Reden

Reden i inni, czyli ludzie, którzy ukształtowali Górny Śląsk, jaki znamy

Industrializacja Górnego Śląska była wspólnym dokonaniem milionów ludzi w ciągu kilku wieków. To przedsiębiorcy, robotnicy (z górnikami, hutnikami i murarzami na czele), inżynierowie i architekci przemienili biedny, rolniczy region w jeden z największych ośrodków przemysłowych i urbanistycznych Europy. Gdyby nie wysiłek całych pokoleń, dla patrzących z odległej perspektywy czasowej czy przez pryzmat statystycznych wykresów ludzi bezimiennych, do tej metamorfozy by nie doszło. Niemniej w dziejach górnośląskiej industrializacji i urbanizacji zapisało się kilka wybitnych osób. O ludziach tych śmiało można powiedzieć, że ukształtowali Górny Śląsk.

Dwaj książęta i Ordunek Gorny

Nie byłoby górnośląskiego górnictwa kruszcowego w nowożytnym wydaniu, gdyby nie akt prawny, jaki wydał w 1528 roku książę opolski Jan II Dobry. Piszemy "nowożytnym", gdyż eksploatacja śląskich złóż srebra i ołowiu datuje się już od średniowiecza, jednak u jego schyłku złoty, a raczej srebrny interes, jaki kręcił się na śląsko-małopolskim pograniczu co najmniej od XII wieku (a wyniki najnowszych badań sugerują, że nawet od wieku VIII), wydawał się już przeszłością. Na szczęście jednak odkryto nieznane wcześniej pokłady podziemnych bogactw i zaczęto otwierać nowe kopalnie. Powstało i zaczęło rozkwitać Tarnowskie Góry, nieprzypadkowo dorabiając się przydomka "miasta gwarków". Podziemne kruszce były - jak i dziś - własnością państwa. Prawa do nich posiadali ci, do których należała skrywająca je ziemia - wówczas królowie i książęta. Co rozumniejsi dogadywali się z chętnymi do eksploatacji kruszców gwarkami, zapewniając im warunki motywujące do pracy, a w zamian zyskując cenne źródło zasilania książęcej czy królewskiej szkatuły.

Tak właśnie uczynili książę opolski Jan Dobry oraz Jerzy Pobożny Hohenzollern-Ansbach, margrabia brandenburski. Pamiętamy na ogół o tym pierwszym, gdyż drugi, jako książę karniowski, zapisał się w historii głównie jako władca Śląska Opawskiego, w naszych czasach słabo obecnego w świadomości Ślązaków ze Śląska Górnego i Dolnego. A przecież rządził także bytomskim państwem stanowym, w tym i Tarnowskimi Górami.

Dwaj książęta, wydając swoje urzędowe akty gwareckie - akt wolności górniczej z 1526 i przede wszystkim Ordunek Gorny z roku 1528, sformalizowali system prawny, regulujący warunki pracy i wynagrodzenia w kopalniach rud srebra i ołowiu. System pomyślany mądrze, stawiający wymagania, wymuszający przestrzeganie przepisów, ale i gwarantujący obu stronom zyski. Te ostatnie były bardzo wymierne, czego widome świadectwo stanowił rozwój Tarnowskich Gór. XVI-wieczne prawo górnicze to też naszego dziedzictwa i kultury przemysłowej. Pamiętajmy więc o Janie Dobrym. Szczególnie zwiedzając wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO turystyczne podziemia górnicze Tarnowskich Gór - jedną z pereł Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego.

Georg von Giesche

Okolice Tarnowskich Góry z ich kopalniami długo pozostawały jednak tylko wyspą na sielskim krajobrazie Górnego Śląska, którego podstawami gospodarki były rolnictwo i handel, w przeważającej mierze lokalny. Zyski z handlu dalekosiężnego czerpało zaledwie kilka miast, przez które przebiegał wielki szlak handlowy z Rusi do Europy Zachodniej. Żadne z nich nie mogło się jednak równać bogactwem chociażby z prastolicą Śląska - Wrocławiem. Na początku XVIII wieku to właśnie z Wrocławia przyszedł impuls, który pchnął rozwój gospodarczy Górnego Śląska na nowe tory. Wrocławski kupiec Georg Giesche (jeszcze wtedy bez szlacheckiego "von") uzyskał u cesarza (Śląsk wchodził wtedy w skład Korony Czeskiej, tą zaś władali austriaccy Habsburgowie) przywilej na eksploatacje galmanu, czyli rud cynku. Pierwszą kopalnię galmanu Giesche otwarł w Bobrku, dzisiejszej dzielnicy Bytomia. Tak śląski galman popłynął do Europy. Dosłownie, gdyż do jego transportu wykorzystywano wygodne drogi wodne Wisły i Odry. Eksploatacja galmanu, prowadzona odkrywkowo, zaczęła zmieniać śląski krajobraz. A to był dopiero początek...

Pozostańmy jeszcze przy Georgu Giesche (od 112 r. von Giesche), który na wydobyciu górnośląskiego galmanu zbił fortunę. Interes kontynuował syn Friedrich Wilhelm - ostatni z rodu von Giesche. Po jego śmierci krewni - w 1860 roku powstała spółka Georg von Giesches Erben (pełna nazwa Bergwerksgesellschaft Georg von Giesches Erben), w tłumaczeniu na język polski Towarzystwo Górnicze Spadkobierców Jerzego von Giesche, a w skrócie Spadkobiercy Gieschego. Inwestując w kopalnie węgla kamiennego, kopalnie rud cynku i ołowiu oraz hutnictwo ołowiu i produkcję wyrobów cynkowych, a nawet (to już po I wojnie światowej) porcelany, firma wyrosła na jeden z największych koncernów przemysłowych na Śląsku.

To Spadkobiercy Gieschego - a ściślej Anton Uthemann, generalny dyrektor koncernu Georg von Giesches Erben - pozwolili rozwinąć skrzydła Georgowi i Emilowi Zillmannom, duetowi architektów, którzy zaprojektowali dwa jakże od siebie odmienne, lecz dziś nie bez racji uważane za kwintesencję śląskości osiedla Giszowiec i Nikiszowiec. Oba stanowią ważne punkty na Szlaku Zabytków Techniki.

Górnicze osiedle patronackie Giszowiec z początków XX wieku, Zillmannowie zaprojektowali inspirując się ideą miasta-ogrodu. Przepiękny Giszowiec - "za Niemca" Gieschewald - został poważnie okaleczony w czasach PRL-u, gdy w latach 70. wyburzono jego część pod budowę bloków Osiedla Staszica. To, co na szczęście ocalało, słusznie jest uważane za brylant nie tylko śląskiej, ale i europejskiej architektury.

Osiedle robotnicze Nikiszowiec (początkowo Nickischschacht), w odróżnieniu od domków Giszowca naśladujących chłopskie chaty, Zillmannowie zaprojektowali w formie miejskiej, zwartej zabudowy. Czytaj: familoków, wszelako zostały perfekcyjnie i funkcjonalnie rozplanowanych oraz solidnie zbudowanych, a do tego wyposażonych w szereg zaawansowanych na tle epoki udogodnień. Nikiszowiec jest obecnie pomnikiem historii, także oficjalnie - statut ten przyznał mu Prezydent RP w 2011 r.

Śląska trylogia filmowa Kazimierza Kutza nie byłaby trylogią bez swojej trzeciej części, "Paciorków jednego różańca", gdyby nie Giszowiec. A ściślej, gdyby nie głupi i bezwzględnie realizowany plan zniszczenia tego osiedla w czasach Edwarda Gierka i Zdzisława Grudnia. Dramat Karola Habryki, emerytowanego górnika sprzeciwiającego się wyburzeniu jego domu, to jeden z najlepszych filmów o Śląsku. Podobnie jak "Perła w koronie" Kutza. Fabułę tego z kolei filmu zainspirował międzywojenny strajk górników w kopalni "Giesche". Na niej też (nazywającej się już "Wieczorek") kręcono część zdjęć. Na Nikiszowcu powstawała także część ujęć "Angelusa" Lecha Majewskiego, filmu inspirowanego Grupą Janowską. Okultyzm, malarstwo, zjawisko kulturowe. Teofil Ociepka, Paweł Wróbel, Erwin Sówka i inni. Surrealizm, ale też jakże często zapis autentycznych lub przynajmniej możliwych scen z życia (i śmierci) śląskiej społeczności. Grupa artystów znana jako Koło Malarzy Nieprofesjonalnych nierozerwalnie jest związana z Giszowcem i Nikiszowcem, będąc ważną składową ich historii. I historii Górnego Śląska, w której nazwisko Giesche, mimo iż wygasłe jeszcze w XVIII wieku, zajmuje poczesne miejsce.

Friedrich Wilhelm von Reden

Rolę tego człowieka w rozwoju górnośląskiego przemysłu porównać można do koła zamachowego maszyny parowej, podobnej tej, która 19 stycznia 1788 r., dzięki niemu właśnie, z sykiem i łoskotem ruszyła w Tarnowskich Górach, jako jedna z pierwszych w kontynentalnej Europie. Nowoczesna maszyneria, która dała nazwę epoce pary, pierwotne zastosowanie na Śląsku znalazła przy odwadnianiu kopalnianych podziemi. Tarnogórska parowa pompa zaimponowała samemu Johannowi Wolfgangowi Goethemu, który odwiedziwszy Tarnowskie Góry w 1790 r. obwołał Redena "prawie geniuszem". A to był dopiero początek. Jako dyrektor Wyższego Urzędu i minister, starannie wykształcony Reden (nauki przyrodnicze na uniwersytecie w Getyndze, prawo ogólne i górnicze w Halle i Hanowerze) był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Tym bardziej, że swoje wykształcenie oraz wiedzę ostatecznie ukierunkował i ugruntował i w Anglii, nazywanej wówczas "Fabryką Świata". Podczas swojego tam pobytu zapoznał się nie tylko z potencjałem jej przemysłu, ale też z wykorzystywaną tam, a najnowocześniejszą wówczas technologią. Z entuzjazmem zaczął ją przeszczepiać na Górny Śląsk. Także bowiem rząd Prus potrzebował węgla i żelaza, dwóch zasadniczych paliw i produktów molocha rewolucji przemysłowej. Główne śląskie świątynie na cześć tego bożka wznosili więc ludzie Redena, arcykapłana tego szerzącego się zwycięsko kultu. Ze świątyń bodaj najznakomitszą była Königshütte (Huta "Królewska"), zaś z ludzi - John Baildon i Johann Friedrich Wedding, skądinąd huty tej ojcowie. Jej pierwsze trzy wielkie piece nazwano "Heinitz" (na cześć Friedricha Antona von Heynitza, pruskiego ministra i stryja Redena), "Reden" i "Wedding". Ale warto tez wspomnieć o Królewskiej Pruskiej Odlewni Żeliwa (Königlich Preussische Eisengiesserei) w Gliwicach, która założyli Reden z Baildonem. Zakład ten zapisał się w historii Niemiec tym, że to tam podczas wojen napoleońskich, w 1813 r. odlano pierwsze egzemplarze Żelaznego Krzyża - najwyższego pruskiego, a później niemieckiego odznaczenia wojskowego.

Reden i jego ludzie, z Baildonem i Weddingiem na czele, radykalnie i na wieki odmienili krajobraz wschodniej części Górnego Śląska. To za ich sprawą zaczęły w nim dominować hutnicze piece, wieże wyciągowe kopalnianych szybów i dymiące kominy. Za to, że przeciętny Polak nadal dziś uważa, iż "Śląsk to same kopalnie" (co nigdy nie było w pełni prawdą, a dziś, w epoce postindustrialnej świadczy tylko o nieznajomości tego Śląska), odpowiada rewolucja przemysłowa, której mesjaszem był na Śląsku hrabia Reden.

Guido Henckel von Donnersmarck - wpływowy Górnoślązak

Przemysłowych bogaczy na Górnym Śląsku nie brakowało: von Donnersmarckowie, von Ballestremowie, Schaffgotschowie, Hochbergowie, von Tiele-Wincklerowie... Dodajmy nieherbowego Karola Godulę vel Karla Godullę, ale trzon śląskich wielkich właścicieli przemysłu, tej industrialnej magnaterii, tworzyli autentyczni arystokraci. Ich kopalnie, huty i fabryki, które budowali, rozbudowywali i sprzedawali, zatrudniały setki tysięcy ludzi. Zamykali je także, bo (mimo charytatywnych gestów) o ich biznesowych decyzjach decydował rachunek ekonomiczny. Aczkolwiek dzięki racjonalnej trosce o siłę roboczą dla swoich zakładów i wydajność pracowników budowali im też domy, a nawet całe osiedla.

Z nich zaś najpierwszym i najbogatszym był książę (od 1901 r.) Guido Henckel von Donnersmarck, władający gigantycznym imperium przemysłowym i ziemskim, którego wartość w przededniu wybuchu I wojny światowej wynosiła 300 milionów marek.

Właśnie do niego należała znana świętochłowicka kopalnia, będąca dziś na Szlaku Zabytków Techniki, a której zmieniające się nazwy - "Deutschland", "Niemcy", a ostatecznie "Polska" - w jakiś sposób symbolizują perturbacje polityczne na Górnym Śląsku w XX wieku, . Podobnie było - jak nietrudno chyba się domyślić - z zabrzańską kopalnią "Guido", nazwaną na cześć właściciela. Z kolei jego nazwisko nosiła huta "Donnersmarck" w Zabrzu. Dodajmy hutę "Bethlen-Falva" w Świętochłowicach, hutę cynku "Guidotto" w Chwałowicach (dziś część Rybnika), kopalnie "Śląsk" w Chropaczowie (dziś dzielnicy Świętochłowic), "Donnersmarck" w Chwałowicach, "Karsten-Centrum" w Bytomiu i "Andaluzja" w Piekarach. Magnat inwestował tez w przemysł drzewny. Pod Kaletami funkcjonowała jego celulozownię a następnie papiernia. Szereg dalszych przedsiębiorstw Donnersmarcka funkcjonowało tez poza Śląskiem, a nawet poza granicami Niemiec, m.in. w Królestwie Polskim. Założona przezeń spółka akcyjna "Śląskie Kopalnie i Cynkownie" miała siedzibę w Lipinach (obecnie dzielnica Świętochłowic). Poza słynnym "Małym Wersalem" w Świerklańcu książę i drugą górnośląską rezydencją w Reptach, kolejne mieściły się w Berlinie, Rottach-Egern w Alpach Bawarskich, a nawet w Paryżu. Von Donnersmarck odgrywał aktywną rolę w pruskiej, a następnie niemieckiej polityce, i to na poziomie międzynarodowym. Na liście 10 najbogatszych Niemców z końca XIX wieku, z których 5 było Górnoślązakami, Guido Henckel von Donnersmarck figurował na drugiej pozycji. Lwią część tej fortuny zbudował dzięki swoim górnośląskim przedsiębiorstwom. Jest nie tylko najwybitniejszym przykładem śląskiego magnata przemysłowego. Von Donnersmarcka można zaliczyć do najbardziej wpływowych Ślązaków w dziejach. Ślady Donnersmarcków są na Śląsku uchwytne i dziś. Nie tylko zreszta Guida, ale i innych gałęzi rodu, bo było ich kilka.

Ludwig Schneider i wieże kościołów w śląskim krajobrazie

Ostatnia postać w naszym krótkim poczcie jest wyjątkowa. Wyjątkowa, gdyż niemal zapomniana. Mimo iż człowiek ten pozostawił swój ślad w nieomal każdym mieście aglomeracji śląskiej. Efektem urbanizacji było powstawanie nowych, dużych skupisk ludzkich. Wierni - na Górny Śląsku w większości katolicy, ale przecież nie tylko - potrzebowali świątyń. Niejeden z właścicieli zakładów przemysłowych (był wśród nich i Guido Henckel von Donnersmarck) z tych czy innych względów wychodził tej potrzebie naprzeciw i hojną ręką dokładał się do budowy kościołów, nieraz będących z góry zaplanowaną, integralną częścią urbanistycznych założeń, a w związku z tym nawet zaprojektowanych tak, by pomieściły przewidywaną liczbę wiernych.

Architektem, który zaprojektował najwięcej górnośląskich kościołów - prawie wszystkie z nich istnieją do dziś i nie wyobrażamy sobie bez nich perspektywy niejednej ulicy czy całej panoramy miasta - jest Ludwig Schneider. W jego mieszczącym się w Katowicach biurze projektowym powstały m.in. projekty kościołów w Katowicach-Załężu i Dębie, Piekarach Śląskich-Brzezinach i Brzozowicach-Kamieniu, Bytomiu-Bobrku, Chorzowie-Batorym, Rudzie Śląskiej-Kochłowicach i Wirku, Gliwicach-Szobiszowicach, Mysłowicach-Brzezince i Dziećkowicach, Rybniku, Rydułtowach, Siemianowicach Śląskich-Michałkowicach, Tarnowskich Górach-Starych Tarnowicach, Wodzisławiu Śląskim, Raciborzu-Starej Wsi i Sudole. A ponadto np. w Goczałkowicach-Zdroju, Bojszowach, Brzeźcach, Kuźni Raciborskiej, Koszęcinie. Wspomnijmy też o kilku kościołach przebudowanych przez Schneidera, jak te w Chorzowie, Katowicach-Bogucicach i Załężu, Siemianowicach Śląskich-Michałkowicach, Chorzowie, Tarnowskich Górach, Piekarach Śląskich.-Dąbrówce Wielkiej czy Gliwicach-Bojkowie (Szywałdzie/Schönwaldzie. Schneider projektował również kaplice i plebanie, klasztory i domy opieki. A architektura sakralna to nie wszystko, dodajmy kamienice oraz wille mieszczańskie, m.in. w ścisłym centrum Katowic. Na dokładkę Pałac Oskara Schöna w Sosnowcu.

W architekturze Schneider był przedstawicielem historyzmu - nurtu czerpiącego inspiracje z architektury minionych epok, jak romanizm, gotyk czy barok. Często więc ocenianego jako niezbyt twórczy czy wręcz wsteczny. Ale historyzm ma też swoich zwolenników i wręcz wielbicieli. Tym bardziej, że po upływie z górą wieku, jego liczne realizacje same stały się klasyką architektury. Wrosły w krajobraz niejednej śląskiej miejscowości do tego stopnia, że stały się jego tradycyjnym, trwałym od pokoleń elementem. Jednak ich twórca to dziś architekt w dużej mierze zapomniany, a przecież Schneider wart jest docenienia i pamięci. I umieszczenia wśród ludzi, którzy stworzyli Górny Śląsk, jaki znamy.

Karol Godula

Może Cię zainteresować:

Cyrograf Goduli. Podpisy tych, z których woli powstał i funkcjonował górnośląski przemysł

Autor: Tomasz Borówka

08/11/2023

Industriada 01

Może Cię zainteresować:

Całe województwo na pomarańczowo w ten weekend! Industriada, czyli Święto Szlaku Zabytków Techniki. Rozruch 16 czerwca w Rybniku, multum imprez 17 czerwca w prawie 30 miejscowościach

Autor: Katarzyna Pachelska

15/06/2023

Mysłowice Huta Zofia

Może Cię zainteresować:

Od srebra i ołowiu do Szlaku Zabytków Techniki. Pięć decydujących momentów w przemysłowej historii Śląska

Autor: Tomasz Borówka

16/06/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon