Premier morawiecki wegiel port

Michał Wroński: Tego jeszcze nie było: dekarbonizacja gospodarstw domowych szansą dla... górniczych spółek

Michał Wroński: Tego jeszcze nie było: dekarbonizacja gospodarstw domowych szansą dla... górniczych spółek

autor artykułu

Michał Wroński

Górnicze spółki powinny dołożyć się do „Czystego Powietrza” lub innych antysmogowych programów. I to czym prędzej, póki jeszcze mają z czego. Bo wygląda na to, że tylko jak najszybsza dekarbonizacja gospodarstw domowych daje kopalniom szansę przetrwać.

Przedstawiona powyżej teza brzmieć może jak herezja. To jednak logiczny wniosek będący naturalnym dopełnieniem tego, o czym mówili śląscy związkowcy prowadzący górniczo–hutniczy protest w Warszawie. Wytykają oni rządowi, że nakazując w zeszłym roku państwowym spółkom sprowadzać do Polski miliony ton węgla z importu założył „betonowe buty” krajowym kopalniom, skazując je na nieuchronne zatonięcie.

Piątkowy protest związkowców w Warszawie.
Piątkowy protest związkowców w Warszawie.

Już po jednej zimie rosną zwały przy kopalniach. Co po następnej?

Sprowadzany w ubiegłym roku do Polski węgiel miał zażegnać groźbę tego, że miliony osób, wciąż jeszcze ogrzewających swoje domy i mieszkania węglem, spędzą minioną zimę marznąc we własnej chałupie. Tyle, że w domowych piecach spalono zdecydowaną mniejszość tego, co przyjechało do Polski. Reszta, po odsianiu węgla grubego, została w portach, bądź u sprowadzających ten surowiec spółek skarbu państwa.

Ta reszta to po prostu miał węglowy, więc nie ma możliwości, by indywidualni klienci wykorzystali go w przyszłym sezonie. Skorzystać z niego natomiast mogą spółki energetyczne. Zdaniem związkowców już to zresztą czynią i dlatego przestają odbierać węgiel od krajowych producentów. Efektem tego są rosnące zwały węgla przy kopalniach. To, co jednak w związkowej narracji jest najważniejsze, to ostrzeżenie, iż zeszłoroczna sytuacja nie wygląda na jednorazową.

- Polska potrzebuje na sezon grzewczy od 10 do 12 mln ton węgla grubego dla gospodarstw indywidualnych, polskie kopalnie są w stanie go wydobyć od 3 do 4 mln ton, więc zabraknie nam od 6 do 8 mln ton. Żeby wysiać taką jego ilość musimy sprowadzić od 24 do 30 mln ton. Po kolejnej zimie będziemy mieli zatem na zwałach 25 mln ton węgla. To jest mniej więcej roczna produkcja energetyczna w Polsce – wyliczał kilka dni temu w Radiu Piekary Bogusław Ziętek, przewodniczący Sierpnia ‘80. To właśnie m.in. ten związek poprowadził dziś hutników i górników przed siedzibę Ministerstwa Klimatu i Środowiska.

Krajowe kopalnie fedrują coraz mniej, więc znowu pozostaje import

Do wypowiedzi szefa Sierpnia’ 80 należy się kilka zdań wyjaśnienia. Tak, polskie kopalnie nie są w stanie zabezpieczyć potrzeb indywidualnych gospodarstw domowych. Od dawna zresztą nie były w stanie, tyle że przez ostatnie lata zasypywano tą „dziurę” sprowadzając niezły jakościowo węgiel z Rosji.

Po rosyjskiej napaści na Ukrainę z oczywistych powodów ten kierunek importu zamknięto. Tyle, że nie przełożyło się na zwiększenie podaży węgla grubego u polskich producentów. Krajowe spółki górnicze nie tylko bowiem nie zwiększają wydobycia, ale wręcz je ograniczają. Rok 2022 zakończyły z wydobyciem mniejszym o ponad 2 mln ton wobec roku 2021, a kolejne miesiące bieżącego roku nie zapowiadają, by ów trend miał ulec zmianie. Dość powiedzieć, że kwietniu krajowa produkcja spadła do najniższego poziomu od trzech lat.

Podsumujmy zatem, krajowego węgla nie przybędzie ani w bliskiej, ani także w bardziej odległej perspektywie, bo o żadnych spektakularnych inwestycjach w nowe złoża, nie mówiąc już o nowych kopalniach nie ma mowy. A popyt na węgiel wciąż jest. Pozostaje więc import, który – jak pokazały doświadczenia ostatniego roku - ma swoje skutki uboczne. Jeśli przyjąć związkową narrację, kontynuacja tego importu skończy się tym, że po kolejnej zimie zostanie nam tyle miału dla energetyki, iż krajowe spółki mogłyby na rok przestać fedrować.

Lepiej nie sprzedać Kowalskiemu do piwnicy, ale móc sprzedać energetyce

Z tej kwadratury koła wyjścia są dwa. Pierwszym jest zwiększenie krajowego wydobycia, co się jednak nie zdarzy, gdyż – jako kraj – zwijamy nasze górnictwo.

Pozostaje zatem wyjście drugie – ograniczenie popytu na węgiel gruby. Dla kopalń zawsze pozostawał on marginesem ich produkcji, a jeśli ceną za jego import do Polski ma być drastyczne ograniczenie koncernom wydobywczym szans zbytu węgla dla energetyki, to chyba gra jest warta świeczki. Bo to energetyka, a nie Kowalski z jego domowym piecem jest dla węglowych spółek kluczowym biznesem. Mówiąc wprost, jeśli w imię ochrony Kowalskiego przed zimną chałupą rynek ma być zasypywany milionami ton miału z importu, to może dla górniczych spółek byłoby lepiej, aby Kowalski jak najszybciej pozbył się starego pieca na węgiel? Strata byłaby mniejsza.

I stąd właśnie ów heretycki postulat, by górnicze spółki dołożyły się do „Czystego Powietrza” lub innych antysmogowych programów, które dotują wymianę źródeł ogrzewania. Bo choć hasło „pozbądź się pieca na węgiel, ratuj polskie górnictwo” brzmi niczym żywcem wyjęte ze skeczów Monthy Pythona, to czyż obecna sytuacja tym bardziej nie zasługuje na taką etykietkę?

Węgiel w porcie

Może Cię zainteresować:

Skutki uboczne importu węgla: kolejny kryzys w śląskim górnictwie i hutnictwie. Związkowcy jadą do Warszawy

Autor: Michał Wroński

21/06/2023

Jerzy Markowski

Może Cię zainteresować:

Węgiel z Polski zalega na zwałach. Jerzy Markowski: "Niestety nie wyciągnęliśmy żadnej lekcji"

Autor: Patryk Osadnik

12/06/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon