Historia mięsnym kołem się toczy. Przynajmniej ta. W czasach PRL w kolejkach po ten luksusowy towar czekało się godzinami. I choć młodsi milenialsi, zetki i alfy takie okoliczności zakupowe znają tylko z opowieści, na fali kebabowego fejmu - mają szansę na przeżycie podobnych doświadczeń. Np. w Zabrzu. Bo właśnie tu, pochodzący z Gliwic piłkarz postanowił ulokować swój pierwszy w Polsce gastronomiczny biznes. Bo przecież, mimo naprawdę dobrej niemieckiej kariery, gdy ktoś słyszy Lukas Podolski - myśli po prostu - Górnik Zabrze!
#Kebab of champions
A dalej - 14-krotny mistrz Polski. Chyba, że jest się kibicem Ruchu Chorzów. Wtedy takie tytuły z trudem przebijają się do warstwy świadomości. Ale to nie jest tekst o piłce nożnej, tylko o kebabie. Kebabie mistrzów. Bo takie jest hasło Mangal Döner x LP10. A co z reklamą, takim wabikiem? Nie trzeba. Przecież to pierwszy w Polsce kebab znanego piłkarza. Ale czy to wystarczy? By przyciągnąć tłumy - tak.
Trochę jak w restauracji
To nie jest ciasny lokal z jednym stolikiem, jedną kulą, jednym pracownikiem i tajemniczym zapleczem. Z typowym kebsem łączy go tylko turecka muzyka, przeplatana rozmowami głodnych oczekujących na swoje zamówienie. Wnętrze Mangal Döner x LP10 jest jakby luksusowe. Kilkanaście stolików, kilkadziesiąt miejsc (są krzesła, są kanapy), czyste toalety, trójkolorowe akcenty, roślinki, ledy i oczywiście, miejsce do składania zamówień. A za nim - kręci się to, co najważniejsze w takim daniu.
Chwila na zastanowienie
To był wtorek, 20 maja 2025. Godzina 17:03. Przed samym lokalem tylko kilka osób. Kolejka posuwa się całkiem sprawnie. Po przekroczeniu progu, oprócz wspomnianej muzyki, poczujemy że w powietrzu unosi się specyficzny, mięsny aromat. Pachnie jak ta nibywołowina, przypominająca plastelinę. Ale z nutą orientalnych przypraw. Nie jest zbyt duszno, człowiek ma chwilę, taką dłuższą, by zastanowić się, co właściwie wybrać…
Prawie wszystko jest Poldi’s
Wiecie, od Lukasa. Sam to przecież wymyślił. Sygnuje to swoim nazwiskiem. I twarzą. Pora więc na konkrety.
Na czterech telewizorkach zawieszonych kilkadziesiąt centymetrów nad głowami pracowników, wyczytać można wszystkie Poldi’s pozycje. Z cenami. Wśród informacji o produktach nie wyświetlają się jednak sosy i rodzaje mięsa. Ale po kolei. Co można tam zjeść?
- POLDI’S DURUM. Tortilla za 34 złote,
- POLDI’S LAHMACUN. Turecka pizza w kilku wariantach. Jest klasyczna za 19 złotych, z sałatką za 25 złotych i z mięsem za 34 złote,
- POLDI’S TALERZ MISTRZA. Oryginalne mięso Mangal, frytki i surówka za 44 złote,
- POLDI’S SANDWICH. Kebab w bułce z warzywami za 29 złotych,
- POLDI’S BOX Z FRYTKAMI. Mięso i frytki za 34 złote,
- POLDI’S LEMONIADA. Dwa dostępne smaki, każdy za 6 złotych,
- POLDI’S AYRAN. 6 złotych,
- Frytki. 15 złotych.
Uwaga! W stałej ofercie u Lukasa Podolskiego są też wegetariańskie odpowiedniki klasycznej, mięsnej oferty.
- POLDI’S FALAFEL SANDWICH. Falafel w bułce z warzywami za 25 złotych,
- POLDI’S FALAFEL BOX Z FRYTKAMI. Falafel i frytki za 29 złotych,
- POLDI’S FALAFEL DURUM. Tortilla z falafelem za 25 złotych,
- POLDIS SANDWICH Z SAŁATKĄ. Bułka i świeże warzywa za 19 złotych.
Składanie zamówienia
Godzina 17:38. Pół godzinki stania. Jakoś to poszło. Pora na złożenie zamówienia. Na kasie jest jedna osoba. Wokół niej są cztery inne, zajmujące się przygotowaniem wybranych posiłków. Panuje straszny rozgardiasz. Zmęczona pani odpowiada, że…
- Mamy kurczaka i wołowinę. A sosy tzatziki, koktajlowy i ostry.
A o zmęczenie w takich warunkach raczej łatwo. Za pracownikami, dosłownie - kręcą się trzy ogromne, mięsne kule. Temperatura z pewnością przekracza 30 stopni. Do tego niekończąca się kolejka. I krzyki. Bo przecież, by odebrać zamówienie, trzeba przeskoczyć tłum, ale najpierw usłyszeć swój numerek. W lokalu Podolskiego, nie ma bezprzewodowego systemu powiadomień. Po zapłacie (telefon przyłożony do terminala, obok którego leży nóż i bułka) trzeba czekać na wywołanie magicznej liczby zamówienia. We wtorek - wcale nie tak długo.
Wielki test kebabów w bułce
- Zamówienie numer 201 do odbioru!
Upragnione hasło padło zaledwie po 15 minutach. Dokładnie o godzinie 17:53. Na eleganckich, drewnianych tackach czekały już dania główne. Poldi’s Sandwich z mięsem mieszanym (czyli wołowina i kurczak), z każdym spośród 3 dostępnych sosów, Poldi’s Falafel Sandwich i Poldi’s Lemoniada Tropic Red. Całość wygląda całkiem dobrze. A więc, do dzieła.
Na sporą pochwałę zasługuje wypiekana na miejscu bułka. W czasach zawijania w tortillę wszystkiego, co się da, wybór takiej formy węglowodanów do iście wykwintnego posiłku był raczej pewny. I całkiem słuszny. Bułeczka puszysta, utrzymała całą swoją zawartość. I mimo solidnego ososowania (bo pani sosów dała od serca) - nie zamieniła się w gumę. Nie było nawet psikusa z wylaniem się zawartości na jasne ubranie. Wow. Trzeba przyznać, że w fazie oczekiwania na zamówienie - sandwich odbierany przez innych szczęśliwców wydaje się trochę mały. Po otrzymaniu swojego, wiadomo natomiast, że to tylko pozory. W naprawdę dobrej bułce, mieści się całkiem sporo materiału. Jeśli chodzi o trzy sosy, trudno uplasować je na podium. Tzatziki nie jest zbyt ogórkowy, koktajlowy… wyraźny? A ostry? Trochę brakuje mu tej mocy. Na ogromną pochwałę zasługują natomiast świeże warzywa. Jest kapusta, cebula, ogórek i pomidor (taki zwykły, niedojrzały, po prostu polski). Na samym końcu, pora więc opisać… mięso. Oryginalne mięso mangal smakuje jak plastelina z orientalnymi przyprawami. Jest tłuste, co czuć szczególnie gdy trafi się spieczony, oleisty kęs. Jeśli chodzi o kurczak, który na grillu wcale na zwyczajną kulę nie wyglądał… Być może powstał on z płatów mięsa. Być może nawet mięsa drobiowego. Wiele do życzenia pozostawia natomiast stopień jego zarumienienia. Ten, wydany do jednej z kanapek o numerze zamówienia 201, z całą pewnością kręcił się trochę za krótko. I choć miał całkiem dobry smak, jego struktura była nieco żabia.
Warto wspomnieć jeszcze o sandwichu falafelowym. Ten zasługuje na spore uznanie. Kilka kulek przygotowanych z ciecierzycy, chyba za sprawą świeżego oleju we frytkownicy - smakowało naprawdę dobrze. Aromatyczne przyprawy arabskie znakomicie podkręciły smak warzyw. I sos koktajlowy - trochę jakby zyskał w tej kompozycji. Był jeszcze napój. Cukier z bąbelkami, ale całkiem dobry. W końcu Poldi’s.
Czy warto zjeść u Lukasa?
Plastelina, żaba, aromatyczny falafel, dobra bułka i świeże warzywa. Uczucia mieszane, jak sosy. Czy Mangal Döner x LP10 jest tego wart? Biorąc pod uwagę kebaby opierające się na tworach mięsopodobnych, w nomenklaturze fanów takiego jedzenia zwanych po prostu kulami, to tak jak Książulo mawia - dobra kula nie jest zła. A kula kuli nierówna. Te, które kręcą się w pierwszym w Polsce lokalu gastronomicznym Lukasa Podolskiego, są po prostu przeciętne. Bez rewolucji. Ze smakiem i akceptowalną jakością. Kebab ostatecznie tłustym bywa. Zdarzają się także kęsy niedopieczone. Taki urok.
Czy gwiazda Górnika Zabrze reklamowała swój mięsny produkt jako kraftowy? Nie. Czy to znacznie więcej, niż dostaniemy w konkurencyjnych lokalach serwujących żaby i plastelinę? Tak. Czy taki smak jest wart spędzenia w weekendowej lub wieczornej kolejce kilku godzin? Nie. Czy warto zafundować sobie takie doświadczenie, z ciekawości, ze świadomością dostarczenia sobie dziennej porcji świeżych warzyw? Tak. Ale tylko przy odrobinie szczęścia, jeśli cała akcja, od momentu ustawienia się w kolejce, aż do odłożenia eleganckiej, drewnianej tacki - zamknie się w godzinie.
A kebab, na który warto czekać dłużej, z kratowym mięsem pewnego pochodzenia, NAJLEPSZY w okolicy - jest w Radzionkowie. Ale to już zupełnie inna historia.

Może Cię zainteresować:
Lukas Podolski oficjalnie ogłosił datę otwarcia Mangal Döner Kebab w Zabrzu

Może Cię zainteresować: