Fot. Leszek Naziemiec - Dzikie Pływanie
Leszek Naziemiec

Przepłynął wpław 250 kilometrów rzeką Jukon. W kąpielówkach. Zajęło mu to niespełna pięć dni. „Do wody wchodziłem o 8 rano, kończyłem około 20”

Pochodzący z Siemianowic Śląskich Leszek Naziemiec przepłynął 250 kilometrów rzeką Jukon na Alasce między Eagle i Circle. W kąpielówkach, czepku i okularkach. Zajęło mu to cztery i pół dnia. Dotąd nikt tego nie dokonał. – Do wody wchodziłem około 8 rano, kończyłem około 20. Robiłem trzy małe przerwy na batona i przerwę na zjedzenie ciepłego posiłku. Kraul 85 procent trasy, klasyk 15 procent – podsumował.

Ekstremalny wysiłek w wodzie nie jest dla Leszka Naziemca czymś wyjątkowym, chociaż na jego ostatni wyczyn uwagę zwróciły lokalne media, między innymi z Anchorage. – Pływam w wodach otwartych od dzieciństwa, ale prawdziwe szaleństwo rozpoczęło się w 2007 roku. Wystartowałem w zawodach, które odbyły się w jaskini Punkvy w Czechach. Popłynąłem w podziemnej, zimnej rzece. Wtedy postanowiłem pływać każdego dnia i gdzie się da. Bez względu na porę roku. Jednocześnie zacząłem się doskonalić w technice pływackiej – tak przedstawia swoją pasję pływak.

Fizjoterapeuta, psycholog, długodystansowiec

Leszek Naziemiec, dziecięcy fizjoterapeuta i psycholog z Siemianowic Śląskich, który przed rokiem przeprowadził się do Kołczewa, na wyspę Wolin, aby być bliżej morza, ma na swoim koncie sporo pływackich sukcesów. Jako pierwszy przepłynął milę w Arktyce, brał udział w zawodach pływackich na Antarktydzie, pokonał w sztafecie kanał La Manche. Pływał też w Jeziorze Titicaca, Morzu Bartensa i wzdłuż wybrzeży Brazylii. W lipcu tego roku dokonał jednak prawdopodobnie największego swojego wyczynu – przepłynął wpław 250 kilometrów rzeką Jukon.

– Chciałem popłynąć Jukonem już w 2017 roku – mówi nam Leszek Naziemiec. – Zacząłem trenować i rozpocząłem projekt „Odyseja wiślana”. Przepłynąłem Wisłę wspólnie z Łukaszem Tkaczem z Katowic. Płynąłem odcinkami, miałem wypadek – połamałem sobie żebra na betonowych elementach, które były w rzece, ale udało się. Jednak do zrealizowania pomysłu popłynięciem Jukonem wówczas nie doszło – to były kwestie finansowe, bałem się też niedźwiedzi, chodziło o pozwolenie na broń… Pomyślałem sobie wtedy, że popłynę rzeką Leną. Wydawało się to proste: pojechać do Rosji, a właściwie do Jakucji i popłynąć.
Wyprawa na rzece Jukon

Niewiele brakowało, aby wybrał się do Jakucji. – Byłem już na to gotowy, ale najpierw w pandemii nie dostałem wizy, a potem wybuchła wojna – opowiada. – I wróciłem do pomysłu z Jukonem, który miał być dla mnie dużym wyzwaniem. A jakiś czas temu pojawił się Tomek Woźniczka, operator i reżyser filmowy, też zresztą z Siemianowic Śląskich. Jest autorem zdjęć do nagradzanego filmu „Chleb i sól”. Tomek chciał zrobić dokument o zimowym pływaniu, kontakcie z naturą… Powiedział, że też wybierze się ze mną nad Jukon.

Daniel Wojnar

Może Cię zainteresować:

Daniel Wojnar, ratownik górniczy, święta spędza na szlaku, po słowackiej stronie „Królowej Beskidów”. Z apteczką i wiertarką

Autor: Grzegorz Lisiecki

25/12/2022

„Niedźwiedzie? Szkoliliśmy się, jak mamy reagować”

Ostatecznie ekipa, która wybrała się na Alaskę liczyła kilka osób. Oprócz Leszka Naziemca i Tomasza Woźniczki oraz operatora Michała Żuberka, nad Jukon trafili także fotograf Piotr Sadurski i Adrian Uciński, ratownik medyczny z Sosnowieckiego Szpitala Miejskiego, który odpowiadał za bezpieczeństwo wyprawy. Wyjazd na Alaskę był możliwy między innymi właśnie dzięki wsparciu sosnowieckiego Centrum Ratownictwa i Bezpieczeństwa. – A także dzięki temu, że Tomek dostał dofinansowanie na swój film – podkreśla pływak.

– Jeśli chodzi o przygotowania, to cały czas jestem w treningu, cały czas pływam, musiałem tylko wiosną zwiększyć obciążenia – od maja jeden trening w tygodniu był dłuższy od pozostałych, pływałem wtedy po kilkanaście kilometrów – zaznacza. – Od roku mieszkam na wyspie Wolin, więc miałem super warunki do trenowania – albo idę do jeziora obok domu, albo na plażę. Do tego praca „na lądzie”. A termicznie byłem przygotowany, bo przecież pływam każdej zimy. Bałem się tylko tego, że jak będzie zmęczenie narastało z dnia na dzień, to i tak mi będzie zimno.
Chwila przerwy na brzegu Jukonu

Na Alasce natura ma różne oblicza, także bardzo niebezpieczne. – Dzikie zwierzęta? Oczywiście, że się bałem, ale nie na takim poziomie, żeby mnie to paraliżowało. Po prostu rozumiałem zagrożenia. Chodziło przede wszystkim o niedźwiedzie, dlatego szkoliliśmy się, jak mamy reagować. Dodatkowo żywność mieliśmy pozamykaną w specjalnych beczkach i ogólnie, bardzo uważaliśmy. Ślady niedźwiedzi były, na szczęście nie wpadliśmy na te zwierzęta – relacjonuje.

Artur Troncik

Może Cię zainteresować:

Skarb z Czermna, Zeppelin-Staaken w Rudach Raciborskich, odkrycie w Wilczym Szańcu. „Czuję się spełniony” – mówi Artur Troncik, poszukiwacz skarbów

Autor: Grzegorz Lisiecki

07/08/2022

Dzikie pływanie, ale pod kontrolą

Był też inny problem. – Wymyśliłem sobie pływanie na mapie, a rzeczywistość mogła okazać się inna, wiry za duże, rzeka zbyt gwałtowna, że będzie jednak za zimno… Jak przyjechaliśmy na miejsce, to zobaczyliśmy, że rzeką płynie dużo osadu, co też mogło okazać się problemem. Były nawet takie miejsca w zakolach, gdzie wręcz robiło się z tego bagno. Na szczęście okazało się, że można płynąć, a rzeka była jednak czysta – bez smaku i bez zapachu – opowiada Leszek Naziemiec. – Z drugiej strony moje doświadczenie jest już duże, dodatkowo miałem na miejscu pomoc – na jednym kajaku ratownik Adrian Uciński, na drugim filmowcy. Było więc dzikie pływanie, ale też i trochę kontroli.

W sumie pokonał 251 km z Eagle do Circle w cztery i pół dnia. Pływał przez 12 godzin – do wody wchodził koło 8, a wychodził około 20. Przerwy? Trzy na batona i jedna na ciepły posiłek. W poszczególne dni pokonywał odpowiednio 60, 62, 58, 40 i 31 kilometrów. Co jadł podczas wyprawy? – Kiedyś korzystałem ze sportowych odżywek, ale teraz stawiam na naturalne jedzenie. Muszę się jednak przyznać, że ze względu na wagę mieliśmy na wyprawie trochę żywności liofilizowanej. Z kolei w Circle miejscowi częstowali nas łososiami czy też mięsem łosia, bo nic innego nie jedzą – ja unikam mięsa, ale wyjątkowo jadłem też takie rzeczy – wyjaśnia.

„Były takie miejsca, gdzie wręcz robiło się bagno”

Na trasie pod znakiem zapytania stały też warunki pogodowe.

– W Eagle temperatura wody wynosiła 17,8 stopni Celsjusza, później, przez większość trasy 19 stopni, czyli dużo, jak na rzekę subarktyczną, a okresowo – kiedy dopływami woda spływała z gór – od 12 do 14 stopni i bywało bardzo zimno. Było też słońce, które ogrzewało plecy, co miało duże znaczenie. Burza zdarzyła się czwartego dnia po południu. Potężna. Dlatego wcześniej musieliśmy wyjść z wody, ale mieliśmy już „napływany” odpowiedni dystans – opowiada.
Victoria Sosnowiec1 jpg

Może Cię zainteresować:

Kiepura, „footbalowe trzewiki” i przedwojenne zasady. Oto „liga niezwykłych dżentelmenów”, czyli retro futbol na współczesnych boiskach

Autor: Grzegorz Lisiecki

10/06/2023

„Najważniejsze, że była przygoda!”

Zmęczenie było ogromne. Dość powiedzieć, że po przepłynięciu trasy przez kilka kolejnych dób spał po dwanaście godzin.

– Było narastające wyczerpanie, więc obawiałem kontuzji, na przykład barku, albo że będą mnie łapać skurcze, albo trafi mnie jakiś „postrzał” – ból kręgosłupa czy szyi – mówi Naziemiec. – Na szczęście nic się takiego nie stało. Po prostu tylko to narastające zmęczenie. Takie, że przez cztery dni po zakończeniu pływania potrzebowałem bardzo dużo snu, byłem na granicy choroby – miałem zapalenie ucha. Ale to nic. Jeszcze kilka dni już w Polsce i dojdę do siebie. To i tak mała cena za to, że była przygoda – dodaje.
Wyprawa na Alaskę zakończona sukcesem!

Pływackie plany na najbliższe miesiące? A może nowa wyprawa? – Na razie nie. Chcę dokończyć sprawy związane z budową domu, na pewno ten sezon już muszę odłożyć. Pewnie będzie jakieś lokalne pływanie, ale większa wyprawa – nie. Oczywiście są różne rzeczy, które można zrobić w przyszłości, ale jak żona przeczyta, że mam znów jakieś plany… Muszę się troszkę wstrzymać – uśmiecha się pływak.

Leszek Naziemiec we wrześniu skończy 49 lat. 25 lat pracował na AWF w Katowicach, teraz – po przeprowadzce na wyspę Wolin – pracuje w Kamieniu Pomorskim z małymi dziećmi jako fizjoterapeuta, udziela też porad psychologicznych dotyczące rozwoju psycho-ruchowego. Pisze też książki – i o pływaniu, i o psycho-ruchowym rozwoju.

Kalendarium:

  • 2010 – Kanał Elbląski – sztafeta pływacka.
  • 2012 – Mistrzostwo Czech w Zimowym Pływaniu.
  • 2013-2016 – 24-godzinówki pływackie, liczne maratony pływackie w Czechach.
  • 2014 – La Manche w sztafecie.
  • 2015 – Współtworzenie, wraz z Łukaszem Tkaczem i Markiem Grzywą, pierwszego klubu zimowego pływania w Polsce – Silesia Winter Swimming i organizacja zawodów pływackich. Funkcja wiceprezesa.
  • 2016-2022 – Funkcja prezesa IISA Polska (International Ice Swimming Association).
  • 2016 – Sztafeta przez Bałtyk: Dziwnów-Ystad.
  • 2016 – współpraca z Czeskim Związkiem Pływackim zaowocowała organizacją rundy Pucharu Czech w Zimowym Pływaniu w Katowicach.
  • 2017 – Pierwsze w historii mile lodowe przepłynięte w Arktyce, Spitsbergen.
  • 2018 – Robben Island – Kapszad. Przeprawa pływacka.
  • 2018 – Odyseja wiślana – pokonanie całej Wisły wpław, etapami z Łukaszem Tkaczem.
  • 2018 – Pierwsze zawody w historii, na dystansie kilometra, u wybrzeży Antarktydy.
  • 2019 – Uczestnictwo w komitecie organizacyjnym Mistrzostw Świata w Lodowym Pływaniu w Murmańsku.
  • 2020 – Przeprawa przez jezioro Titicaca.
  • 2021 – Gdynia – Hel w monopłetwie. Pierwsze pokonanie trasy w historii.
  • 2022 – MŚ w Lodowym Pływaniu, Głogów. Sprowadzenie imprezy do Polski.
  • 2022 – przepłynięcie wybrzeża Rio de Janeiro.
  • 2023 – przepłynięcie 250 km rzeki Jukon.
Jakub Bednarz i jego sokół

Może Cię zainteresować:

Najszybsze zwierzęta świata i bezpieczeństwo na lotnisku? Sokoły Jakuba Bednarza mają w Pyrzowicach sporo pracy

Autor: Grzegorz Lisiecki

13/08/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon