Profesor Bralczyk o języku śląskim: Uznałbym go za język regionalny

Nie wykluczam, że racje tych, którzy śląski uznają za odrębny język w końcu zwyciężą, pod wpływem na przykład ewolucji w zakresie legalizacji różnych zachowań językowych czy funkcjonowania śląszczyzny w przestrzeni oficjalnej – mówi prof. Jerzy Bralczyk, jeden z najwybitniejszych polskich językoznawców.

Bralczyk2

Lada moment poznamy wyniki zeszłorocznego spisu powszechnego. Da on m.in. odpowiedź na pytanie, ilu ludzi w Polsce włada językiem śląskim. Taki język według pana istnieje?

Kwestie definicyjne są trudne i zmienne. Zależy, jaką definicję przyjąć.

Zatem poproszę o pańską definicję.

Ona kształtuje się według pewnych danych. O tym, czy coś jest językiem, czy nie, finalnie wpływają też pewne przekonania, poglądy, potrzeby…

Pan profesor mówi mi to wszystko, żeby przekazać mi, że język śląski nie istnieje?

Przeciwnie. Choć od strony ściśle naukowej śląski należy uznać za odmianę polszczyzny i to całkiem starą odmianę, to istnienie społecznej potrzeby, by sądzić inaczej, może wszystko zmienić. Nie wykluczam, że racje tych, którzy śląski uznają za odrębny język w końcu zwyciężą, pod wpływem na przykład ewolucji w zakresie legalizacji różnych zachowań językowych czy funkcjonowania śląszczyzny w przestrzeni oficjalnej.

Powiadają, że język to dialekt z armią i flotą.

Można tak żartem powiedzieć. Język to coś, co konstytuuje państwo, naród, kulturę… I rzeczywiście czynniki językowe postrzegane są jako silnie znamionujące tożsamość etniczną. To coś, co ma znaczenie na Śląsku.

Język śląski się tworzy?

Takie procesy bywają różne. Czym innym jest tworzenie języków sztucznych, jak esperanto. Czym innym ich wskrzeszanie, co udało się np. z językiem hebrajskim. Czym jeszcze innym jest wytwarzanie na naszych oczach pewnego odmiennego statusu, jak w przypadku języka śląskiego. I jedno z podstawowych pytań w takich sytuacjach brzmi: czy jest to zjawisko spontaniczne, czy raczej sterowane, np. przez regionalne elity.

Czy jedno nie wyklucza drugiego?

Może tak być. Pan wie, że ja w latach 70. mieszkałem na Śląsku?

Słyszałem. Gdzie konkretnie?

W Katowicach, przy Mieszka I, potem na Ligocie. I w Sosnowcu też. Pracowałem na Uniwersytecie Śląskim. Nie mogę powiedzieć, że nauczyłem się godać, ale do dziś uważam, że takie śląskie zakątki, jak Racibórz, Pszczyna czy Rybnik to jedne z najpiękniejszych miast w Polsce. Odwiedzam je, gdy tylko mogę. I wiem też, że wieloodmianowość śląskiego skutkuje problemem z ustaleniem jednego kanonu. Z drugiej strony, wszystkie języki tak się tworzyły, na zasadzie pewnego kompromisu.

10 lat temu w spisie powszechnym do używania śląskiego w domu przyznało się ponad 529 tys. ludzi. Dziś po śląsku pisze się książki, na śląski tłumaczy się Facebooka.

To prawda. Jest w ogóle pytanie, czy wiele języków, które uważane są za odrębne, nie będzie zredukowanych do dwóch sfer: codziennej i tej związanej z powstawaniem literatury pięknej. Po polsku traktaty astronomiczne nie powstają. To język, który astronomię może dziś jedynie popularyzować, bo fizycy piszą po angielsku. Pewne odmiany językowe będą więc miały pewne własne aspiracje.

Prof. Jan Miodek, Ślązak przecież, powiedział kiedyś, że śląski nie nadaje się do wygłaszania abstrakcyjnych, filozoficznych treści.

To ciekawe, bo kiedyś dokładnie to samo mówiono o języku polskim. W XII-XIII wieku polszczyzna nie funkcjonowała jako oficjalny język literacki. Co więcej, jest sporo języków, które nie zyskały pewnej terminologii.

Nie wiem, czy czytał pan np. „Listy z Rzymu” prof. Zbigniewa Kadłubka. Po śląsku. To traktat filozoficzny. Dobrych dziesięć lat temu ten sam prof. Kadłubek przełożył na śląski Ajschylosa. Z greki. Tam Hyfajstos godał np.: "Chytom sie roboty, zaro byda fertich".

Jan Kanty Pawluśkiewicz próbował kiedyś tłumaczyć „Iliadę” na gwarę podhalańską. Do pewnego stopnia traktuję to jako realizację pewnego hobby. Czy jest potrzeba stworzenia na przykład nowego przekładu Pisma Świętego po śląsku?

Burmistrz Radzionkowa, Gabriel Tobor przełożył na śląski Nowy Testament.

Doceniam wysiłek, ale ja mówię raczej o potrzebie posiadania na Śląsku takiego przekładu. Na tym samym Śląsku ostał się dialekt wilamowicki powiązany m.in. z niderlandzkim. Nie wiem, w jakim stopniu odgrzewanie go to realizacja hobby, a w jakim realna kulturowa potrzeba. Każdy język ma swoją odrębną historię, tak jak ludzie są różni, trudno glajszachtować. Z językiem śląskim doszliśmy do takiego punktu, w którym wiele zależy od przyjętej definicji języka.

Kaszubski od dawna jest językiem regionalnym, choć używa go pięć razy mniej ludzi niż śląskiego.

Kaszubski zyskał status języka regionalnego, dzięki swoim strukturom fleksyjnym, fonetycznym czy gramatycznym, które odróżniają go od polszczyzny. Ale w przypadku śląskiego, funkcjonowanie na granicy trzech obszarów językowych: polskiego, niemieckiego i czeskiego, również wytworzyło pewną odmienność językową i fonetyczną. Gdyby to była moja decyzja, przyznałbym śląskiemu różne przywileje, które mogą się wiązać z nazwaniem go językiem.

Więc profesor Bralczyk kibicuje językowi śląskiemu.

Wie pan, ja od lat 70 kibicuję Ruchowi Chorzów i w ostatnich latach zupełnie nic to Ruchowi nie pomogło.

Uznanie śląskiego za język regionalny zostało sprowadzone do decyzji politycznej.

Nie chciałbym, żeby to akurat od polityki zależało. Zresztą, polityka powinna realizować to, czego życzą sobie regionalne i lokalne społeczności. Również na Śląsku.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon