegową skrzynią, bębnowymi hamulcami, osiągający 70 km/h i spalający zaledwie 2,5–3 litry paliwa na 100 km. Jego siłą była prostota, trwałość i jakość wykonania – idealne połączenie dla polskich dróg i portfeli.
Do 1939 roku powstało około 600 egzemplarzy, z czego część trafiła do urzędników, policji i wojska, m.in. do słynnej 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej. MOJ 130 był postrzegany jako konstrukcja nowoczesna i niezawodna. Różycki już planował rozbudowę produkcji, unowocześnienie silnika, wprowadzenie wersji z zawieszeniem teleskopowym i motorowerów. Zgłosił także patent na rewolucyjny silnik z wirującym tłokiem.
Wszystko to zatrzymała wojna. 4 września 1939 roku Katowice zostały zajęte przez Niemców, a fabrykę MOJ przejęto. Różycki, zaangażowany w działalność konspiracyjną, został aresztowany przez Gestapo i trafił do obozów koncentracyjnych – Dachau, a potem Gusen, gdzie spędził ponad cztery lata. Po wojnie wrócił do Polski, ale jego projekty nie znalazły uznania w nowym systemie komunistycznym. Zmarł w 1975 roku w Bytomiu. Do dziś nie udało się ustalić miejsca jego pochówku.
MOJ 130 – śląski Harley, który chciał jechać dalej…
Motocykl MOJ 130, choć przez lata zapomniany, przetrwał w kilku egzemplarzach. Jeden – starannie odrestaurowany – znajduje się dziś w Muzeum Inżynierii i Techniki w Krakowie. Inny, w stanie oryginalnym, można zobaczyć w Muzeum Motoryzacji w Białej Oleckiej. W Katowicach – miejscu jego narodzin – nie ma obecnie żadnego wystawionego egzemplarza, choć temat ten coraz częściej powraca w publikacjach historycznych, m.in. w książce „Made in Katowice”.
Jeśli
będziesz w Krakowie, warto odwiedzić Muzeum Techniki, które skrywa
fascynującą kolekcję sprzętów i wynalazków z różnych okresów.
Wśród nich znajduje się wyjątkowy motocykl, który stanowi nie
tylko techniczną perełkę, ale i ciekawą część historii
motoryzacji. Jego związek z Górnym Śląskiem, regionem znanym z
przemysłowego rozwoju, dodaje mu jeszcze większego uroku. To
idealna okazja, by poczuć ducha minionych lat i docenić kunszt
inżynieryjny, który wpłynął na rozwój motoryzacji. Wizyta w tym
muzeum to zatem podróż w czasie, która na długo pozostaje w
pamięci.

Może Cię zainteresować:
Maciej Mischok: Max Steckel – obiektyw przemiany. Epopeja katowickiego fotografa

Może Cię zainteresować: