Najostrzejsze miejsce na Górnym Śląsku. Ninja, Yolo, Babushka, NZS. Czyli sosy z Chorzowa, które dają „popalić”

Ninja, Yolo, Babushka czy NZS – ten skrót rozwiniemy później, to ostre sosy, które produkowane są w niewielkiej firmie w centrum Chorzowa. Można śmiało stwierdzić, że to najostrzejsze miejsce na Górnym Śląsku. Ostre, ale bardzo niepozorne. A firma, po której produkty coraz chętniej sięgają miłośnicy ostrej kuchni, i to nie tylko w kraju, zatrudnia zaledwie cztery osoby.

Dziki Bill

Adres wydaje się prestiżowy: Chorzów Rynek 11, ale to rząd niepozornych pawilonów handlowych wciśniętych między zjazd z estakady a tyły kamienic stojących na rynku. Kiedyś działały tu różne fast foody czy kurczaki z rożna, dziś na jednym z ostatnich pawilonów widać, także niepozorny, szyld DZIKI BILL.PL.

Dziki Bill. Siedziba firmy
Dziki Bill. Siedziba firmy

Najostrzejsze miejsce na Górnym Śląsku

Przy wejściu do środka od razu w nozdrza wdziera się ostry zapach, ale w Dzikim Billu zapewniają, że na dziś produkcję już skończyli, więc można wchodzić bez obaw. Czy to tu jest najostrzejsze miejsce na Górnym Śląsku?

– Ostrzejszego miejsca nie ma – zapewnia Ryszard Sierotnik z Dzikiego Billa. – Od 8 lat produkujemy ostre sosy, ale nie tylko produkujemy. Organizujemy też zloty chiliheadów, czyli miłośników ostrości, organizujemy konkursy i regularniej jeździmy po wszystkich okolicznych eventach, częstując ludzi naszymi ostrymi wynalazkami – dodaje.

W Chorzowie jest ostro i to bardzo, ale można też znaleźć coś łagodniejszego. Zaznaczają, że zależy im na tym, żeby w tych ostrych sosach dało się także docenić smak. – To nie musi być skok na bungee, tylko to może być świetny dodatek do jedzenia – podkreślają w Dzikim Billu. Choć – jak dodają – bardzo ostre sosy w Polsce pojawiły się niedawno i wiele osób nadal chce sprawdzić swoją granicę, więc szukają rzeczy najostrzejszych i najbardziej ekstremalnych. Żeby się utrzymać na rynku produkują i takie.

NZS, czyli...

Ten najostrzejszy sos z Chorzowa ma dość, nazwijmy to oryginalną nazwę: NZS, czyli... „Nie zes**j się”. Tutaj ostrości nie liczą jednak w skali Scoville’a (SHU), bo wtedy musieliby przygotowywać sosy tylko na bazie ekstraktów. Wykorzystują też świeże papryczki, a z tymi bywa różnie. Na jednym krzaczku są papryki o bardzo różnej ostrości, do tego dochodzi jeszcze sezon czy warunki, w których rosła roślina.

NZS, czyli NIE ZES**J SIĘ
NZS, czyli NIE ZES**J SIĘ

Jak więc stwierdzono, że był on najostrzejszy? Można to było ocenić po składzie. Jeśli nikt w Polsce nie robił sosu na bazie Caroliny Reaper, najostrzejszej papryczki na świecie, a myśmy go zrobili, to wiadomo, że był najostrzejszy – zaznacza Sierotnik.

Sos może zawierać od 30 do 40 proc. papryki, inaczej będzie fermentowany. W NZS na początku było 33 proc. Konkurencja zrobiła jednak fermentowany i mocniejszy. W Chorzowie dodali więc ekstraktu (czyli czystej kapsaicyny), później we Wrocławiu dodali mocniejszego ekstraktu… Tak wygląda ściganie na ostrość.

Przez kilka lat mieliśmy najostrzejszy sos w Polsce. Później koledzy z Wrocławia zrobili ostrzejszy. Kolejno znów my jeszcze ostrzejszy i taka zabawa może się ciągnąć w nieskończoność. My przestaliśmy się ścigać – mówi Ryszard Sierotnik.

Ostre sosy z Chorzowa to produkcja kraftowa

Wielu klientów Dzikiego Billa jednak sięga chętnie po coś łagodniejszego niż NZS, a w ofercie jest aż 12 smaków. To produkcja kraftowa, którą zajmuje się zaledwie czterech etatowych pracowników. Choć – jak zaznaczają – to bardziej gotowanie niż produkcja. Przykładowo przygotowanie sosu barbecue Iskra trwa około dwóch godzin, z czego wychodzi około 70 butelek o pojemności 200 ml.

Każda partia sosu jest też na miejscu testowana, a koniec całej produkcji to proces hot-filling, czyli napełnianie gorących butelek gorącym sosem. Tylko odpowiednia temperatura jest w stanie zapewnić ich długotrwałość, bo tu nie ma żadnych konserwantów.

Jednak pierwszy krok to dostawa papryk i innych składników. Większość papryk do chorzowskich sosów, szczególnie w sezonie, pochodzi od polskich dostawców – m.in. z uprawy pod Krakowem, gdzie rośnie papryka pepperoni, habanero czy Carolina Reaper. Papryki są sprawdzane, przebierane i obierane. Później cięte i wraz z innymi składnikami trafiają do wielkich garów. Poza sezonem część sosów robiona jest z suszu paprykowego, a do innych wykorzystywane są papryki z importu.

Najpopularniejszy sos? Najostrzejszy!

Choć w Dzikim Billy podkreślają, że ich dumą są sosy łagodniejsze, których sami używają w domach, to najlepiej sprzedaje się ten najostrzejszy, czyli NZS, który głównie kupowany jest jako prezent.

– Mało kto kupuje go dla siebie, bo dlaczego sobie to robić. On nie ma pozostawiać żadnych wątpliwości i nie brać jeńców – żartuje Ryszard Sierotnik.

W Dzikim Billu miesięcznie sprzedają około 3 tys. butelek sosów (w okresie świąt Bożego Narodzenia wielokrotność). A ostre sosy z Chorzowa chętnie kupowane są nie tylko w Polsce. Może je znaleźć także w sklepach w innych częściach Europu – m.in. na Węgrzech, w Hiszpanii czy w Niemczech.

Sosy z Dzikiego Billa
Sosy z Dzikiego Billa

Chcecie spróbować? W Dzikim Billu na początek polecają sos Babushka, który smakuje trochę jak powidła śliwkowe. Na początku jest słodki, później trochę kwaskowy, a ostrość uderza dopiero na koniec...

Pexels kampus production 8629098

Może Cię zainteresować:

Jarosław Gwizdak: Śląsk na talerzu. Żur z tytki przywieziony z Koszutki przebija nawet gruzińskie specjały

Autor: Jarosław Gwizdak

22/10/2022

Kluski na parze

Może Cię zainteresować:

PRL wcale nie zabił kuchni śląskiej. To pośpiech kaleczy lokalne kuchnie – mówi Aleksander Szojer

Autor: Katarzyna Pachelska

16/04/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon