Nasz dziennikarz w Ukrainie dostarcza leki i wyposażenie żołnierzom na froncie. „Do Winnicy praktycznie wojny się nie czuje. Piękne drogi, ukraińskie lato."

Nasz dziennikarz Jacek Skorek wraz z Zespołem Medycznym Centrum Urazowego w Sosnowcu działa na terenie Ukrainy od początku wojny. Grupa dostarcza leki, sprzęt medyczny, wyposażenie dla walczących i ewakuuje do Polski rannych i chorych. Dwa dni temu lekarze i ratownicy zespołu wrócili z przyfrontowych rejonów Krzywego Rogu i Dniepru.

Przejazd przez granicę w Medyce czy Korczowej był w ostatnich dniach czerwca bardzo utrudniony. Wielokilometrowe kolejki osobówek i lawet z samochodami skutecznie blokowały przejścia. Do 30 czerwca Ukraińcy byli zwolnieni z opłat celnych i podatków za sprowadzane z zachodu samochody. I jak łatwo sobie wyobrazić - skutecznie zakorkowali granice. Siłą rzeczy szumnie zapowiadane korytarze dla pomocy humanitarnej przestały funkcjonować. Rozwiązaniem okazało się przejście w Krościenku.

Kierunek - front

Od początku wojny zespół zaopatrzył już szpitale wojskowe w Lwowie, Winnicy, wiele mniejszych placówek zdrowia, wspierał lokalne pogotowie ratunkowe. Tym razem potrzeby były dalej. Trasa w rejon przyfrontowy - do Krzywego Rogu i Dniepru.

- Mamy tira pełnego sprzętu medycznego, leków i środków opatrunkowych dla szpitala w Krzywym Rogu. Znajduje się w nim około tysiąca rannych - mówią członkowie zespołu.

Ultrasonografy, urządzenia do diatermii, stół operacyjny, zestawy chirurgiczne, zestawy VAC, sterylizatory, nosze wojskowe, antybiotyki, płyny fizjologiczne, środki opatrunkowe - wszystko zgromadzone dzięki darczyńcom.

- Ten niezwykle potrzebny sprzęt udało się nam zgromadzić dzięki pomocy Wojewódzkiego Szpitala Wielospecjalistycznego nr 5 w Sosnowcu, Centrum Onkologii w Gliwicach, wielu stowarzyszeniom, fundacjom, firmom i prywatnym darczyńcom z Polski, Niemiec, Holandii i USA.

Do pokonania 1000 kilometrów przez Ukrainę. Ukrainę w trakcie żniw, niebiesko-żółtą. I ufortyfikowaną. Na rogatkach każdego miasta i miasteczka - przeciwczołgowe zapory, okopy, umocnienia, żołnierze. Do Winnicy praktycznie wojny się nie czuje. Piękne drogi, ukraińskie lato. Można zapomnieć, że na mijane miasta spadają rakiety. Jedyne co przypomina o wojnie, to alarmy przeciwlotnicze i godzina policyjna.
- Po co nam te piękne drogi, skoro nie mamy czym walczyć? - mówią Ukraińcy.

Życie w czasie wojny

Wiele zmieniło się od 24 lutego w Ukrainie. Zwłaszcza ceny. Paliwo zdrożało z 36 hrywien na 58-60. Oczywiście jeśli jest. Planując trasę przez kraj trzeba czujnie spoglądać na stan baku. Większość stacji paliw jest zamknięta. Na tych czynnych jest albo ropa, albo benzyna, albo gaz. A najczęściej nic. Zniesiono za to prohibicję, która obowiązywała od początku wojny. Sytuacja wpłynęła oczywiście na wzrost cen żywności i usług. W ciągu kilku miesięcy wszystko zdrożało o 80-100 procent.

- W dużych miastach problemu z żywnością nie ma. Jest za to problem, co zrobić ze zbiorami z pól. Owies wyjątkowo obrodził, ale spichlerze pełne. Wysypują go na pola. Mamy urodzaj, ale może się okazać, że sporo zboża się zmarnuje - martwią się Ukraińcy.

Zaopatrzenie trafiło do Wojskowo Medycznego Centrum Klinicznego Regionu Zachodniego we Lwowie

Może Cię zainteresować:

Nasz dziennikarz w zespole medycznym w Ukrainie: „Alarmy przeciwlotnicze stały się codziennością”. Polscy medycy ruszają w centralną część zaatakowanego przez Rosję kraju

Autor: Redakcja

31/03/2022

Polscy medycy pomagają Ukraińcom

Może Cię zainteresować:

„Nikt nie wiedział, czego potrzeba w samej Ukrainie, ani jak i gdzie to dostarczyć. I to było nasze zadanie”. O sytuacji za wschodnią granicą pisze nasz dziennikarz

Autor: Jacek Skorek

14/03/2022

W całym kraju obowiązuje godzina policyjna. Wprawdzie skrócono ją o dwie godziny - obecnie jest od 23. do 6. rano, ale policja czuwa. Za złamanie nakazu pozostania w domu - mandat 15 Euro. Nie ma imprez masowych, hucznych zabaw. Punktualnie o 23. następuje zaciemnienie. Pstryk - i gasną wszystkie światła. Ukraina zamiera.

Krzywy Róg

Walki toczą się około 30 kilometrów od centrum Krzywego Rogu. Dlatego tu obowiązują zupełnie inne zasady bezpieczeństwa. Na blokpostach - kontrola paszportowa, kontrolowanie samochodów, przewożonego towaru. Od rogatek miasta widać ciągnące się po horyzont umocnienia i fortyfikacje. Mimo to na ulicach toczy się jakby normalne życie. Mieszkańcy ani myślą uciekać. Raczej są gotowi do obrony. Nasz tir pełen sprzętu medycznego dla Szpital Miejskiego nr 2 wywołuje sporo emocji. Poza kierownictwem placówki medycznej witają nas przedstawiciele administracji wojskowej, pacjenci, media. W krzyworożnym szpitalu jest obecnie około 1000 rannych żołnierzy i cywilów.

- Bardzo wam dziękujemy. To niesamowita pomoc dla nas - mówi dyrektor szpitala, Katerina Doniec. - A te zestawy VAC do opatrywania ran - to niesamowite - emocjonuje się opowiadając o ich zaletach innym.

Do rozładunku ciężarówki, którą ładowaliśmy sami - ruszyli pracownicy szpitala i pacjenci. Podczas noszenia sporo było podziwiania, bo nowoczesny sprzęt szpitalny rzadko jest tu widywany. Szybka część oficjalna, pokwitowania i gorące podziękowania:
Dziękujemy! Sława Ukrainie! Tylko razem przetrwamy!!

Z wizytą w batalionie

150 kilometrów dalej na wschód leży Dniepr. Miasto o strategicznym obecnie znaczeniu dla obrony Ukrainy. Tam zawozimy sprzęt dla wojska. Walczący w okolicach miasta batalion Gwardii Narodowej Ukrainy Dnipro-1, mimo ogromnej przewagi przeciwnika, nie odpuszcza. Sprzęt, który udało się nam zgromadzić - wojskowe buty, plecaki taktyczne, apteczki osobiste, stazy taktyczne, antybiotyki, opatrunki polowe, leki przeciwbólowe, żywność - zawozimy wprost do dowództwa batalionu. To właśnie walczący żołnierze potrzebują pomocy najbardziej. Szczególnie Gwardia Narodowa.

- Dowództwo często o nas zapomina. Raz wszystko mamy, ale najczęściej nie mamy niczego - mówi Maksym Bereza, dowódca Dnipro-1.

Pokazuje nam na mapie sytuację na ich odcinku frontu.

O, tu nas obchodzą od północy. Chcą nas zamknąć w okrążeniu. Ale nie damy się. Ludzie są zmęczeni, ale choć zaproponowałem im rotację, żaden z 600 chłopa nie chciał wracać do domu. Powiedzieli, że tu są potrzebni i zostają.

Jakby wyczuli. W noc po naszej wizycie Rosjanie zaatakowali w kilku miejscach. Znów były straty. Znów zginęli przyjaciele.

- Nie mamy broni ciężkiej. Przyleciał samolot, zrzucił bomby, 40 chłopaków zginęło. I nic nie zrobisz mając tylko kałachy - mówi dowódca.

- W nocy zginął mój przyjaciel - mówi nasz kolega Artiom. Milknie na chwilę, przeciera oczy z łez. Uśmiecha się. - Walczymy dalej...

Batalion Dnipro-1 blokuje postępy wroga na północ i północny wschód od Dniepru. Tu największy wysiłek spadł właśnie na te ochotnicze bataliony gwardii.

- Walą do nas rakiet, artylerii, czołgów. Ale w pole walczyć nie wyjdą. Bo nie potrafią walczyć. Boją się nas. Ale z daleka wszystko rozpiżdżają - irytuje się Maks Bereza.

Wyjątkowo trudna sytuacja jest z rannymi żołnierzami.

- Kacapy walą z czołgów do karetek, polują na medyków. Ostatnio straciłem cztery zespoły medyczne i ambulanse. Choćbyś nie wiem jaką miał opancerzoną karetkę, strzału z czołgu nie wytrzyma. A oni biją do ratowników z armat. Paskudy! - opowiada dowódca.

Ranni żołnierze muszą często radzić sobie sami. Stąd nasza pomoc jest przyjmowana z wielką radością. Dostarczyliśmy 250 staz taktycznych. Jak się dowiedzieliśmy - mieli 3 na kompanię... Apteczki osobiste i zaawansowane opatrunki hemostatyczne to również dobro pierwszej potrzeby. Choć są i takie transporty, że przyjdzie ciężarówka papieru toaletowego.

- Pasmatritie - batalion zasrańcow - śmieje się dowódca, pokazując nam wielki stos tych "środków opatrunkowych".

Nasz ładunek oglądają wszyscy w sztabie.

- Prawda jest taka, że Ukrainie pomaga wiele krajów. Ale gdyby nie Polska, Ukrainy już by nie było - mówi Maksym.

Humory dopisują bojcom. Jest to ten specyficzny rodzaj humoru, kiedy wiesz, że możesz w każdej chwili zginąć.

- Jutro jedziemy na safari - mówi Maks. - Będziemy polować na ruskich!

Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy - mówią walczący tu żołnierze...

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon