Partnerem cyklu tekstów o Francji na Śląsku jest Grupa Pietrzak, śląski dealer samochodowy
Renówka – obiekt westchnień i pożądania
W czasach, gdy polskie ulice pachniały mieszanką oleju dwusuwowego i marzeń o Zachodzie, pojawienie się Renault 4 i Renault 5 było jak powiew Paryża wśród blokowisk. Choć nigdy nie były samochodami masowymi w Polsce Ludowej, ich obecność budziła emocje, zazdrość i ciche westchnienia. Dziś wracają – w wersji elektrycznej – jako ikony stylu i nostalgii. Ale zanim o tym, wróćmy do czasów Gomułki i Gierka.
Renault 4: francuski pragmatyzm w erze Trabanta
Renault 4, znany też jako „czwórka” lub „4L”, zadebiutował w 1961 roku jako odpowiedź na Citroëna 2CV. We Francji był samochodem dla każdego: rolnika, nauczycielki, paryskiego listonosza... W Polsce – dla nielicznych szczęśliwców, którzy mieli dostęp do dewiz, kontaktów zagranicznych albo pracowali w dyplomacji. W czasach, gdy prywatny Volkswagen Garbus był równie osiągalny jak Księżyc dla sowieckich Sojuzów, a większość marzyła choćby o syrence, Renault 4 jawił się jak wehikuł z innego świata.
To auto miało w sobie coś z francuskiej nonszalancji – nie epatowało mocą, ale oferowało coś znacznie cenniejszego: wygodę, funkcjonalność i styl. Przedni napęd, który wówczas był nowinką, zapewniał lepszą trakcję na śliskich, nierównych drogach. Pięciodrzwiowe nadwozie typu hatchback pozwalało wygodnie zapakować rodzinę, zakupy i psa, a zawieszenie na drążkach skrętnych sprawiało, że jazda po śląskich dziurach przypominała raczej kołysanie niż podskakiwanie. Silniki – niewielkie, od 600 do 1100 cm³ – były oszczędne, ale wystarczające do miejskiej jazdy, a przy tym nie hałasowały jak dwusuwowe jednostki trabanta.
Na Śląsku, gdzie robotnicze osiedla towarzyszyły przemysłowej codzienności, R4 był jak kolorowy ptak. Parkując obok Warszawy czy Żuka, wyglądał jak gość z jakiejś równoległej rzeczywistości (poniekąd zresztą tak było) – i budził zazdrość. Jego posiadacze mogli imponować sąsiadom nie tylko zachodnim pochodzeniem auta, ale też jego praktycznością: składane siedzenia, płaska podłoga, łatwy dostęp do bagażnika. To był samochód, który nie tylko jeździł, ale też opowiadał historie o podróżach, atrakcyjnych znajomościach, świecie jakże innym od gomułkowskiej szarzyzny.
Renault 5: miejski spryciarz z duszą sportowca
Gdy w 1972 roku na scenę wkroczył Renault 5, Polska właśnie wchodziła w epokę Edwarda Gierka. Zachód był coraz bliżej, a Mały Fiat 126p zaczynał swoją dominację na drogach. R5 był odpowiedzią Francji na potrzeby miejskiego kierowcy – kompaktowy, zwinny, ale z potencjałem, który sięgał daleko poza miejskie ronda.
Jego nadwozie typu hatchback, z charakterystycznym ściętym tyłem, wyglądało nowocześnie i dynamicznie. Wnętrze, mimo niewielkich rozmiarów, zaskakiwało przestronnością i wygodą. Silniki zaczynały się od 800 cm³, ale to wersje Alpine i Turbo robiły prawdziwą furorę – nie tylko na rajdowych trasach, ale też w wyobraźni kierowców. Renault 5 był samochodem, który potrafił być grzeczny w mieście i zadziorny na zakrętach. Jego aerodynamika była imponująca jak na tamte czasy – współczynnik oporu wynosił zaledwie 0,37, co przekładało się na niskie spalanie i zaskakującą dynamikę.
W Polsce R5 był rzadkością, ale jego obecność – choćby w gazetach, na zdjęciach z Zachodu czy też autorstwa członków rodziny bywających z RFN – budziła emocje. Wersje sportowe, jak Alpine Turbo, były jak Ferrari dla klasy średniej. Zapewniały osiągi, styl, prestiż... Na tle Małego Fiata, który był wszędzie, R5 był jak indywidualista. Nie tylko wyglądał lepiej, ale też jeździł sprawniej, miał lepsze zawieszenie i nie przypominał puszki po konserwach.
Legendy wracają... jako elektryki
Renault 4 i Renault 5 przeszły do historii nie tylko jako samochody, ale jako symbole epoki. Ich prostota, niezawodność i styl sprawiły, że dziś są obiektami kultu – zarówno wśród kolekcjonerów, jak i fanów retro designu. I właśnie ta kultowość sprawiła, że Renault postanowiło wskrzesić legendy. Tym razem w wersji elektrycznej.
Elektryczny Renault 4 E-Tech zachowuje ducha oryginału, oferując retrofuturystyczny design i pełną funkcjonalność crossovera. A przy tym prostotę, funkcjonalność i francuski wdzięk. Także Renault 5 E-Tech Electric, nowoczesny samochód stylizowany na klasyka, z zasięgiem do 400 kilometrów i mocą 150 koni mechanicznych, łączy ducha dawnych lat z technologią przyszłości. Oba modele oferują nie tylko design retro, ale też bogate wyposażenie, jak usługi Google, wirtualny asystent Reno czy dwukierunkowa ładowarka. Powrót tych modeli to nie marketingowy trik, ale dowód, że styl, funkcjonalność i emocje nie starzeją się nigdy.
Francuska nuta w polskim krajobrazie
Renault 4 i Renault 5 były jak nuty Edith Piaf wśród marszów wojskowych – inne, lżejsze, bardziej osobiste. W czasach PRL-u budziły pożądanie, dziś budzą nostalgię. Ich elektryczny powrót to nie tylko sentymentalny ukłon wobec przeszłości, ale też zaproszenie do przyszłości, w której styl i pamięć idą w parze z technologią.

Może Cię zainteresować:
Francuzi na Górnym Śląsku. Z czołgami Renault FT i niełatwą misją do wykonania

Może Cię zainteresować: