Szekspir i Rozdzieński

Piotr Fuglewicz: Żywioł dwóch poetów. Infernalna historia Szekspira i Roździeńskiego

Ogień, niejednoznaczny symbol zarówno czystej destrukcji, jak i siły kreacji, w historii i kulturze może oznaczać bezlitosny wyrok losu, choć jego ujarzmienie bywa świadectwem ludzkiego geniuszu. Dwa wydarzenia z początku drugiej dekady XVII wieku – poetycka apoteoza hutniczego żaru u Walentego Roździeńskiego i katastrofalny pożar londyńskiego teatru The Globe – ukazują przeciwstawne, lecz splecione ze sobą oblicza żywiołu.

Obaj poeci, Roździeński i Szekspir, tak różni w swoim podejściu do rzeczywistości, zostali nieświadomie połączeni w czasie i w przestrzeni literatury przez motyw ognia – pierwszy opiewał jego twórczy aspekt, drugi korzystał często z motywu ognia w swej twórczości, aż w końcu doświadczył jego niszczycielskiej mocy?. Czy to przypadek, że niemal w tym samym czasie narodził się śląski poemat hutniczy i zniknęło jedno z najważniejszych miejsc angielskiego teatru?

Rok 1612 zapisał się w annałach polskiej kultury wydarzeniem niezwykłym, choć na stulecia zapomnianym. W Krakowie z pras drukarskich Szymona Kempiniego zeszło dzieło o intrygującym tytule: Officina ferraria abo huta y warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego – hymn ku chwale kowali i hutników, ich pracy, umiejętności i tajemnic profesji. Jego autorem był Walenty Roździeński, z urodzenia Brusek lub Brusiek, postać wymykająca się prostym kategoryzacjom – śląski hutnik, zarządca kuźni, a zarazem poeta i erudyta epoki baroku. Urodzony w Roździeniu (dzisiejszej dzielnicy Katowic) w rodzinie o tradycjach hutniczych, przyjął nazwisko od odziedziczonej kuźni.

Roździeński i jego losy

Niewiele o życiu Roździeńskiego wiemy, nie znamy nawet dokładnych dat urodzenia (ok. 1560–1570) i śmierci (po 1621, przed 1642), nie wiemy, jaka była jego formalna edukacja – widoczna w poemacie erudycja sugeruje jednak znaczną wiedzę, być może zdobytą samodzielnie. Wiadomo, że był zaangażowany w spór majątkowy o kuźnię z Katarzyną Salomon, dziedziczką Mysłowic, co doprowadziło do jego uwięzienia w Pszczynie (ok. 1596–1599). Wolność odzyskał dzięki interwencji Andrzeja Kochcickiego z Koszęcina, który stał się jego mecenasem. Roździeński zarządzał następnie hutami Kochcickiego, i to podczas pobytu u niego napisał swój poemat. Dzieło, bogate w informacje o górnictwie i hutnictwie żelaza, zawiera także liczne cytaty biblijne, w formie mogącej sugerować ewangelickie poglądy autora. Losy Roździeńskiego po publikacji Officiny są słabo udokumentowane. Miał żonę (o nieznanym imieniu) oraz dzieci, Władysława i Zofię. Przez pewien czas zarządzał kuźnicami nad Wartą, a po śmierci Katarzyny Salomon w 1614 roku być może powrócił na Śląsk, by prowadzić kuźnicę w Roździeniu nad Roździanką.

Szekspir schodzi ze sceny

W podobnym czasie ogień objawił swoje niszczycielskie oblicze nad Tamizą. W czerwcu 1613 roku w płomieniach stanął teatr The Globe. Ogień, który w sztukach Szekspira często symbolizował pasję i namiętność, tym razem strawił jedno z najważniejszych miejsc związanych z dramaturgiem. Teatr, w którym iluzja i dramat miały moc kreacji, sam padł ofiarą żywiołu. The Globe został odbudowany już w 1614 roku, ale później zamknięty przez purytanów w 1642 i ostatecznie zburzony w 1644. Współczesna replika teatru, znana jako Shakespeare’s Globe, została otwarta w 1997 roku.

W czasie gdy pierwszy The Globe spłonął, dobiegała końca kariera największego dramaturga epoki – Williama Szekspira. Choć precyzyjne datowanie jego sztuk bywa przedmiotem debat, przyjmuje się, że właśnie około roku 1612 powstawały jego ostatnie dzieła. W listopadzie 1611 roku na dworze króla Jakuba I odbyła się premiera Burzy (The Tempest), sztuki napisanej najprawdopodobniej w latach 1610–1611. Z tego czasu pochodzi również zaginiona sztuka Cardenio, napisana wspólnie z Johnem Fletcherem i wystawiona w sezonie 1612–1613, oraz historyczny dramat Henryk VIII, podczas przedstawienia którego spłonął The Globe.

Burza, często odczytywana jako symboliczne pożegnanie Szekspira z teatrem, przenosi odbiorców na odległą, magiczną wyspę. Tam, poprzez losy wygnanego księcia Mediolanu Prospera, jego córki Mirandy i nadprzyrodzonych istot – ducha Ariela i potwora Kalibana – dramaturg eksploruje uniwersalne tematy władzy, zdrady i zemsty, ale także przebaczenia oraz pojednania. Sztuka ta jest również głęboką refleksją nad naturą iluzji, sztuki (magia Prospera jako metafora twórczości teatralnej) i relacją człowieka z naturą. Świat przedstawiony Burzy – pełen czarów, duchów i cudownych zjawisk – stanowi radykalny kontrast dla materialnej, twardej rzeczywistości hut i warsztatów kowalskich, którą z pietyzmem opisywał Roździeński.

Dwaj autorzy, dwa światy

Znaczenie poematu Roździeńskiego wykracza poza polski kontekst. W czasach gdy literatura barokowa koncentrowała się na tematyce religijnej, politycznej czy sarmackich ideałach, Roździeński stworzył dzieło gloryfikujące pracę fizyczną, technikę i przemysł. Połączenie specjalistycznej wiedzy metalurgicznej z kunsztowną formą poetycką i elementami etnograficznymi czyni ten utwór ewenementem na skalę europejską. Poemat jest cennym źródłem wiedzy o historii techniki i życiu społecznym na Śląsku na przełomie XVI i XVII wieku. Stanowi również świadectwo kulturowych powiązań tego regionu z resztą Rzeczypospolitej. Co więcej, dowodzi istnienia w kulturze barokowej nurtów zainteresowanych światem materialnym i ludzką pracą.

Fakt, że Officina ferraria i Burza powstały niemal jednocześnie, ukazuje dwa zupełnie odmienne światy i dwa różne sposoby artystycznego reagowania na rzeczywistość początku XVII wieku. Podczas gdy Roździeński skupiał się na dokumentowaniu i poetyckim przetwarzaniu konkretnego wycinka ludzkiej działalności – pracy przemysłowej, technologii i związanych z nią obyczajów – Szekspir w Burzy zanurzał się w świat wewnętrznych przeżyć bohaterów. Poruszał dylematy moralne i metafizyczne pytania i zgłębiał naturę teatralnej iluzji.

Zmartwychwstały poemat

Officina Ferraria także doświadczyła swojego „pożaru” – zniknęła z literackiej świadomości na ponad trzysta lat, by zostać ponownie odkryta w XX wieku. Przyczyny tego stanu rzeczy można upatrywać tym, że wraz z postępem technologicznym i stopniowym upadkiem tradycyjnych kuźnic dymarskich, wypieranych przez nowocześniejsze metody wytopu żelaza, poemat Roździeńskiego tracił na aktualności jako praktyczny podręcznik. Opisywane w nim techniki i realia stawały się coraz bardziej archaiczne. Zapomnienie było tak głębokie, że dzieła Roździeńskiego nie odnotowano nawet w najważniejszych polskich bibliografiach, jak choćby monumentalna praca Karola Estreichera. Los poematu zdawał się odzwierciedlać los opisywanego w nim świata – dawnego śląskiego hutnictwa, które ulegało transformacji i marginalizacji. To zniknięcie z kulturowej świadomości było znaczącą stratą, pozbawiającą kolejne pokolenia wiedzy o unikatowym świadectwie epoki.

Przełom w historii zapomnianego poematu nastąpił dopiero w 1929 roku. Wówczas to ksiądz Leon Formanowicz, kustosz i archiwista bogatej biblioteki kapitulnej w Gnieźnie, podczas porządkowania zbiorów natrafił na niepozorny starodruk. Okazał się on jedynym znanym na świecie egzemplarzem pierwodruku Officina Ferraria. Oprawiona wspólnie z innymi drukami, książka trafiła do Gniezna znacznie wcześniej, w 1885 roku, jako część daru testamentowego księdza Antoniego Dyamenta. Ksiądz Formanowicz natychmiast rozpoznał wyjątkowość znaleziska, odnotowując, że wolumin ten jest nieznany nawet Estreicherowi. Odkrycie wywołało niemałą sensację w kręgach naukowych, zwłaszcza wśród badaczy literatury staropolskiej i historii Śląska.

Kompleksowe badania nad odnalezionym dziełem podjął profesor Roman Pollak, wybitny znawca epoki. Już w 1933 roku opublikował skróconą wersję poematu, a w 1936 roku ukazała się jego naukowa analiza i edycja krytyczna. Profesor Pollak przygotował również kolejne, poprawione i uzupełnione wydania w latach 1948 i 1962. Jego prace dowiodły, że poemat Roździeńskiego jest bezcennym źródłem informacji z zakresu historii metalurgii, językoznawstwa (dokumentując polszczyznę używaną na Śląsku), etnografii, a także historii społecznej i gospodarczej.

Zagmatwane losy dzieła Roździeńskiego

Wybuch II wojny światowej brutalnie przerwał badania i zagroził istnieniu cennego starodruku. W ramach grabieży polskich dóbr kultury egzemplarz Officina Ferraria został zarekwirowany przez niemieckich okupantów i wywieziony z Gniezna do składnicy polskich druków zorganizowanej w Poznaniu. Szczęśliwie książka przetrwała wojenną zawieruchę i po jej zakończeniu powróciła do Gniezna. Jednak w powojennym chaosie i przy reorganizacji zbiorów przez kilka lat nie można jej było odnaleźć w magazynach biblioteki kapitulnej.

Ponownie odnalazł ją w lutym 1955 roku Marian Pełczyński, pracownik Biblioteki Kórnickiej, który podczas kwerendy w Gnieźnie natrafił na poszukiwany unikat i niezwłocznie poinformował o tym fakcie profesora Pollaka. Niemal natychmiast po odnalezieniu egzemplarz stał się przedmiotem nie do końca jasnych działań. Ówczesny wikariusz kapitulny archidiecezji gnieźnieńskiej, ksiądz doktor Stanisław Bross, który pełnił tę funkcję podczas uwięzienia prymasa Stefana Wyszyńskiego, podjął decyzję o wypożyczeniu unikatu profesorowi Kornelowi Wesołowskiemu z Politechniki Warszawskiej. Co istotne, wypożyczenie to odbyło się potajemnie, bez formalnej zgody i wiedzy kapituły metropolitalnej, która była prawnym właścicielem zbiorów. Z relacji Mariana Pełczyńskiego wynika, że ksiądz Bross początkowo zaprzeczał istnieniu książki w zbiorach gnieźnieńskich, a następnie utrudniał próby jej zabezpieczenia, na przykład poprzez mikrofilmowanie, ostatecznie informując, że obiecał ją już profesorowi Wesołowskiemu.

Profesor Wesołowski, specjalista od historii techniki, posiadał bezcenny starodruk aż do swojej śmierci w 1977 roku. Po jego odejściu wdowa po profesorze przekazała unikat Officina Ferraria jako dar do zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie. Kapituła Gnieźnieńska, dowiedziawszy się o losach książki, podjęła pod koniec lat 70. i na początku lat 80. próby jej odzyskania, jednak zakończyły się one niepowodzeniem.

Znamienne, że w tej centralnopolskiej przepychance, nikomu do głowy nie przyszło, żeby uwzględnić jako miejsce przechowywania tego arcyśląskiego artefaktu Muzeum Śląskie lub Bibliotekę Śląską. Może to wyzwanie dla nowego dyrektora Muzeum – egzemplarz byłby idealnym eksponatem otwierającym historyczną wystawę.

Ta odyseja gnieźnieńskiego unikatu zdaje się potwierdzać słowa Michaiła Bułhakowa, innego autora, w którego dziele ogień odgrywa symboliczną rolę: „rękopisy nie płoną”. Gardenio pewnie też gdzieś jest.

Tragedia Romantyczna w Katowicach 5 lipca 1981

Może Cię zainteresować:

Tragedia Romantyczna w Spodku. Gdy Solidarność zamieniła halę widowiskową w świątynię wolności

Autor: Piotr Fuglewicz

04/07/2025

IMG 20250613 WA0000

Może Cię zainteresować:

Trzej katowiczanie – losy lekarza, architekta i piłkarza na tle zagmatwanej historii. Dr Franz Jehs, Lothar Kuntze i Ernest Wilimowski

Autor: Piotr Fuglewicz

13/06/2025

Przedwojenne zdjęcie rodziny Chameides

Może Cię zainteresować:

Generał, metropolita i rodzina rabina z Katowic. Splątane losy w cieniu historii

Autor: Piotr Fuglewicz

24/05/2025