Tragedia Romantyczna w Spodku. Gdy Solidarność zamieniła halę widowiskową w świątynię wolności

Wspomnienie Wielkiej Improwizacji w Spodku z okazji 44. rocznicy jej wybrzmienia? Jak najbardziej! Bo to nie był tylko spektakl. To była msza wolności, odprawiona przez tysiące serc w samym środku karnawału Solidarności. Byłem tam, pamiętam klimat, wrażenie i niesamowitą wspólnotę uczestników spektaklu.

Fot. Ireneusz Kaźmierczak
Tragedia Romantyczna w Katowicach 5 lipca 1981

Gorące lato 1981 roku. W powietrzu wibruje niezwykła energia – mieszanka nadziei, niepewności i odzyskanej godności. To słynny „karnawał Solidarności” – intensywny, choć krótki oddech wolności, ulotna chwila między zrywem Sierpnia a mrokiem stanu wojennego. W samym sercu tego fermentu, na Śląsku, w krainie węgla i stali, rodzi się pomysł z pozoru szalony: wystawić polski dramat romantyczny w gigantycznej hali widowiskowej Spodka.

Czy można było wcisnąć duszę narodu pod betonową kopułę katowickiego Spodka, areny kojarzonej dotąd z hokejem, koncertami Boney M. i partyjnymi zjazdami? Dwaj studenci reżyserii z Uniwersytetu Śląskiego, Mirosław Kin i Adam Gessler, nie tylko w to uwierzyli, ale porwali za sobą tysiące. Gdy w hali Huty Silesia przedstawili swój projekt działaczom Solidarności, w odpowiedzi usłyszeli nie tylko entuzjastyczne oklaski, ale i... fragmenty „Wielkiej Improwizacji” recytowane z pamięci przez samych robotników. Mit o „prostym ludzie”, obojętnym na wysoką kulturę, legł w gruzach. Okazało się, że Mickiewicz i Słowacki żyją nie tylko w zakurzonych tomach, ale i w sercach tych, którzy właśnie upominali się o Polskę.

Bomba kulturowa w Spodku

Tak narodziła się „Tragedia Romantyczna”. Ten spektakl-gigant stał się manifestem siły Solidarności – nie tylko politycznej, ale i kulturotwórczej. To nie była cepeliada czy festyn, lecz poważna, monumentalna produkcja, która miała „odczarować” Spodek, przemienić go w świątynię narodowego dramatu.

Przez osiem lipcowych wieczorów (7-14 lipca 1981 roku) około pięćdziesiąt tysięcy ludzi – górnicy, hutnicy, ich rodziny – zasiadało na trybunach, by zobaczyć widowisko, jakiego Polska jeszcze nie widziała. Na ogromnej, mrocznej scenie, symbolizującej „noc narodową”, rozgrywał się dramat wolności. Fragmenty „Dziadów” splatały się z „Kordianem”, a potępieńczy krzyk Konrada i ofiarniczy dylemat jego imiennika ze sztuki Słowackiego odbijały się echem od betonowych ścian. Tekst uzupełniały inne patriotyczne utwory tych poetów, takie jak „Oda do młodości” i „Do przyjaciół Moskali”, fragmenty z „Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego” czy wiersz Słowackiego o słowiańskim papieżu. Spektakl przekazywał emocjonalne przesłania o zrywach wolnościowo-patriotycznych, choć wprowadzenie wizji Matki Boskiej i papieża Polaka wzbudziło pewne kontrowersje.

Centralnym elementem scenografii, ważącej 60 ton i wykonanej w Hucie Katowice, był potężny krzyż-kierat, symbol zniewolenia i syzyfowej pracy pokoleń. Daniel Olbrychski, w życiowej formie, ciskał Bogu swoje bluźniercze wyzwanie w ”Wielkiej Improwizacji”, a obok niego plejada gwiazd – od Kaliny Jędrusik (Laura) po Krzysztofa Chamca (Kordian, Gubernator), Stanisława Niwińskiego (Ksiądz Piotr), Witolda Pyrkosza (Senator) i Bogusza Bilewskiego (Guślarz) – nadawała romantycznym strofom ciężar prawdy i autentycznego przeżycia. Towarzyszyły im Zespół Pieśni i Tańca „Dąbrowiacy”, studenci, członkowie Ochotniczego Hufca Pracy, a nawet balet Opery Śląskiej. Całość dopełniała hipnotyzująca oprawa muzyczna Czesława Niemena, której dźwięki wypełniały przestrzeń, tworząc spektakl totalny, działający na wszystkie zmysły. Nad całością unosiło się błogosławieństwo biskupa Herberta Bednorza, który wraz z biskupem Józefem Kurpasem poświęcił scenę i kostiumy, nadając przedsięwzięciu wymiar niemal sakralny.

Publiczność nie była tylko biernym widzem. Dla ludzi, którzy jeszcze rok wcześniej żyli w kraju kłamstwa i beznadziei, opowieść o walce, upadku i zmartwychwstaniu była ich własną historią. Brawa i owacje po spektaklu nie były jedynie kurtuazją; ludzie wychodzili ze Spodka poruszeni, spontanicznie cytując fragmenty, które przed chwilą usłyszeli. „Tragedia Romantyczna” udowodniła, że myślenie i odczuwanie losu Ojczyzny nie jest przywilejem elit, lecz wspólnym doświadczeniem narodu. Była to „bomba kulturowa”, która miała wprowadzić na Śląsk innego ducha. Głównym patronem i sponsorem finansowym spektaklu był Zarząd Regionalny NSZZ „Solidarność” w Katowicach. Środki finansowe pochodziły ze składek członków związku, a zakładowe komisje często wykupywały bilety i rozdawały je bezpłatnie. To wsparcie pokazało, że ówczesna „Solidarność” była zdolna do poważnych inicjatyw kulturalnych, wykraczających poza typowe wydarzenia rozrywkowe.

Oczywiście, nie wszystko było idealne. Pojawiły się głosy o ”marnotrawstwie” związkowych pieniędzy (bilety kosztowały 120-150 zł, u ”koników” nawet 500 zł), a reżimowe media, nie mogąc przemilczeć wydarzenia o takiej skali, próbowały je sabotować (m.in. tajemnicze zniknięcie mikrofonów bezprzewodowych tuż przed premierą). Nawet partyjna „Trybuna Robotnicza” musiała przyznać, że „Katowice nie przeżywały od dawna podobnego wydarzenia artystycznego”. Jednak te drobne zgrzyty giną w obliczu ogromu tego, co się wtedy dokonało.

Zapomniany manifest wolności

Dziś zbliża się 44. rocznica wydarzenia, którego próżno szukać na pierwszych stronach podręczników historii. Rocznica cicha i niemal zapomniana, a przecież opowiadająca o jednym z najbardziej niezwykłych zrywów w dziejach polskiej kultury. Latem 1981 roku, w sercu Górnego Śląska, katowicki Spodek – symbol nowoczesności i arena oficjalnych, partyjnych spędów – na kilka dni zamienił się w świątynię narodowego dramatu. To właśnie tam, w kulminacyjnym momencie „Karnawału Solidarności”, odbyła się premiera „Tragedii Romantycznej” – spektaklu, który był czymś znacznie więcej niż teatrem. Był manifestem, modlitwą i aktem odzyskanej wolności.

Siła tego spektaklu tkwiła w jego uniwersalnym przesłaniu. W mrocznych, romantycznych tekstach widzowie odnajdowali opowieść o sobie – o narodzie zdolnym do powstania z klęski, o jednostce walczącej z tyranią, o wspólnocie, która w chwilach próby potrafi się zjednoczyć. Jak trafnie ujął to Andrzej Rozpłochowski, przewodniczący katowickiej Solidarności i twórca idei „Solidarności” w kulturze, czasem sprawy ducha są człowiekowi potrzebniejsze niż „talerz zupy”. Przez cztery dekady, związek zawodowy skutecznie roztrwonił to rozumienie ducha narodu.

Niestety, historia „Tragedii Romantycznej” sama okazała się tragiczna. Po zaledwie ośmiu przedstawieniach Spodek znów stał się areną partyjnych zjazdów. Zmiany w strukturach śląsko-dąbrowskiej Solidarności i nadchodzący stan wojenny na zawsze pogrzebały plany wznowienia spektaklu. Jego twórcy zapłacili wysoką cenę: Adam Gessler został wyrzucony ze studiów, po czym został po latach znanym restauratorem, a Mirosław Kin był internowany w grudniu 1981. Co najgorsze, to monumentalne wydarzenie niemal całkowicie zniknęło z historycznej pamięci. Brak kompleksowego zapisu filmowego sprawił, że dziś „Tragedia” żyje głównie we wspomnieniach i kilku archiwalnych fotografiach. Sprawy działy się wtedy tak szybko i tak ich było wiele, że nikt nie pomyślał o dokumentacji, zachowały się jedynie zdjęcia. Wydarzenie bez wątpienia rangą i skalą przewyższało dejmkowskie Dziady z 1968 roku. O tamtych uczymy się na lekcjach historii, to jest dziś praktycznie zapomniane. Nie zachował się zapis, nie ma głębszych analiz wydarzenia. Ot, uleciało z wiatrem.

Gdy dziś wspominamy tamte dni, historia „Tragedii Romantycznej” staje się bolesną i piękną metaforą. Opowiada o niezwykłej mocy, jaka drzemie w sojuszu inteligencji, artystów i robotników. Przypomina, że kultura nie jest jedynie ozdobnikiem, lecz kluczowym frontem walki o tożsamość, wolność i godność. W świecie, który coraz częściej sprowadza wszystko do materialnej wartości, warto pamiętać o lekcji z katowickiego Spodka: że czasem msza romantyczna, odprawiona wspólnym wysiłkiem tysięcy serc, jest ważniejsza niż cokolwiek innego.

Spodek w czasach PRL

Może Cię zainteresować:

Spodek? Owszem, najlepsza muzyka, ale też politycy gwiazdorzący na najgorszych wiecach. Taka tradycja

Autor: Tomasz Borówka

09/05/2025

Metallica Katowice 1987

Może Cię zainteresować:

Metallica na Górnym Śląsku. Tu grali po raz pierwszy. Sześć koncertów, w tym co najmniej dwa legendarne

Autor: Maciej Poloczek

31/05/2025

Spodek to ikona Katowic

Może Cię zainteresować:

Spodek. Ikona Katowic, klasyk śląskiej architektury w stolicy GZM

Autor: Tomasz Borówka

05/10/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama