W latach 70., w epoce PRL-u Edwarda Gierka, Chorzów zamarzył o stworzeniu wielkiego ośrodka wypoczynkowego dla mieszkańców miasta. Owszem, na jego terenie istniał przecież Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, ale to ogromne założenie krajobrazowe, urbanistyczne i rekreacyjne służyło ogółowi mieszkańców regionu. A i licznie ściągało przybyszów z całej Polski. W efekcie lokalsom zaczynało się w nim robić tłoczno. Odżył stary problem Chorzowa: będąc jednym z jej największych przemysłowych miast Polski, nie miał własnego dużego parku. Większość z tych kilku, jakie posiadał, tak naprawdę było większymi skwerami. Narodziły się więc koncepcje stworzenia terenów rekreacyjnych na miarę potrzeb mieszkańców ośrodka miejskiego i przemysłowego, w większości robotników i ich rodzin. W rezultacie utworzono dwa takie ośrodki rekreacyjne, z czego jeden – osobliwie – poza granicami miasta. I to on jest bohaterem naszej opowieści.
Idea (1937–1939)
Zaczęło się od dwóch słów, zapisanych w dokumentach Magistratu Chorzowa jeszcze w latach 1937–1938. Brzmiały one „park miejski”. Już wtedy, gdy miasto rosło w siłę, a wraz z przyłączeniem Wielkich Hajduk stawało się wielkim organizmem przemysłowym, brakowało w nim zieleni. Władze chciały więc włączyć do granic Chorzowa Niedźwiedziniec – jak nazywano las na południowej granicy Hajduk – i przekształcić go w park.
W myśl tego chorzowskiego postulatu Sejm Śląski, likwidując w 1939 roku powiat świętochłowicki, rozszerzył przy okazji granice Chorzowa o ten las, do tej pory leżący na terenie gminy Kochłowice. Nic w tym dziwnego, że kontrolowany w tym czasie przez Sanację śląski parlament poszedł na rękę Chorzowowi. Prezydent tego ostatniego Karol Grzesik był zarazem Marszałkiem Sejmu Śląskiego, a a okolicę, o którą chodziło, miał wcześniej okazję poznać jako naczelnik gminy Wielkie Hajduki. Decyzja stanowiła ważny krok w kierunku realizacji parkowej wizji jego chorzowskiej ekipy. Plany przerwał wybuch drugiej wojny światowej. 2 września 1939 marszałek wyjechał ze Śląska, a wojenne losy rzuciły go aż do Kijowa – gdzie zmarł w roku 1940.
Lecz historia zatoczyła koło. Trzy dekady później, w epoce Gierka, idea „parku miejskiego” wróciła – tym razem jako ośrodek rekreacyjny Radoszowy. Formalnie poza granicami Chorzowa, ale w praktyce tuż obok jego leśnego cypla, miał być spełnieniem marzenia o wielkim obszarze wypoczynkowym dla robotniczego miasta.
Polityka – Leśny Pas Ochronny (1968)
W drugiej połowie lat sześćdziesiątych, w epoce planów wielkich inwestycji i modernizacji, pojawiła się nowa koncepcja zagospodarowania przestrzeni wokół Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Władze wojewódzkie i partyjne, świadome dramatycznego deficytu zieleni w regionie, zdecydowały o utworzeniu Leśnego Pasa Ochronnego GOP – systemu terenów rekreacyjnych i parkowych, które miały pełnić funkcję „zielonych płuc” dla przemysłowych miast.
Na mocy uchwał Komitetu Wojewódzkiego PZPR oraz Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach w roku 1968 Chorzów otrzymał do dyspozycji fragment tego pasa – kompleks leśny w Radoszowach, położony już w granicach Rudy Śląskiej, ale bezpośrednio sąsiadujący z południowym cyplem miasta. Formalnie – jako dzierżawę.
Decyzja miała charakter polityczny i symboliczny. Chorzów, pozbawiony własnego dużego parku, zyskał wreszcie teren, który mógł stać się przestrzenią wypoczynku dla jego mieszkańców. Radoszowy zostały wskazane jako miejsce, gdzie można połączyć naturalne walory lasu, polan i stawów z nowoczesną infrastrukturą rekreacyjną. Władze podkreślały, że będzie to wkład miasta w ochronę środowiska naturalnego człowieka, a zarazem poprawa warunków bytowych robotniczej społeczności.
Projekt, dokumentacja i wizja (1971–1972)
Na początku lat siedemdziesiątych idea Radoszów nabrała realnych kształtów. W prasie pojawiały się entuzjastyczne zapowiedzi: w Gońcu Górnośląskim z 1971 roku czytelnicy mogli przeczytać, że mieszkańcy Chorzowa rozpoczęli budowę ośrodka wypoczynkowego w radoszowskim lesie. Opisywano wizję miejsca, które miało być czymś więcej niż zwykłym parkiem – pełnym kompleksem rekreacyjnym z basenami, boiskami, restauracją, muszlą koncertową, kręgiem tanecznym i przystanią kajakową. Harmonogram zakładał oddanie części obiektów już w 1973 roku, a całości do roku 1975.
Wkrótce pojawiły się też szczegóły techniczne. Goniec Górnośląski informował, że dokumentację o wartości sześciuset tysięcy złotych przygotował w czynie społecznym zespół pracowników chorzowskiego BIPROKOP‑u. Kierownikiem był mgr inż. Józef Krakowiecki, a wśród wyróżniających się projektantów wymieniano m.in. . Danutę Długosz‑Dyrmę, Mariana Kapołkę, Waltera Korzekwę, Jerzego Krywena, Jana Mateję i Henryka Stawowego. Był to przykład typowy dla epoki: czyn społeczny obejmował nie tylko pracę fizyczną, ale także wysiłek intelektualny i inżynieryjny.
Projekt zakładał podział ośrodka na dwa sektory – czynny i bierny. W pierwszym miały powstać baseny, boiska, pawilon gastronomiczny i przystań wodna, w drugim zaś pozostawiono przestrzeń dla spokojnego wypoczynku wśród lasów i polanek. Widać tu było ewidentną inspirację identycznym funkcjonalnym podziałem Wojewódzkiego Parkiem Kultury i Wypoczynku. Radoszowy miały być WPKiW w miniaturze. Mimo swej mniejszej skali, wizja była ambitna: stworzyć „ucywilizowany” teren rekreacyjny, odporny na masowy napływ mieszkańców GOP, a jednocześnie zachowujący naturalne walory krajobrazu.
Budowa i czyn społeczny (1969–1976)
Budowa ośrodka w Radoszowach była przedsięwzięciem typowym dla epoki – łączyła decyzje polityczne, wysiłek zakładów pracy i ogromny udział społeczności lokalnej. Już od 1969 roku trwały pierwsze prace przygotowawcze: wytyczono drogę dojazdową, powstał parking, ogrodzenie, sieć energetyczna i instalacje wodno‑kanalizacyjne. Wartość robót wykonanych do 1972 roku szacowano na cztery miliony złotych.
W kolejnych latach zaczęły pojawiać się pierwsze obiekty rekreacyjne. Zbudowano basen kąpielowy o wymiarach 20×50 metrów, brodzik dla dzieci oraz zagospodarowano pierwszy ze stawów, wyposażając go w pomost kajakowy i sprzęt do sportów wodnych. Projekt przestawał być tylko planem na papierze, stając się realnym miejscem wypoczynku.
Budowa Radoszów stanowiła nie tylko inwestycję miejską (formalnym inwestorem był Komitet ds. Zagospodarowania Leśnego Pasa Ochronnego przy Urzędzie Miejskim w Chorzowie), ale także manifestację wysiłku społeczeństwa. Radoszowy były budowane w systemie mieszanym – część robót wykonywały wyspecjalizowane przedsiębiorstwa, część realizowano w czynie społecznym. Każdy więc miał tu swój udział – od inżynierów i robotników po młodzież, która w czynie społecznym porządkowała teren i przygotowywała go pod przyszłe obiekty. W prasie podkreślano, że ośrodek powstaje „dla mieszkańców i przez mieszkańców”, co nadawało mu szczególny, emocjonalny charakter. Gdyż Radoszowy były przedsięwzięciem, któremu od początku starano się nadać charakter wspólnotowy. Ważnym motorem napędowym budowy był wysiłek mieszkańców miasta, pracowników przemysłu i młodzieży. Na podobnych zasadach, jak uczestniczyli oni wcześniej w realizacji największego tego typu projektu epoki, czyli Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku. Tak jak wcześniej w WPKiW, „czyn społeczny” na Radoszowach był czynem organizowanym (oraz nadzorowanym i rozliczanym) odgórnie. Co nie wykluczało indywidulanej afirmacji uczestnictwa w nim, więc i nie stało w sprzeczności zw szczerym angażowaniem się weń z ideowych, prospołecznych i w pełni pozytywnych pobudek. Choć z tą szczerością to rozmaicie bywało i niejeden się zgłaszał tylko po to, by zapunktować u władzy bądź przypadkiem się jej nie narazić. Konformizm to zjawisko stare jak świat.
W czynie społecznym przy budowie Radoszów pracowały więc załogi chorzowskich hut – „Batorego” i „Kościuszki”, podobnie jak chemicy z „Azotów” i Zakładów Koksochemicznych. Pracownicy BIPROKOP‑u, którzy wcześniej przygotowali dokumentację techniczną, wnieśli także wkład w realizację robót. W prasie podkreślano, że społeczność przepracowuje tu ponad piętnaście tysięcy godzin rocznie, co czyniło z Radoszów prawdziwe dzieło zbiorowego wysiłku. Do prac włączono również młodzież szkolną, a szczególną rolę odegrali harcerze. W 1973 roku około pięciu tysięcy z nich uczestniczyło w roboczych akcjach w ramach programu propagandowego „Hasło – Lenino, odzew – 30”, organizowanego z okazji trzydziestolecia Ludowego Wojska Polskiego. Takie były realia PRL-u. Zaangażowanie harcerzy posiadało wymiar propagandowy, ale też praktyczny. Wykonywali prace ziemne i porządkowe, niekoniecznie traktując to jako budowę „socjalistycznego jutra”. Przecież w tego rodzaju akcje chętnie angażowali się jeszcze w międzywojniu (na przykład przy budowie parku na Księżej Górze w Radzionkowie – pierwszej przymiarki Jerzego Ziętka do tworzenia przestrzeni rekreacyjnych dla społeczeństwa), oczywiście pod innymi hasłami.
Rozmach (1976–1978)
W połowie lat siedemdziesiątych tempo robót w Radoszowach wyraźnie wzrosło. Prasa donosiła, że do końca 1975 roku zrealizowano już inwestycje o wartości ponad trzynastu milionów złotych: powstał budynek administracyjno‑gospodarczy, drogi dojazdowe i wewnętrzne, stacja transformatorowa, oświetlenie ośrodka i dróg, a także pierwszy basen kąpielowy o wymiarach 20×50 metrów wraz z brodzikiem dla dzieci. Zagospodarowano również pierwszy staw, wyposażając go w pomost kajakowy i sprzęt do sportów wodnych.
Rok 1976 przyniósł kolejne obiekty: stację uzdatniania wody, parking dla kilkudziesięciu samochodów, dwa boiska sportowe do gier małych, szalet publiczny oraz zagospodarowanie drugiego stawu. Latem tego roku miała także zostać otwarta stylowa karczma „Pod Dzikiem”, prowadzona przez WSS „Społem” w Chorzowie, mająca nadać ośrodkowi charakter regionalny i stać się atrakcją gastronomiczną.
Plan I etapu (1973–1978) zakładał nakłady rzędu 39,5 miliona złotych, z czego ponad trzydzieści milionów przeznaczono na roboty budowlano‑montażowe. W perspektywie kilku lat ośrodek miał wzbogacić się o hangar na sprzęt wodny, pole namiotowe na pięćset namiotów, kolejne boiska, amfiteatr, krąg taneczny, strzelnicę sportową, dwadzieścia domków campingowych i drugi duży basen kąpielowy.
W 1976 roku gospodarzem ośrodka zostało Miejskie Przedsiębiorstwo Kąpielowe w Chorzowie, które rozpoczęło przygotowania do sezonu letniego. Myślano o uruchomieniu regularnej linii autobusowej z Chorzowa, oddalonego o siedem kilometrów, aby ułatwić mieszkańcom dostęp do nowego miejsca wypoczynku. Szacowano, że jednorazowo w Radoszowach będzie mogło wypoczywać trzy do czterech tysięcy osób.
Lata świetności i pierwsze zgrzyty (1977–1985)
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych oddane już do użytku Radoszowy jawiły się w ówczesnych mediach niczym niemal bajkowy raj wypoczynkowy. Relacje z 1977 roku podkreślały, jak oto w zielonych panewnickich lasach powstało miejsce, gdzie mieszkańcy Chorzowa, Rudy Śląskiej i Świętochłowic mogli w ciągu zaledwie kilkunastu minut znaleźć się w otoczeniu natury. Basen kąpielowy, przystań kajakowa, bufety z gorącymi daniami, place zabaw, boiska i „ścieżka zdrowia” tworzyły obraz kompleksu, który miał zaspokajać wszystkie potrzeby spragnionych wypoczynku mieszkańców wielkoprzemysłowego regionu. Niedzielne i świąteczne festyny organizowane przez zakłady pracy, z występami orkiestr, zespołów muzycznych i kabaretów, z konkursami sprawnościowymi i dyskotekami – wszystko to stwarzało w ośrodku atmosferę nieomal permanentnego, kolektywnie obchodzonego święta.
Jednocześnie już wtedy pojawiały się pierwsze krytyczne głosy. W tym samym roku zwracano uwagę na zły stan techniczny kajaków, stwarzający zagrożenie dla amatorów wodnych przejażdżek. W 1979 roku prasa alarmowała o dewastacjach: zniszczonych ubikacjach czy ścieżce zdrowia, połamanych ławkach oraz kajakach nie grożących już wypadkiem – bo rozbitych. Milicja czasami zatrzymywała chuliganów, lecz wandale na ogół uchodzili bezkarnie. A naprawy wymagały dodatkowych nakładów pracy i pieniędzy.
Mimo to propaganda sukcesu trwała. W tym samym roku pisano, że Radoszowy są „wręcz idealnym miejscem wypoczynku zorganizowanego”, podkreślając bogactwo zieleni, bliskość miasta i łatwy dojazd. W latach osiemdziesiątych ośrodek nadal pełnił rolę miejsca masowych imprez. Odbywały się tu m. in. festyny Nocy Sobótkowej z konkursami i występami zespołów amatorskich, obchody dnia 22 Lipca (podówczas państwowego święta PRL), imprezy biegowe.
Ale równolegle narastały problemy. Gospodarka chwiejącego się PRL-u Jaruzelskiego funkcjonowała w warunkach permanentnego kryzysu i niedoborów. W 1983 roku bufet w Radoszowach oferował jedynie wodę z saturatora, bo napojów w butelkach brakowało. Zaopatrzenie trzeba było ratować interwencją w PSS „Społem” na szczeblu... władz wojewódzkich. W 1985 roku sytuacja była już znacznie gorsza: kopalnie „Śląsk” i „Wujek”, które wcześniej budowały kręgielnię i wiaty, wycofały się z zaangażowania, pozwalając niszczeć obiektom ośrodka. Teraz dach kręgielni przeciekał, ławki i kosze nie były odnawiane, zdewastowanych latarni nie naprawiano, a alejki z braku lepszego surowca wysypano żużlem z kawałkami żelastwa. Nowego sprzętu sportowego brakowało , a gospodarzom zarzucano brak troski o stan sanitarny i porządkowy. Ten rzeczywiście pogarszał się z każdym rokiem. Ośrodek podupadał.
Lata 1977–1985 były więc czasem największej świetności i jednocześnie pierwszych poważnych zgrzytów. Radoszowy funkcjonowały jako miejsce masowych imprez i pokazowy projekt epoki, ale pod powierzchnią narastały problemy techniczne, dewastacje i zaniedbania. To właśnie w tym okresie i w Radoszowach ujawnił się mechanizm typowy dla epoki: oficjalna narracja o „idealnym miejscu wypoczynku” zderzała się z realnym kryzysem utrzymania infrastruktury.
Upadek i ruina (1990–2001)
Na początku lat dziewięćdziesiątych ośrodek „Radoszowy” został zamknięty. W 1991 roku prasa pisała o pustce i opuszczeniu – obiekt, zbudowany w czynie społecznym i wspierany przez zakłady pracy, nie miał już gospodarza. Brak pieniędzy na remonty i utrzymanie, a przede wszystkim szkody górnicze spowodowane działalnością kopalń „Śląsk” i „Wujek” sprawiły, że basen popękał, brodzik dla dzieci uległ zniszczeniu, a szatnia wręcz zaczęła zapadać się pod ziemię. Staw wędkarski i przystań przestały przypominać dzikie akweny. Urząd Miejski w Chorzowie próbował przekazać obiekt Rudzie Śląskiej, na której terenie się znajdował, ale miasto nie było zainteresowane. W efekcie Radoszowy pozostały pod kuratelą Miejskiego Przedsiębiorstwa Kąpielowego, które nie miało środków na ich utrzymanie. Błędne koło zamknęło się.
W połowie dekady pojawiły się jeszcze próby ratowania ośrodka. W 1995 roku radni Chorzowa wizytowali teren, sporządzili protokół i postulowali jego ponowne otwarcie. Zastępca prezydenta Franciszek Prajs obiecywał, że do czerwca uda się udostępnić część obiektu – wyremontować brodzik, założyć prysznice, zagospodarować plac zabaw. Zapowiadano etapowe uruchomienie całego kompleksu. Jednak były to tylko obietnice, które nigdy nie zostały zrealizowane.
Na początku XXI wieku sytuacja była już przesądzona. W 2001 roku lokalna prasa opisywała Radoszowy jako „zapomniany ośrodek wypoczynkowy”. Środek lasu, wyrwana brama, zapadnięty deptak, zardzewiałe huśtawki i zjeżdżalnia, popękany basen i chwasty – tak wyglądało miejsce, które jeszcze kilkanaście lat wcześniej tętniło życiem. Dawne kawiarnie, szatnie i festyny górnicze zostały tylko we wspomnieniach spacerowiczów. Miasto tłumaczyło, że szkody górnicze uniemożliwiają dalsze prowadzenie ośrodka, a każda obietnica remontu to pusta deklaracja.
Jedyną działalnością na terenie ruin stała się prywatna szkółka i hotel dla zwierząt. Władze nie miały koncepcji na zagospodarowanie obiektu, a leśna droga dojazdowa – równie zniszczona jak cała infrastruktura – z cichą rezygnacją czekała na modernizację. Od czasu do czasu niszcząc podwozia samochodów, których niefrasobliwi kierowcy zanadto się na niej rozpędzili.
Upadek Radoszów był symbolem transformacji po 1989 roku. Ośrodek, który powstał w czynie społecznym i miał służyć tysiącom mieszkańców, nie przetrwał w nowych realiach gospodarczych. Brak środków, szkody górnicze i brak gospodarza sprawiły, że miejsce, które miało być „zielonym rajem GOP‑u”, zamieniło się w ruiny. Spacerowicze przychodzili tu już tylko po to, by wspominać dawne czasy i patrzeć na agonię obiektu.
Radoszowy dzisiaj
Choć dawne ośrodki rekreacyjne PRL‑u w większości popadły w ruinę i opuszczenie, Radoszowy wciąż żyją. Gdyż znów są uczęszczane, choć już w zupełnie innym wymiarze. To miejsce chętnie odwiedzane przez mieszkańców Chorzowa, Katowic i Rudy Śląskiej, którzy docierają tu wyremontowaną i zmodernizowaną w końcu leśną drogą (teraz to Południowa Obwodnica Katowic, łącząca Chorzów i autostradę A4 z Panewnikami) albo siecią ścieżek rowerowych. To przestrzeń, która zmieniła swój charakter – nie jest już ośrodkiem z basenami, bufetami i estradą, lecz naturalnym terenem spacerowym i rekreacyjnym.
Dawni bywalcy potrafią jeszcze rozpoznać relikty dawnego kompleksu, choć poza nielicznymi wyjątkami – jak krąg taneczny – nie ma tu już nawet ruin. Baseny i bar zniknęły, ale pojawiły się nowe parkingi i dogodne miejsce biwakowe urządzone przez Lasy Państwowe. Sieć alejek wciąż istnieje, choć pozbawiona oświetlenia – instalacje elektryczne zostały wyrabowane, a asfalt, spękany i pofałdowany przez szkody górnicze, przypomina o dawnych problemach.
Radoszowy to mekka wędkarzy, którzy są stałymi gośćmi nad licznymi stawami (na czele ze Stawem nr. 1, tym pierwszym od strony Kochłowic, z położoną nad nim „Rybaczówką”). Spotkać tu można spacerowiczów, rowerzystów, biegaczy, a nawet amatorów plażowania i kąpieli – choć brak strzeżonego kąpieliska sprawia, że korzystanie z dzikich miejsc jest ryzykowne (a poza tym grozi mandatem). To także raj dla wodnego ptactwa, teren niezwykle malowniczy, gdzie martwy las nad brzegiem stawu graniczy z lasem w pełni żywym, a pełna harmonia woda, niebo i zieleń nadal przynosi wytchnienie mieszkańcom okolicznych miast.
Dziś jednak mało kto pamięta, że to właśnie tu miała się spełnić jedna z „małych utopii” PRL‑u. Coraz mniej spośród przybywających tu chorzowian zna historię i związki tego miejsca z ich miastem. Dla nich Radoszowy są dziś przede wszystkim przestrzenią natury – miejscem odpoczynku, sportu i kontaktu z przyrodą. Żal i nostalgię za utraconym ośrodkiem rok po roku coraz bardziej wypiera radość z czegoś nowego. Czy lepszego? Trudno powiedzieć. Ale przecież również dobrego.
A co z kochłowickim lasem, przejętym przez Chorzów w 1939 roku z myślą o zagospodarowaniu jako miejski park? Choć do dziś nie jest nim z nazwy, pełni przecież podobną co park rolę. Korzystają z niego spacerowicze, biegacze i rowerzyści. Paradoksalnie – głównie z Katowic i często nie zauważając wcale, że przekraczają granicę Chorzowa. To Uroczysko Buczyna.
Radoszowy jako „mała utopia” PRL
Radoszowy były jednym z tych miejsc, które w epoce PRL‑u miały ucieleśniać wizję lepszego życia dla robotniczych miast. Budowane w czynie społecznym, wspierane przez zakłady pracy, stanowiły przykład „małej utopii” – przestrzeni, gdzie natura miała spotykać się z nowoczesną infrastrukturą, a wspólnotowy wysiłek miał przekładać się na wspólne dobro. Baseny, stawy, boiska, biwaki, występy muzyczne i festyny składały się na obraz miejsca, które miało być dowodem, że socjalistyczny projekt potrafi zapewnić odpoczynek i radość tysiącom mieszkańców.
Lecz jak wiele takich utopii, Radoszowy szybko zderzyły się z rzeczywistością. Pierwsze dysonanse pojawiły się już w latach siedemdziesiątych. Zaniedbania i ich skutki narastały, a entropia stopniowo robiła swoje: świat małej utopii w sposób coraz bardziej widoczny i dotkliwy zaczynał się sypać. Transformacja po 1989 roku obnażyła kruche podstawy całego przedsięwzięcia. Brak środków na utrzymanie, szkody górnicze i wycofanie się zakładów pracy sprawiły, że ośrodek zamienił się w ruiny.
Radoszowy pozostają więc symbolem – świadectwem epoki, w której wielkie marzenia o wspólnym wypoczynku budowano na fundamencie gospodarki planowej i systemu nakazowo-rozdzielczego, propagandy i czynów społecznych. A potem pozwalano im się rozpaść. Dawna socjalistyczna utopia dla mas na Radoszowach ustąpiła miejsca cichej, indywidualnej rekreacji.


